Noi proszę, wchodzimy w 34 tydzień. Ależ to leci. Tak sobie dziś wspominałam, jak w sumie nie tak dawno myślałam, że nigdy się nie uda, traciłam już nadzieję, tyle się nacierpieliśmy i ciągle nic. O tym ile wydaliśmy na lekarzy i leki to nawet nie ma co wspominać. I proszę, akurat tuż przed świętami miałam owulację, na pasterce jeszcze modliłam się, żeby jednak się udało, żeby to był świąteczny Cud i okazało się, że faktycznie nim był bo 3 stycznia test był pozytywny. Nigdy nie zapomnę uczucia jakie mi towarzyszyło przy pozytywnym teście, potem becie i kolejnej, która potwierdzała, że fasolka rośnie sobie, pamiętam łzy szczęścia, niewyobrażalną radość... I jest tu ze mną, pod moim sercem, ta mała wiercipiętka, która co chwile się przeciąga, wypina, kręci, kocham Cię malutka
Zapomniałam się pochwalić, że 2h test obciążenia glukozą wyszedł o.k. i znowu umknęłam tej dziadowskiej cukrzycy Wyniki nadal blisko granicy, ale jednak jeszcze w normie, więc UFF
W poniedziałek byliśmy na usg - wszystko w porządku, mała nadal jest małą Serduszko jest o.k., szyjka ponoć zamknięta i długa na 35 mm, więc od wylotu teoretycznie nie skróciła się (aczkolwiek nie wiem jak to możliwe przez usg brzuszne zobaczyć ile ma szyjka...). Przeraziła mnie jedynie trochę waga małej - 2300 g! Spodziewałam się coś koło 1800 g, a tu ponad 2 kg. Pani wykonująca usg i ginekolog stwierdzili jednak, że waga jest w normie, mała waży troszkę więcej niż większość dzieci w jej wieku, ale jest o.k., na siatce centylowej jest niewiele wyżej jak przebiega 50 centyl, więc może faktycznie nie ma czym się przejmować. A jak mam być szczera, to trochę się wystraszyłam, że może jednak mam tę cukrzycę i szkodzę malutkiej tym, że nie jestem na diecie. No ale jak lekarz mówi, że jest o.k., to muszę mu wierzyć, wyjścia innego nie mam Może nasze dziecię wdało się w tatusia, on przy porodzie ważył 4000 g Mam jednak nadzieję, że chociaż w kwestii wagowej wda się w matkę, ja ważyłam 3050 g
Kupiliśmy huśtawkę. Jednak zrezygnowaliśmy z modelu My little Lamb i najpierw kupiliśmy Rainforest deluxe, ale w domu okazało się, że jest wadliwa - głośno chodziła i na pierwszej prędkości często zwalniała, tak więc oddaliśmy ją. W sklepie okazało się, że jest jeszcze jeden model - My little Snuggamonkey i to w super przecenie, bo kosztował tylko 50$, tak więc wzięliśmy ją i to był doskonały wybór, bo huśtawka może nie ma różnorodnej kolorystyki, ale za to ma przyjemniejsze siedzonko i fajniejsze melodyjki
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2016, 07:04
Zaczynamy 35 tydzień! Ciągle nadziwić się nie mogę jak to szybko mija. Swoją drogą mogłabym częściej pisać w tym pamiętniku...
Mąż zaczął pracować na innej zmianie i tak jak jojczałam na te jego drugonocne zmiany, tak teraz jojczę na te, bo te to są dopiero masakryczne! Idzie na 10 i wraca o 21 Cały dzień jestem bez niego... i to jeszcze teraz, w takim okresie, niedługo przecież będziemy czekać na poród. Staram się go uczulać, żeby nosił ze sobą komórkę, ale wiem, że ciężko mu w pracy chodzić cały czas z telefonem. No nic, jakoś musi się przemęczyć, żeby w razie "W" nie było, że nie mamy kontaktu. Torba do szpitala dalej jest niespakowana, ale mam na to usprawiedliwienie - nie przyszły mi jeszcze jednorazowe majteczki z Polski, a w tym dziwnym kraju nie uraczy się takiego wynalazku jak poporodowe jednorazowe majtki! Ech. No ale tak całkiem serio - w tym tygodniu myślę, że spakuję już torbę, nie ma co dłużej czekać, potem najwyżej ją uzupełnię.
