Dziewczyny, to mój pierwszy cykl od kiedy zaczęłam mierzyć temperaturę. Przybliżę Wam mniej więcej mój przypadek i proszę o rady bardziej doświadczonych. Z mężem staramy się o dziecko już długi czas. Mam już syna, który urodził się w czerwcu 2016 i od tamtego czasu aż do 9 maja tego roku nie miałam okresu, więc marne były szanse na zajście w ciążę (ale wiem, że niemożliwe). Karmiłam piersią i dopiero teraz jak zlikwidowałam karmienia nocne to okres po dwóch tygodniach wrócił. Zaczęłam więc mierzyć temperaturę i żadnych skoków nie odnotowałam. Codziennie 35,9-36,0..
7 dc 36,3
8 dc 36,1
9 dc 36,0
10 dc 35,9
11 dc 35,9
12 dc 35,9
13 dc 35,8
14 dc 36,0
15 dc (dzisiaj) 36,1
Jak widać nie wygląda to zbyt obiecująco. Zdaję sobie sprawę, że okres jeszcze nie oznacza regularnej i pięknej owulacji.
Przedwczoraj jednak zauważyłam śluz przezroczysty i rozciągliwy (ale bardzo mało), od 5 dni robię też testy owulacyjne i nie do końca wiem jak mam interpretować wyniki. Bo 10 dnia pojawiła się tylko kreska kontrolna, 11 dnia ledwie zauważalna kreska testowa i mocna kontrolna, 12 dnia tak samo jak w 11 dniu, 13 dnia chyba najmocniejsza kreska testowa i kontrolna (ale spora różnica między nimi i ogólnie słabo się odznaczała ta kreska testowa), wczoraj i dzisiaj ledwie widoczne kreski testowe. Czy uważacie, że owulacja była? Czy gdyby nie było owulacji to ta druga kreska w ogóle by się nie pojawiła? Nie jestem pewna czy testy pokazują dwoma kreskami, że owulacja gdzieś tam czyha, a gdyby był cykl bezowulacyjny to po prostu cały czas pokazywałaby się tylko kreska kontrolna?
Mam nadzieję, że doradzicie coś i spojrzycie na to z boku..