Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Nasz Kurczaczek :)
Dodaj do ulubionych
1 2 3

6 maja 2014, 16:25

21 tyg.+5 dni

Miałam wczoraj opisać swoje poszukiwania wózka, ale wieczorem byłam padnięta i poszłam wcześniej spać. Coś wczoraj moje samopoczucie nie było najlepsze, głowa mnie bolała, nos jakbym miała zatkany... ale dziś jest już lepiej :)

Na poszukiwania wózka wybrałam się z rodzicami. Odwiedziliśmy w sumie 3 sklepy, ale już w pierwszym wiedziałam, który wózek mi się podoba <3 Najpierw zwróciłam uwagę na wózek z firmy Maked i Baby design Lupo oba 2 w 1, ale już po chwili okazało się, że Baby design jest o wiele lepszy, ma lepszą amortyzację, jak go prowadziłam, to miałam wrażenie, że porusza się jak po maśle ;) Nie wiedziałam tylko, na który model zdecydować się: Lupo czy Lupo comfort. Ale już w drugim sklepie okazało się, że Lupo comfort niewiele cenowo się różni, a jest wykończony lepszym materiałem, ma ładniejszą kolorystykę i spacerówka dodatkowo ma taki jakby podkład dla malucha. W trzecim sklepie okazało się, że wózek razem z fotelikiem wyjdzie mi najtaniej. Szukałam na allegro, ale wyjdzie na to samo albo ciut drożej. Z doborem fotelika nie ma żadnego problemu, firma produkuje bowiem foteliki, które pasują do ich wózków. Do wózków Baby design Lupo comfort pasują też foteliki z firmy Maxi cosi, ale jak przeczytałam, że fotelik Maxi cosi przeszedł dokładnie takie same, najostrzejsze testy, zgodne ze standardami europejskimi, jak fotelik Baby design Dumbo, to doszliśmy z Mężem wspólnie do wniosku, że nie będziemy dopłacać i kupimy wszystko z jednej firmy.
Wózek ma wg mnie dużą, wygodną, wentylowaną gondolę z możliwością podniesienia oparcia, daszek cicho się składa, obszycie wydaje się solidne, chyba nie jest zbyt ciężki, powiedziałabym że taki w sam raz, gondolę łatwo się wpina i wypina, stelaż prosto się składa, koła są pompowane, tylne skrętne z możliwością blokady, łatwy w obsłudze hamulec, rączka z możliwością regulacji (przyda się dla Męża ;) ) obszyta jest ekoskórą, spacerówkę można montować przodem lub tyłem, można regulować podnóżek i oparcie noi jest kosz na zakupy z zamknięciem na zamek, do tego jeszcze torba. Mi się podoba :)
Tak więc po rozmowie z Mężem, który bez żadnych sprzeciwów zatwierdził mój wybór ;), po zobaczeniu filmików na necie jak montuje się fotelik w aucie, uznaliśmy, że jutro jadę zamówić wózek i wpłacić zaliczkę. Potem zostanie tylko czekanie i wysyłka...
Muszę przyznać, że jestem naprawdę zadowolona z tych poszukiwań. Znając mój charakter, niezdecydowanie w takich poważnych zakupach, bałam się, że będę miała tysiąc wątpliwości, że będę kilka razy wracała do jednego sklepu żeby jeszcze popatrzeć na wózki, że będę czytać w internecie co raz to nowe informacje i będę jeszcze mniej wiedziała, a tu proszę jakie zaskoczenie - przed wyjściem do sklepów trochę poczytałam w internecie na temat tego, czym powinnam się kierować, jakie są wybory, sprawdziłam czy wózek łatwo się obsługuje itp., czy dobrze się prowadzi i podjęłam decyzję :) Cenowo też wyszło dobrze, liczyłam się z mniej więcej takim wydatkiem.

A tak oto wygląda wózek, który wybraliśmy:
3641.jpg
3655.jpg
Fotelik wygląda tak, tylko będzie pod kolor wózka:
3746.jpg

Natomiast omawiając temat z innej strony, to muszę stwierdzić, że przymierzanie się do wózka, prowadzenie go sprawiło mi dużą przyjemność :) Wyobraziłam sobie, że już niedługo będę wozić w takim wózku swoją księżniczkę i... kurczę, ciężko opisać co czuje się w takich chwilach - miłość, radość, podekscytowanie, ciekawość i wiele innych uczuć, których nie potrafię ubrać w słowa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 maja 2014, 16:41

9 maja 2014, 12:08

22 tyg.+1 dzień

Wczoraj byłam na usg połówkowym i muszę poskarżyć się na moje dziecię! Rano beztrosko kopała, przed badaniem zjadłam słodkiego batonika, a ona co ? Obróciła się tyłem! Na nic zdało się zmienianie pozycji na boki, całe badanie była odwrócona do nas plecami :/ A miałam dziwne przeczucie przed wejściem do gabinetu, bo jak głaskałam brzuch, to w ogóle nie reagowała, a zwykle to robi. A jak miałam czuć jej reagowanie skoro obróciła się do matki tyłem ? Ech. Uparciucha. Lekarz pomierzył wszystko, zbadał narządy, potwierdziła się na 200% córeczka, łożysko na przedniej ścianie i wszystko jest o.k., ale buziuni nie zobaczyliśmy :( i z tego powodu trochę mi przykro. Dziewczyny mają piękne zdjęcia z usg, na których widać twarzyczki maleństw, a ja co ? Lekarz nawet nie włączał 3d bo nie było sensu. Teraz to nie wiem kiedy będzie kolejna okazja żeby ją zobaczyć, pewnie dopiero przed porodem :/
Wracając od lekarza po raz enty uderzyło mnie chamstwo ludzi w autobusie. Ja jeszcze rozumiem mężczyzn - czego od nich wymagać ;) ale kobiety ? No po kobietach spodziewałam się choć trochę empatii. Wiem, że nie mam wielkiego brzucha, ale mimo to widać, że jestem w ciąży i to nawet w zapiętym płaszczu. Brzuch od chodzenia mnie pobolewał, miałam ze sobą reklamówki, które trochę mi ciążyły i co ? Całą drogę stałam. Spoglądanie w okno, na boki...norma. W momencie kiedy miejsce przede mną się zwolniło, kobieta, która stała obok mnie, prawie się zabiła żebym przypadkiem nie usiadła tam przed nią. Przykre to. Chociaż w sumie czego ja się spodziewałam ? Kiedyś jako nastolatka, gdy jechałam autobusem osłabiona chorobą, prawie zemdlałam, zrobiło mi się niedobrze, ciemno przed oczami i słaniałam się. Czy ktoś wstał żeby ustąpić mi miejsca ? Oczywiście, że nie. Musiałam usiąść na podłodze :) Polska.

Wózka jeszcze niestety nie zamówiłam, bo szukaliśmy z Mężem jakiś informacji na temat cła, które pewnie przyjdzie nam zapłacić. Co za dziadostwo, nie mają tam normalnych wózków, więc jestem zmuszona kupić tu i wysłać tam i ja mam jeszcze za to cło płacić ? Rozumiem gdybym chciała handlować wózkami, ale na własny użytek ? Prawo, phi!