Złożyliśmy łóżeczko, a wczoraj Mąż złożył szafkę, którą dostaliśmy od kuzynki. Niestety nie jestem zadowolona z efektu. Wszystko z innej bajki. Meble mamy jasne, łóżeczko jest brązowe, a szafka ciemnobrązowa. No wygląda to jak u wariatów co najmniej, że już nie wspomnę o tym, że ułożenie mebli wygląda jakby nasza sypialnia była składzikiem na niepotrzebne meble, a nie pokojem, w którym mają egzystować ludzie Ale to szczegół. Tak sobie myślę, że dziś poproszę Męża żeby jednak tę szafkę wystawił na przedpokój, trudno, trochę go zagracę, ale do naszej sypialni trzeba jeszcze wstawić przewijak, a ja nie zamierzam opiekując się maluchem i wstając często do niego w nocy, poruszać się jak po torze przeszkód!
Ogólnie czuję się dobrze, mała nadal słodko się kręci i przeciąga. Już ją tak chwaliłam przed rodzicami, że nie daje mi się we znaki, ale ostatnio zaczęła Czasem jak się przekręci to tak, że oddechu złapać nie mogę Ale ogólnie nie jest źle, z opisów innych dziewczyn wnioskuję, że moje dziecię jest dość spokojne Co raz bardziej odczuwam to, że ciąża zbliża się powoli do końca. Pójście na zakupy jest dla mnie mega męczarnią - szybko zaczynają mnie boleć plecy i nogi tak jakbym cały dzień łaziła po górach co najmniej. Mam nadzieję, że w ten weekend zrobimy wszystkie najważniejsze zakupy, bo za tydzień mamy szkołę rodzenia, a potem może być już ciężko z zakupami...Bolą mnie kości palców, najmocniej rano gdy się budzę, normalnie nie mogę rozprostować palców jakbym w polu pracowała, nie wiem czy to od puchnięcia czy jak, nie widzę żeby palce mi mocno napuchły (aczkolwiek obrączki nie noszę).
Jeśli chodzi o sytuację rodzinną w domu, to jest bez zmian. Ostatnio doszło nawet do tego, że Mąż ostro pokłócił się z ojcem. Oj było gorąco, trochę to przeżyłam, popłakałam się, a mała od razu oczywiście zaczęła się kręcić. Tak mi było jej żal, że przez moje nerwy biedactwo cierpi. Tyle razy powtarzam sobie, że mam się niczym nie przejmować, najważniejsza jest ona i nic więcej się nie liczy, ale wiadomo jak jest, łatwo się mówi, trudniej wykonać
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 07:57
Noż kurdę, znowu to samo - kolejny post po tygodniu, nie tak miało być!
Byliśmy dziś na wizycie. Standardowo, po zmierzeniu brzucha, obmacaniu go i sprawdzeniu bicia serca doktor stwierdził, że wszystko jest o.k. To, że bolą kości palców "it`s normal", to, że podczas współżycia piecze mnie pomimo odstawienia luteiny, też "it`s normal", no masakra. Jakoś nie zauważyłam, żeby inne dziewczyny miały taki problem, więc jakie normal ?! Ech, no ale co poradzić...Kolejna wizyta za 2 tygodnie, tak sobie myślę, że to może być nasza ostatnia albo przedostatnia
Z dolegliwości ciążowych to męczy mnie przeokrutnie zgaga, nadal. Aczkolwiek mogę ja porównać z tą z początku ciąży i stwierdzam z całą pewnością - ta z początku ciąży to był żart, a nie zgaga. Ta teraz jest okropna, tak mnie męczy, że jak z kimś rozmawiam i akurat franca atakuje, to muszę chwilę poczekać, bo inaczej nie daję rady złapać oddechu. Co tam jeszcze ? Ból prawej pachwiny po dłuższym siedzeniu, leżeniu, ból pleców, kości palców itp., nic specjalnego Po wczorajszej kąpieli ogłosiłam Mężowi, że mam dość tej gimnastyki i tak nic nie widzę i już do końca ciąży nie golę dołu, mowy nie ma! Pierwszy raz w życiu zacięłam się tam. Bolało
Z mniej przyjemnych rzeczy, to okazało się, że poza 4000$ za poród, musimy zapłacić za każdą dobę spędzoną w szpitalu w "luksusowym" pokoju 2000$. Ubezpieczenie z Męża pracy miało pokryć chociaż ten głupi koszt pokoju, ale jednak okazało się, że tego nie pokryją.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:00
Jakiś czas temu martwiłam się, że mała nie ma czkawki i że nie ćwiczy płucek, wiem, że maluchy innych dziewczyn mają, a moja nic. Ale od paru tygodni, raz na kilka dni czuję takie rytmiczne pukanie w dole, najcześciej wieczorem, to chyba to, nie ?
