Wrzesień zbliża się wielkimi krokami. Już niedługo moje dziecko będzie miało rok, a ja - oficjalnie będę mogła rozpocząć starania, przynajmniej według teorii, która sugeruje odczekać rok ze staraniami po cc.
W ciągu tego roku miałam poprawić swoją sytuację zdrowotną, finansową i zawodową. Minął prawie rok i żadna z tych rzeczy się nie polepszyła. No może zdrowotna nieznacznie (nie licząc pogłębienia osteoporozy) - nie chodzę o kulach, trochę więcej biegam, ale nadal pozostaje pod znakiem zapytania czy podołało by moje ciało drugiej ciąży. Luksus leżenia brzuchem do góry ze względu na Gniewka odpada. Hm...
Siedzę, więc ze skwaszoną miną, bo chciałabym znów się starać, pilnować, obserwować, wyczekiwać i testować. Chciałabym znów oczekiwać tego małego cudu i radości.
Ale nie mogę.
Czerwone światło.
Czasem chciałabym pójść do pracy, ale po chwili powstaje myśl - a co z synkiem? Za mały na żłobek, nie stać nas na nianię, dla niego lepiej poczekać jeszcze. Ale do póki nie pójdę do pracy nie ma mowy o staraniach.
Błędne koło.
Wytrwałości życzę :* buziaki