Witajcie Kobietki,
Mam 32 lata i od września 2018 roku staramy się o dziecko.
W 3/2018 zdiagnozowano u mnie rzadką postać przewlekłej białaczki ... , przyznam, że przeszłam dość mocne załamanie.
Po kilku miesiącach zdobywania wiedzy na temat mojej choroby i rozmowy z hematologiem, dowiedziałam się, ze choroba "nie zaraża" i nie ma możliwosci "zarażenie" dziecka.
Słowo zarażenie specjalnie piszę z cudzysłowiem, gdyż białaczki nie są chorobami zakaźnymi.
Liczne opracowania wskazują, ze ciąża POPRAWIA nawet morfologię na czas ciąży, co jest bardzo pozytywne.
Do do czego zmierzam ...
Lekarz zalecił, aby szybko starać się o dzidziusia, dopóki moje wyniki są "niezłe" i nie wdrażamy leczenia.
Aby nie zwlekać, odwiedzałam lekarzy i zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy, którą obecnie mam na poziomie 1,03.
Dodatkowo wyszła mi wysoka PRL (42, gdzie norma wynosi do 29) - dostałam bromergon 0,5 tabl na noc.
Teraz kolejna załamka...wdrożyłam monitoring cyklu i co..? Pęcherzyki nie pękają
((((
Powoli tracę nadzieję i ogarnia mnie dół, ze ciagle coś nie tak, nawet w takiej kwestii
Ginekolog twierdzi, ze w kolejnym cyklu, wzdrożymy zastrzyki na pęknięcie.
Powiedzcie mi proszę, czy któraś z Was przeszła podobną drogę, która zakończyła się pomyślnie?