11 maja 2014, 20:01

22 tyg.+3dni

Kobieta zmienną jest ? Oczywiście, że tak. Miałam kupić fotelik z Baby design, a po odwiedzeniu jednego sklepu stwierdziłam, że mowy nie ma. Sprzedawca zwrócił moją uwagę na jedną rzecz. Otóż w foteliku, który chciałam kupić, dziecko za długo nie pojeździ i trzeba będzie kupić nowy. I faktycznie - porównując fotelik z innymi, ten z Baby design wydawał się mniejszy i to zdecydowanie. Co więc zrobiłam ? Przeczytałam opinie w internecie i zadecydowałam razem z Mężem, że jednak kupujemy fotelik z Maxi-cosi CabrioFix, chociaż na początku broniłam się przed takim zakupem ze względu na koszty. Doszliśmy jednak do wniosku, że jak ma nam dłużej posłużyć + bezpieczeństwo małej będzie w nim większe, to trudno, trzeba dołożyć troszkę pieniędzy i kupić coś lepszego. I tak oto wczoraj kupiłam fotelik Maxi-cosi CabrioFix
06ec03b5-c3f5-40ee-81ba-9b37c404aee1_i-maxi-cosi-cabriofix-0-13kg.jpg
i zamówiłam nasz wózek z Baby design :) Ależ cieszę się, że mam te dwie, ważne rzeczy z głowy. Teraz tylko czekam na informację kiedy wózek mi sprowadzą. Fajnie byłoby gdyby wyrobili się przed moim wylotem...

Przejrzałam też ciuszki jakie zdążyłam zgromadzić dla maleństwa i mam 6 par śpiochów/pajacyków w rozmiarze 56 i ani jednej sztuki w rozmiarze 62 hahaha :) Muszę w najbliższym czasie kupić parę sztuk. Body z krótkim rękawem w rozmiarze 62 też trochę mam, a z 56 tylko jedną sztukę. Dobra jestem. Jak myślicie, po ile sztuk pajaców/śpiochów i body powinnam mieć ?

17 maja 2014, 19:38

23 tyg.+2 dni

Długo zbierałam się, żeby napisać, ale jakoś nie miałam weny. Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że moja sprawa emigracyjna zamiast iść do przodu, to uparcie tkwi w jednym punkcie i nadal nic nie wiemy. Mam już tego serdecznie dość, dołuje mnie to. Parę dni temu minęły 3 miesiące jak jestem bez Męża... nie mówię, że jest mi tu źle z rodziną, bo nie jest, ale małżeństwo powinno być razem, tym bardziej w takich chwilach. Mąż jeszcze nie dotykał mojego zaokrąglonego brzuszka, nie poczuł kopnięć malutkiej, brakuje mi go i tęsknie za nim. Smutne to wszystko.
Do tego doszła wizyta kontrolna u ginekologa, która trochę mnie wystraszyła. Doktor co prawda stwierdził, że wszystko jest o.k., mała dobrze się rozwija i ma długie nóżki i rączki, więc rośnie nam mała modelka - to po tatusiu siatkarzu ;) Powiedział jednak coś jeszcze, a mianowicie, że trochę skróciła mi się szyjka, nadal jest w normie, ale skróciła się jednak i jest jakby trochę bardziej miękka. Powiedział, że mam się oszczędzać, nie chodzić dużo, odpoczywać, leżeć i nie stresować się, ale wiadomo jest, o ile do odpoczywania można się zmusić, to do nie-stresowania jest już raczej ciężej, tym bardziej w takiej sytuacji jak nasza... Z resztą co tu ukrywać, ostatnie dni były ciężkie. Nieźle zaczęłam przeżywać to, co powiedział lekarz. Doktor poprosił żebym następnego dnia przyszła na chwilę na usg, bo może uda nam się zobaczyć buzię malutkiej. Stawiłam się o wyznaczonej porze i udało się nam zobaczyć tę ukochaną buźkę <3 Śliczny nosek, usteczka, nawet to jak przystawia sobie nóżkę do twarzy... I wiecie co ? Całe stresy, wątpliwości, odeszły jak ręką odjął, cały dzień chodziłam z uśmiechem od ucha do ucha i pozytywnym nastawieniem, w sumie cały czas wierzę, że wszystko będzie dobrze :) Moja kochana córcia chyba wyczuła, że mama potrzebuje takiego zastrzyku pozytywnej energii i to dlatego pokazała swoją twarzyczkę bez żadnego namawiania :) Kocham, kocham, kocham ją! <3 Aha, dostałam też od doktora pozwolenie na wyjazd do Męża :)

W piątek poszłam na badania krwi do laboratorium. Miałam m.in. test obciążenia glukozą. Napój był znośny z cytryną, ale chyba przez to, że nie zamieszałam po wciśnięciu cytryny - na końcu był sam lukier, toteż po wypiciu całego specyfiku walczyłam ze sobą parę chwil żeby nie zwymiotować ;) Niestety wieczorem okazało się, że morfologia ma trochę zaniżonych wartości - mam chyba lekką anemię, a test obciążenia glukozą też nie wyszedł idealnie, na czczo jest o.k., ale po glukozie mam już wynik 148 a norma jest <140. No nic, w poniedziałek zadzwonię do ginekologa i zapytam co robić, pewnie muszę powtórzyć test z większym obciążeniem i modlić się żeby wynik był o.k., ech, nie potrzebuję dodatkowych zmartwień na mojej liście :/ A teraz biorę się za dostarczanie żelaza, jutro na obiad wołowinka, brokuły, kupiłam też sok porzeczkowy i gorzką czekoladę. Macie może jakieś jeszcze rady ? Co jeść/pić żeby polepszyć wyniki ?

