a mi się przypomina I trymestr.....od tygodnia, wymioty, niestrawność....ehhh zmęczenie;/
jak to możliwe??
do tego nasza czkawka jest już kilkukrotna w ciągu doby nieraz 3-4 razy:D ale jest słodka:)
Malutka dokazuje ze środka, ma swoje ulubione pory:)
najlepszą porą jest godzina 21 kiedy mama powoli szykuje się do spania:)
z fajnych rzeczy jeszcze to zamówiliśmy wózeczek:) x-lander X-move:) z najnowszej kolekcji:) jestem podjarana nim strasznie:D no i pościel do nas już idzie taka szyta na zamówienie:)
jak będę mieć wszystko w domku to się pochwalę
ogólnie jesteśmy już zwarci i gotowi:) 2 miesiące w końcu nam zostało:)
pokoik jeszcze do pomalowania a puki co jest urządzony i zamknięty na kluczyk:)
mąż wczoraj skończył malować kołyskę wygląda ślicznie w porównaniu do tego co było:) na razie stoi w garażu ale poczekam na cieplejsze dni i wystawię ją na balkon albo na taras aby się wywietrzyła przed przyjazdem lokatorki:)
no i bardzo chciałabym się zaopatrzyć w chustę taką od pierwszych dni życia. ale zupełnie nie wiem czym sie kierować, tyle tego w sieci jest....najchętniej kupiłabym jakąś używaną sprawdzoną, ale nawet nie wiem kto mógłby mnie nauczyć jej wiązania;/
no nic, teraz mam dwa miesiące więc jak będzie mi się nudziło to się i chustą zajmę
bardzo kocham ten swój brzuszek:) a raczej jego zawartość
w ostatnim czasie strasznie źle się czułam, wymioty były zaskakująco silne, osłabienie i w ogóle przypomniał mi się szybciutko pierwszy trymestr. ale po kilku dniach objawy zniknęły i znów czuję się dobrze:)
znajomi twierdzą że to mała się przekręciła głową w dół stąd takie samopoczucie, nie wiem ile w tym prawdy ale kilka dni temu byłam na usg i rzeczywiście już była fiknięta do góry nóżkami:D
bardzo się cieszę i mam nadzieję że tak już zostanie do końca:)
wiecie co?? to już tylko 8 tygodni zostało!!! matko i córko:) toż to niewiele!!!
w tym tygodniu zabieramy się za odświeżenie ściany w pokoju małej no i dziś mamy odebrać wózeczek:)
muszę wreszczie dokończyć karuzelkę i zakupić fotel do karmienia:)
czas leci mi nieubłaganie, zupełnie inaczej niż w pierwszej ciąży:)
aaa i jeszcze na walentynki wybieramy się na zabawę karnawałową mam zamiar troszkę się zabawić
p.s. dziś już wiem że będę tęsknić za tym moim słonikowym wyglądem:D choć coraz częściej myślę o tym jak już będziemy wszyscy razem w domu:)
jak będziemy funkcjonować, czy Jagoda będzie grzeczna czy może nie:) gdzie będziemy spacerować, na której kanapie będziemy spędzać przedpołudnia i jak bedą wyglądały noce:)
przez całą ciążę byłam zdecydowana na jeden konkretny model aż tu nagle AMY podsunęła lina do tego wózeczka i od tamtej pory spędzał mi sen z powiek:)
no i go mam!!!
zrobiłam listę za i przeciw i jednak wybrałam jego:)
po pierwsze mieszkam na wsi więc pompowane koła, jak najbardziej.
