Nie wierzyłam, że można wyczuć implantację i nawet myślałam, że z tym plamieniem implantacyjnym to jakiś spisek światowy, bo czegoś takiego nie ma. A tu okazało się, że w przeciwieństwie do poprzedniej ciąży, perfekcyjnie wyczułam implantację, mimo że krwi nie uświadczyłam. Upierdliwie zaczęło mnie za to kłuć w macicy i kłuło dzień i noc przez 2 dni (to był 19-20dc, czyli 6-7dpo). Potem zostało tylko przeczucie i nadzieja, a potem nadeszła załamka, bo test z moczu popołudniowego w 13dpo ujemny. W poprzedniej ciąży był już dodatni. Był cały dzień ryczenia, a kolejnego dnia rano coś mnie tknęło- powinien przyjść okres, a tu temperatura wyższa niż dnia poprzedniego, a zamiast plamienia mam rzekę wodnistego śluzu. Hmm.
No i bez entuzjazmu zrobiłam test, tym razem rano i dało się zobaczyć krechę!
Wyobrażałam sobie w swoich fantazjach, że będę skakać z radości i piszczeć ze szczęścia jak w końcu zobaczę 2 kreski. Nic takiego nie nastąpiło. Poszłam zaspana do męża do wyra, kopniakiem go obudziłam bo się do pracy spóźnialiśmy właśnie, no i pokazałam test. Zaspany, w półmroku wysyczał spiepszzzz..chrrr...
A potem spojrzał bardziej trzeźwym wzrokiem i stwierdził że nic nie widzi, ale skoro ja widzę to ok, wierzy na słowo. I poszedł dalej spać.
czyli dzień jak codzień.
W robocie zostałam przeczołgana tak jak dawno mi się nie zdarzyło: byłam sama na pracowni analitycznej, ledwo wyrobiłam z robotą, kumpel z pokoju obok potknął się i zrzucił mi na głowę pudło styropianowe, musiałam porobić bufory z toksycznym kwasem octowym... no bajka.
I jeszcze szef mnie ganiał do pisania podań i jeszcze musiałam zawieźć je na uczelnię (po godzinach pracy w gigantycznym stresującym korku). Dzień jak codzień.
Mam nadzieję że do tego dnia dziecię już sie solidnie wkręciło w tę macicę, bo by się jeszcze rozmyśliło i ewakuowało, skoro musi u takiej psychopatki się rozwijać...
No nic. Póki co nie plamię, za to trwa festiwal kłucia w podbrzuszu + pulsowanie w sutkach. Miejmy nadzieję że przyszłe tygodnie będą spokojne i zobaczę upragnione serce...
Wizytę mam 27go października u prywatnego ginekologa (podobno renomowany, polecany przez przyjaciółki i w rankingach na necie na topie). Chyba jeszcze do mojego zwyczajowego gina zapiszę się na 24go o ile są wolne terminy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2014, 08:09
Czekając na upragnione 2 kreski katowałam się filmami dokumentalnymi o ciąży (a także podręcznikami ginekologicznymi i położniczymi, ale o tym może kiedy indziej)
Oto mój ranking najfajniejszych filmów o ciąży, niemowlętach i ... niepłodności.
(kolejność prawie przypadkowa, wszystkie są fajne)
1. "The human body: an everyday miracle" - absolutny faworyt. Film dokumentalny BBC z serii o ludzkim ciele (cała seria powinna znaleźć się na każdej półce moim zdaniem bo jest genialna). Ten odcinek pokazuje ciążę od momentu poczęcia, a narratorem jest znany brytyjski profesor ginekologii. Mega film!
2. "Conception to birth" Prezentacja TEDowa, pokazująca animowany rozwój płodu https://www.youtube.com/watch?v=sqpmzEefWrk. Fajnie z nastrojową muzyką. Sama animacja zaczyna się od 2 minuty.