U mnie pranie ciuszków w toku, ale jest ciężko. Przed ciążą miałam problemy z plecami, zaczęły mi się zwyrodnienia, przez całą ciążę cieszyłam się, że bóle nie wracają, a teraz niestety już ze mną są i to co raz częściej. Wystarczy, że postoję trochę przy misce z praniem albo przy obiedzie i zaczyna się...ech, wykańczają mnie te bóle i jeszcze ta wilgotność powietrza. Normalnie nie ma czym oddychać. Lubię upały, ale nie duchotę! Siedzę i się pocę, a co dopiero pracując Na razie piorę body i kaftaniki, potem wezmę się za skarpetki, czapeczki i pieluszki. I tak się zastanawiam - prać pajace i śpiochy, czy nie ? Mama mówi, że ona nie prała i żyjemy... tylko że wtedy były inne czasy, mniej chorób, sama nie wiem. Z jednej strony słabo mi na myśl o dodatkowym praniu, z drugiej strony nie chcę potem pluć sobie w brodę, jakby mała dostała jakieś wysypki I bądź człowieku mądry.
Do porodu zostało 31 dni, miesiąc! Co raz częściej myślę o tym, że już niedługo nasze słoneczko będzie z nami, wyobrażam sobie jak to będzie. Mam trochę obaw, nie wiem czy będę umiała ją trzymać, przebierać, kąpać, karmić, a wczoraj jak przeczytałam, że praktycznie każdej matce zdarza się skaleczyć dziecko przy obcinaniu paznokci obcinaczką, to prawie zemdlałam. No nie wyobrażam sobie tego! Jeśli mi się to przytrafi, to na bank zleję sama siebie na kwaśne jabłko Brrr, aż mi ciarki przeszły na myśl o tym, że może mi się coś takiego przytrafić
Byliśmy z Mężem w szkole rodzenia. Były zajęcia o porodzie, znieczuleniach itp. Mąż uczył się jak podczas porodu ma mnie masować, a ja ćwiczyłam oddychanie. Za parę dni mamy ostatnie spotkanie, na którym będzie o pielęgnacji maluszka i karmieniu. Mnie tam się podoba - zawsze człowiek może się czegoś nowego dowiedzieć, poza tym dostaliśmy duuużo ulotek i broszurek z przydatnymi informacjami i telefonami. Jest nawet nr do położnej czynny 24h na dobę, zawsze można zadzwonić w razie wątpliwości i podpytać. Oby tylko ten numer działał
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:03
U nas wszystko o.k., w końcu trafiliśmy do endokrynologa, który uznał, że nie wie po co ja biorę Euthyrox N, bo wyniki wg niego miałam dobre No tak, profesor z Polski musiał się pomylić uznając, że w moim organiźmie brakuje hormonu i trzeba go dostarczać, żeby dziecko nie miało braków... już nawet nie mam siły denerwować się tą służbą zdrowia
Na ostatniej wizycie u ginekologa zostałam przywitana słowami "To już niedługo", a teraz wizyty będziemy mieli co tydzień. To już niedługo ? Kurczę, muszę przyznać, że jakoś nie czuję się gotowa, mam wrażenie, że ciągle jesteśmy w proszku. Nie wiem, może te moje odczucia to efekt tego, jak czuję się mieszkając tu, w tym domu...
Dziś miałam straszną noc. Chyba pierwszy raz od kiedy jestem w ciąży nie mogłam spać. Ciągle się kręciłam, budziłam, męczyła mnie zgaga. Jakiś taki niepokój mnie ogarnął, że to może zacząć się w każdej chwili. Zaczęłam panicznie bać się tego, że jak coś zacznie się rozkręcać, to nie dam rady dodzwonić się do Męża. U niego w pracy jest głośno i nie zawsze słyszy jak dzwoni komórka, a na telefon stacjonarny żeby się dodzwonić, to mogę sobie pomarzyć. Niby gotowi jesteśmy, torby mam w sumie spakowane, muszę jeszcze wybrać rzeczy dla małej na wyjście. Dziś prasuję ostatnie ciuszki i wypiorę śpiworki. Polujemy na upatrzony sterylizator, którego jak na złość nie ma na stanie akurat. Laktatora nie kupiliśmy w końcu chociaż mamy upatrzony model, bo na szkole rodzenia odradzili ten zakup przed urodzeniem się dziecka, a ponieważ nam się nie przelewa, uznaliśmy, że może faktycznie lepiej poczekać i zobaczyć jak sytuacja będzie wyglądała. Materac trzeba jeszcze wyjąć z folii do wietrzenia i to już chyba wszystko, chyba nie tak strasznie. A jednak czuję się całkiem niegotowa I bądź tu człowieku mądry.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:07
97% ciąży za nami. Jakieś takie to dla mnie nierealne. Mam wrażenie, że to zaledwie miesiąc temu widziałam dwie kreski na teście ciążowym, że dopiero co martwiłam się skracającą szyjką, a tu proszę - w każdej chwili może rozpocząć się poród. Niesłychane.