27 maja 2014, 12:58

24 tyg.+5 dni

Noi tak jak przypuszczałam - lekarz wysłał mnie na test obciążenia glukozą 75 g i wynik znowu nie był satysfakcjonujący. Na czczo o.k., ale po obciążeniu najpierw 150 a potem 146, więc ja oczywiście załamka i łzy. Nawet już wdrożyłam dietę dla słodkich mam, która mnie totalnie zdołowała. Okazało się, że nie jestem w stanie jeść co 3 godziny, bo około 2 godziny już mnie ssie w żołądku i burczy mi. Do tego jeszcze brak owoców i czytanie/słuchanie jak inni nimi się objadają i jacy to są szczęśliwi, że nie mają cukrzycy wcale mi nie pomagało :( Arbuz okazuje się jest jednym z najbardziej zakazanych owoców dla cukrzyków, a mnie on się dosłownie śnił po nocach :/ Mama widząc jak się dołuję, kazała mi iść do położnej porozmawiać o wynikach i diecie, a tam poza otrzymaniem skierowania do diabetologa, nic dobrego nie dostałam. Kobieta jeszcze mnie bardziej zdołowała, bo jak się dowiedziała, że chcę jechać do Męża będąc w ciąży, to stwierdziła, że ona nigdy by się na to nie zdecydowała, bo tu mam darmową opiekę zdrowotną i rodzinę, a tam tylko Męża. No podniosła mi nieźle ciśnienie, nie ma co, ale zdania nie zmieniłam co do wyjazdu, chociaż przykro mi się zrobiło, że ktoś może tak otwarcie mówić mi, że wg niego źle robię. Pewnie, że nie będzie łatwo, nie będę miała swojej rodziny, za opiekę zdrowotną zapłacę grubą kasę, ale kurcze... rodzina jest chyba najważniejsza, a moją rodziną jest Mąż i malutka i musimy być razem koniec kropka!
Ale wracając do tematu cukrzycy. W sumie już pogodzona ze swoim losem i będąc na diecie, poszłam wczoraj zapisać się do diabetologa. Wcześniej dowiedziałam się od miłej pani w rejestracji, że ciężarne mają pierwszeństwo i na wizytę poczekam około tygodnia. Wczoraj jednak gdy zjawiłam się u tej samej miłej pani, dowiedziałam się, że wizytę będę miała już, zaraz :P Byłam w lekkim szoku, bo w ogóle nie przygotowałam się na to. No ale poszłam do poczekalni i dzielnie spędziłam tam godzinę w towarzystwie starszych pań i panów, którzy groźnie na mnie łypali, że śmiałam zajść w ciążę i wejść przed nimi do diabetologa. Na szczęście obyło się bez afer, musiałam kilkakrotnie tłumaczyć wyraźnie dlaczego ja wchodzę teraz, a nie po nich i w końcu udało się, dostałam się do lekerza. A tam... niespodzianka. Doktor uspokoił mnie, powiedział, że parę tygodni temu normy zmieniły się i zgodnie z nimi nie mam cukrzycy ciążowej. Drugi wynik jest trochę podwyższony, ale normy nie przekracza :) Diety mam nie stosować, jedynie zdrowo się odżywiać (co oczywiście czynię i zamierzam dalej czynić bez względu na to, czy cukrzycę będę miała czy też nie). Powiedział też, że po 30 tygodniu powinnam badanie powtórzyć, bo jestem obciążona genetycznie przez babcię i cukrzyca może się jeszcze ujawnić. Uff, ale mi ulżyło. Wyszłam od niego taka uradowana, że prawie się popłakałam. Nigdy nie obżerałam się jakoś, starałam się dbać o siebie, ale wiadomo - jak każdy normalny człowiek lubiłam czasem zjeść coś słodkiego, loda czy czekoladkę, cukierka, jakiegoś fast fooda np. pizzę, a owoce to już w ogóle...truskawki, arbuzy, brzoskwinki, maliny, borówki... świadomość, że miałam być tego pozbawiona i to jeszcze w ciąży, dobiła mnie całkowicie. Ale jednak cuda i niespodzianki jeszcze czasem się zdarzają ;)

28 maja 2014, 16:13

24 tyg. +6 dni

Muszę się pożalić, bo leży mi coś na sercu :(
Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka ze swoim 6letnim synem. Podczas tej wizyty wydarzyło się coś, co mnie zdenerwowało, przeraziło i zdołowało.
Syn koleżanki delikatnie mówiąc przeszkadzał nam podczas spotkania. Miał swoje kolorowanki, tv z bajkami, a i tak ciągle wtrącał się w nasze rozmowy, kręcił się itp. Kiedy koleżanka powiedziała mu, że w moim brzuchu jest mała dzidzia, ten podszedł do mnie i przystawił ucho jakby chciał posłuchać. Nie widziałam w tym nic złego... ale po chwili ten smarkacz zaczął mi drzeć się do brzucha. Zamurowało mnie. Intuicja podpowiadała mi, że tak nie wolno i że powinnam go natychmiast od siebie odepchnąć i równo opier..., ale z drugiej strony nie chciałam wyjść na przewrażliwioną mamusię, która robi wielkie halo z byle drobnostki. Powiedziałam, więc żeby tego nie robił, bo malutka śpi, a ten smarkacz znowu zaczął się drzeć. Najbardziej zadziwiła mnie reakcja koleżanki, zamiast ostro pokazać mu, że źle robi, to ona tylko spokojnie mówiła mu, żeby tego nie robił. Po prostu zbagatelizowała sytuację.
A ja teraz od tamtej sytuacji mam kaca moralnego i straszne wyrzuty sumienia. Wyrzucam sobie, że zareagowałam zbyt delikatnie, że nie natrząchnęłam tego dzieciara. Czuję się jak wyrodna matka, która nie obroniła swojego dziecka przed krzywdą. Przecież on najnormalniej w świecie robił jej wtedy krzywdę, a ja zamiast odepchnąć go, nawrzeszczeć na niego, powiedziałam tylko, żeby tego nie robił, bo nie chciałam zareagować zbyt ostro... a ona jest taka malutka, bezbronna, ma tylko mnie, strasznie mnie to męczy. Jeszcze naczytałam się, że teraz właśnie małej ukształtował sie słuch i jest bardzo wrażliwy, a ja jej tu zafundowałam taką rewelację. No po prostu nie wierzę w swoją głupotę, bezmyślność. Dlaczego nie zaufałam intuicji ? Gdybym mogła, to sama bym siebie zlinczowała za to :( Chociaż już sobie obiecałam, że nigdy więcej nie zbagatelizuję mojej intuicji, choćbym miała wyjść na przewrażliwioną, to jednak co rusz wraca to do mnie, męczy mnie. Nie wiem jak sobie z tym poradzić :( Mam żal do koleżanki, że nie zareagowała inaczej i unikam kontaktu z nią. Nie spodziewałam się tego po niej. Ale i tak, największy żal mam do siebie i nie potrafię sobie tego wybaczyć. Jeszcze rodzice mi dokładają, bo mówią, że przecież nie znałam tego dzieciaka, a co by było gdyby mnie uderzył w brzuch ? No właśnie, kto wie, co mogłoby mu jeszcze odbić... ech.

1 czerwca 2014, 17:09

25 tyg. +3 dni

Chciałabym bardzo podziękować za słowa wsparcia po moim ostatnim wpisie. Naprawdę Wasze słowa mi pomogły :)

Ostatnia wizyta u endokrynologa zaliczona. Wyniki mam już dobre, ale niestety dawka została zwiększona i doktor zaznaczył, że rodzić to pewnie będę na 100, ale tego nie wiem, nie mam pojęcia na jakiego lekarza trafię w Kanadzie, jak podejdzie do tego problemu. Przykład dwóch różnych podejść mam tu, w Polsce. Lekarka z mojego miasta stwierdziła, że wszystko jest o.k. i nic nie muszę brać, ale mi intuicja podpowiadała, że jednak nie wszystko jest tak super, znalazłam specjalistę w innym mieście i co się okazało ? Że lek jak najbardziej trzeba brać, bo moje wyniki wskazują na to, że idziemy w kierunku niedoczynności. Tak więc trochę martwię sie tym jak to będzie tam, ale jeszcze przed wyjazdem zrobię badania, skontaktuję się z doktorem i zobaczymy co mi poradzi.
Jutro muszę podejść do mojego ginekologa poza wizytą, bo w sobotę pokuwał mnie brzuch cały dzień i nawet zobaczyłam u siebie plamkę krwi. Wczoraj też mnie pokuwał, z resztą u mnie to problemem jest nawet zwykłe chodzenie - jak idę gdzieś sama i wlokę się jak żółw, to jeszcze jest dobrze, ale jak idę z kimś i muszę iść normalnie albo niosę reklamówkę z zakupami, to zaraz zaczyna mnie pokuwać podbrzusze. Nie wiem co to jest, lekarz też chyba nie ma pomysłu :/ Martwi mnie to.

