54 DC/ 41 DPO/ 7t+4d
Dziś wizyta u mojej ginki. Powtórzyłam badanie moczu, tym razem z posiewem, ale okazało się, że nie było już żadnych bakterii. Tylko jakieś liczne nabłonki płaskie, których poprzednio nie było. Zobaczymy co powie ginka. Mam nadzieję, że obejdzie się bez antybiotyku.
Oczywiście znowu się boję 🙄Czy serduszko nadal bije? Czy maluszek urósł? Czy to moje fatalne samopoczucie w niedzielę nie oznaczało czegoś złego?
🤦♀🤦♀🤦♀
Zabijcie mnie!
Boże błagam niech to nie będzie jak miliard razy wcześniej 😔😔😔
Beż - brąz - czerwień - adieu
☹️☹️☹️☹️☹️☹️☹️☹️☹️☹️☹️
Dziś pierwszy dzień 11 tygodnia.
Na szczęście ten żółtawy śluz zniknął już następnego dnia nigdy nie przekształcając się w żadne plamienie.
Ale w mojej psychice niczego to nie zmieniło 🙄Całe święta żyję w jakiejś chorej paranoi, że serce nie bije, że ciąża obumarła, że to poronienie zatrzymane... 🤦♀Że nie czuję się w ciąży (mimo że od miesiąca nie wychodzę z domu przez kosmiczne mdłości/słabości/pseudomdlenie i **uj wie co jeszcze), że w brzuchu jest cicho i pusto i na bank coś złego się stało... Czy ktoś mnie może pie****nąć w głowę? 😒
Dziś o 16.15 wizyta 😰Trzymajcie mnie...
Całe szczęście, że idę z lubym, choć on się martwi o naszego malucha chyba jeszcze bardziej niż ja. Jest tak przejęty tą naszą ciążą, że dosłownie nosi mnie na rękach. I całe szczęście, bo nie przetrwałabym tych świąt bez niego (następnego dzieciaka robię w surogatce, przysięgam!) Przenoszę się tylko z łóżka na kanapę bo każdy ruch powoduje falę mdłości, dreszczy, uderzeń gorąca i wrażenia, że świat kręci się razem ze mną. Coś jak skrzyżowanie najgorszego kaca z chorobą morską... Tylko że to trwa już miesiąc! Luby sprząta, gotuje, robi zakupy, nawet upiekł pierniczki - takie z dekoracjami i wszystkim 😜😄No i jak mu tu nie rodzić dzieci? 😜 🥰🥰🥰
Dorciu! Bardzo się cieszę, że cię widzę! Jak się trzymasz kochana? 😚🤗
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia 2020, 09:42
Wczorajsza wizyta była idealnie przecudownie wspaniała 🥰🥰🥰🥰
Maluch ma 3,55 cm, ale najcudowniejsze było to, jak się ruszał! Przeciągał, wyginał, boksował piąstkami, robił hawajski taniec cyców a nawet coś w stylu pokazu chippendalesów z "nieprzyzwoitym" wypychaniem brzucha do przodu i tyłu 😜😄😄No moja krew!!! 😎
Ma rozkoszny grubaśny brzuszek, łapeczki z widoczną koronką paluszków, nóżki ze stópkami, no wszystko! I to wszytko jest najpiękniejsze i najidealniejsze na świecie 🥰🥰🥰
Mój P był tak przejęty, że zachowywał się jak dzieciak w fabryce zabawek 😄Całe USG nagrał i od wczoraj wszyscy w kółko oglądają naszego małego "zumbistę" 😜Chyba zdobędzie platynową płytę jeszcze przed urodzeniem 😄
Tuż po wizycie P powiedział, że w chwili kiedy zobaczył to małe ciałko poczuł się jakby był to moment, na który czekał całe swoje dotychczasowe życie. No to teraz już naprawdę muszę sprowadzić tego malucha na świat 😉 Nie mogę ICH zawieźć 😜
A oto on (zawsze chciałam córeczkę, ale jakoś czuję, że to facet 😜)
Dorciu - nie przestaję ani na chwilę trzymać za ciebie kciuków! Jesteś megasilna!
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 stycznia 2020, 11:39
10t+4d
Dziś trochę smutno bo luby wczoraj wyjechał, musiał wracać "do roboty" i pewnie zobaczymy się dopiero w Walentynki 😒 Ginka odradza mi podróżowanie, nawet w drugim trymestrze, nie przy moich przypadłościach i stopniu "wyczekania" ciąży 🙄 Także cały ciężar naszego dotychczasowego życia w walizce spoczywa teraz na P.