mieszkam w domu jednorodzinnym więc waga nie gra roli, mamy duży samochód więc i gabaryty które po złożeniu wcale duże nie są nie były problemem,
no i gondola:) nie rodzę na zimę więc na wielkości mi nie zależało:) nie jest duża jak w innych wózkach ale mała też nie jest:) na pewno do przesiadki na spacerówkę mi w zupełności wystarczy:)
gondolę wybrałam jasną, gdyż bardzo mi się podobała<przy starszej córce tez miałam beż-przypadek czy może taki gust? Jagoda będzie malusia więc jej nie będzie brudziła:) no chyba że ja ją wybrudzę
spacerówka khaki:) na zimę w sam raz:) spacerówka montowana przodem lub tyłem do kierunku jazdy:) przedłużana budka co jest na pewno duużym plusem:) wiele fajnych,nowoczesnych i prostych rozwiązań do tego zestawu wybrałam fajny śpiworek w kolorze COSMIC czyli taki biało czarny, fajne rozwiązanie na zimę, idealnie ten śpiworek się mocuje na spacerówce, dziurki na pasy, dodatkowe zaczepy sprawiają że śpiworek nie lata, no i nie wiedziałam że śpiworek obejmuje całe dziecko, myślałam że jest tylko na nóżki a tu taka niespodzianka:)
no i fotelik:) na początku obawiałam się że zbyt szybko go może wybrałam, że mogłam się porozglądać ale teraz wiem że dobrze wybrałam:)
ale nie będę się już rozpisywała:)
a tutaj obiecana pościel:)
i literki
p.s proszę nie patrzeć na kolor ściany, jest do przemalowania na jasny popiel:) ale to w przyszłym tygodniu:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lutego 2015, 13:33
jest nam już ciężko, mój brzuch jest duży, moja dysplazja stawów biodrowych daje o sobie znać. wieczorami jest najgorzej, przez dzień jeszcze ujdzie.
moja kruszynka główeczką na dół, dupkę ma usadowioną po prawej stronie żeber i nóżkami przebiera po lewej:) ale najczęściej czuję to małe dupsko wypychające się
zgaga chwilowo mnie opuściła:) chodzę, plątam się po domu, sprzątam, układam przekładam....
już niedługo, jeszcze chwila i nie usiądę sobie na dupie:)
zaczynam powoli zastanawiać się jak będzie wyglądał mój poród, jak karmienie, jak będziemy funkcjonować w domu i gdzie będziemy spędzać najwięcej czasu:)
sny też już mam ukierunkowane na macierzyństwo-wcześniej był sam sex;)
udało nam się zrealizować plan wykończenia pokoiku:) kosztowało mnie to o ból kręgosłupa i o stanie na nogach prawie 3 godziny ale warto było:) jeszcze fotela do karmienia brakuje:) no i córki:D
p.s. od dwóch dni strasznie piecze mnie skóra w jednym miejscu, tam gdzie w święta oparzyłam się blachą z piekarnika;/ została blizna niewielka i boję się że właśnie tam strzelę-no trudno trzeba się obserwować....
ostatnią rzeczą jaką muszę zrobić to wyprać ubranka:) ale na to mam jeszcze troszkę czasu:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2015, 19:23
na dodatek od wczoraj przeglądnęłam wszystkie filmiki i zdjęcia starszej córy od urodzin:) taaak mi się zapragnęło już tulić ta małą kruszyneczkę i oglądać ją z każdej strony:D
to już zaczynamy 34 tydzień 33t1dc dzisiaj:)
czuję się już coraz ciężej, ostatkami sił chodzę na długie spacery, sapię przy byle okazji, dużo poleguję i podsypiam w ciągu dnia, po prostu czuję że muszę.
troszke martwię się tym nie ruszaniem ale wierzę że tak jak i kiedys tak i teraz po porodzie dostanę takiego powera że będę gonić jak meserszmit:D
do tej pory nie zaczepiałam "brzuszka" bo uważam że nie ma co do dziecka "zygać" ale teraz od paru dni odkąd wyraźnie widze na co młoda reaguje, każdy mój dotyk albo podrapanie się jest odwzajemnione:) podoba mi się jak ma czkawkę, albo jak się rusza dość intensywnie a za chwilę cisza i co? czkawka:D
myślę co tu jeszcze mi brakuje, czy w ogóle coś brakuje i zastanawiam się kiedy rozpocząć pranie tych małych szmatek:)
mąż coraz częściej pyta czy na pewno nie powinnam rodzić wczesniej:) mój brzuch jest już na prawdę spory:)
aaaa a do pokoiku dorobiłam jeszcze śliczne pompony tiulowe:) strasznie fajny gadżet, tani w wykonaniu i łatwy:)
co tu dużo pisać, jest mi ciężko, boli pipka a raczej jej kości, chodzę jak pingwin, sapię jak lokomotywa:)
ahh te uroki ciąży:)
młoda fika, czka, i ogólnie jest kochana:)
starsza zapytana o co poprosiłaby złotą rybkę jakby ją miała odpowiedziała: aby się już urodziła nasza dziewczynka
tak że czekamy sobie spokojnie jeszcze te parę tygodni:)
ciężko oj ciężko się zaczyna robić, ale kto jak nie my?? damy radę
mamy już wszytko gotowe:)
byłyśmy też na wizycie ostatnio:)
mała waży 2470g i siedzi sobie jeszcze wysoko:) wszystkie przepływy w normie,kocham mojego ginekologa:) tak mi wszystko ładnie opowiada że na prawdę nie mam potem więcej pytań
kolejna wizyta 13 marca:)
a tutaj moja słodka pysiam jak nie lubię zdjęć 3d tak to mi się na prawdę podoba:)
i jej domek:)
ajjj wahania nastroju mam:(
dziś wyjątkowo wisielczy humor mi dopisuje.
