Jestem w domu, siedzę w piżamie i jem. Nic mnie nie syci, za chwilę jestem znowu głodna. Mało piję, nic mi nie smakuje ale się zmuszam. Na początku ciąży piłam tylko wodę ale i to się zmieniło, teraz woda wchodzi tylko w podroży. Jak to się wszystko zmienia. Ale ten wpis nie miał być o moich upodobaniach kulinarnych albo ich braku (mam Mega ochotę na słodkie, soczyste jabłko ale się skończyły niestety). Chciałam pisać o czymś strasznym a jednocześnie pięknym a mianowicie o porodzie.
Mieszkam z mężem w dużym mieście daleko od rodziny. Jest tu kilka (podobno dobrych) szpitali do wyboru. Chodzę tu do lekarzy i jestem zadowolona z tej opieki. Na pewno chcemy zacząć chodzić na zajęcia szkoły rodzenia ale co potem? Po porodzie z moim pierworodnym będę sama. Nikt nie przyjedzie mi pomóc w opiece (czytaj. mama). Napawa mnie to strachem i dlatego starałam się o tym nie myśleć. W weekend moja mama poruszyła ten temat i zaproponowała mi żebym przyjechała przed porodem do mojego domu rodzinnego i urodziła w małym szpitalu pół godziny drogi od domu. Potem mogę przez jakiś czas mieszkać w domu z maleństwem. Ulżyło mi. Zawsze jest jakaś inna opcja niż samotność w wielkim mieście. Mąż ma lekkie obawy bo w wielkim mieście będzie lepsza opieka w razie jakiś problemów. Ciężka decyzja. Trzeba to przemyśleć. Oczywiście trzeba pamiętać o ewentualnym porodzie np. w odwiedzinach. Tak urodziłam się ja. Moja mamuśka była właśnie na świętowaniu w innym mieście i ja zapragnęłam wyjść na świat. Mama nie była w ogóle przygotowana na taką ewentualność. Co więcej sama poszła do szpitala sadząc, że wróci tego samego dnia autobusem do domu Zrobiłam jej psikusa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2016, 11:59
W nocy kiepsko spałam, już wiem teraz w stu procentach czym jest zgaga. Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Sadziłam, że znowu będę wymiotować. Nigdy nie miałam takich dolegliwości. Chciałam zaparzyć miętę ale kiedyś słyszałam, że to tylko pogarsza sprawę (?). Muszę znaleźć sposób, żeby to się nie powtórzyło. Boję się sama coś łykać bez zgody lekarza. Na chłopski rozum powinno pomóc mleko skoro przeszkadza mi kwas?
Wieczorem wybrałam się wreszcie na zakupy - ciążowe. Pojechałam do jednego z droższych sklepów, tylko z odzieżą ciążową. O dziwo znalazłam dużo fajnych ubrań dla siebie. Kupiłam (w przecenie) spodnie z pasem, spódnicę i sukienkę na rodzinną imprezę i chyba dobrze w tych ubraniach wyglądam. Wiadomo, że kobietę cieszą takie udane zakupy. Co prawda po powrocie byłam wykończona, ale co tam coś nosić muszę.
Dzisiaj nic się, nie dzieje. Dzwonili co prawda z pracy, ale tylko dlatego, że mają do mnie sprawę, nie tęsknią. Trochę przykro, ale przynajmniej mam spokój. Inaczej wczoraj musiałabym być w pracy do 21, bo podobno siedzieli tak długo na zebraniu.
Już jutro wielki dzień, zobaczę maleństwo nie mogę się doczekać. Zawsze wtedy jestem na maxa wzruszona. Mogłabym ciągle patrzeć na maleństwo jak się tam rusza. Jakby tańczyło. I jutro znowu je zobaczę Na ostatnim usg wyglądało jak taki Miś.
Mój mąż nie przedstawił mi dzisiaj listy imion. No i teraz będę musiała wytrzymać i mu nic nie powiedzieć hehehe.