Wczoraj spędziłam z mamą dzień na działce <3 Pogoda była super, świeciło słonko, ja leżałam na leżaku i czytałam, a mama robiła porządki w warzywach i truskawkach. Trochę nawet nogi mi się opaliły ;) Serce mi ścisnęło, kiedy usłyszałam jak mama mówi o planach na lipiec i co trzeba będzie zrobić na działce. Dzień wyjazdu zbliża się nieuchronnie, jest już co raz bliżej. I wyjadę stąd, z mojego rodzinnego miasta, z domu i będę tam, daleko od rodziny. Dobrze, że chociaż jest internet i skype...
A dziś jest dzień dziecka i z tej okazji dostałam od mamy moje ukochane kwiatki - frezje :) Wczoraj też byłyśmy na zakupach dla małej, kupiłam jej parę śpioszków, pajacyk, kaftaniki, czapeczkę, skarpetki i body, a babcia podarowała wnusi kaftanik, półśpiochy i śliniaczek :) Kochana jest ta moja mama. Nie ma łatwo w życiu, a jednak zawsze mogę na nią liczyć, na jej pomoc, serdeczność i dobroć. Co ja bez niej zrobię ?

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2014, 16:08

4 czerwca 2014, 15:05

25 tyg. +6 dni, zostało 100 dni do porodu!

Byłam w poniedziałek u ginekologa i niestety znowu nie wróciłam pocieszona. Szyjka w ciągu 2,5 tygodnia skróciła się z 39 mm do 34 mm. Niby nie ma tragedii, ale jednak skraca się i martwi mnie to. Tym bardziej, że za tydzień (!) czeka mnie cholernie długi, 8-9 godzinny lot :( Lekarz zalecił mi luteinę i mało ruchu, mam przede wszystkim leżeć, akurat teraz, kiedy trzeba tyle załatwić przed wyjazdem, tu pójść, tam pojechać, pożegnać się z rodziną. Wiecznie do licha mamy pod górkę! Już nie mam do tego siły. Najbardziej martwi mnie to, że nie wiem dlaczego ta szyjka się skraca. Przecież oszczędzałam się, to że czasem poszłam gdzieś pieszo, to chyba nic takiego ? No kurczę, skąd to skracanie ? :( Nie odczuwam skurczy, przynajmniej tak mi się wydaje. Jedyne co czuję, to czasami takie jakby ciągnięcie brzucha gdy stoję/idę noi pokłuwanie, to od tego mi się skraca ? Pojęcia nie mam. Jeszcze ten lot, boję się, że jak będę tyle siedzieć i mnie wytrzęsie, to dobrze to nie wpłynie na szyjkę :/ Mąż się martwi, ja się martwię, normalnie kicha. Ręce opadają. Brat leci ze mną jako "opiekun". Tak się cieszyłam, że będziemy mogli spacerować po pięknych, kanadyjskich parkach, że pójdę z bratem tu, tam, pokażemy mu piękno kraju, że pojedziemy wszyscy razem na Niagarę, a tu dupa. Wychodzi na to, że Mąż z bratem pojeżdżą, a ja będę leżeć. Chciałam dobrze, a wyszło do kitu.
No nic, praktycznie całymi dniami leżę, wstaję tylko do łazienki, ewentualnie przyszykować sobie coś do jedzenia, czuję się jak pasożyt, kiedy mama mi usługuje i modlę się do Boga, żeby ta szyjka jednak się wydłużyła. Ech :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2014, 16:06

5 czerwca 2014, 22:38

26 tyg.+ 0 dni

Leżenie delikatnie mówiąc wkurza mnie. Nie jestem jakąś bardzo żywotną osobą, ale taki brak ruchu i bezczynność męczy mnie. O bólu tyłka od leżenia nie wspomnę. Gdybym jeszcze nie wyjeżdżała tyle km stąd, to już ciul, trzeba leżeć, trudno - leżę, ale u mnie zawsze musi być wszystko trudniejsze, bardziej skomplikowane, no bo jak inaczej ? Tyle chciałabym zrobić przed wyjazdem, poprać rzeczy, porobić porządki w szafkach, zakupy, odwiedziny najbliższej rodziny, a tu kij, nie mam jak za bardzo. Muszę zrobić tylko to, co absolutnie konieczne, a i tak będę to robić z duszą na ramieniu. Jeszcze tylko gdyby to moje obijanie się miało jakiś głębszy sens, oby! Najbardziej boję się tego lotu :( i tego co będzie w Kanadzie. Tutaj zajmuje się mną mama, dba o mnie, przygotuje mi obiad, przyniesie kanapki, kakao, owoce, nawet biedna biegła wczoraj do sklepu specjalnie kupić mi truskawki i lody <3 Już zapowiedziałam Mężowi, że będzie musiał się mną zajmować, ale jakoś czarno to widzę. Obiadu to on raczej mi nie ugotuje, chyba że miałabym wcinać codziennie spagetti :P Modlę się żeby ta głupia cukrzyca jednak się nie przypałętała, bo wtedy to już całkiem będzie kaplica. Jakieś tam jedzenie zawsze się wykombinuje, ale już specjalnie pod dietę dla cukrzycowej mamy, to będzie ciężko :/

I cały czas kołacze mi jedna myśl - skąd to głupie skracanie, skoro nie pracuję, staram się oszczędzać, raczej nie dźwigam... czemu ciągle musi być pod górkę ?

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2014, 16:05

11 czerwca 2014, 16:05

26 tyg.+ 6 dni

Byłam dziś na wizycie u ginekologa i niestety nie zostałam pocieszona. Doktor powiedział, że co prawda przez te 1,5 tygodnia szyjka się nie skróciła, nadal jest 34 mm a może nawet 35 mm, ale nie podoba mu się, bo jest miękka. Poza tym od paru dni wydawało mi się, że mam taką leciutko zabarwioną wydzielinę na różowo i jednak mi się nie zdawało, bo faktycznie taką mam i nawet on to zauważył. Coś ta szyjka płata mi figle, na dodatek teraz, też wybrała sobie moment :/ Nadal mam zalecenie: leżeć, dużo odpoczywać, mało chodzić, o spacerach, zwiedzaniu mam zapomnieć :( Nastraszył mnie też, że muszę się do tego stosować i nie traktować tych zaleceń na wyrost, bo to nie są żarty. Poprosiłam jeszcze o wykonanie posiewu, bo czytałam w internecie, że skracanie szyjki mogą też powodować jakieś bakterie, a ja naprawdę nie przemęczałam się, więc pojęcia nie mam skąd to skracanie. No zobaczymy co z tego wyjdzie.
Hemoglobina pomimo brania żelaza i wzbogacenia diety o produkty z żelazem taka sama jak wcześniej! No padłam jak to zobaczyłam. Tak więc dalej biorę żelazo.