Ponoć na końcówce ciąży kobiety mają syndrom wicia gniazda. Ja chyba nie mam go w ogóle Na końcówce ciąży mam mega lenia i poczucie, że każda czynność jest dla mnie mega męcząca. Przy myciu głupich naczyń potrafię się zasapać i tak czasem się zastanawiam, skoro teraz mam takie problemy, to co będzie z porodem i po nim ? Skąd wezmę na to siły, skoro teraz ledwo się toczę z zadyszką i bolącymi nogami ?
Każdy z kim rozmawiam, na pytanie "Jak się czujesz?", oczekuje ode mnie odpowiedzi "Mam już dość, chcę żeby się urodziła", a ja nie. Mnie stan ciąży sam w sobie w niczym nie przeszkadza. Lubię być w ciąży, lubię czuć jej ruchy, rozpychanie się, boję się, że potem będzie mi tego brakowało Wiadomo, nie czuję się komfortowo z pewnymi dolegliwościami, np. tymi, które wymieniłam wyżej, ale nie jestem nawet trochę bliska tego by stwierdzić "Mam dość bycia w ciąży!", wariatka ze mnie ?
Zaczynają się pytania, wiadomości, smsy "Urodziłaś już?". Na razie jeszcze mnie to nie denerwuje, ale mam wrażenie, że zaraz zacznie. Nawet sąsiadki pytają się mojej mamy czy już urodziłam...
Zastanawiam się kiedy Julka zamierza wyjść. To chyba będzie duże zaskoczenie, bo jak na razie nie mam żadnych dolegliwości, które mogłyby wskazywać na to, że wkrótce zacznie się poród. Aktualnie stoję na stanowisku, że wszystko zostawiam w rękach i mądrości Boga Co prawda z jednej strony wolałabym, żeby urodziła się troszkę po terminie, a z drugiej strony nie jestem przekonana czy to dla niej i dla mnie bezpieczne, ale na koniec i tak powtarzam - nie mnie decydować, będzie co będzie, widocznie tak będzie najlepiej. Tak więc czekam cierpliwie na moją królewnę i nie zamierzam w żadnym razie jej popędzać
W sumie wszystko na przyjście małej jest gotowe. Wczoraj oświeciło mnie, że nie ma sensu wyparzać i sterylizować smoczków, skoro nie mam na nie pojemników tak więc jutro czeka nas jeszcze rundka do sklepu po pojemniczki na smoczki. Do tego chcę przeprać kolorowe pieluszki tetrowe, miałam to zrobić dziś, ale pogoda nie dopisała, cały dzien lało. A tak to jesteśmy zwarci i gotowi Trochę boję się porodu. Czasami przychodzą takie myśli, że co ja zrobię gdy będzie cholernie bolało, albo zacznę płakać, że już więcej nie dam rady. Nie mam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądało i trochę mnie to martwi, nie wiem nawet czego spodziewać się jak zacznie się cała akcja, jakie to są bóle itp. Mam w każdym razie nadzieję, że Mąż stanie na wysokości zadania i będzie mnie wspierał i dopingował i razem damy radę przez to przejść
Patrzę na łóżeczko, w którym jest już od paru dni materac i rożek i nie mogę uwierzyć, że ta mała wiercipiętka niedługo tam będzie leżała
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:09
Nie, jeszcze nie urodziłam Chyba na razie żadne znaki na niebie nawet na to nie wskazują, no może poza tym, że dwa dni temu (po tym, jak się później dowiedziałam, mama z bratem zakładali się, że właśnie tego dnia urodzę) chyba zaczął mi odchodzić czop, ale nie mam pewności czy to na pewno to.