ostatnie dwa dni były piękne, czytałam sobie książkę na tarasie, opalałam nosek:)
ale jakoś tak nie umiem sobie miejsca znaleźć, przeraża mnie to że dni lecą nie wiadomo na czym, że ja nie myślę o porodzie, w ogóle jakby to była rzecz daleka jeszcze do realizacji a przecież zostało tak niewiele czasu...
zaczęły mi puchnąć śmiesznie ręce i stopy:) zauważyłam to szczególnie jak dłużej posiedziałam na słońcu i było mi bardzo ciepło, takie serdelki się zrobiły:)
Jagódka aktywna, rozpiera mi prawą część mojego brzucha:)
jest słodziutka, budzi mnie swoimi wyraźnymi harcami pod skórą
u nas wszystko dobrze:)
wcale nie spieszy mi się do rozwiązania, jest mi dobrze tak jak jest:) odpoczywamy, troszkę się poruszamy, nawet ogród dziś oporządziłyśmy:) przed porodem czuję błogi spokój, nie przeżywam:) oczywiście ciesze się że już blisko i czuję lekką nutkę podniecenia:)
ale wcale nie jest tak że nie mogę się doczekać wiem że na dniach i tak się sytuacja rozwiąże, że zobaczę swoją córeczkę i będziemy mogły się uczyć siebie na wzajem:)
w pierwszej ciązy byłam pod koniec bardziej niecierpliwa a teraz chyba inaczej przeżywam-bardziej dojrzale:)
czuję się 200% kobietą w tym stanie i bardzo bym chciała aby to uczucie towarzyszyło mi po porodzie:)
buziaki dla wszystkich zniecierpliwionych:D na końcówkach ciąż i nie tylko;)
hm....zawsze przez cały tydzień jak czekam na wpis mam tyle do napisania a jak przychodzi co do czego to w głowie pustka:)
no to z najważniejszych rzeczy to w sobotę(16 dni przed terminem) obniżył mi się brzuch. wszystkie znaki na niebie i ziemi o tym mówią począwszy od dziwnego ułożenia brzucha przy siedzeniu-jest wręcz między nogami, po łatwiejsze oddychanie, i jakieś takie większe kaczkowate poruszanie.
zaczynają się skurcze BH i to już takie mocniejsze, brzuch twardnieje jak skała po kilkanaście razy na dzień.
Malutka na ostatniej wizycie ważyła prawie 3200g więc jestem ciekawa ile ważyć będzie w piątek bo mam nadzieję że to już ostatnia wizyta przed godziną zero:)
od kilku dni popijam napar z liści malin oraz łykam wiesiołka:) podobno nie tyle przyspieszają termin porodu co akcja porodowa przebiega sprawniej:) nawet jeśli nie to moja podświadomość z tą informacją czuje się bajecznie:D
jak dziś pamiętam góry witamin i różnych wspomagaczy byleby tylko zajść w ciążę a teraz biorę wspomagacze przygotowujące mnie do porodu, to taka wielka przepaść ale za to jaka cudowna.
