Dnia 6 stycznia odkryłam, że na moim teście ciążowym są 2 kreseczki. Byłam taka podekscytowana- pewnie jak każda przyszła mama, która czeka aż ta druga kreska się pojawi. Pierwsza wizyta u ginekologa, kolejna, wizyta na SOR w szpitalu bo plamienia.
Brałam Duphaston bo mój progesteron był na minimum, bardzo się bałam, że spadnie jeszcze bardziej bo stres obniża jego wartość. Pani doktor w szpitalu mówiła, że wszystko w porządku ale prócz luteiny nic mi nie da bo na etapie 11 tygodnia to nic się nie robi tylko odpoczywa. Tak więc zrobiłam, po 2 dniach wszystko ustało i nic się nie powtórzyło, kolejna wizyta, wszystko ok
W tak zwanym między czasie czytałam o badaniach, które trzeba wykonać w czasie ciązy. W kręgach moich znajomych modne jest jeżdżenie do klinik i robienie badań prenatalnych. Mimo, że mój gin do którego chodzę na NFZ robi to w standardzie (może nie na tak świetnym sprzęcie) umówiłam się na screening wraz z testem krwi...i to była nadgorliwość
Pan doktor okazał się sympatycznym człowiekiem, wyjaśnił wszystko bardzo dokładnie, wypytał o historię genetyczna rodziny i kazał położyć się na leżance, na przeciw której wisiał wielki telewizor LCD. Małż posadzony centralnie za mną miał doskonały widok na cały ekran, na którym za minut kilka pojawiła się nasza śpiącą dzidzia. Stres minął jakby go nawet nie było, Pan doktor mierzył wiele razy przezierność karkową, widziałam tylko ciąg kreseczek i wartości 1,9mm, 2,0mm, 2,1mm, 2,24mm, 2,24mm...Za chwilkę usłyszeliśmy mała uwagę lekarza do dzidzi, że spiucha jak tu rodzice przyszli je pooglądać, postukał delikatnie sondą po brzuchu, a małe zerwało się wystraszone, obróciło raz w jedna, raz w drugą stronę i olało całą naszą trójkę spiuchając dalej doktor kontynuował pomiary, wspominając o obecności kości nosowej, żołądku, rączkach i nóżkach, które śmiesznie były skrzyżowane (jak u wyluzowanego gościa na kanapie Później spytano nas czy chcemy wykonać test PAPPA, opowiadając nam wcześniej cała historię badania, zdecydowaliśmy, a co tam i poszliśmy na pobór krwi. Pan doktor powiedział, że jak wszystko będzie ok to wyśle mi SMS, a jak coś nie tak to zadzwoni, rzecz jasna czekałam na SMS. Wracając do domu zerknęłam do internetu jakie to normy są tej przezierności i nie powiem, trochę się zdenerwowałam, później czytanie forów i innych opracowań załamało mnie zupełnie bo już wiedziałam, że do czegoś się na pewno się przyczepią....
2 lub 3 marca (naprawdę nie pamiętam kiedy dokładnie) odebrałam telefon z nieznanego numeru. Pan przedstawił się jako lekarz z kliniki. Powiedział, że niestety ale tu nie wszystko jest jak powinno i ryzyko trisomii 21 jest duże ale na granicy, ma umówić się do genetyka i on mi wszystko wyjaśni (nie powiem wam co wtedy czułam bo nie da się tego opisać) zebrałam wszystkie swoje rzeczy i jak stałam pobiegłam do szefowej wyjaśniłam co się dzieje i wybiegłam z płaczem, opowiadając Małżowi przez telefon co powiedział lekarz.
Dała skierowanie na amniopunkcję, powiedziała, że decyzja należy do nas, mam porozmawiać z mężem i zadecydować. Mielismy wtedy jeszcze jakieś dwa tygodnie bo ten zabieg wykonuje się dopiero po 15 tygodniu. 11 marca miałam wizytę u mojego lekarza prowadzącego i to właśnie na niej odzyskałam utraconą nadzieję.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 kwietnia 2014, 18:02
Wiecie co było najgorsze? To, że od momentu otrzymania tego dziwnego wyniku byłam już sama, TŻ wyjechał w ważną delegację i nie mógł do mnie wrócić, słuchał biedny mego płaczu codziennie przez telefon i uspokajał jak mógł...mimo iż była ze mną mama i siostra to przytulasa od miłość mego życia bardzo właśnie wtedy brakowało najbardziej na świecie...
