Na tę chwilę to bardzo wiele.
Moja ostrożna natura każe mi powstrzymywać emocje. Bóg otworzył okno, pytanie czy na dobre.
Dziewczyny, z mojej strony mam do powiedzenia tyle, że tzw. "wyluzowanie", "odpuszczenie" naprawdę pomaga. Mając na horyzoncie umówioną wizytę u naprotechnologa, wyluzowałam i odpuściłam Mierzyłam temperaturę przez trzy dni, głównie o to, by upewnić się, że skok wypada u mnie dzień po tym, co model Craightona określa jako "dzień peak". Nawet trochę martwi mnie to, że nie zdążyłam się w pełni zdiagnozować, ale cóż, nie będę teraz o tym myśleć. Pod moim sercem bije nowe serce. Niech tak zostanie jeszcze przynajmniej przez 31 tygodni.
Mąż zadzwonił do wybranego przez nas lekarza naprotechnologa, u którego mieliśmy umówioną wizytę 31 stycznia z pytaniem co dalej: przyjeżdżać do niego, czy nie. Pan doktor, który nie widział nas na oczy bardzo poważnie nas potraktował. Poprosił o wysłanie wyników badań, które zdążyłam porobić i może zleci kolejne. Opisałam mu całą naszą historię, pisanie mejla zabrało mi przeszło godzinę.Jutro skontroluję homocysteinę i progesteron.
No nic, zobaczymy co dalej. Cała ciąża to w końcu jedno wielkie oczekiwanie.
Zrobiłam zlecone przez dr. Kuźnika badania, te których wyniki już mam - odpukać -wydają się dobre (progesteron także. Może mogłabym odstawić luteinę?) Dziwna sprawa tylko z białkiem C i S - na stronie laboratorium pojawia się informacja, że "próbka do ponownego pobrania". Niech im będzie, przejdę się tam jutro.
A na koljną wizytę wybiorę się pewnie za 1,5 tygodnia. Dłużej nie wytrzymam, nie ma szans;)
Do mdłości (zaliczyłam też dwa hefty) dołączyły wzdęcia. Żyć nie umierać
Wszystkie badania zalecone przez naprotechnoloa wyszły w porządku, poza białkiem S, które jest w dolnej granicy (62,12 przy normie od 59). Pan doktor zasugerował Acard, więc od dzisiaj go biorę. Wizytę u niego mamy zaplanowaną w Walentynki, czeka nas zatem romantyczna podróż do Skoczowa;) Sama z siebie porobiłam pakiet badań na mutacje (wymaz z wewnętrznej strony policzka) i czekam na wyniki.
Mam lekko podwyższone ciśnienie (przy rozkurczowym w normie), muszę zbadać magnez i potas, bo możliwe, że to z odwodnienia. Męczą mnie mdłości, od czasu do czasu rzygam i mam nawet problem z umyciem zębów. Jedyna chwila w ciągu dnia kiedy czuję się względnie dobrze, to godzina-dwie po obudzeniu (pod warunkiem, że sprawnie zjem śniadanie), a złe samopoczucie, inaczej niż u większości kobiet, nasila się wieczorem. No cóż - to dobrze:) Podobno objawy wcale nie muszą być wyznacznikiem prawidłowo przebiegającej ciąży, ale mnie uspokajają.
Problem ze snem mnie nie opuszcza. Wieczorem padam, a potem się wybudzam i walczę mniej więcej do 4 (jak w tej chwili). Mam przed położeniem się do łóżka brać magnez i pić ziółka. Nie pomaga fakt, ze mój Mąż tragicznie chrapie i jeżeli nie zasnę przed nim, albo się obudzę w nocy, to kaplica.
Nakarmiłam malucha lodami i za chwilę puszczę sobie jakiś serial (w te bezsenne noce sprawdza się "Z pamiętnika położnej" (ang. "Call the midwife") - bardzo, bardzo polecam! i stary hit "Pan wzywał milordzie?"). Zazwyczaj odpływam w trakcie na kanapie i liczę, że i dzisiaj tak będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lutego 2017, 02:32
Pierwszy raz od paru tygodni udało mi się przespać noc. Co prawda kilkakrotnie wybudzałam się nad ranem, ale potem znowu zapadałam w sen. Co więcej, ponownie padłam około pierwszej po południu i spałam do 16, kiedy musiałam jechać po Młodą do przedszkola. Wreszcie się odespałam.
Według kalendarza na belly wkroczyłam w 11 tydzień (10t0d - w tamtej ciąży liczyłam to jako po prostu jako tydzień 10). Wizyta w poniedziałek. Jeżeli wszystko będzie dobrze, będę umawiać się na prenatalne.