Ech szczęśliwi w swej nieświadomości ci, którzy marzą o romantycznym życiu "w drodze" 😄W ciągu ostatnich 6 lat przeprowadziliśmy się w różne części Europy 9 razy dodatkowo połowę każdego roku spędzając w kolejnych dłuższych i krótszych rozjazdach poza kontynentem. Cały ten z dupy śmierdzący "romantyzm" zawdzięczamy chorej pracy P. Rzucają nim z miejsca w miejsce, tam gdzie akurat trzeba komuś ratować skórę, albo łatać fakapy nieporadnych pociotków, małych księciów nepotyzmu 🤦♀
Luby strasznie przygnębiony, że musiał nas zostawić, że będzie przeżywał ciążę "na odległość" itp. Ech...
Mamy plan jak się z tych sideł oswobodzić, ale ta "niespodziewana" ciąża (tak tak, można zajść niespodziewanie po 6 latach starań i IUI 😄 ) trochę nam skomplikowała logistykę. Ale nie byłabym mną gdybym miała się poddać albo odpuścić. O nie! Do ostatniego tchu, hasta la muerte, póki w żyłach krąży krew! 😜
Niech mi tylko przejdą te zasrane mdłości i wracam do walki. Mam do zorganizowania spore przedsięwzięcie, którego kulminacyjny moment wypadnie między moim 9 miesiącem a porodem... 🤦♀😄Proszę trzymajcie za mnie kciuki, bo bardzo będę tego potrzebowała. A naprawdę chciałabym móc wreszcie rozpakować gdzieś walizkę i powiedzieć głośno, że to jest teraz NASZ DOM. Uff.
CAŁEJ TRÓJKI 🥰
Dziś pierwszy dzień mitycznego dwunastego tygodnia. Wczoraj BBF poinformował, że okres największego zagrożenia dla ciąży dobiegł końca. Powinnam w związku z tym zamieścić hurra-optymistyczny wpis, a tu będzie miągawica 🤭
Niestety, humor nie słucha ciążowego kalendarza ani kolorowych stereotypów.
Po pierwsze: MDŁOŚCI 🤦♀ Mdłości połączone z zawrotami głowy, wirującym światem, dreszczami, skórą cierpnąca na głowie jakbym w miejscu włosów miała igły i rozmywającym się widokiem przed oczami. Od kilku tygodni nie wychodzę z domu. Ba, nawet nie jestem w stanie podnieść się z łóżka. Ledwo udaje mi się zmusić do pójścia pod prysznic, a i to tylko przy otwartym na oścież oknie i butelką wody z cytryną pod ręką bo inaczej niechybnie zaryłabym facjatą o krawędź wanny. W ustach kwaśno-gorzka gęsta ślina, której nie da się przełknąć. Taki kleisty glut wędrujący wciąż między krtanią a migdałkami. Niżej, w żołądku, coś zimnego, obślizgłego i jakby żywego, próbującego wydostać się do przełyku. Dociera do połowy klatki piersiowej i wraca. A potem znowu. Znacie scenę z Harrego Pottera jak Ron rzyga takimi śluzowatymi ślimakami? Myślę, że to właśnie jest to 😒
Podobno pod koniec 3 miesiąca powinno zacząć się poprawiać. Gówno prawda. Pogarsza się. Już nawet nie pomaga zagryzanie czymś kwaśnym, albo słodkim, albo neutralnym jak suchy chleb. Nic już nie pomaga.
Jeszcze fajniej jest jak ktoś po raz setny z bananowym uśmiechem na twarzy pyta mnie jak się czuję. Na moje "fatalnie" odpowiada "no ale najważniejsze że dziecko ma się dobrze" 🤨Noż kurwa, don't get me wrong jak mówi poeta, do tej pory nawet nie wzięłam żadnych leków łagodzących mdłości bo zdrowie tego malucha jest dla mnie najważniejsze, ale traktowanie kobiety jak inkubatora, którego samopoczucie czy emocje nie mają żadnego znaczenia dopóki nie zakłócają "jej pracy" chyba jest trochę kurwa słabe? 🙄 Czy się kurwa mylę... kurwa.
😄 No to mi trochę lepiej teraz.