i uświadamiam sobie coraz mocniej że chyba będę płakać za brzuchem. a raczej za jego zawartością. teraz czuję się taka spełniona, spokojna, szczęśliwa a potem co? ma zniknąć? zostać flak? ale że jak? ja wiem że będę miała dzidziusia już przy sobie ale ten brzuch.....ojej....kończę bo się zaraz rozpłacze:)
moje hormony są nieocenione:)
aaaaa i co jeszcze:D przez ostatnie dni mąż codziennie masuje mi plecy, boshhhh jaki relax:D
no i puchną mi stopy i dłonie:) ale to norma na końcówce raczej
witam się ze szpitalnego łóżka.....
malutka od wczoraj nie ruszała się nic a nic, żadne sposoby pobudzenia jej nie działały.
dziś postanowiłam to sprawdzić i zatrzymano nas na obserwację.
jest dobrze, ktg 3 razy dziennie....mam nadzieję wyjść przed świętami bo zapisy są ładne.
brzuszek spina się coraz bardziej, powróciła mi zgaga!!! zaczął się katar nie wiadomo czym spowodowany, nie czuję się przeziębiona ani nic z tych rzeczy.
po badaniu usg wszystko jeszcze wysoko, główka sobie lawiruje jeszcze, czyli nie jest w kanale:) ale podobno przy kolejnej ciązy może zejść dopiero tuż przed porodem.
szyjka twarda i w miarę długa jak na ten etap.
Jaga dziś ważyła około 3500:) klocuszek mały:)
no więc czekamy nadal, spokojne, gotowe choć chyba nie zdające sobie sprawy do końca że to już niebawem!!
buziaki dla wszystkich :*
najadłam się strachu ale każdy zapis ktg w porządku więc się wypisuję własnie
noc koszmarna, nie dało się spać, te ostatnie dni chcę w domu spędzić
Karola a no uparciucha mam małego:)
Wera heheh czyli trzymaj się mnie:D urodzisz wtedy co ja więc się nie nastawiaj nawet na wcześniejszy poród-obstawiam że pójdziemy po terminie:D
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2015, 08:59
moje 3440g i 53 cm szczęścia urodzone o 10.00 dnia 8.04.2015
poród bajeczka, sam koniec tylko hard:P
rodziłam w wodzie:) cudownie się rodzi w wannie:)
straszny cycoch mi przypadł w udziale dlatego dopiero pisze:) no i jest baaardzo absorbująca:) dopiero teraz mam chwilę bo śpi:)
maz zdazył na ostatnie pol godziny:) urodziła bym wczesniej bo wszystko ładnie szło ale czekaliśmy z dawką oxy na męża bo biedny ze służby wracał
tak że mój poród od wczoraj wspomina cały oddział
jak się ogarnę w domku to napiszę coś więcej:)
Szkoda było by mi tego nie zrobić bo wiem jak szybko umykają te szczegóły, te ważne chwile związane z tym niezapomnianym wydarzeniem.
Poród starszej córki Mai pamiętam już nie zbyt dobrze i czasem żałuję, że nigdzie sobie go nie zapisałam, bo mimo że był bardzo chaotyczny, kosztował mnie wiele wysiłku i trwał wiele godzin to był magiczny.
A więc do rzeczy
Cała ciąża była dla mnie pięknym doświadczeniem, z niecierpliwością ale i już ze spokojem i mega świadomością podchodziłam do każdej jej części
Chyba najwięcej emocji wzbudził we mnie czas kiedy miałam poznać płeć mojego dziecka, gdzieś podświadomość mi podpowiadała że fajnie jakby był chłopiec ale gdy w 22 tygodniu okazało się że to dziewczynka to najpierw było małe rozczarowanie a potem czyli zanim z wizyty dotarłam do domu już nie brałam innej opcji pod uwagę w końcu nosiłam pod sercem drugą księżniczkę malutką perełkę do której przestałam zwracać się bezosobowo. Nareszcie
I tygodnie mijały w błogim rytmie…..a zegar tykał, odliczał czas, dni, godziny do powitania na świecie naszej córeczki.