Na kozetce łezki mi pociekły z emocji, jak pani doktor powiedziała o płci. Niestety to był koniec dobrych wieści. Maleństwo jest za małe, niewiele można było zobaczyć na tym usg. Dodatkowo dziwnie nisko jest Mała umiejscowiona, co dziwi lekarkę. Nie zbadała mi długości szyjki, bo wg niej to należy do lekarza prowadzącego. Muszę czekać teraz na kolejne badanie. No i ziarenko strachu zostało zasiane... Nie wiem czy wszystko jest dobrze. Mała ma z dwa tygodnie mniej niż wskazują obliczenia. Dodatkowo mam zbyt spięty brzuch co też niepokoi. Musze być dobrej myśli, nie mam wyjścia
Co do Małej to co niektórzy chyba są rozczarowani, że nie jest Małym. Mój młodszy brat chyba nadal jest w szoku hehe. To przez to, że byłam taka pewna tego, że noszę chłopca i głośno o tym mówiłam.
Miałam dzisiaj jechać do pracy odwiedzić wszystkich, no ale mam odpoczywać więcej więc odpuściłam
Czuje się jak w klatce. Sadziłam, że teraz będzie trochę inaczej, że skoro mam więcej energii, nie mam mdłości i nudności to odżyję. Ale znowu czuję się ograniczona, siedzę w domu. Miałam trochę planów i wszystko musiałam przełożyć. Pobolewa mnie brzuch. Lekarka mówiła, że po kilku dniach powinno przejść. Zobaczymy. Dzisiaj rano ni z tego ni z owego się opłakałam. Ok, miałam kiepską noc, rzucałam się na łóżku, przez brzuch i okropne sny. Chyba muszę odstawić kryminały, bo śniły mi się tylko gwałty i rozboje. Maż pyta -co się stało? a ja nie wiem, płakałam bo już nie mogłam tego trzymać. Oczywiście, nie mogę nawet płakać, bo zaszkodzę dziecku i ten tekst najbardziej mnie wkurzył. Teraz jest dobrze, znowu jestem pogodzona z losem i nawet chce mi się śmiać z tego wszystkiego, szkoda, że tylko przez łzy.
Odwiedziliśmy teściów. Dostałam zakaz mówienia, że coś mnie boli, że mi źle. Ok, nie ma co ich denerwować i przy okazji siebie też. Wszystko jest świetnie, tak, tak to dziewczynka, tak lekarka mówiła, że drobna, pewnie po mamusi
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2016, 11:39
Wczoraj byłam odwiedzić, koleżankę i zobaczyć jej niedawno narodzonego synka. Mały całą wizytę spał. Leżał na brzuszku ze słodko wypiętą pupką do góry. Wyglądał jak lalka. Przez chwilę zastanawiałam się, czy oddycha. Ten widok był wspaniały ale i przerażający. Niedługo ja (mam nadzieję) będę miała taka małą kruszynkę. I tu zaczynają się schody... co ja z nią zrobię? nie umiem nawet chwycić, trzymać takiego maleństwa. Większe dzieci "ogarniam" ale takie małe? Jak tu nie zrobić krzywdy, oczywiście niechcący? Ok. w końcu chcemy z M. się tego nauczyć, ale mimo to zaczęłam się zastanawiać poważnie jak sobie damy rade. Maleństwo koleżanki jest do schrupania Ja już chce iść znowu na USG i zobaczyć swoje małe szczęście i co najważniejsze dowiedzieć się, że jest zdrowe.
Zrobiłam przegląd najbliższych szkół rodzenia. Wybrałam dwie. Zależy mi na całej tej edukacji ze względu na siebie i na M. ale też na spotkaniach z fizjoterapeutą, bo dokuczają mi bóle w miednicy, które staja się coraz mocniejsze. Niestety na wszystkie zajęcia ruchowe trzeba mieć zaświadczenie od lekarza o braku przeciwwskazań medycznych do udziału i tu niestety klops. Pani doktor zabroniła mi ćwiczyć, mam nadzieję, że za jakiś czas cofnie ten zakaz, czuję się już lepiej. Pokazałam M. strony internetowe tych szkół a on zerknął tylko na adresy i godziny zajęć i w ten sposób dokonał wyboru. Nawet nie zobaczył co mają w harmonogramie ach mężczyźni...