W ogóle to ostatnie dni są istnym wariactwem. Pełno spraw do załatwiania, pakowanie się, stres związany z wyjazdem i nie tylko. Strasznie to przeżywam, co chwilę chodzę i popłakuję, bo wszystko jest taką jedną, wielką niewiadomą. Ciężko tak opuszczać rodzinny dom. Dziadek, największy twardziel w rodzinie płakał przy pożegnaniu, babcia płakała, aż się boję co będzie z mamą :( Chyba umrę z żalu jak zobaczę jej łzy. Nie wiem skąd na to wszystko mam wziąć siły. Że też muszę być takim wrażliwym człowiekiem. Ech, i jeszcze te głupie problemy z szyjką... W tym całym zabieganiu zapomniałam o jednym i w sumie dopiero teraz mnie olśniło - już niedługo zobaczę Męża :) Chociaż jeden pozytyw.
Trzymajcie proszę kciuki żeby wszystko było dobrze. Do przeczytania (mam nadzieję) niedługo!

16 czerwca 2014, 00:36

27 tyg.+ 3 dni

Miałam napisać wcześniej, ale przez tę zmianę czasu jakoś nie mogłam się zebrać. Jestem już z Mężem :) 12 czerwca, a u Was 13 czerwca nad ranem, byłam już w objęciach Męża :) Na powitanie podarował mi bukiet kwiatów i śmiał się, że po takim czasie czuje się jak na naszej pierwszej randce :)

Od rana 12 czerwca miałam tzw. reisefieber. Było mi duszno, gorąco, bolał mnie brzuch. To moje popłakiwanie przez cały tydzień chyba nie poszło na marne, bo choć bałam się, że będę wyć jak głupia wsiadając do auta, to jednak nie, z żalem bo z żalem, ale wyszłam z rodzinnego domu bez łez. Trudno, tak musi być, taka kolej rzeczy, przecież będę przyjeżdżać w odwiedziny. Zabolały mnie łzy mamy kiedy wsiadałam do samochodu. Cały czas dzielnie się trzymała, a kiedy żegnałyśmy się, zobaczyłam w jej oczach łzy i w sumie trudno opisać to, co czuje się w takiej chwili, nie jest to miłe...
Oba loty przebiegły bez zarzutu. Mała podczas każdego startu i lądowania wierciła się i przeciągała, ale lot zniosłyśmy bez żadnych większych rewelacji. Podróż minęła mi szybko, sama nie wiem czemu. Po wylądowaniu w Kanadzie miałam lekkiego stresa, ale odmówiłam parę zdrowasiek i uznałam, że będzie, co będzie, postarałam się podejść najoptymistyczniej jak tylko potrafię ;) do całej sytuacji. Z bratem wyszliśmy jako jedni z pierwszych z samolotu. Bez problemów dogadałam się z urzędnikiem, jeszcze tylko odebrać walizki i wychodzimy. Szybko poszło. Wychodzę, patrzę - tłum ludzi, nie widzę znajomej twarzy. Idziemy w lewo i nagle... jest, stoi z kwiatami i śmieje się do nas, mój kochany Mężuś! <3 Radości nie było końca. Szczęście, że wszystko było o.k. i że już się widzimy. Mąż zdziwiony, że tak szybko wyszliśmy, zwykle to trwa dłużej, ledwo po nas zdążył :P W domu odkleić się ode mnie nie mógł, tak się cieszył, że już jesteśmy. A jaki zdziwiony był jak poczuł pierwszy raz kopniaka małej hahaha :)

Co poza tym ? Mąż o mnie dba. Brzuch dalej boli przy chodzeniu, więc staram się nie chodzić, dużo siedzę i leżę. Czekam do czwartkowej wizyty co mi powie ginekolog na temat mojej szyjki i martwię się. Chłopaki jeżdżą po mieście, zwiedzają, a ja siedzę w domu. Trochę mi smutno, ale mówi się trudno, to dla dobra małej. Nie wszystko jest idealnie, bo mamy w naszym domu niechcianego lokatora, któremu nie śpieszy się z wyprowadzką i trochę mnie to denerwuje, ale co poradzić :| Nie na wszystko mam wpływ. Codziennie rozmawiam z rodzicami na skype i chyba tylko dlatego na razie nie odczuwam tak strasznie tej tęsknoty. Ciekawa jestem co to będzie jak brat wyjedzie...

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2014, 00:40

21 czerwca 2014, 01:31

28 tyg. +2 dzień

Komputer coś mi nawala, wi-fi samo się wyłącza, nie wiem czemu. Grożenie, że wróci do Polski nic nie daje. Tak więc mam problem z nadrabianiem zaległości na belly, a jak już je nadrobię i chcę pokomentować, to okazuje się, że internetu znowu nie mam, grr :/

Byliśmy na kontrolnej wizycie po moim przylocie. Ciężko jest dostać się tu do lekarza jak nie ma się ubezpieczenia, a jak już w końcu się uda, to za mega pieniądze. Udało nam się dostać do polskiego ginekologa i nie mogę powiedzieć, żebym wyszła z tej wizyty uradowana. Kiedy wspomniałam o mojej skracającej się szyjce, pani doktor stwierdziła, że w Polsce każdej dziewczynie się skraca, po czym wzruszyła ramionami. Zbadała mnie dotykając tylko brzucha i mierząc go, po czym stwierdziła, że mała ułożyła się główką w dół. Na moje pytanie czy zbada mnie ginekologicznie zrobiła wielkie oczy "Jak to ? W Polsce tak panią badano ?" Ech... A diagnozę mojego diabetologa z Polski delikatnie mówiąc zmieszała z błotem twierdząc, że tu się ona nie liczy i że mam cukrzycę :] Ręce opadają. Na dodatek nadal nie wiem jak tam wygląda moja szyjka po locie i po zdecydowanie mniejszej częstotliwości leżenia. Mąż chciał żebym rozważyła prowadzenie ciąży u tej pani ze względu na to, że mówi po polsku, ale zniechęciłam się tym jej podejściem. Za parę tygodni mamy wizytę u ginekologa, który mówi po angielsku, miejmy nadzieję, że jego podejście będzie trochę inne...

Brat już jutro wyjeżdża, więc Mąż zabrał go dziś jeszcze raz na wycieczkę do Toronto, bo jakaś parada jest. A ja siedzę sama w domu, złoszczę się na zgagę, która ostatnio męczy mnie ze zdwojoną siłą i zajadam się pysznymi, kalifornijskimi truskawkami na pocieszenie ;) Ech, smutno mi będzie jak brat wyjedzie. Jego obecność dodawała mi tu otuchy, była swego rodzaju namiastką tego, co miałam w rodzinntm domu. Jak Mąż poszedł do pracy, to siedziałam z bratem, mogliśmy pogadać, porobić coś wspólnie, a teraz zostanę sama... z teściem i jego znajomą :/ Nie będzie łatwo, ale co poradzić, trzeba cieszyć się z tego, że chociaż przyjechał tu ze mną.