"Podrugi" problem jest bardziej ulotny. Wciąż nie mogę cieszyć się ciążą. Wciąż tak naprawdę nie mogę uwierzyć, że w niej jestem. Nie czuję więzi ze swoim brzuchem. Czuję więź ze zdjęciem z USG, z nagraniem, na którym to szkrabiątko tak się pięknie przeciąga - to rozczula mnie do łez, ale nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się W MOIM BRZUCHU.
Przez długie lata niepłodności wyobrażałam sobie, że jak się wreszcie uda to będę z tym brzuchem rozmawiać, głaskać go, puszczać mu muzykę itp. A tu nic. Jakby ta informacja o ciąży ślizgała się po powierzchni mojego mózgu, ale nie była w stanie przeniknąć głębiej do prawdziwej świadomości. To do mnie po prostu nadal NIE DOCIERA. Dosłownie.
Tylko czemu? To przez to, że tak źle się czuję? Czy to przez te lata porażek i rozczarowań? Nie umiem już uwierzyć w nic dobrego? Czy podświadomie boję się, że coś się spierdzieli, więc lepiej się nie przywiązywać? Czy mi się już tak na zawsze skóra znosorożcowała? Tylko ja tak mam? Czy inni też? Bo P to mi nawet nie pozwala mocniej dotknąć brzucha "żeby nie uszkodzić dziecka" 😄A ja w nim po prostu nic nie czuję 😒I nie chodzi mi oczywiście o ruchy, tylko tak transcendentalnie 😜Że ktoś tam jest. Że coś tam się dzieje.
Zwariowałam? 🙄😒
W każdym razie generalnie czuję się jak kupa.
Oby do tych prenatalnych. Jeszcze 7 dni.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2020, 18:44
11+ileśtam
Rzygam od czwartej rano. Jestem na skraju wytrzymałości. 🤦♀
PS
Dziewczyny dzięki, świadomość że nie jestem w tym jedyna podnosi na duchu.
11t+6d
MOŻE powoli wracam do żywych (obym nie zapeszyła). Moje przedwczorajsze "rzyganie o świcie" chyba było jakimś pieprzonym katharsis bo o dziwo jak już skończyłam to zaczęłam czuć się lepiej. A wyrzygałam wszytko, razem z własnymi stopami.
Wcześniejsze kilka tygodni to były ciągłe mdłości ale bez pawiowania. Okazuje się, że to jak seks bez orgazmu. Not good. 🙄
Jutro prenatalne. Oby serduszko zdrowo biło, oby kark przezierał jak trzeba, kość nosowa była na swoim miejscu i wszystko inne "tyż" 🤞
NIe mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć szkrabku 😽Tylko proszę cię, bądź zdrowy!
12t+1d
Wczorajsze USG prenatalne super.
Wszystko jest tak jak trzeba, kość nosowa, przezierność, główka, brzuszek, organy wewnętrzne, rączki, nóżki, dłonie, stopy, serce zdrowe i silne - 160 uderzeń na minutę. No i chyba jest też siusiak 😜😄To na razie ostrożne "domniemania", więc jeszcze może być wolta i zwrot akcji, ale ja już od ostatniego USG z Zumbą mam niemalże pewność... 😄
CRL 6,8 cm - olbrzym! Znowu jesteśmy ponad 95 centylem, ciąża wygląda na tydzień starszą niż jest. Obwód brzuszka jest natomiast odpowiedni do wieku, więc ta wielkość raczej nie jest pokłosiem "utuczenia" dziecka jak się dzieje przy cukrzycy ciążowej, ale i tak kupię glukometr i zacznę regularnie kontrolować cukier na wszelki wypadek. Zwłaszcza, że przez te cholerne mdłości ostatnio moja dieta opierała się głównie na chlebie, makaronie i różnych słodkich przekąskach bo tylko to dawało mi jako taką ulgę. A mój organizm nie jest do tego przyzwyczajony, od lat byłam na "prawie" wege diecie bez glutenu i cukru czyli tylko warzywka, owoce, kasze, jajka, kefir, czasem jakieś sery i mięso mocno ograniczone - może raz w tygodniu i to też tylko eko drób albo ryba. No ale na szczęście rzyganko zaczyna odpuszczać, więc od przyszłego tygodnia powrót do zdrowego żywienia i codziennych "leśno-plażowych" wypraw z psem. Przed ciążą robiłyśmy z moją sunią ok. 10-12 km, myślę że teraz ograniczę się do 3-6 km w zależności od samopoczucia.