Robi się już coraz zimniej, za oknem szaro i ponuro. Zbliża się czas, którego bardzo nie lubię. Jeszcze jak nie pada to jest znośnie. Do tego okazuje się, że nie bardzo mam w co się ubrać na taką zmieniającą się pogodę. Nie mogę nawet dopiąć się w moje sportowe, ciepłe bluzy. Co mnie wtedy podkusiło, żeby kupować tak dopasowane ubrania? Znowu będę musiała odwiedzić jakiś ciążowy sklep z cieplejszymi rzeczami.
M. ma niby 4 dni urlopu, efekt tego taki, że jest nie do zastąpienia i od nocy do teraz siedzi przy komputerze i z domu zbawia internetowy świat. Mówi, że zbiera w ten sposób na wyprawkę dla dziecka ale ja mam to w nosie, chce go mieć obok, chce, żeby się wyspał i spędził czas ze mną a nie z komputerem. Komputery to postęp ale i plaga.
Kupiłam trochę cieplejszych i większych ubrań, byłam z mamą w sklepie, mama wpadła w dziki szał wynajdywania mi zwykłych, nie ciążowych ciuszków, idealnych dla mnie. Efekt był taki, że musiałam się zapożyczyć u niej bo nie miałam tyle gotówki, a nie przyjmowali kart. Koniec końców jestem zadowolona, chociaż patrząc na to jak mi dziś zimno to te ubrania są i tak za cienkie.
Mała dużo się ostatnio rusza, nie zawsze jest to przyjemne i czasem czuję te ruchy w tym samym miejscu, zastanawiam czy to Ona czy jakieś tam skurcze (te po 20tyg ciąży) no i niestety muszę czekać do następnego usg, żeby się dowiedzieć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 września 2016, 10:46
Raz mi czas pomyka szybko a innym razem ciągnie się jak flaki. Czas oczekiwania na nieznane... Coraz częściej sobie zadaję pytanie czy sobie poradzimy a właściwie czy Ja sobie dam rade? Moje odpowiedzi są różne, szczególnie zależne od mojego, ciągle się zmieniającego,samopoczucia.
W tym tygodniu M. miał trochę urlopu. Spędziliśmy razem czas, tak normalnie, domowo, jak lubię. Z nim mi nic nie straszne podziwiam jego spokój i opanowanie życiowe. Nawet wtedy, a właściwie szczególnie wtedy, gdy dzieje się coś złego np. na drogę wyskakuje nam ogromny zwierz - jeleń a my jedziemy wtedy autem. Strach pomyśleć co by było, gdyby nie to, że M. jest dobrym kierowcą. Ja już oczyma wyobraźni widziałam to wielkie poroże zwierza wbijające się do auta przednią szybą i napierające na mój brzuch. Na szczęście zwierz się cofnął a my szczęśliwie dotarliśmy do domu.
M. od kilku tygodni żyje wyborem wózka i fotelika. Ciągle czyta opinie, ogląda filmiki -wkręcił się na maksa, co mnie ogromnie cieszy. Ja wybiorę kolor i dodatki Nie żeby funkcjonalność nie była dla mnie ważna, ale wiem, że mój inżynier wybierze coś wartościowego. Byliśmy już w kilku sklepach, ale dla mnie to za dużo, tyle marek i wszystko jest do siebie takie podobne. Ciężki wybór.
Mała ostatnio mocno się rusza. Jak budzę się rano za potrzebą to czekam na jej ruchy. Jak już poczuję, że jest, to mogę spać dalej Najzabawniej było u dentysty. Mała dawała o sobie znać w chwili wiercenia w moim zębie. Raz nawet troszkę podskoczyłam na fotelu. Dentystka myślała, że mnie coś boli, a to moje maleństwo nacisnęło na mój pęcherz
Rano miałam kryzys. Nie chciałam wziąć witamin i tabletek przepisanych od lekarki. Stwierdziłam -po co? A potem byłam na siebie samą zła za swoją głupotę, bo nie chodzi tu o mnie ale o Małą. Pozbierałam się. Musze być silna, nie mam wyjścia.
Wczoraj wieczorem "to" poczułam, taką meega miłość do mojej Małej. Nie wiem czemu tak. To nie znaczy, że wcześniej nie chciałam dziecka, w końcu było wszystko zaplanowane ale z żywiołem i ten żywioł był najlepszy Może te uczucia tak mnie dopadły przez ten szum medialny związany z ustawą antyaborcyjną? Nie ważne. Jeszcze wiele tygodni przede mną a ja bym chciał już mieć maleństwo obok siebie...