25 czerwca 2014, 04:01

28 tyg. +6 dni

Brat wyjechał, jakoś tak smutno i pusto bez niego. Na lotnisku do oczu napłynęły mi łzy, ale jakoś dałam radę nie rozpłakać się. Jakbym pozwoliła sobie na płacz, to pewnie tak łatwo nie uspokoiłabym się, a głupio tak przed bratem wyć ;) Aj, jak tak sobie pomyślę, to my byliśmy zawsze razem. Pewnie, że kłóciliśmy się, biliśmy, ale od dziecka razem bawiliśmy się, jeździliśmy na wakacje, kolonie, wspieraliśmy się, zawsze mogłam liczyć na jego rady, pomoc i wzajemnie. W życiu nie dałabym mu zrobić krzywdy. No ale tak jak wielokrotnie powtarzam, taka jest kolej rzeczy. Ja założyłam już rodzinę i moje miejsce jest przy Mężu, a że 7 tys. km od Polski, to inna sprawa...

Wczoraj była lepsza pogoda, to mała szalała, dziś jest już duża wilgotność powietrza, straszna duchota, to jest jakby spokojniejsza, aczkolwiek po obiedzie fikała trochę. Zabawne to jest, że taki maluszek w brzuchu już teraz reaguje na to co się dzieje na świecie. Zaczynam cieszyć się, że jednak termin porodu mamy na wrzesień, chyba serce pękłoby mi z żalu, gdybym widziała jak w taką duchotę maleństwo się męczy. Ach, i muszę przyznać, że uwielbiam jak moja córcia rozpycha mi się w brzuchu, zawsze chce mi się śmiać, co ona tam wyrabia za akrobacje, zdecydowanie mogłaby robić to częściej <3
Chętnie wzięłabym się za poważniejsze zakupy, ale niestety chwilowo nie jest na to dobra pora, musimy uzbierać kasę na ginekologa - ponad 4000$ :/ a wizyta już za 2 tygodnie. Potem będzie trzeba powoli robić te poważniejsze zakupy, dobrze, że wózek i nosidełko kupiłam w Polsce, chociaż to z głowy. Muszę zrobić sobie dokładną listę, co musimy kupić i szukać ewentualnych promocji.
Ostatnio też myślę o tym jak to wszystko poustawiamy w naszej sypialni żeby się zmieścić ze wszystkim. Będzie ciężko. Potrzebujemy jeszcze jednej szafki na nasze rzeczy, do tego trzeba wstawić łóżeczko, przewijak i sama nie wiem gdzie mam poukładać rzeczy małej, no nie mam gdzie! Niechciany lokator za nic ma mój termin porodu i wyjazd ustawił sobie na koniec września... normalnie szkoda gadać. Czuję, że czeka mnie nezła nerwówka. W najgorszym razie moje rzeczy będą w kartonach w piwnicy, a małej poukładam w naszej szafie. Innego wyjścia nie mam.

Powoli cały ten rozgardiasz związany z moją przeprowadzką uspokaja się, tak więc jutro koniecznie wracam do ciążowej lektury, a potem biorę się za książki na temat opieki nad niemowlęciem, bo inaczej nie zdążę, no!

Btw. Mąż na małą mówi "Bejbuś" albo "Dzidziunia", uwielbiam te jego określenia :)

27 czerwca 2014, 01:25

29 tydz.+ 1 dzień

Śpieszę z wyjaśnieniami :) 4000$ to nie jest sama wizyta, to jest kwota, którą musimy zapłacić na pierwszej wizycie, w tej cenie jest poród, opieka lekarska. Może być tak, że z tej kwoty część pieniążków nam oddadzą, jeśli poród nie będzie jakiś skomplikowany, ja nie będę chciała znieczulenia itp., ale może być też tak, że po porodzie będzie trzeba dopłacić :/ Wszystko przez to, że nie jestem obywatelką Kanady i nie mam ubezpieczenia, gdybym je miała, poród byłby za darmo :(
Mam nadzieję, że wyrobimy się finansowo, trochę wydatków nas czeka niestety...

Wczoraj przyszedł do nas z Polski fotelik dla małej :) i parę drobiazgów, które zgromadziłam; kocyk, butelki, smoczki, próbki itp. A dziś Mąż zapisał nas na weekendową szkołę rodzenia, niestety dopiero na 8 sierpnia, ale lepsze to niż nic ;) Mam tylko nadzieję, że zrozumiem co tam będą mówić i wyniosę coś dla siebie z tych lekcji.

Lista nadal jest w obróbce - wypisałam sobie droższe rzeczy i staram się podopisywać orientacyjne ceny tych rzeczy, żebyśmy wiedzieli ile pieniążków musimy wydać przed narodzinami małej. Wstępnie patrzałam na wanienki i jestem załamana. W Polsce były takie piękne, kolorowe, z jakimiś misiami, a tu co ? Zwykłe, jednokolorowe, bylejakie, nudne. Żałuję, że nie kupiłam wanienki w Polsce...:/ Nie mogę też zdecydować się - kupować monitor oddechu, czy nie. Z jednej strony wiem, że to urządzenie jest zawodne, kiedyś radzono sobie bez niego noi i tak będę pewnie ciągle wisieć nad łóżeczkiem malutkiej, a z drugiej strony strzeżonego pan Bóg strzeże, ech. Kupować samą elektroniczną nianię czy z kamerą ? Niby dużego domu nie mamy, ale jest piętrowy i co jak nie usłyszę, że coś się dzieje, a na monitorze będzie to widać ? No masakra jakaś, a tych wątpliwości jest co raz więcej!

I wpis Nadii przypomniał mi o brzuszkowej sesji zdjęciowej. Zawsze o takiej marzyłam i byłam przekonana, że taką będę miała. Niestety tak to się wszystko ułożyło, że 4 miesiące byliśmy rozdzieleni, a tutaj takie sesje są dość drogie. W dodatku Mąż coś mi się buntuje, że on czegoś takiego nie lubi i nie chce...a ja patrząc na czekające nas wydatki nie mam serca namawiać go do tego :/ W ogóle to nie wiem jakim cudem on się zgodził na ślubną sesję zdjęciową, skoro teraz jest taki anty :P Ech, smutno mi. Niby można spróbować samemu zrobić sobie kilka zdjęć, ale to nie to samo. Fotograf potrafi dobrać miejsce, światło, odpowiednie pozy, a ja też nie mam nie wiadomo ile czasu na taką sesję, jakby nie patrzeć, to jesteśmy już w 30 tygodniu i trzeba szybko się decydować :) No nic, zobaczę jak po wizycie będziemy stali z finansami i może jeszcze dam radę nakłonić Męża na chociaż kilka profesjonalnych zdjęć.

