Zakładam temat, może ktoś będzie chciał pogadać
2 miesiące temu urodziłam Łukaszka, cesarka na zimno - po krótkiej obserwacji w szpitalu. Long story short, kilka kropelek siary tuż po porodzie wypił, ale potem nie miałam mleka w ogóle przez kilka dni (cesarkowy standard, z tego co już wiem).
Po powrocie do domu przyszedł nawał i pierwsze problemy: pogryzione brodawki (wyszło w praniu, że trzeba było podciąć wędzidełko, szkoda że nikt w szpitalu od razu się nie zorientował, bo rana na jednej brodawce paprze mi się do dziś), awersja do karmienia przez ból przy przystawianiu, moje zagubienie: jak karmić, ile karmić itp.
Następnie przyszły zatory: a to w lewej, a to w prawej piersi. Ostatni zator nieźle mnie nastraszył, bo pierś przez jakieś 2 dni była opuchnięta, zrobiły się w niej twarde grudy, nie chciało z niej płynąć mleko, dzieciaczek miał trudności z jej ssaniem. Na szczęście w końcu rozładował sytuację. Zimne okłady też pomogły.
I pojawił się duży problem: dziecko przestało przybierać na wadze. Szczerze mówiąc, jestem spanikowana. Kiedy karmiłam go KPI + mieszanką, przyrosty miał świetne, wręcz za duże; teraz od kilku tygodni waga stanęła w miejscu, od momentu, kiedy chciałam przejść wyłącznie na pierś. Nie wiem, czy to przez moją skłonność do zastojów, czy przez niedomaganie poprzedniego laktatora, czy jakieś inne moje błędy w karmieniu.
Anyway, wizyta u lekarza/CDL zaliczona. Teraz wyprowadzam sprawy na prostą - leczę brodawkę i rozkręcam laktację. Kupiłam laktator muszlowy od Medeli, właśnie jestem przed jego pierwszym użyciem; na razie dokarmiam maluszka mieszanką, małe "noworodkowe" porcyjki po każdym karmieniu piersią, żeby w ogóle zaczął znowu rosnąć.
Jak ktoś ma podobne problemy, możemy się wspierać; za każde dobre słowo i pociechę będę bardzo wdzięczna

bo to strasznie trudny dla mnie czas.