Ostatnie kilka dni nie było najciekawsze. Od niemal migrenowego bólu głowy po kłucie w szyjce i podbrzuszu zakrawające na bóle menstruacyjne. Kończyło się na nospie.
Objawów typowo ciążowych ciągle brak i chyba ich już nie zaznam, winą za ten fakt obarczam niski progesteron. W sumie to powinnam się cieszyć. Wiem. Ale nie umiem. Winna jest w tym przypadku moja głupia psychika, która potrafi się martwić nawet kiedy jest dobrze.
Tak czy siak zamiast wywnętrzać się w notatkach przy wykresie będę tu zaglądać i wylewać swoje żale;D
Gdybym mogła podpielabym sobie usg codziennie rano i wieczorem i podglądała, podglądała, podglądała...
Zastanawiam się bardzo nad detektorem tętna.... czy już usłyszę serducho?
Co ja z sobą zrobię do tego czasu?
Jeśli na wizycie wszystko okaże się okej (a musi tak przecież być, musi!!!) to kupuje detektor tętna płodu. To już postanowione. Koniec strachu przed niewiadomo-czym. Trza się jakoś ratować przed zwariowaniem.
O mojej ciąży wiedzą już prawie wszyscy. Kochana rodzina męża o to zadbała. Z jednej strony się ciesze, a z drugiej obok mnie, krok w krok, idzie strach. Tyle dziewczyn na forum już odpadło...
;(
na wizycie podczas usg milczał całą minutę (co na leżance wydaje się wiecznością) zanim przemówił, że wszystko jest okej. Uff.
Gdybym nie była dzień wcześniej na usg i nie wiedziała co słychać u orzeszka już pewnie ze 3 razy bym umarła.
Najważniejsze co powiedział - i tego się trzymam - ze na tym etapie wszystko rozwija się prawidłowo i gdyby cos było nie tak to już by to wychwycił.
Te słowa pomogą mi przetrwać do NT w przyszłą środę.
Jezeli chodzi o objawy to ciągle bez fajerwerków, chociaż lekkie zawroty głowy się pojawiają.
No i te sny...
Haha
Jutro prenatalne.
Pojutrze krew na papp-a.
Jezeli chodzi o samopoczucie przed badaniem to nie jest najgorsze. Jestem jedną z tych kobiet, które uspokaja statystyka, a ta mówi, że tylko bardzo mały procent (coś koło 5) okazuje się obarczony wadą genetyczną. Więc ja liczę na to, że jestem w tych 95%. Tak ma być!
Gdybym bardzo chciała to pewnie mialabym się czym martwić, ale kiedyś przeczytałam bardzo mądra myśl, która zaraz sobie wrzucę w "porady" pamiętnika. Martwienie się to modlitwa o rzeczy, których bardzo nie chcemy. Więc się nie martwię na zapas, Wizualizuję zdrowego pięknego bobasa. Zdjęcia oglądam. Będzie dobrze!
Objawy w 12 tc wkroczyły na nowy poziom. Dziś oblały mnie zimne poty i myślałam że polece na podłogę. Na szczęście stało się to rano i mogłam jeszcze na chwilę wrócić do łóżka. Myślę, że to jakaś "udoskonalona" wersja moich mdłości, nowy level glodu;) biorę to na klatę, narzekała na brak objawów wiec teraz powinnam się cieszyc;D
(nie mówiąc już o zajadach:/)
No ale... nieważne.
Liczyłam po cichu, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poczuje się LEPIEJ. Bo wszędzie tak piszą i mówią, to człowiek sobie może zrobić nadzieję,co nie? Niestety dalej czuje się jak przemielona przez maszynkę do mięsa krowa.
Wiem, że nie powinnam narzekać, bo po pierwsze ciąża to cudowny czas (jeszcze jakoś nie zauważyłam tej cudownosci;p), po drugie inne dziewczyny mają gorzej, rzygają dalej jak widzą i ogólnie powinnam się cieszyć.