Dzisiaj byłam ostatecznie załatwić szkołę rodzenia. W przyszłym miesiącu zaczniemy chodzić na zajęcia. Fajnie będzie poznać inne przyszłe mamy, które przechodzą przez to wszystko tak jak ja.
Niestety nadal mam z tyłu głowy, że coś jest nie tak i że czekają nas ciężkie chwile Chciałabym żeby to ostatnie usg okazało się jakaś wielką pomyłką. M. mnie kilka razy pytał czy to może być błąd usg. Marzę o tym. Modlę się codziennie o zdrowie naszej córci.
U endokrynolog dowiedziałam się, że mam bardzo dobre wyniki, że moja tarczyca zaczęła pracować i jeśli nic się nie zmieni to będę mogła odstawić leki jestem w szoku! Z tym, że nie ma co wybiegać za bardzo w przyszłość. Nie chwal dnia przed zachodem słońca- mówią.
Byłam na oficjalnej kolacji w pracy dla pracowników. Bardzo się cieszę, że zobaczyłam ich wszystkich. Co prawda byłam tylko godzinkę, bo jechaliśmy szybko po badaniach, ale zawsze. Gratulowano mi ciąży. Podobno ładnie wyglądam Nie pisnęłam słowem o rozwoju Małej, bo nie chciałam.
W weekend zrobiłam test tolerancji glukozy. Żyję co prawda po wypiciu tego "smacznego" koktajlu zaczęłam mdleć, ale po przeniesieniu mnie na kozetkę (spędziłam na niej 2 godziny) było już dobrze. Nie wymiotowałam. Chciało mi się trochę spać i ciężko było z moją koncentracją, ale w końcu byłam głodna i niewyspana tego dnia. Dobrze, że mam to już za sobą. Oby wyniki były dobre.
Potem odwiedzili nas moi rodzice. Przyjechali tyle kilometrów na kawę i zakupy. Nie mieszczę się już w żadną kurtkę ani płaszcz. Oczywiście we wszystkim okryciach zimowych wyglądam niekorzystnie a czuję się jak "ludzik Miszlę" wiec nie kupiłam kurtki
Kupiłam za to różowe połśpioszki (podobno nie lubię różu ), białą czapeczkę i białe rękawiczki niedrapki. Staram się, bardzo, nie wariować zakupowo, ale nie mogę. Na alegro zamówiłam też kilka ubranek i dzisiaj przysłali a co tam!
No i tu przechodzimy do najmniej przyjemnego dnia a mianowicie niedzieli. Wczoraj musieliśmy jechać na dyżur do szpitala. W nocy bardzo rozbolał mnie brzuch (okolice pępka). Zignorowałam ten ból, przeszło. Potem nad ranem i w dzień historia się powtórzyła kilka razy. Tabletki rozkurczowe tylko to tępiły a ja nie mogłam się poruszać, wiec leżałam do godz 13. Miarka się przebrała. Pozbierałam się z pomocą M. i pojechaliśmy do szpitala. Dokładnie mnie zbadano i nie zauważono żadnych nieprawidłowości. Najprawdopodobniej to Mała jakoś niefortunnie uderzała swoją głową w moje wnętrzności. Okazało się przy usg, że przekręciła się o 180stopni! Nadal nie mogę wyjść z szoku! Nie byłoby w tym nic dziwnego z tym, że moja lekarka na ostatniej wizycie mówiła, że raczej się nie odwróci a ja jej ślepo uwierzyłam. Teraz wiem, że do 32tygodnia ciąży Mała może jeszcze robić takie numery. Nie wiedziałam, że to może być tak bolesne oczywiście nie było na oddziale chirurga (ciekawe, kto pracuje przy operacjach?), który by mnie zbadał, wiec muszę załatwić to we własnym zakresie chodzi o zbadanie innych ewentualnych (nikłych) przyczyn. Dzisiaj mnie nic nie boli, a Mała fika jak zawsze. Dobrze, że to tylko tak się skończyło.