Czekamy jeszcze na wyniki Pappy i wolnego bHCG. Jeśli to będzie ok, to mogę zacząć oswajać się z myślą, że jestem w zdrowej ciąży 😉
Niesamowite, co? 😄
Ach i mały ma chyba nochal po tatusiu! 😄 Piękny prosty idealny nos, wyraźny ale nie za duży i nie za mały (facet nie może mieć małego nosa bo to jak mały wiadomo co 😜 ) Uwielbiam profil P 🥰
Wciąż nie mogę uwierzyć, że ten siedmiocentymetrowy człowieczek ma już tyle charakterystycznych cech, właściwie to ma je wszystkie! 😄A my je teraz będziemy powoli odkrywać 😉To jak nowe plansze w grach komputerowych z mojego dzieciństwa 😄
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 stycznia 2020, 20:13
Prenatalne z krwi wyszły źle.
Jeszcze nie wiem jak bardzo. Zadzwonili, że muszę odebrać osobiście bo wynik wymaga omówienia.
😔😔😔😔😔
wolne Bhcg 38,27 IU/I co odpowiada 1,159 MoM
PAPP-A 1,432 IU/I co odpowiada 0,388 MoM
Czy ktoś to potrafi rozszyfrować/zinterpretować? 😒
Zrobiłam rozszerzony pakiet NIFTY - wyniki za 6-10 dni.
P. na razie nic nie wie, wystarczy że ja umieram ze strachu. Powiem mu jak przyjdzie NIFTY i będzie wiadomo - wóz albo przewóz 😕
PS
Dziewczyny dzięki za pocieszające słowa! Emdar, posłałam ci zaproszenie bo chciałam podpytać o twoje badania a nie widzę wykresu ani pamiętnika 😚
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 stycznia 2020, 22:14
Ależ mam miły ostatni dzień I trymestru 🤦♀😒
13t+0d
Pierwszy dzień II trymestru.
Dziewczyny dzięki za wielkie wsparcie! Po waszych komentarzach, historiach i poczytaniu "internetów" jestem już dużo spokojniejsza.
Utwierdziłam się w przekonaniu, że ta zasrana PAPP-A służy głównie do ponoszenia kortyzolu u ciężarnych 🙄Nawet jeśli moje dziecko okaże się chore, to chcę wykonać badanie, po którym usłyszę "pani dziecko jest chore". Oczywiście o wiele bardziej chcę usłyszeć "pani dziecko jest zdrowe". Ale już najmniej chcę usłyszeć "pani dziecko ze sporym prawdopodobieństwem może być chore ale może być też zdrowe, a nawet jeśli będzie się wydawało zdrowe to i tak może okazać się chore" bo mniej więcej tak wygląda "wynik testu PAPP-A". Także drugi raz tego gówna nie zrobię 🙄 No way.
Co do jego skuteczności - szacuje się, że ok. 30% wyników jest fałszywie pozytywnych, kolejne 10% to wyniki fałszywie negatywne, wyniki "prawdziwe" to ok 60% - sorry mamo ginekolog (Niki dzięki za link) ale to nie jest 1 na 10 kobiet. Czułość 90%, o której mówią lekarze odnosi się tylko do wyników fałszywie negatywnych czyli przypadków, w których dziecko jest chore a test tego nie wyłapie. Wyniki fałszywie pozytywne są przemilczane. A 60% skuteczności to mniej więcej tyle, ile przy rzucie monetą.
Obliczanie ryzyka na podstawie wysokości białka Pappa, wieku i rodzaju zapłodnienia? Nawet przy dobrym USG?
Jeżeli przebywała pani ostatnio na dworze przy zimnej i wilgotnej pogodzie a dodatkowo stwierdzimy u pani obniżony poziom witaminy C w organizmie to pomimo braku objawów może mieć pani grypę... No tak to wygląda... 🙄
Paulcia i Emdar - też mam poniesione ryzyko hipotrofii i to sporo bo 1 do 78, ALE to ryzyko podniosło się tak drastycznie jak wpisali inseminację jako metodę zapłodnienia (wcześniej omyłkowo było IVF i wtedy ryzyko było jakoś 1 do 150). Jak na razie maluch jest o tydzień większy niż to wynika z OM, przepływy są prawidłowe - zupełnie się tym nie martwię jakoś (może niesłusznie). Lekarz powiedział, że w razie czego będę brała aspirynę i coś tam jeszcze i można to kontrolować. Zobaczymy co będzie.