Cały czas podświadomie byłam nastawiona że przenoszę, przynajmniej te 5 dni które przenosiłam starszą córeczkę. I w sumie fajne to było nastawienie bo nie niecierpliwiłam się zbytnio jak zbliżał się termin ani jak przekroczyłam magiczny 40 tydzień
W sumie nie miałam kiedy się niecierpliwić bo….. bo cała akcja zaczęła się na dzień przed wyznaczonym terminem. Zagłębiałam się w internecie szukając naturalnych sposobów przyspieszenie porodu, zaczęłam pić napar z liści malin oraz wdrożyłam wiesiołka który podobno ma działanie podobne do nasienia troszkę brałam to z przymrużeniem oka ale nie powiem działało to pozytywnie na moje placebo
No ale najważniejszym sposobem był dla mnie sex! Tylko jak przekonać do niego męża skoro ten wymazał to słowo już kilka miesięcy temu ze swojej głowy w obawie przed zrobieniem krzywdy dziecku;) niestety wielu facetom ciężko jest wytłumaczyć że nic się nie stanie, ale rozumie, dyskomfort psychiczny działa. Mój stwierdził że to nie humanitarne
Ale postanowiłam nie odpuszczać udało się! Co prawda po paru dniach zdecydował się pomóc dzień przed terminem do tego potem masaż sutków chyba godzinny i…….
I wiecie co? W nocy zaczęły się skurcze, mocne ale dość nie regularne, zaczęłam je liczyć na komórce, trwały 4 godziny, miałam stres szczególnie że mój zawodowy żołnierz o 6 rano wybywał na 24 godzinną służbę…no to pięknie, jak ja wytrzymam cały dzień, noc i jeszcze ranek?? Nic z tego!
Ale skurcze o 5 rano pozwoliły zasnąć…fałszywy alarm…..
Cały kolejny dzień jak męża nie było miałam jakiś osowiały, bolało mnie podbrzusze, zaczęło się uczucie rozpierania na dole, polegiwałam przez cały dzień, z trudem ale dzielnie odebrałam córkę z przedszkola i dalej polegiwałam, już dziś nie zdecydowałam się na masaż sutków;) a w południe odszedł mi kawałek czopa, właściwie połowa, podbarwiony krwią. Zadzwoniłam do mojego lekarza i kazał czekać w domu na rozwój wydarzeń i powiedział tylko że dobrze trafiłam bo dziś i jutro ma dyżur;) już byłam mocno podekscytowana, nie mogłam sobie miejsca znaleźć.
Wieczorem umyłyśmy się z młodą, położyłyśmy i zasnęłyśmy…..równo 1 w nocy zaczęła się powtórka nocy poprzedniej. Znowu pomyślałam, że to pewnie fałszywy alarm i pomęczy mnie tak jeszcze kilka nocy, ale nic z tego, bo mimo że nieregularne to coraz boleśniejsze były moje skurcze, momentami już wychodziłam z łóżka żeby córki nie obudzić aż w końcu postanowiłam zejść na dół i tam sobie już spokojnie wzięłam prysznic po którym jeszcze bardziej rozregulowały się skurcze, ale powróciły.
Zmówiłam koło 3 w nocy swoją modlitwę którą zaczęłam odmawiać w dzień ojca i robię to codziennie, najpierw za cud poczęcia a potem za całą ciążę no i mam ją odmawiać równo rok, teraz robię to za cud narodzin i zdrowie dla małej no więc zmówiłam tą modlitwę, na przemian na stojąco, opierając się o łóżeczko nienarodzonej walcząc z bolesnymi skurczami….
A męża nie ma! Ma być dopiero o 9 rano ale czułam że nie dociągnę do jego przyjazdu.
Dopakowałam torbę i czekałam, próbowałam zasnąć ale się nie dało, raz zasnęłam po 5 na 20 minut ale jak obudził mnie kolejny skurcz i reszta czopa na papierze toaletowym postanowiłam zadzwonić po moich rodziców(jak to dobrze że akurat tato przyjechał na kilka dni z Niemiec!!! Bo inaczej musiałabym najpierw zawieźć córkę do mamy i sama dymać 12 km do szpitala;)
O 6 przyjechali rodzice, mojej córce też udzielił się ten moment, nie mogła już od 5 właściwie spać, popłakała troszkę i położyła się do łóżka bo do przedszkola niebawem trzeba było wstawać. Więcej nie wiem co się działo w domu bo pojechałam, w samochodzie jeden skurcz silny, potem w windzie na porodówkę drugi i tyle…..trzeci był w trakcie wypełniania papierów do przyjęcia do szpitala.