Miałam upatrzoną przecenioną torebkę w sklepie internetowym. Postanowiłam, że kupię ją po prenatalnych, jeżeli wyniki będą pomyślne. Wczoraj weszłam na stronę sklepu i widzę, że przecenili ją jeszcze bardziej. W obawie przed wyczerpaniem nakładu kupiłam ją, a potem przypomniałam sobie o moim postanowieniu. Zapeszyłam? Nie, po prostu musi być dobrze!
Mam kontrolować progesteron co 2 tygodnie, zrobić posiew moczu z uwagi na bakterie, skonsultować się z endokrynologiem i poradnią chorób piersi i utrzymać dotychczasową suplementację. Z badań wykonanych dotychczas wynika, że nie ma zagrożenia - no ale czekamy jeszcze choćby na wyniki mutacji.
Zapłaciliśmy 260 zł, przy czym 120 kosztował wymaz.
Po wszystkim w doskonałych humorach skoczyliśmy do pobliskiego Ustronia na obiad w karczmie nad Wisłą. Wychodzi na to, że w średnim wieku wróciliśmy do świętowania obchodów dnia św. Walentego ))
Dzisiaj wizyta u mojej lekarki.
Rozmowy z trzema lekarzami różnych specjalizacji (ginekolog, internista-naprotechnolog, genetyk) trochę mnie uspokoiły. Wszyscy są zdania, że jeszcze przed poczęciem miałam ustawioną właściwą kurację (co więcej, ustawiłam ją sobie sama;), a przy wynikach krzepliwości krwi w normie wskazań do heparyny nie ma. Acard wystarczy. Cóż, pozostaje mi zaufać.
W sobotę prenatalne. Panie Boże, pamiętaj o nas.
Podwyższony kwas foliowy często idzie w parze z podwyższoną homocysteiną, a to już jest problem, który m.in. uniemożliwia zagnieżdżenie. Ewidentnie był to mój problem. Wprawdzie gdy ja robiłam to badanie (przeszło trzy tygodnie po poronieniu biochemicznym) homocysteina była w porządku (6,39 - w ciąży uznaje się za bezpieczny poziom poniżej 8 ), ale może to kwestia tego, że już od dwóch miesięcy brałam Actifolin(0,4 mg metafoliny+0,4 syntetycznego kwasu). Jednocześnie kwas foliowy prawie dwukrotnie przekraczał normę. To z kolei może mieć toksyczny wpływ na organizm. Zamieniłam Actifolin na kwas w całości metylowany (0,8 mg), dorzuciłam metylowane formy B12 i B6, no i cóż, wyszło
Badanie na mutacje MTHFR było już w zasadzie formalnością, ale dobrze wiedzieć, że mam "tylko" heterozygoty. Dzięki temu wiem też, że powinnam się suplementować metafoliną do końca życia.
O ile pamięć mnie nie zawodzi, każda z Was miała ciążę biochemiczną, stąd moja sugestia. Dobrze, że już od jakiegoś czasu jesteście na metafolinie, ale mimo wszystko warto sprawdzić poziom kwasu (być może nie jest to wystarczająca dawka).
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lutego 2017, 14:34
Zabawnie się to zaczęło, bo do gabinetu weszłam jak na ścięcie (cholernie się stresowałam), ale pan doktor (ten sam, u którego trzykrotnie byłam na usg genetycznym w pierwszej ciąży) stanął na wysokości zadania i szybko rozładował atmosferę. Płci postanowił na razie nie odgadywać, po tym jak mu powiedzieliśmy, że 5 lat temu na tym samym etapie nie trafił Ale też płeć to nasze najmniejsze zmartwienie, oboje mamy to gdzieś.
Z obrazu wynika, że wszystko ok: narządy w porządku, pępowina trójnaczyniowa, przepływy w normie, kość nosowa widoczna, NT 1,3. Ryzyko trisomii z wyjściowego 1:266 zredukowane do 1:5300.
No i teraz zaczęły się schody, bo lekarz z uwagi na moje nieszczęsne 35 lat kategorycznie zalecił Pappa, a ja co do tego badania mam bardzo mieszane uczucia. Nie leży mi i już. Wiem ile czynników potrafi na nie wpłynąć, wiem, że potrafi nieźle namieszać i wpędzić w niepotrzebne nerwy. Doktor Kuźnik szczerze je odradzał, położna w gabinecie, do którego chodzę też jest sceptyczna. Z drugiej strony bez niego diagnostyka będzie obiektywnie niekompletna.
Ech... Muszę przemyśleć. Mam czas do czwartku.