3. "Midwifes" - fajny serial o porodach w UK i nie tylko o nich
4. Babies ("Bebes", "Bobasy") - to każda mama powinna mieć w oryginale! Reportaż z pierwszych miesięcy życia dzieciaczków na sawannie, na stepie, w Japonii i USA. Tak różne, a takie podobne Świetne sposoby mam, jak myć niemowlaka gdy susza w Afryce, jak upilnować żeby dzieciak nie wyraczkował z jurty w siną dal, albo jak nowoczesne japońskie matki prowadzą zajęcia grupowe. Ubaw po pachy!Tu jest trailer: https://www.youtube.com/watch?v=N009QUWUy7I
5. From conception to birth - ile ja się tego naszukałam! Moja ulubiona animacja, niesamowita dynamika i skupienie się na ogromnym tempie rozwoju płodu. Warto, bardzo warto posłuchać muzyki i obejrzeć! https://www.youtube.com/watch?v=7ItmwtLCDVY
6. Waiting for a heartbeat - film dokumentalny BBC o niepłodności i jej przyczynach. Nie widziałam nic lepszego w tej tematyce.
7. A journey through infertility - prezentacja TEDowa, mówiąca o emocjach w czasie leczenia niepłodności. Podziwiam siłę charakteru prelegentki, że mogła o tym opowiedzieć.
8. "Let's talk parenting taboos" - Zmiana klimatu: coś o wychowaniu dzieci Też TED, który w fajny sposób pokazuje, że mając dzieci jest się mniej szczęśliwym niż przed macierzyństwem oraz,że to wcale nie prawda
http://www.ted.com/talks/rufus_griscom_alisa_volkman_let_s_talk_parenting_taboos
9. The human body: "First Steps" - kolejna cześć wzmiankowanej serii BBC o ciele człowieka. Tym razem o maluszkach i ich niezwykłym rozwoju od niemowlaka do wyprostowanego obywatela
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2014, 08:09
No bo u mnie nie może być normalnie. Ledwo test wyszedł dodatni, zachciało mi się iść na dłuższy spacer z mężem i teściami. Specjalnie wybraliśmy lekką trasę (skalne miasta w Czechach), słoneczko pięknie grzało. Od połowy zaczęłam łapać zadyszkę, złapały mnie dreszcze, zaczęły boleć kości i myślałam że zwymiotuję. Jakoś doszłam do auta, w drodze powrotnej (350km!) trzęsłam się jak w febrze, zawinięta szczelnie w śpiwór. Okazało się, że miałam 38,5 stopnia gorączki! Rozbolały mnie stawy i ogólnie było kiepsko. Po krótkiej panice łyknęłam paracetamol, zrobiłam sobie chłodną kąpiel i zimne okłady na kark. Pomogło. Po 2-godzinnej walce zbiłam gorączkę do 37,8 stopnia i zasnęłam.
Następnego dnia było lepiej, bez temperatury, chociaż dalej mnie muliło. Pewnie ciąża- skwitowałam i na słabych nogach poszłam do pracy. Jakoś się przemęczyłam, po czym po powrocie do domu stwierdziłam, że jednak jestem chora... na jelitówkę. Nie będę opisywać jak doszłam do tego wniosku, po prostu uwierzcie że nie było rewelacyjnie. Doskonale pasuje przysłowie "jak nie urok to sraczka"
Nie mam gorączki, trzeci dzień kulam się z chorobą i mimo że nie powinnam, chodzę do pracy.
Raz już w tym roku miałam podobnego wirusa i było duuuużo gorzej. Tydzień z wysoką gorączką i torsjami. Teraz nic nie jem ale poza tym jest nieźle.
Szkoda tylko że takie atrakcje zdarzają mi się w ciąży i to na samym początku, kiedy zarodek jest najbardziej wrażliwy... Ech. Życie ;/
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2014, 08:09
Jestem pierdolonym kwiatem lotosu.
Minęło te kilka dni radości z dwóch kresek, które napędzały mnie ku pozytywnemu myśleniu. Nawet popłynęłam w marzenia o wózku i foteliku. Ale to już przeszłość. Muszę przystopować.