Pielęgniarka coś szeptała że chyba to fałszywy alarm bo tylko jeden skurcz widziała mocny u mnie….myślę o nie, jak to ma być fałszywy alarm to ja chyba umrę do porodu
Nic z tego przyszedł lekarz, zbadał mnie – 6 cm rozwarcia, szacowana waga dziecka 3600g, na porodówkę maszerujemy
Chciała mnie położna położyć z jakąś inną dziewczyną chyba na Sali porodów oczekujących na to ja wielkie oczy i pytam co będzie jak mój mąż dojedzie? A dojedzie?? Oczywiście a to już inna gadka, dostałam salę porodów rodzinnych, z wanną, pozwolenie na rodzenie w niej i zostałam podłączona do ktg, była godzina 7 rano. Na ktg zero skurczów, no nie…..powiedziano że przejdę do Sali porodów oczekujących, dopadło mnie zwątpienie….ale zbadała mnie moja położna i jest postęp! 8 cm aaaaa ucieszyłam się ale kurka!!! Z jednej strony się cieszyłam ale z drugiej obawiałam się że nie doczekam do przyjazdu męża a to tylko 2 godzinki!!!
Uwolniono mnie spod ktg, napuszczono wody do wanny i pozwolono mi na swobodne poruszanie….zanim napuściła się woda to troszkę pochodziłam, w międzyczasie skurcze się pojawiły, później relaks w wodzie ahhh jakie fajne uczucie, położna porozmawiała ze mną, opowiedziała o zaletach porodu we wodzie i wprowadziła taką fajną luźną atmosferę.
Minęło pół godziny, musiałam wyjść z wanny, w między czasie piłka na której trochę poskakałam i przyszła komisja która podjęła decyzję że podadzą mi oxy na sprawniejszą akcję, no dobra wszystko fajnie ale kurka! Nie ma męża!!! Jeszcze godzinę muszę wytrzymać! Jestem z nim na telefonie, będzie po 9….no nie….nie zdąży pomyślałam bo powiedziano mi że po oxy urodzę do pół godziny!
Poprosiłam czy możemy poczekać z tą oxy do przyjazdu męża zgodzili się dziś wiem że przez to mój poród był wspominany na całym oddziale potem
No więc czekam skurcze nadal nie regularne ale częste już, odchodzą wody, pochylam się przy każdym skurczu, przynosi mi to ukojenie, troszkę pojękuję ale w porównaniu z pierwszym porodem ten jest bajeczką, wszystko świadomie, nie ma utrat świadomości, zmęczenia, zwątpienia, jest za to motywacja, siła i nadzieja nie dość że czekam na córeczkę która niebawem będzie ze mną to jeszcze czekam na męża szaleństwo
Nie patrzyłam na zegarek, nie wiem co się działo w jakiej godzinie tylko jedną godzinę zapamiętałam dokładnie, ale o tym za chwilę
Dojechał mąż, ja już po raz drugi siedzę w wannie, jak się okazuje to już ostatni i wcale z tej wanny nie wyjdę od razu podpięto mi oxy, podano gaz, za który podziękowałam bo mnie irytował, zaczęły się poważne skurcze, właściwie jeden za drugim, bolało, a właściwie piekło! Mąż cały czas gładził mnie po ramieniu, trzymał za rękę….
Czemu piecze?! Położna spojrzała na mnie i mówi że do 10 się wyrobimy, spojrzałam na zegarek i ta godzina zapadła mi w pamięci, 9:40, pomyślałam cholera….w 20 minut? No to zobaczymy-pomyślałam:P
Wychodzi główka, dotykam, czuję że jest na niej pęcherz płodowy jeszcze, miękki i gruby między skurczami główka była w połowie, ogarnęła mnie panika, nie wiem czemu. Że ją uduszę? Że nie urodzę? Sama nie wiem.