Dokopałam się do info, że najlepiej jak wyniki w MoMach są w okolicy 1, ale norma przewiduje, że pappa powinna być powyżej 0,5 a wolne bhcg poniżej 2,5.
No i "wniosek końcowy": 1 do 192 to wciąż tylko trochę ponad 0,5 % ryzyka.
Ryzyko "podstawowe" niepowodzenia przy inseminacji wynosiło 90%, "skorygowane" dla mojego wieku, historii choroby itd - ok. 97 % 😜
Udało się.
Ryzyko poronienia w pierwszych tygodniach ok. 30%, skorygowane pewnie i 40%
Udało się.
😎
Także co będzie, to będzie.
Ale niech już przyjdzie to Nifty. I niech będzie dobre 😒
14t+3d
102 DC
ZDROWY FACET!!! 😊😊😊
110 DC
Po wizycie - wszystko super.
waga 153 g - odpowiada 16+1
wymiar dwuciemieniowy BPD 3,49 cm - odpowiada 16+5
obwód główki HC 12,89 cm - odpowiada 16+4
obwód brzuszka AC 11,6 cm - odpowiada 17+3
kość udowa FL 1,74 cm - odpowiada 15+1
Czyli wszystkie parametry o tydzień do przodu, brzuszek nawet dwa tyg do przodu, tylko te nóżki ciągle malutkie... Albo będzie po mamusi niskopodwoziowy, albo (miejmy nadzieję) że jeszcze nadrobi 😄😜Mój kochany kluseczek 🤗🤗🤗
A tu rączka i stópki ❤❤❤❤❤
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2020, 20:23
18t+2d
Podobno 150 dni do porodu 😜
Znacie jakieś fajne poradniki "dla dziadków"? Chciałabym sprezentować takowy mojej mamie, ale trochę się obawiam wyboru "na ślepo". Po ostatnich aferach z "instrukcjami tresury chłostą" w naszych księgarniach, wolę zachować ostrożność 🙄
Chciałabym jakiejś fajnej książeczki opartej na założeniach rodzicielstwa bliskości ale bez fundamentalizmów, niereligijnej, pozbawionej stereotypów, że niby z babcią to tylko gotowanie i szydełkowanie a z dziadkiem majsterkowanie... 😒 Da się tak? Znacie jakieś tytuły?
Z frontu ciążowego - wciąż nie czuję ruchów, a przynajmniej wydaje mi się że czuję tylko jelita. W zeszłym tygodniu miałam bardzo nieprzyjemny atak jakiegoś takiego "skurczopodobnego" bólu w dole brzucha, już nawet prawie prawie dzwoniłam do ginki, ale w końcu obyłam się Nospą... Generalnie znowu zaczęłam się martwić i zadręczać czarnymi myślami, ale staram się zaprzątać umysł czymś innym i to ignorować. Zwariować można. W przyszłym tygodniu mam listę upierdliwych badań w labie, krzywą cukrową i inne takie "nasiadówki", a na początku kolejnego tygodnia wizyta u mojej ginki i dzień później połówkowe prenatalne... Uch chyba jakoś dotrwam 🙄
Niech już się ten mały łotr zacznie wreszcie ruszać i kopać bo doprowadzi matkę do nerwicy w końcu! Chyba będzie z niego typ kanapowo-intelektualny 😄Nie jakaś tam piłka czy jogging. Ulubiony sport to filozofowanie przy winku 😜Nie będę udawać, że nie wiem po kim to ma... No siła genów, co zrobić.... 🤦♀😄
Zapalenie ucha 🙄
Pójść do rodzinnego z nieustępliwą migreną, wyjść z zapaleniem ucha. Brawo ja. Oby obyło się bez antybiotyku...
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2020, 12:47
Prenatane w czasach zarazy 😜😄
Luby utknął na kwarantannie za granicą, trochę sobie z tego żartujemy, a trochę się o niego martwię bo ma jakieś objawy lekkiego przeziębienia - choć na szczęście bez gorączki 🤦♀🙄Chcę żeby był już w domu.