A teraz pochwalę się Wam ciuszkami dla córci :) Nie jest tego dużo, jeszcze trochę muszę dokupić:
2a5473a79ce847cam.jpg
82a65704f18a9d57m.jpg
49482fc689f9ab1dm.jpg
57f2a7e9f06437c0m.jpg
40ca13d6880b360cm.jpg
61c0eafb48434dedm.jpg
c0b79ef563ac257am.jpg
7fb03124b6a24854m.jpg
9d098d17d2dbc718m.jpg
W tej bluzie jestem zakochana, kupiłam ją tuż przed wyjazdem:
ccbb16e8d0d6dbeem.jpg
A tutaj rzeczy, które dostałam na później:
2d826e2581bcac40m.jpg
I body, które kupiłam parę dni temu będąc na szybkich zakupach w supermarkecie, specjalnie dla Męża żeby już nie krzyczał, że wszystkie ciuszki są z "Mummy" ;)
b14a6ebad1aed122m.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:53

1 lipca 2014, 04:25

29 tyg. +5 dni

No pogoda ostatnio daje nam w kość. Jest upalnie, a do tego mamy sporą wilgotność powietrza, więc delikatnie mówiąc zdychamy :P chociaż ja ogólnie jestem fanką upałów, ale teraz upał + wilgotność to trochę za wiele ;) Ale co tam, jakoś dajemy radę. Dziś tylko miałam mały kryzys, bo po śniadaniu złapały mnie mdłości i do 17:00 siedziałam w piwnicy żeby nie kusić losu i nie wylądować nad muszlą klozetową ;)

Teść ostatnio co raz bardziej działa mi na nerwy. Wciska mi na siłę swoje naturalne kefiry i sery z mleka niepasteryzowanego. Na nic zdają się moje tłumaczenia, że to nie są moje fanaberie, że ja nie mogę tego jeść, bo zaszkodzę małej i że to są opinie lekarzy, a nie moje. Dalej wciska, co więcej - obraża się jak nie chcę zjeść :/ A wczoraj to chyba z premedytacją dolał mi tego swojego cholernego kefiru do sałatki, a ja ją zjadłam i martwię się, że zaszkodziłam kruszynce :( Przykre i wkurzające jest to, że ma totalnie w d... to, że może zaszkodzić malutkiej, liczy się tylko to, żeby wyszło na jego. Masakra. Ostatnio nawet stwierdził razem ze swoją znajomą, że jak nie będę jadła produktów z mleka niepasteryzowanego, to mała będzie miała potem alergie pokarmowe. Ręce opadają.

Mała od paru dni nie daje mi położyć się na lewym boku. Co tak się położę, to zaczyna tam jeździć, kręcić się, wałkować jak to ja nazywam, bo porównuję to uczucie do przesuwania się walca hahaha, ale mam skojarzenia, nie ma co :) Jak kładę rękę Męża w tym miejscu, to robi przerażoną minę, że co ona tam wyprawia :) Moje kochane dwa skarby <3
Do wizyty został równy tydzień. Doczekać się nie mogę. Mam nadzieję, że ten lekarz będzie bardziej kompetenty i zbada nas jak należy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:53

4 lipca 2014, 03:30

30 tyg. +1 dzień

Ależ to leci, zaczęłyśmy 31 tydzień :) A mam wrażenie, że jeszcze nie tak dawno nie było widać brzuszka i cały dzień męczyły mnie mdłości, a tu proszę, jeszcze kilka tygodni i będziemy czekać z niecierpliwością na naszą małą księżniczkę <3
Trochę martwią mnie nasze przygotowania, a raczej ich brak - stanęły w miejscu przez finanse, no co tu ukrywać. Oszczędzamy na tę wizytę u lekarza i staramy się teraz nie kupować nic, poza rzeczami niezbędnymi do życia. Potem będziemy powoli kupować wszystko co jeszcze trzeba, ale na razie ta zakupowa bezczynność trochę mnie stresuje muszę przyznać ;) Mam wrażenie, że za Chiny ze wszystkim nie zdążymy...
Wieczorami podczytuję sobie ostatnie strony "W oczekiwaniu na dziecko", bo muszę w końcu zabrać się za następne pozycje. I wczoraj w sumie pierwszy raz zaczęłam się trochę obawiać porodu. Może nie samego rodzenia, ale tego czy będę wiedziała kiedy to się zaczyna, czy już mam dzwonić po Męża, czy może jeszcze czekać, noi tego, że w sumie to wszystko będzie dla mnie nowe, nie tylko sam poród, ale szpital, otoczenie, lekarze i położne będą mówić po angielsku, boję się, że ich nie zrozumiem :( Ale cały czas staram się nastawiać pozytywnie i nie martwić na zapas, jakoś to przecież będzie.

Od kilku dni męczy mnie straszna zgaga, której niczym nie moge ugasić. Zgaga męczy mnie w sumie przez całą ciążę, ale teraz zrobiła się jakoś szczególnie upierdliwa - nic na nią nie pomaga, a piecze, że hej! Ulgę przynosi mi tylko jedzenie, niestety, chwilową ;) Stopy mi nie puchną, jedynie nogi trochę bolą na zakupach, brzuch mniej ciągnie, bo zakładam pas ciążowy. Co prawda palce u rąk chyba trochę zaczynają puchnąć, myślę jednak, że to bardziej przez te upały i duchotę. Zdjęłam na wszelki wypadek pierścionki, bo jakieś ciasne mi się wydają, ale obrączki nie chcę zdejmować, nie wyobrażam sobie życia bez niej kurczę no :( Ale to chyba kwestia dni i na nią przyjdzie pora, ech.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:51

10 lipca 2014, 05:25

31 tyg. +0 dni

No proszę, wchodzimy w 32 tydzień :) I mijają 4 tygodnie jak tu jestem, leci ten czas, leci. Na razie mogę powiedzieć, że poza małymi mankamentami, na które niestety nie mam wpływu ;) jest o.k. Wiadomo, tęsknię za rodziną, ale codziennie rozmawiamy na skype, więc ta rozłąka nie jest taka straszna. A Męża to muszę pochwalić - opiekuje się nami, troszczy się o nas, sprząta, pomaga mi przy obiadach, kochany jest <3 Muszę uważać żeby go nie przechwalić ;)
Ćwiczę testy na prawo jazdy po angielsku, bo moje prawo jazdy tutaj ważne jest tylko 3 miesiące i muszę normalnie zdawać egzamin teoretyczny i praktyczny żeby dostać tutejsze prawo jazdy. Niektóre znaki i zasady są tutaj inne niż w Polsce, więc trochę muszę nad tym posiedzieć. Najpierw planowałam oszczędzić sobie stresu w ciąży i zdać samą teorię przed porodem, a najwyżej praktykę zdać jak już mała będzie na świecie, ale przemyślałam to i doszłam do wniosku, że będę się stresować nie dość, że egzaminem, to jeszcze tym, że małą musiałam z kimś zostawić... i tak postanowiłam spróbować jeszcze przed narodzinami małej. Zobaczymy czy mi się to uda. Niestety z polskich egzaminów na prawo jazdy nie mam dobrych wspomnień :P więc mam trochę cykora ;) Swoją drogą - moje słoneczko jeszcze nie jest na świecie, a mną już targają dziwne uczucia. Wyobraziłam sobie, że miałabym ją zostawić z kimś, nie wiem, kuzynką, czy ciocią i dreszcz mnie przeszedł. Nie chcę, nie wyobrażam sobie tego! A co jak ktoś ją skrzywdzi, zrobi coś nie tak ? Mojej mamie zostawiłabym ją bez problemu, ale chyba tylko jej i nikomu innemu. No masakra, nieźle mnie bierze i to jeszcze przed porodem ;)