Ciągle piekło mnie niemiłosiernie, już nawet skurcze były nie istotne bo to pieczenie było wręcz rozdzierające!
Wyszła główka jeeeeej co za uczucie, nagle przypływ świadomości! O rany to przecież moje dziecko! Za kilka chwil je przytulę!!! No więc prę znowu, bo dodam że poród w wannie różni się od innych tym że mogę przeć kiedy mam na to ochotę, kiedy organizm mi o tym sygnalizuje, nie muszę słuchać komend położnych, tu miała zadziałać sama natura.
Jest! Udało się!!! Godzina 10:00 dacie wiarę?? Równe 20 minut tak jak mówiła położna
Mam, moje maleńkie ciałko leżało i krzyczało w niebogłosy na mojej piersi była śliczna, czyściutka -bo się przy okazji ekspresowo umyła i taka mięciutka, piękny zarys brwi, oczy , włoski czarne i wrzeszczy a wcześniej położna powiedziała mi że dzieci rodzone we wodzie są spokojniejsze taaaa…szybko wypluła te słowa hihi.
Założono mi jeden szew na otarcie, o mamuśku! On bolał bardziej niż cały poród razem wzięty!!! Przeżyłam, potem przez jakieś 1.5 godzinki przytulaliśmy się na Sali porodowej jeszcze, mój krzykacz był słyszany chyba na całej porodówce possała się do piersi ale na chwilę bo ciężko było mi ją dostawić do mojej wielkiej dojarki;) później prysznic jeszcze na Sali porodowej i spacerkiem na oddział z dzidziusiem
A więc w jednym zdaniu 8 kwietnia 2015 roku o godzinie 10:00 przyszła na świat Jagódka z wagą 3440g i wzrostem 54cm nasze małe oczko w głowie które cieszy nasze oczy i serca już ponad 5 tygodni
Jest kochanym mały śpioszkiem i bardzo grzecznym aniołkiem
To jest moja historia, nigdy jej już nie zapomnę nawet w tych najmniejszych szczegółach piękny poród, krótki, można powiedzieć lekki w porównaniu do pierwszego mogę rodzić kolejne dzieci
THE END
No coraz bliżej :) czekamy na zdjecia łupów :) moja teź zaczęła miewać czkawki :) wyglądasz pięknie :) brzusio śliczny. Ja sie strasznie boje tych gorszych odczuć z 1 trymestru... choc juz doskwiwra nam brak energii ale to cisnienie mnie wykonczy.
ponoć wiązanie takiej chusty nie jest aż takie trudne czytałam artykuł na ten temat.. też się przymierzam do kupna :) a co do dolegliwości to ja też czuję się jak w I trymetrze, nudności zgaga jak cholera i troszkę teraz inaczej brak apetytu i ból kręgosłupa... mam wrażenie że żołądek mam wielkości orzecha włoskiego... co zjem to zaraz mam cofkę :/ no ale już nie długo.. :) :)
no to już bliżej niż dalej :) super że przygotowania idą pełną parą :) ja miałam taką samą fazę wózkową :P jestem moim tak zajarana że szok :D :P
Koniec coraz blizej! :D ja tez mialam jeszcze okolo miesiac temu mdlosci o 6 rano :p a potem przechodzilo ;) a zgage to mam codziennie :/ masakra.. ale jeszcze troche ! :D Slicznie rosnie apartamencik malej :) cudny brzusio :D no i czekam na zdjecia krolestwa malej :)
Robotka na YouTubie pełno filmików jak wiązać chustę Ja kupiłam Moby używana:))
Pięknie
U mnie dokładnie to samo, bardzo dużo objawów z pierwszego trymestru...;/ wózka jeszcze nie kupiliśmy ale zaczynam się rozglądać ;) Pieknie rosniecie ;)!
chcialam napisac wlasnie to co Lwica :D ubiegla mnie :D
Śliczny brzuszek masz :) co do chust to polecane na początek pasiaste, bawełniane chusty firm LennyLamb, NatiBaby lub LittleFrog. Ja kupiłam NatiBaby w fajnej cenie na allegro, czekam na przesyłkę i będę oglądać filmiki, później spotkam się z kimś, kto się na tym zna.