Dziewczyny, jeśli któraś szykuje się do zabiegu, weźcie sobie tydzień wolnego, ja leżałam plackiem cały tydzień, każda wizyta w toalecie była z dusza na ramieniu, nie dźwigałam, nie wstawałam, leżałam, spałam i starałam się nie czytać. Nie dawało się nie zaglądać do internetu, to mnie coś pocieszyło, to przygnębiło, dałam radę. Po tygodniu wróciłam do pracy, do zwykłej codzienności, po 2 tygodniach poszłam na kontrole do swojego lekarza i tu pocieszenie, płyn prawidłowy, serduszko jak powinno, wszystko ok, no i wstępne rozpoznanie płci- dziewczynka!!! Lekarz powiedział to z taką pewnością, że wiedziałam, że tak już zostanie :)później poczułam pierwsze ruchy i tylko modliłam się aby wszystko było dobrze, aby niunia była zdrowa i fikała sobie jak najdłużej, rosła duża i okrąglutka!!!
Po 4 tygodniach zadzwoniłam do kliniki i zapytałam czy to już, Pani powiedziała, że tak, wyniki są ale oni mi ich nie wydadzą bo omówić może je tylko genetyk, mogę przyjechać i tylko na nie popatrzeć. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i tak poleciałam obejrzeć wyniki.
Znowu rejestracja, okazało się, że nie wzięli ode mnie skierowania, że problem, że nie rozliczą bla, bla bla, że nie dadzą wyniku bo to genetyk musi omówić ale tu to "wynik tylko do wglądu" i podała mi Pani skan wyniku...A tam wielkie 46XX - kariotyp prawidłowy żeński!!! Łzy szczęścia w oczach i spokój na serduszku...tak nie cieszyłam się nigdy w życiu z niczego, z żadnego szczęścia, które mnie spotkało! Zapamiętam to do końca życia i nie porównam z niczym!!!
Teraz to boję się iść nawet na 3D czy 4D bo mam fisia, że mi coś wynajdą, czy naprawdę ta przezierność 2,2mm to takie odchylenie od normy? czy takie stwierdzenie to zwykła nadgorliwość lekarska? Czytałam sporo forów i artykułow i wszędzie napisano, że norma jest do 2,5mm a nawet do 3mm, nie chcę na siłę już nic szukać...każda wizyta u lekarza zaczyna się pyaniem położnej, czy Pani się denerwuje? Ciśnienie ma Pani ciut podwyższone (130/80). Prawda jest taka, że ja na każde usg i wizytę trzęse się jak osika...
Z innej beczki zapomniałam wam napisać, że nasza córeczka dostanie na imię Kornelia już jest malutką Nelunią choć czasem zwę ją małą-Franą bo nam tyle popalić dała, moja mama mi zawsze mówi, nie nazywaj Niuni tak, bo potem będzie taka mała-Franka, nie wiem właściwie czemu tak mówi, przecież Franciszka to piękne imię!
Na Echo serduszka Pani zapisała nas na 5 września, właściwie nie wiem po co bo to juz i tak będzie za późno- mając termin na 13 września pewnie już urodzę Trzymam się wersji mojego lekarza i tak jak radzicie będę mu ufać bezgranicznie. Wkońcu to on powiedział, że nie widzi żadnej wady genetycznej u Malutkiej!
On: Czemu Ty zjadłaś dwa, a ja jeden??
Ona: Bo Ty jesteś jeden, a ja jestem dwie
On: Chyba ja jestem jeden, a was jest dwie
Ona: Nie, nie, narazie to ja jestem dwie
Mimo iż jestem już w 28 tygodniu ciąży ciągle śmigam do pracy, dojazd do niej zajmuje mi 50minut trójmiejską skmką ale to miejsce sprawia, że czuję się szczęsliwa.
Temat pracy poruszyłam gdyż wśrod znajomych wszystkie kobitki chodzą na zwolnienie zaraz po tym jak dowiedzą się, że są w ciąży. Każdy dziwi mi się, że ja wciąż tam biegam bo jak to "normalne kobiety w ciąży są w domu na zwolnieniu".
Może i będę potępiona ale ja w mojej pracy czuję się szczęśliwa, nie przemęczam się, robię to co kocham i wszystko to sprawia mi przyjemność. Absolutnie nie mam żadnych stresów, a że mam nienormowany czas pracy, zwyczajnie sama sobie ustalam jej godziny. Poza mną w mojej jednostce jest jeszcze w ciąży moja koleżanka i ciągle ją widzę z uśmiechem na ustach, który to sama mam przyklejony do facjaty non stop
Ponadto u mnie w pracy jest klimatyzacja, czego nie ma u mnie w domku, tam zawsze jest przyjemnie i nie za gorąco dlatego uczciwie przyznaję, że tak długo jak moje zdrowie i zdrowie maluszka na to pozwoli będę łazikować do pracy, na początku sierpnia planuję zwykły urlop i wtedy zabiorę się za całe szaleństwo przedporodowe! #majcie za mnie kciuki Kochane!