Mam od rana zły dzień. Wkurzona jestem na los, że nie pozwala mi w spokoju nawet zacząć ciąży (vide jelitówka). Poza tym mam doła, bo znowu objawy skąpe (tak, wiem że jest wcześnie) i dociera do mnie bolesna świadomość, że rezultat kolejnej ciąży może być taki jak poprzedniej- czyli żaden. Dobija mnie ta niepewność, ale nic nie da mi gwarancji że będzie dobrze. Ani wczesne USG (dlatego nie idę), ani beta (to że rośnie jest o kant dupy rozbić ale chyba zrobię w przyszłym tyg próbując zabić czas przed I wizytą). Mogę tylko starać się żyć jak dotychczas, choć to wcale nie takie łatwe.
Jednak poronienie zostaje gdzieś z tyłu głowy i trudno chociaż na chwilę o nim zapomnieć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2014, 08:09
Może to dziwne, ale psychicznie zaczynam odpoczywać... zapominając o ciąży.
To dziwne, ale przez ostatnie 16 miesięcy byłam tak zafiksowana na temacie brzuchów i dzieci, że codziennie myśli wracały do tego tematu po kilkanaście razy. I miałam wiecznego doła. Za to teraz, kiedy faktycnzie jestem w ciąży, myśli odpuściły, a ja mogę zacząć w życiu coś nowego i ekscytującego
Rozpoczęłam od kursu języka. Zapisałam się na angielski dla zaawansowanych, jestem w grupie z 6 studentów... matko jestem o 10 lat starsza od niektórych
Ale jest fajnie!
Może jeszcze rosyjskiego zacząć się uczyć? Hmm...
Aha: i robię studia podyplomowe
Fajnie w końcu ruszyć do przodu ze swoim życiem!
Jak dobrze, że teraz jest tak normalnie: pracuję, gotuję, żartuję i rozmawiam roześmiana z mężem, dłubię w ogródku, czytam.
Nie myślę co 5 minut o ciąży (tylko co pół godziny ale to znaczna poprawa!).
Byle tak dalej - w poprzedniej ciąży dłużyło mi się od tygodnia do tygodnia, a teraz 5tc mija jak z bicza strzelił. Może jutro i w poniedziałek pójdę na betę- niby może lepiej się nie denerwować, a może warto mieć pamiątkę do albumu? Hmm?
Poza tym muszę zrobić toxo przed wizytą więc i tak mnie pobieranie krwi czeka niedługo. I glukozę chciałam sobie zrobić.
To jest plan. Do labu jutro
Niesamowicie nudny dzień w pracy. Takiej nudy nie było chyba od 2 lat. Zdążyłam zrobić zaległe sprawunki i teraz nie mam co robić. Siedzę na belly i zastanawiam się, kiedy będzie wynik bety. Chyba zerwę się wcześniej za przyzwoleniem kierownika. Rzadko jest taka opcja, więc czemu nie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 października 2014, 13:44
4t6dc: poszłam dziś na badania zlecone ostatnio przez gina (toxo). Dodatkowo wzięłam betę, skoro i tak mnie kłują...
Jestem wniebowzięta: beta 1796,77!
Do tego toxo mam dodatnie w IgG więc jest ochrona przed toksoplazmozą dla ziarenka
Mega pozytywny kop energii! Teraz lżej będzie pzzeżyć do wizyty
Uff. Łazienki umyte, obiad na kolejne dni zrobiony, zakupy zaliczone, pranie schnie.
Dzień wolny, nie ma co.
Jak co wieczór, zaczęło się gryzienie endometrium. Cycki też trochę pobolewają.
Wczorajsza beta okazała się nie aż taka wspaniała - ok, w normie, ale mogłaby być większa jak na 20-21dpo. Mimo to nie chce mi się kłuć w poniedziałek. Poczekam do wizyty.
Tym bardziej że ku własnemu zdumieniu odkryłam, że do gina idę nie 27go, ale 24go Czyli nie licząc dzisiejszego wieczora jeszcze 12 dni i (oby) zobaczę serducho!
