Teraz musiałam z ćwiczeniami się pożegnać, a na domiar złego prawie codziennie śni mi się, że jestem na siłowni, albo, że biegam... Ciężko mi, gdy widzę za oknem biegające panie... Pocieszam się jednak tym, że niedługo będę biegała z towarzystwem. Zainwestuję w odpowiedni wózek i do boju! Szybko wrócę do formy, może nawet lepszej niż sprzed ciąży.
Za tydzień wizyta i zaczniemy kompletować rzeczy dla malucha, może nawet dowiemy się co się tam kryje. Od początku mam przeczucie na chłopca, małż jednak twierdzi (chyba po moim kiepskim wyglądzie), że dziewczyna. Cerę mam jak u pryszczatej nastolatki...
Damy radę! Brzuchu rośnij!
P.S. Pewnie do świąt się nie odezwę, więc Wesołych Świąt i spełnienia wszystkich marzeń
Oficjalnie wszem i wobec: chłopiec.
Nie ma żadnych wątpliwości
Oficjalnie wszem i wobec: chłopiec.
Nie ma żadnych wątpliwości
Oprócz tego ustaliliśmy już imię. Brzuchu ma na imię Staś. Od razu ułatwiło mi to komunikację. Teraz wiem, w jaki sposób się do brzucha zwracać.
Staś kopie coraz mocniej, choć dziś jest dziwnie spokojny. Pewnie odpoczywa po wczorajszych figlach. Kopał cały dzień z niewielkimi przerwami.
Trzymamy się dzielnie, znalazłam sobie zajęcie. Testuję przepisy na ciasta mojej mamy, która z wykształcenia jest cukiernikiem. Tak więc raz w tygodniu jakiś smakołyk się u nas pojawia. Dziś np. są chruściki. Nie wyszły tak dobre jak mojej mamy, ale robiłam je pierwszy raz więc jestem z siebie dumna.
Jakoś nie miałam o czym pisać. Dzień ucieka za dniem i za chwilę ruszamy z malowaniem mieszkania i kompletowaniem wyprawki. Tak jest! Nic jeszcze nie mam... A jestem już prawie w 31 tyg.
Wczoraj Stasiek był mało ruchliwy, nawet bałam się, że coś jest nie tak, ale dziś nadrabia tak, że nie wiem jak mam siedzieć.
Brzuchu rośnie, problemem stało się zakładanie skarpetek.
Tak bardzo chciałabym już maj. Te ostatnie tygodnie nie zapowiadają się zbyt komfortowo. Już teraz mam problemy ze znalezieniem wygodnej pozycji.
Jak kiedyś usłyszę, że ciąża to magiczny okres to go wyśmieje.
Drugi trymestr był nie taki najgorszy. Miałam dużo energii i właściwie robiłam wszystko. Teraz chodzenie sprawia mi problem, bo Staś dosłownie leży mi na pęcherzu i jak chodzę to mam wrażenie jakby miał mi wypaść.
Ogólnie jednak nie narzekam! Czekałam na niego 3 lata i zniosę wszystko, nawet 20 h poród.
Odliczam dni z niecierpliwością. Ostatnie dni ciągną się jak flaki z olejem, a pogoda nie pomaga. Gdyby chociaż można było wyjść na spacer. A tu pada i pada.
Wyprawka skompletowana. Za tydzień wizyta u lekarza no i zobaczymy czy szyjka się skraca, czy Staś jednak będzie uparciuchem po matce i będzie siedzieć nawet do 42 t?
Termin mam teoretycznie na czwartek. Lekarz jednak nie pozostawił złudzeń. Szyjka wysoko i zamknięta na cztery spusty. Nic nie zapowiada rychłej akcji.
Jestem już trochę zmęczona i chciałabym się już rozpakować. Z drugiej strony małż chory i to nie byłby dogodny termin na poród i sprowadzanie do zarazy noworodka.
W czwartek mam ostatnią wizytę u gina. Powiedział mi że jak nie wykluje się do czwartku to w piątek do szpitala, a najpóźniej 01-06 na oddział na wywołanie.
Od wczoraj trochę plamię i boli mnie brzuch, ale to normalne po czymś takim.
Tyle w temacie. Czekamy do 31-05, jeżeli nic się nie wydarzy 01-06 mam się zgłosić do szpitala.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 czerwca 2017, 17:28
Właśnie wróciliśmy do domu.
Staś zaskoczył wszystkich i zlitował się nad matką. Wody odeszły mi 31-05 o ok. 19:30.
Skurczy nie miałam. Jak mnie przyjmowali, to szyjka zamknięta i dłuuuuga. Troche mnie nastraszyli, że może być cesarka jak nie ruszy.
O 23:30 zaczęły się pierwsze skurcze, nie były złe, dało się wytrzymać, ale już nie zasnęłam. Od 6 rana następnego dnia zaczęły się już silniejsze i mega nie do zniesienia skurcze. Wzieli mnie na badanie, a tam 2 cm... Po całej nocy... Byłam załamana.
Poszłam pod prysznic i już ledwo ledwo dawałam radę. O 8 rano kolejne badanie i 6 cm! Zaraz mnie wzięli na salę porodową. Zanim doszłam miałam już 10 cm i parłam. Zrobiło się zamieszanie, bo tam nic nie przygotowane. Łóżko montowali w biegu, między skurczami rozbierali mnie i przebierali w koszulę. 5 minut po godzinie 8 na świecie pojawił się Staś.
Ważył 2940 g i mierzył 56 cm. W dniu wypisu spadł do 2680 g.
Czujemy się dobrze. Dziękujemy za kciuki.