Malutka waży już 1800g, kokosi się strasznie w brzuszku, zdecydowanie zadekowała się po prawej stronie brzuszka i wystawia kolanka tak, że mam 2 sterczące rogi. Bardzo się denerwuje jak za długo siedzę, zdecydowanie woli lulanie, uspokaja się również na spiewane przeze mnie kołysanki
Od pierwszego sierpnia zaczynam urlop, wtedy nadrobię wszystkie posty, które powinny trafić do pamiętnika
Kochane przyszłe mamusie musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze, wiara, tak naprawdę jakakolwiek czyni cuda! Obyśmy dzielnie wytrwały do szczęśliwego rozwiązania i wychowały najwspanialszych ludzi na świecie!
Odnosnie przygotowania się do porodu i przyjścia na świat Malutkiej, powolutku przeglądam i piorę ciuszki, wyprałam też kołderkę i podusię zarówno do łożeczka jak i wózka i tak powolutku mija mi czas. Do końca miesiąca jeszcze pracuję ale już znacznie krócej i idę na zasłużony urlop, na którym pomalujemy i przygotujemy pokoik...czas mija tak szybko, że nim się obejrze a mały robal, który kokosi się teraz w brzuszku będzie z nami
Dziewczyny jak się wstawia tu fotki tak żeby były widoczne, a nie naprzykład link??
Dziś był ostatni dzień w pracy i przyznam szczerze, że zrobiło mi się z tego powodu bardzo smutno i aż mi się łezka w oku zakręciła...jak ja przeżyje bez moich bakterii i kombinowania co by tu nowego wymyślić??? całe szczęście czas szybko leci, a jak pojawi się malutka to na pewno o pracy mysleć nie będę teraz czas zabrac się za pranie i zakupy już na moje szpitalne i połogowe potrzeby. Dla malutkiej już chyba wszystko mamy oprócz kocyka/kocyków. Sama nie mam laktatora!!!
Dziewczyny co myslicie o monitorze oddechu? Kupujecie?
Ciuszki poprane, pieluchy tetrowe poprane. Monitor pożyczy nam koleżanka, laktator też się znajdzie. Teraz tylko torbę spakować i będzie chyba dobrze Tż ma urlop do 16 września, mam nadzieję, że do tego czasu urodzę!!! Tacierzyńskie niestety będzie musiał wykorzystać w innym terminie ale w to nie wnikajmy.
Samopoczucie dobre, Niunia się rozpycha, we wtorek idziemy na kontrolę. Nie mogę drzemać w ciągu dnia bo odpada spokojny sen w nocy no i czuję już plecki, mam wrażenie, że wszystko się zaczeło od kiedy poszłam na urlop
O to ja z wieeelkim brzuszkiem:
No dobra, przyznaję się jestem bardzo zdenerwowana porodem, nie wiem czego się spodziewać co bardzo mnie niepokoi! Jutro kontrolna wizyta z usg, czuję, że malutka juz jest duża bo jej kopniaki i czkawki są bardzo wyraźne.
Na dodatek mam jakieś jazdy o uciekające wody płodowe, jedna z dziewczyn ze szkoły rodzenia do której razem uczęszczaliśmy urodziła chłopczyka w 31tc i to właśnie przez bezwodzie i zakażenie wewnątrzmaciczne...skąd to się wzięło, nie wiadomo, bidula nie zauważyła nawet, że traci wody płodowe, może one same się wchłonęły...Wiecie co ja mam przez to? latam codziennie do kibelka z paskami lakmusowymi i sprawdzam pH wydzieliny...no i jak tu się nie zgodzić z twierdzeniem, że kobity w ciąży są szalone i nieobliczalne?