Na wczorajszych prenatalnych było super. Mały wg BBF powinien ważyć ok.300g , a my mamy całe 430 gramów 😄Reszta wymiarów to samo - wszystko o prawie 2 tygodnie do przodu. Nóżki, o które się tak martwiłam skoczyły najbardziej i są prawie "za długie" 😄😜W samym szczycie górnej granicy normy. Wszystkie organy wewnętrzne prawidłowe, łożysko ok, pępowina super, szyjka 4,5 cm. Ryzyko przedwczesnego porodu 0,2%.
Mam nawet fotę 3d buzi ale niewiele widać bo nasz klusek ciągle robił facepalma 😄Generalnie wydaje się, że en face jest bardziej podobny do mnie, ale z profilu już do tatusia 😜No i te długie nogi i małe stópki zdecydowanie nie mogą być po mnie 😄Ja dostałam odwrotną kombinację! 🙄🤦♀😄
Ależ się nie mogę doczekać żeby już go zobaczyć - dotknąć - poznać! 🥰
Ach i nadal nie czuję ruchów - strasznie mnie to frustruje!
PS
Wyniki z labu też ok - krzywa cukrowa dobra (ufff), morfologia dobra, jakieś pojedyncze leukocyty w moczu - kilka dni uroseptu i powtórzę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 marca 2020, 07:50
Ciężkie dni za mną, a kto wie jakie jeszcze przede mną 😒Muszę tu trochę tego gówna wylać bo już mi się czerep przepełnia 🤦♀️
Fizycznie czuję się ok, mniej więcej od połowy marca WRESZCIE NARESZCIE czuję ruchy kluseczka, ostatnio to są już sążniste kopniaki - aż mi cały brzuch podskakuje. Bardzo przyjemne uczucie.
Psychicznie niestety jest gorzej. Luby utknął na dobre we Włoszech, nie widzieliśmy się od stycznia. Zamknięcie granic zastało nas 3 dni przed jego lotem powrotnym (i to tylko dlatego, że uparł się na dobrowolną 14 dniową kwarantannę przed przyjazdem, żeby mieć pewność że jest zdrowy - taka cena za odpowiedzialną postawę). Ponieważ nie mamy jeszcze ślubu, a on nie ma polskiego obywatelstwa - nie ma możliwości wjazdu do PL. Bycie ojcem "polskiego" dziecka nie ma dla ustawodawcy żadnego znaczenia. Trzy dni wisiałam na telefonach - infolinie MSZ to oczywiście fikcja, straż graniczna nic nie może, wojewoda nic nie wie, a w ogóle to skoro dziecko nie ma pesela to nie jest Polakiem 🤨🤷♀️🤦♀️Nie sądziłam, że dożyję czasów w których będzie mnie można rozdzielić z najbliższą rodziną ze względu na narodowość albo brak urzędniczego zaświadczenia o tym, że tą rodziną jesteśmy.... Naprawdę w pełni rozumiem zastopowanie ruchu turystycznego, ale to???
W efekcie zostałam zupełnie sama w ciąży na odludziu. Luby to samo w Rzymie, sam jak palec bo jego rodzina mieszka na drugim końcu kraju i to na wyspie odciętej w tej chwili od świata - nie ma samolotów, promów, nic.
Żeby było jeszcze fajniej, to on tak się tym wszystkim zestresował, że otworzyły mu się wrzody (o których istnieniu nawet nie miał do tej pory pojęcia) co poskutkowało masywnym krwotokiem wewnętrznym. Był sam w domu kiedy zaczął tracić przytomność 😔Na całe szczęście zdążył zadzwonić po karetkę, ze mną cały czas na drugim telefonie. Chyba nie muszę mówić co ja w wtedy przeżywałam....
Na szczęście w środkowych Włoszech epidemia nie szaleje z taką mocą, karetka przyjechała szybko, w szpitalu sprawnie się nim zajęli. Okazało się, że poziom jego hemoglobiny był na granicy przeżywalności. Gdyby tego wieczora nie znalazł się w szpitalu bo np wcześniej położył się spać, to rano mógłby się już nie obudzić.
Tych kilka dni to był dla mnie koszmar na jawie. Nawet jak już wyszedł ze szpitala (krwotok zatrzymany ale wciąż spora anemia), świadomość że jest tam zupełnie sam, że jeśli znowu się pogorszy, zemdleje, zasłabnie, cokolwiek, to nie będzie tam NIKOGO, nikt mu nie pomoże. A ja tutaj, uwięziona, nie latają samoloty, lądowe granice pozamykane, nie mogę nic. Nie życzę tej bezradności najgorszemu wrogowi.