Tego się trzymam a póki co wracam do oglądania "O matko" Bosackiej.
Mąż mi zachorzał. Mierzy temperaturę, 36,9. 'Nic dziwnego że tak źle się czuję, podwyższona!'
Wzdycham z politowaniem, zabieram mu termometr i sama mierzę. Oddaję mu 37,2 - 'masz, trochę ci poprawiłam. Teraz wygląda lepiej, jakbyś rzeczywiście był chory, ściemniaczu'
Mąż zaskoczony. Że to nie fair, że ja mam wyższą i dobrze się czuję.
'Còż, dziecko se zròb, będzie wyższa'
5t4dc... jeszcze 10 dni do wizyty... czasami nie wiem, jak tu nie zwariować, a czasami zapominam na cały dzień, że jestem w ciąży. Przypomina mi się, jak zaczyna pulsować w macicy, albo cycki dają o sobie znać. Generalnie nie wiem, czy mnie mdli - jestem przeziębiona, gluty mi wiszą do pasa. Chyba dlatego nie mam apetytu i mnie muli, a przynajmniej tak mi się wydaje.
No cóż... chyba muszę znaleźć sobie jakieś zajmujące hobby. BARDZO zajmujące hobby...
No to dzis koncze 6ty tydzien...
Jeszcze 1 tydzien do wizyty, ktora bedzie troche niewiadoma, bo to nowy lekarz, podobno super polecany, ale jednak nowy, inny.
Jakos tak mi morale znowu opadly. Na forum czerwcowym juz z 30 kobiet, ciekawe ile ich pozostanie po krytycznym 8tc i czy ja wsrod nich bede
Wszystko sie okaze za tydzien, pod koniec 7tygodnia. Oby bylo serce i duzy ladny zarodek. Na razie nic wiecej mi do szczescia mie potrzeba...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2014, 13:43
No najwyższy czas na wizytę. Jutro idę, mam nadzieję że ktoś tam naprawdę mieszka i że mu dla mnie bije serducho
Po wizycie, o ile będzie szkrabik, muszę poważnie z mężem porozmawiać. O tym, jak się do niego zwracać. Bo przecież nie można tak bedzie już bezosobowo.
Kwark? Piksel? Szkodnik? Kropa? A może jeszcze inaczej?
Minął okres najgorszej nerwówki. Nie poroniłam a moje F1 nabiera całkiem ludzkich kształtów.
Dziś byłam na badaniach prenatalnych i chyba powoli, powolutku zaczynam widzieć siebie z małą istotką w objęciach...
Kruszyna ma 66mm i wstępnie wygląda na to, że ryzyko dużych wad jest znikome.
W weekend zamierzam iść na pierwsze zakupy ciążowe Będę polować na rzeczy gł. dla siebie, ald chyba jakiś pajacyk też wleci
Jutro może wrzucę galerię foteczek mojego Efa od 7tc do dzisiaj
mam też zdjęcie swojej fałdy tłuszczu, spod której dziecia nic a nic nie widać jeszcze ;/
Dzięki Zyrcia za reprymendę! Obiecuję poprawę
Jak to się stało? Kurde? Przegapiłam zakończenie pierwszego trymestru
Na okazję wejścia w kolejny okres ciąży, zapodaję wam materiał fotograficzny z poprzedniego
test z 3.10.2014 to ten blady u góry (nic prawie nie widać ). Ten dolny pretest na dole jest z 6go
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2015, 14:39
Nasz mały ma w końcu swoją ksywkę. Nazywamy go Ef-jeden (F1) lub "efik". Co to za F1? Żadna tam formuła pierwsza ani żadne bombowiec
Z mężem jesteśmy biologami, a w genetyce F1 oznacza tak po prostu potomstwo
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2014, 20:03
Otóż... przedstawiam wam Lilkę:
Lilka ma ok. 9cm [CRL ostatni był mocno z dupy, bo mała jak na pierwszej z fotek- zgięła się w pałąk]. Lilka jest Lilką na 90% wg naszego gina, za to ja opracowałam właśnie innowacyjny test genetyczny, pozwalający stwierdzić płeć dziecka od 8tc na podstawie próbki krwi mamy I też pokazał mi dziewczynkę, jeszcze zanim gin mi to powiedział.