Malutka ma ok 2500g, wszystko ok, lekarz mówił, że według niego urodzę ok 20 września, czyli jakieś 7dni po terminie, później usg pokazało 18 września, ciekawe jak to będzie naprawdę
Torba małej spakowana, teraz tylko moja, mam wszystko pokupowane tylko trzeba spakować ale póki co Niunia niech rośnie sobie i grzecznie fika
Teraz remontujemy pokoik, łóżeczko rozłozymy dopiero jak będę w szpitalu, po co kusić los
Jutro jedziemy na wizytę kwalifikacyjną do Swissmedu, mam nadzieję, że mimo naszych wielu przygód na początku ciąży, przyjmą nas bez problemu
Teraz to juz ten czas leci!!! Pokoik pomalowany, mały jego fragment:
Mamy jeszcze więcej naklejek ale musimy pomyśleć gdzie je umieścić Łóżeczko złożyliśmy ale póki co są tam wszystkie rzeczy dla malutkiej w wersji spakowanej do worków.
W piątek kończymy 37tc i dostaniemy status "ciąży donoszonej". Póki co czasem pobolewa mnie krzyż ale toraczej od za długich spacerów, stania i lepienia pierogów albo pranie pokrowca materacyka w pozycji nachylonej do wanny. Malutka za to, coraz większa- 2500g wg ostatniego usg kopie coraz mocniej, wypina się na prawo albo ma niezłą zabawę kopiąc mamusię po jelitkach albo pęcherzu rozkoszne ale czasem muszę wołać Małża aby swoim dotykiem ją uspokoił, nie wiem czy macie to uczucie ale dzidzia wieżga nóżkami, a ja czuję, że ona się poprostu bawi mam nadzieję, że moja intuicja mnie nie zawiedzie i malutkiej nic nie jest!
Z nowych wiadomości, lekarz zapytany kiedy urodzę, powiedział, że kolo 20 wrześnie, o i nawet mu z usg 18ty wyszedł, nooo ciekawe! Nie zrobił mi wymazu na posiew na paciorkowca, zrobi go dopiero 2 września pewnie (wtedy mam następną wizytę)...a co jak urodzę wcześniej??? AAAA no i mam stresa!
Z dobrych wiadomości, przeszliśmy kwalifikację do Swissmedu!!! Jupi! Mam nadziję, że uda się nam dojechać tam w czasie hihi
Póki co to się obijam...powinnam napisać nowe streszczenie mojej pracy doktorskiej bo pierwotna jest za długa ale kurka mi się nie chce!!! Jak tego nie zrobię nie odbiorę dyplomu na uroczystości ich wręczenia, a mi się zawsze marzyło....
Małż upiekł pachnące w całym domu bagietki do krewetek...ale umieram z głodu...
Czekam na opis porodu naszej Nadii! Ale zrobiła nam niespodziankę!!! Malutka Alicja na pewno jest ślicznym i rozkosznym noworodkiem
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 sierpnia 2014, 19:24
Nie dajemy mamusi spać w nocy, budzimy głodówką o 5 nad ranem i powiem wam szczerze, że uwielbiam ten stan mimo wszystkich niedogodności i z całymi konsekwencjami!!!
Dzisiaj śniło mi się, że urodziłam pięknego synka??!! Pamiętam jak mówiłam do męża, "ale ja się cieszę Kochanie tylko przeraża mnie wiarygodność badań, które robiliśmy, a w szczególności amniopunkcji!" Mimo wszystko mam nadzieję, że Kornelia nie zamieni nam się w Kornela nagle
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 sierpnia 2014, 10:32
Nasza malutka zyskała dwie nowe ksywki Szogun i Pyra spod żebra
Znalazłam jednak sposób na spanie, by mi nie dyktowała na którym boku mam spać. Otóż, Mała nie lubi podusi fasoli, diabeł jakiś w nią wstępuje jak tylko się na niej kładę, ani bok lewy, ani prawy, na wznak też nie i tak walczę z nią czasem parę godzin, wywaliłam poduchę z łóżka i problem się skończył...no dobra ale mój kręgosłup też mi daje popalić i jak tu przechytrzyć Szoguna? Da się! Bo wkońcu usypia i przy pierwszym stawaniu na siku poducha fasola wraca do łóżka, a Szogun jej nie zauważa łeh, łeh, łeh ...ciekawe jak długo! Moja najdudowniejsz Kokocha na świecie
I co dalej? Czekam na dalsza część.... Pozdrawiam serdecznie :)
No właśnie, co dalej?:)
Jak przeczytałam to wszystko, to miałam wrażenie jakbym to ja napisała.... Mijają prawie 3 miesiące od mojej aminopunkcji...cieszę się że ten koszmar jest już za mną, bo co wtedy czułam nie da się opisać. Dobrze ze są takie badania(test podwójny), ale z perspektywy czasu myślę że gdybym ich nie zrobiła to dzisiaj byłabym zdrowsza.