Byliśmy na wizycie, z małą wszystko o.k., nadal ułożona jak trzeba i główką ponoć jest nisko. Postępowanie jest tu takie: jeśli do terminu młoda sama nie wyjdzie, to w końcu (!) zbadają mnie wewnętrznie żeby ocenić stan szyjki. Potem dają 7 dni i jeśli nadal nie będzie jej śpieszno wyjść, to wywołują. Ja cały czas powtarzam, że wolałabym żeby urodziła się w terminie lub krótko po nim, ale jak ma inną wolę, to niech będzie jak chce, godzę się z tym
Mąż w ramach prezentu "poporodowego" sprezentował mi tableta coby wygodniej mi było przy małej korzystać z neta no ciekawa jestem czy ja w ogóle na tego neta będę miała czas
Dziś, chociaż nic takiego nie robiłam - byliśmy w kościele i raptem w dwóch sklepach, padam na twarz. Normalnie cała energia mnie opuszcza. Od paru tygodni mam też problem jedzeniowy choć bardzo staram się jadać reguralnie, to się po prostu nie da. Obiad to zwykle mój ostatni posiłek, potem pomimo tego, że nic już nie jem, czuję pełny żołądek jak bym się za przeproszeniem przeżarła. Rozumiem, że mała już mi tam uciska, ale czemu tylko wieczorami ?
Mam pewne obawy co do tego, czy będę potrafiła się nią zajmować, nosić ją, kąpać, przebierać, karmić...dziewczyny, czy to przychodzi tak samo z siebie, naturalnie? Boję się, bo nie chcę żeby inni uznali, że nie daję rady. Nie chcę żeby obcy ludzie dotykali mi dziecka Może jestem dziwna, ale aż mnie trzepie na myśl, że obca kobieta, która nie jest lekarzem albo położną miałaby dotykać moje dziecko Na razie nastawiam się pozytywnie - dam radę, w końcu jestem mamą, ale kurczę, nigdy nie miałam do czynienia z noworodkiem i co jak nie będę wiedziała co i jak?
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2016, 08:12
12 września - nasz termin minął, mija i 13 września i... nic, cisza Żadnych skurczy, specjalnych dolegliwości, młoda w najlepsze przeciąga się w brzuszku jak gdyby nigdy nic.
Wczoraj byliśmy na wizycie. Z Julią wszystko o.k., jest ułożona prawidłowo i nisko, tylko rozwarcie jest małe. Tutaj muszę wspomnieć, że badanie było mega bolesne jeśli poród tak boli, to ja dziękuję. Co nas teraz czeka ? Jeśli w ciągu 7 dni akcja porodowa nie rozkręci się, zaaplikują mi żel. Jeśli żel nic nie da, czeka nas wywołanie, mam jednak nadzieję, że uda nam się tego uniknąć.
Liczyłam sobie termin z daty poczęcia, bo wydaje mi się, że wiem kiedy mogło dojść do zapłodnienia - wychodzi 15 września albo 16 września, więc jeszcze nie panikuję, że Julka nie wychodzi, ale powoli zaczyna mnie martwić perspektywa wywoływania porodu. Myślę o naturalnych metodach wywoływania porodu, ale z jednej strony chcę, z drugiej boję się, bo co innego jest jak poród sam przyjdzie z siebie, a co innego jak samej się go wywołuje Boję się przekroczyć tę magiczną granicę, wiem głupie. Poza tym martwi mnie to, że Mąż w tygodniu pracuje do późna, jakoś lepiej czułabym się, gdyby wszystko zaczęło się jakby był w domu... no ale wyjścia chyba za bardzo nie ma. Najdalej od poniedziałku trzeba będzie zacząć coś działać Jak macie jakieś sprawdzone metody - to proszę podzielcie się pomysłami hahaha
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 września 2014, 23:45
Wiesz co, z waga malucha to jest tak, że może akurat tego dnia opiła się płynu i brzuszek był mocniej zaakrąglony. To trochę takie wróżenie z fusów póki dziecka faktycznie nie ma :) Huśtawka super, ja tez zastanawiam się nad taką. A jeśli chodzi o nas- przewrotne jest to, ze jak odstawiłam luteine, magnez i nospe to mała postanowiła ze jednak nie ma ochoty na wyjście i wszystko się unormowało :) Dzis mam wizyte u lekarza wiec dowiem się więcej. Uściski dla Was!
Super huśtawencja! :) U nas wrześniówek nasze ciąże to faktycznie świąteczne cuda :D
śliczna karuzela :)
Super ta huśtawka ;) wagą małej się nie przejmuj, jeżeli jest w normie to wszystko jest ok ;) ciesze się bardzo, że szyjka ładnie trzyma i oczywiście gratuluję Ci uniknięcia tej dziadowskiej cukrzycy! :)
Ufff.. jak dobrze, że umknęłaś cukrzycy :) Będę trzymała kciuki, żeby Malutka była malutka i poszła rozmiarowo w mamusię a nie tatusia. Huśtaweczka bardzo mi się podoba - zdecydowanie bardziej niż inne bardziej kolorowe wersje.