Także możliwe że po narodzinach Lili ruszę z biznesem!
Przede mną masa formalności, bo muszę założyć NZOZ, zarejestrować laboratorium, przeżyć kontrolę sanepidu, wystarać się o dotację, kupić używane sprzęty, zrobić im przeglądy, napisać papiery walidacyjne... cóż, mam nadzieje że macierzyństwo da mi pozytywnego kopa do działania i Lilek będzie grzecznym i długo śpiącym dzieckiem
Dotychczas historia mojego malucha wygla da tak:
6t6dc - 8,5mm długości, FHR 145
7t3dc - 11mm dlugości
11t4dc - 51mm długości, NT1.2, NB obecna, pępowina 3-naczyniowa
12t5dc - 66mm, FHR 158, ryzyko genet. <1/10000
14t6dc - ok. 90mm, CÓRA!
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2016, 17:56
Jejku jejku, jak ten czas leci
Jeszcze niedawno martwiłam się, czy tym razem się uda, a teraz się zaczynam martwić tym, gdzie rodzić
Przede mną wizyta, a potem połówkowe. Sterroryzowałam meża, że po połowie idziemy na zakupy wózkowe, no i ja zacznę szykować wyprawkę. Póki co mam ok. 20 ciuszków różnego typ plus obiecane 2 paki od znajomych. Mam też zaklepany fotelik baby cosi i nakładkę na pasy bezpieczeństwa... cała reszta... wprawia mnie w lekkie przerażenie bo POKóJ MAŁEJ JEST ZAWALONY GRATAMI BUDOWLANYMI a mój mąż na luzie twierdzi, że remont to zrobi, spoko loko, nawet w tydzień. JASNEEEE.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2015, 14:37
Ale jaja. Dosłownie. Lilka przeistoczyła się w chłopca Poprzednie badania o kant dupy rozbić - teraz jest już 100% siurek i wora też ma
Mąż przeszczęśliwy, ja też, choć muszę na nowo uczyć się mowić do brzucha per "on" a nie "ona". No i jest problem z imieniem. NIe mamy oboje takiego jak żeńskie, które by nas porywało
Jest kilka "w porządku": Dariusz, Radosław, Paweł i nasz faworyt: Krzysztof. Z krzysiem jest ten problem, że mój szef w robocie ma tak na imię
Dotychczas historia mojego malucha wyglada tak:
6t6dc - 8,5mm długości, FHR 145
7t3dc - 11mm dlugości
11t4dc - 51mm długości, NT1.2, NB obecna, pępowina 3-naczyniowa
12t5dc - 66mm, FHR 158, ryzyko genet. <1/10000
14t6dc - ok. 90mm, CÓRA!
18t5dc - JEDNAK CHŁOPAK!!! CRL 13cm, waga 265g, serducho i cała reszta w idealnej formie. Jestem szczęśliwa
Mamy 20 tygodni na dojście ze sobą do porozumienia LOL
W ogóle mamy podobny gust, bo mnie się Leoś też podoba, a tobie z kolei Lilka
Powodzenia teraz musi byc już dobrze trzymam kciuki i witamy po fioletowej stronie;) a twoja praca nie jest szkodliwa dla maluszka?
Gratuluje i powodzenia Tak czytam o przekazaniu dobrej nowiny mężowi i się uśmiecham bo u nas było podobnie poszłam z testem i pytam czy widzi to samo co ja widzę :) Ta praca to nie szkodzi maluchowi? Dbaj o siebie i rosnijcie zdrowo :*
Gratulacje!!!
Hej Nieukowa, po różowej stronie napisałam że test pozytywny był 8.10. Gratuluję Ci i mam nadzieję że wszystko dobrze nam pójdzie i może czerwiec 2015 będzie naszym najszczęśliwszym miesiącem :)