I ja się nawet ciesze ale dopiero na finał. Nigdy nie byłam specjalnie cierpliwa, zjawisko oczekiwania na upragnione rozwiązanie nigdy nie było dla mnie pociągające. Ja chcę już lipiec.
WAKE ME UP IN JULY.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 stycznia 2016, 09:06
Kiedy ja mówię otwarcie o tym, że chcę rodzic cesarką odzywają się głosy, które może nie wprost, ale podprogowo, mowia: jesteś dziwna, chcesz się ciąć, dla dziecka zdrowszy jest poród SN. Ale te same głosy kiedy słyszą o nadal palącej fajki w 4 miesiącu mamie - są wyrozumiałe, wspierające i ponad wszystko nie-krytykujące.
Mnie to tylko śmieszy. Po prostu.
Cesarka to przede wszystkim MOJE późniejsze niewygody, szwy itp. Moja własna decyzja która praktycznie nie szkodzi dziecku, a wręcz - w mojej opinii- oszczędza mu potencjalnych ewentualnych komplikacji po porodzie SN.
A palenie w ciąży? Sorry, ale świadome duszenie swojego dziecka, które naraża go na szereg problemów zdrowotnych po narodzeniu jest wysoce karygodne i, szczerze powiedziawszy, dla mnie niezrozumiałe. Po prostu nie.
Niby usg nie ma potwierdzonego złego wpływu na płód ale robić sobie co 2 tygodnie tylko po to żeby podejrzeć dzidzia? Może lepiej poczekać?
Nie wiem nie wiem nie wiem...
Ciągle coś mnie kłuje, ciągnie, boli... Jakieś skurcze po całym brzuchu się pałętają i mam masę pytan do doktorka.
Muszę spytać o długość szyjki, czy brać magnez, jaką dawkę dha brać, czy mocz okej, czy nie ma żadnej infekcji..
A PRZEDE WSZYSTKIM... muszę odebrać wynik prenatalnych bo do tej pory (17tc) tego nie zrobiłam.... paraliżował mnie strach przed tym wynikiem. Głupia ja.
I dziś umawiamy się na połówkowe usg;)
Dziś aplikacja ciążowa na telefonie podpowiedziała mi ze w 19 tc można już wysłuchać serduszka przez stetoskop - niestety albo sprzęt kiepski albo operator słaby bo nie dałam rady znaleźć mojej kruszyny. Ale będę probowac:P
Rozstępy na piersiach mnie załamują. Co prawda razem z kosmetyczka opracowałyśmy plan po porodzie na ich likwidację, ale boję się że do lipca-sierpnia zbieleją i nic już z nimi nie będzie można zrobić... ;(
Dziś nareszcie wyczekane połówkowe usg.
Muszę sobie spisać listę pytań do doktorka, bo ostatnio bardzo doskwiera mi brak moich 6% mózgu
Próby podsłuchania malca przez stetoskop trwają. Narazie bezowocne...
nos zadarty po ojcu, 550 g żywej wagi.
(zdjęcie jeszcze z 21tc)
Brzuchol rośnie, Aleks kopie.
Małe moje kochane gówniarstwo nie pozwala mi wygodnie siedzieć - najlepiej dla niego gdybym cały czas była w pozycji pół leżącej Przy biurku niewygodnie, na toalecie niewygodnie, nawet zadrzeć nogi na krzesło nie mogę bo mu ciasno!
Jeszcze się nie urodziło a już rządzi!
114 dni do porodu
Wczoraj rano naszła mnie taka myśl, że tak w tych naszych ciążach się przejmujemy technikaliami (typu szyjki, stawiania macicy, skurcze, glukozy), że zupełnie zapominamy cieszyć się z cudu jakim jest ciąża.
Zwłaszcza jeśli przyszło nam na ten cud długo czekać powinnyśmy celebrować każdy dzień.
Bo każdy dzień dla naszego malucha to kamień milowy, kolejny level w drodze ku dojrzałości. Cuda. Cuda. Codzienne cuda dzieją się w naszych brzuchach.