Byliśmy na wizycie w klinice, w której docelowo ma być prowadzona moja ciąża i wydaliśmy tę fortunę na poród :P Muszę przyznać, że po wizycie mam dobre odczucia. Co prawda na każdą wizytę będę chodzić do innego ginekologa (takie tam mają zasady), ale pani doktor, która mnie przyjęła była miła i grzecznie odpowiadała na nasze pytania. Powiedziała, że szyjką mam się nie przejmować, bo skrócenie o parę mm to nic strasznego i ponoć pierwiastkom często się to zdarza, a jak skróci się o 2 cm, to wtedy trzeba się martwić. Nie mówię, że to wytłumaczenie mnie w 100% uspokoiło, trochę mam mętlik w głowie, no ale co poradzić - tak tutaj podchodzą do prowadzenia ciąży i nie pozostało mi nic innego jak pogodzić się z tym i ufać lekarzom. Zaleciła mi normalną aktywność, odstawienie luteiny, wypisała skierowanie na usg, badania i mają nas umówić na wizytę do endokrynologa. Wczoraj już byliśmy na badaniach, m.in. na znienawidzonym przeze mnie teście obciążenia glukozą i dziś już pielęgniarka dzwoniła, że wyniki są trochę zawyżone :/ No tak, tego się spodziewałam, skoro w Polsce były zawyżone, to jakie tu miałyby wyjść ? Noi jutro musimy jechać na 2godzinny test obciążenia glukozą. Ech, już skaczę z radości. Łącznie z polskimi badaniami, to będzie moje 4 starcie z glukozą. Pewnie znowu wyjdzie podwyższone i tak czy siak trafię do diabetologa. Wyniki z tarczycy też ponoć są podwyższone... no ale endokrynolog z Polski ostrzegał mnie, że pewnie rodzić będę na Euthyroxie N100 :/ Tak czy siak, pomimo mega kosztów, cieszę się, że jestem już pod opieką lekarzy, czuję się spokojniejsza.

Kuzynka podarowała nam łóżeczko po swoich dzieciakach, poduszkę do karmienia, przewijak, nowy blender z pojemniczkami i takie jakby miniaturowe łóżeczko, które można położyć w łóżku między nami bez obawy, że zrobimy krzywdę małej. Chce nam jeszcze oddać szafkę. Bardzo się cieszę z tych podarków, wiadomo, to zawsze jakiś grosz w kieszeni, martwi mnie tylko kolor łóżeczka i szafki. My w sypialni mamy jasne meble, łóżeczko jest ciemniejsze, a szafka to już w ogóle całkiem ciemna. I mam dylemat - łóżeczko jakoś przeboleję, ale szafka... będę miała w pokoju totalny misz masz kolorów. W pokoju, który docelowo ma być małej (jak lokator go w końcu opuści :/), też są jaśniejsze meble. Musimy z Mężem coś pokombinować.

Pokażę Wam jeszcze co moja malutka dostała w prezencie od prababci i idę spać, bo zgaga znowu mnie potwornie mięczy, a mleka niestety nie mogę się napić, bo jutro mam ten test obciążenia glukozą :/
799e0479e85f562bmed.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:49

12 lipca 2014, 17:44

31 tyg. +2 dni

Zgaga, zgaga, zgaga... i to od samego rana, jeszcze przed śniadaniem! :P Wymiękam normalnie, chyba mam wszystkie wnętrzności wypalone przez to dziadostwo.

Mała szarżuje w brzuchu, że aż miło <3 Mąż nadziwić się nie może i boi się co będzie za parę tygodni hahaha :) Wczoraj wieczorem takie akrobacje wyprawiała, że ze śmiechu padałam :) Przepychała się, wypychała, wierciła, kręciła. Nie wiem co ją tak wzięło, chwilę przed tym zjadłam rybkę z sałatką grecką, ale to chyba nie od tego, co ? ;)

Wybraliśmy chyba z Mężem huśtawkę dla małej :) Fisher Price My little Lamb. Tutaj możecie na nią zerknąć: http://www.fisher-price.com/en_US/brands/babygear/products/71185
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Huśtawka ma nad maluszkiem lusterko z zabawkami. Na youtube widzę, że maluchy mocno się wpatrują w to lustro podczas bujania i tak się zastanawiam czy to bezpiecznie dla takiego malucha patrzeć w lustro w ruchu... wiecie może coś na ten temat ?

Ze spraw mniej przyjemnych to sytuacja z lokatorem robi się co raz mniej zabawna. Otóż lokator ciągle wydłuża sobie pobyt w naszym domu. Teraz wyprowadzkę ustalił sobie na koniec września, a ja mam termin porodu na 12 września!!!!
Nie wiem jak to dalej będzie, ale ani ja, ani Mąż, nie wyobrażamy sobie w takich warunkach być tutaj z malutką po porodzie. W ogóle nie wiem jak ja mam dalej w tej ciąży egzystować w takich warunkach. Że już nie wspomnę o tym, że pokój małej ciągle jest zajmowany przez lokatora, a ja mogę sobie pomarzyć o popraniu ciuszków i poukładaniu ich w szafce...

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lipca 2014, 17:53

15 lipca 2014, 01:32

31 tyg. +5 dni

Hmm, tak sobie myślę - miarka się przebrała. No nie dam rady, muszę z siebie wszystko wyrzucić, bo inaczej wybuchnę i komuś się dostanie po łbie! :|

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:45

17 lipca 2014, 04:12

32 tyg. +0 dni

Oczywiście teść nie ruszył tematu wcześniejszej wyprowadzki, no ale w sumie po jego reakcji na nasze słowa (czytaj: olaniu ich po całej linii), wiedziałam, że tak będzie, więc co tu się dziwić ?

Porozmawiałam ostatnio z rodzicami i trochę mi przetłumaczyli. Przede wszystkim mam się nie denerwować, bo nic mi to nie da, a jedynie małej zaszkodzi i potem urodzi mi się znerwicowana, tak więc wyciszamy się, myślimy o małej i podchodzimy do wszystkiego spokojnie. Ech, w takiej chwili tak bardzo żałuję, że mama nie będzie mogła przyjechać po porodzie... :( Cały czas kołacze mi w głowie świadomość, że jako kobieta czekająca na rozwiązanie, pewnie już nieźle zmęczona ciążą, a potem zmęczona porodem i nowymi wyzwaniami, będę łatwym celem dla takiego człowieka. Ale nie ma innego wyjścia, muszę stawić temu czoła i mam nadzieję, że malutka da mi tę niezbędną siłę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:42

1 2 3