Oczywiście przez cały czas albo ryczałam albo rzucałam mięsem, jakoś próbując z siebie te emocje wyrzucić. Moja rodzina, nie wiedzieć dlaczego, uznała że najłatwiej będzie mnie uspokoić i wspierać próbując wpędzać mnie w poczucie winy. Więc oliwy do ognia dolewały ich "złote rady" typu "nie denerwuj się bo zaszkodzisz dziecku" albo "przestań płakać bo poronisz" .............. 🤦♀️🤦♀️🤦♀️🤦♀️🤦♀️No po prostu JA PIERDOLĘ....!!!!
Do tego coś okropnego stało się z ludźmi dookoła. Ta zasrana pandemia wyciąga z nich najgorsze cechy. Wszyscy nagle zaczęli bać się tylko o własną dupę, zero empatii, współczucia. Chorzy traktowanie jak "zdrajcy", piętnowani i hejtowani, ostracyzm nawet w stosunku do pielęgniarek, bo "roznoszą wirusa".... serio?? Co z tymi ludźmi jest nie tak? Od bliższych i dalszych znajomych (na szczęście nie wszystkich) ciągle słyszałam pytania o lubego i w swej naiwności myślałam, że wynikają z życzliwej troski... A gdzież by tam, po moim "no niestety wciąż w IT" padało niezmiennie "UFF TO DOBRZE, niech tam siedzi bo jeszcze coś tu przywlecze!"
😒
Czuję się podwójnie osamotniona, sama fizycznie, sama psychicznie, bez wsparcia i zrozumienia. W takim stanie łatwo przyklejają się do mnie kolejne paranoje, np ta porodowa. W mojej najbliższej rodzinie połowa dzieci umarła przy porodzie, moje własne rodzeństwo również. Powody były różne i pewnie to tylko taki parszywy pech, ale krąży nade mną coś w rodzaju "rodzinnej traumy". Dlatego mój poród miał być od początku idealnie zaplanowany, wyeliminowane do możliwego minimum wszelkie ryzyko "nieprzewidywalnego", z lubym 24 h przy mnie, zaplanowana cesarka z zaprzyjaźnionym lekarzem w znanym mi szpitalu, wszystko według scenariusza. A teraz?
Ojciec dziecka na drugim końcu kontynentu, konsultacje z moim chirurgiem niemożliwe, nie ma porodów rodzinnych ani nawet odwiedzin, kolejne szpitale są zamykane. Jedna wielka niewiadoma. Niby mam jeszcze ponad 3 miesiące do porodu, ale ciągle gdzieś czytam, że to może jeszcze potrwać nawet rok. Czyli co? Że moje dziecko pozna swojego ojca za rok? 🤨
Jak to się stało, że nagle znalazłam się w jakimś pieprzonym filmie katastroficznym??? Po kurwa siedmiu latach niepłodności, wreszcie zachodzę w ciąże i co?? JEBANA PANDEMIA?? No litości....!!!
🙄🙄🙄😞😞😞
Oczywiście nasze plany "biznesowe" też leżą i radośnie kwiczą nad naszą beznadzieją.
Nie tak to miało wyglądać.
W tym wszystkim jest tylko jedna pozytywna rzecz. Jedna, ale ogromna. NA RAZIE JESTEŚMY ZDROWI I ŻYWI (a było blisko żeby było inaczej). I za to dziękuję opatrzności. ❤️❤️❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 kwietnia 2020, 09:46
Ja też to ciągle przeżywam. Cały czas myślę czy to maleńkie serduszko mojego skarba mocno bije. Ale wierzę że moje i Twoje dzidzi to silne istotki ❤️❤️❤️
Widzę, że nie tylko mnie dopadają ataki paniki ciążowej, wczoraj odstawilam mężowi taką szopkę, że dzisiaj aż mi było wstyd, że objawów brak, a wczoraj były, że na pewno coś złego się wydarzyło, itd. Na szczęście jestem ze złotym człowiekiem, który ogromnym wsparciem :) cóż nic się nie zrobi, musimy jakoś te nasze ciąże przetrwać ;)
Dasz radę :) W razie czego to zawsze są detektory tętna, chociaż czy ja wiem czy to uspokaja, szczególnie jak nie można na początku znaleźć tętna maluszka. Taka już rola matki, żeby się wiecznie martwić od poczęcia do nieskończoności ;)