Maluchu, kochamy Cię, czekamy na Ciebie, jak na nic innego na tym świecie.
Dzisiaj powinny być wyniki Pappy, ale nie dzwonię by o nie spytać, bo wcale ich nie jestem ciekawa
Może jutro się odważę. Tak czy owak muszę się przemóc i umówić na komputerową ocenę ryzyka na sobotę.
Wczoraj byliśmy na wizycie i z Maluchem wszystko gra. Nie mieliśmy, co zrobić z Małą, więc była z nami i bardzo starała się coś dojrzeć w szarych plamach na ekranie monitora, ale chyba nie wyszło Bardzo chciałaby mieć siostrzyczkę, już nawet wybrała dla niej imię (Marysia). Ech, daj Boże, by było dobrze.
Wczoraj (13tcdc) po dwóch dniach bez luteiny zbadałam też progesteron i trochę mnie on zmartwił: 35 ng/ml. niby według naprotechnologicznnej skali (dostępnej tutaj: http://naprotechnologia.wroclaw.pl/poziom-progesteronu-w-ciazy-normy/) mieści się w normie, ale jednak w 8 tygodniu wynosił 40 ng/ml, więc nie można powiedzieć, by wzrastał. Skontroluję za tydzień (12 godzin po ostatniej tabletce luteiny i uderzę do doktora Kuźnika).
A żeby zakończyć wpis miłym akcentem, kupiłam pierwsza ciążową sukienkę (na wszelki wypadek zamówiłam dwa rozmiary, potem jeden odeślę, niestety mniej więcej od grudnia nie panuję nad moimi wymiarami )
W dniu, w którym popełniłam poprzedni wpis, wyników jeszcze nie było, dopiero się tworzyły.
Odebraliśmy je dzisiaj.
Wiadomo, bałam się jak cholera. Naczytalam się o fałszywie negatywnych wynikach, o wpływie luteiny etc. Świadomość 35 lat na karku też zrobiła swoje.
A strach ma wielkie oczy Cytując lekarza: "Ryzyko u pani jest super".
Ryzyko trisomii:
21 - 1: 5311
18 - 1: 13433
13 - 1: 42011.
Chyba czas uwierzyć, że Bóg nie tyko otworzył okno, ale i spogląda na nas z niego czuwając nad nami
Fuck, fuck, fuck.
Jakoś nie dotarło do mnie, że tym razem wszystko dzieje się dużo wcześniej niż poprzednio i nie zdjęłam pierścionków kiedy jeszcze swobodnie dawały się zsunąć z palców. Ten z lewej ręki jakoś zszedł, ale ten drugi z prawej i obrączka... Mydło nie pomogło. Jutro rano wypróbuję płyn do mycia szyb
Wszystkim Wam życzę, by głos rezurekcyjnych dzwonów napełnił Was radością i spokojem, a nadzieja, która płynie z pustego grobu była obecna w każdym dniu.
A dziś jestem po badaniach połówkowych.
Mój dzidziuś jest zdrowy:)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
I jest wymarzoną przez mojego Męża i córkę drugą dziewczynką
Wczorajsze badanie glukozy z obciążeniem wyszły na pograniczu. To jeszcze nie cukrzyca, ale już raczej stan przedcukrzycowy. Mam skierowanie do poradni diabetologicznej.
Faktem jest, że od samego początku nie mogłam powstrzymać się od słodyczy. Poniedziałkowe wyżarcie (bo zjedzeniem nie da się tego nazwać) połowy słoika Nutelli musiało się tak skończyć
Ale nie ma tego złego. Dwa dni bez słodyczy wystarczyły, by mój brzuszek jakiś zgrabniejszy się zrobił (o boczkach nie wspominając), więc będzie już tylko lepiej
A, i takie coś przeczytałam ostatnio. Takie coś o sobie:
https://pl.aleteia.org/2017/05/11/bol-z-powodu-braku-dziecka-kolejnego-dziecka/
edit: żeby nie zapomnieć, zapiszę tutaj: 1 czerwca, godz. 10, dr Morawska.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 maja 2017, 14:13
No trudno. Dieta zrobi nam tylko dobrze.
Rany, jak dobrze czytać taki wiadomości. Balsam na duszę. Cieszę się,że serduszko Maleństwa bije zdrowo. Nieustannie trzymam za Was kciuki.
Cudowny prezent noworoczny :-) mocno trzymam kciuki <3
Cudowna wiadomość:)i myślę,że to okno Bóg otworzył na dobre:)
Będzie dobrze- zobaczysz.
Będzie dobrze- zobaczysz.
Musi być na dobre :) Oby to było pierwsze okno z wielu dla tych, co utknęły na majtkowym różu...