X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe pamietnik Jezyka
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
pamietnik Jezyka
O mnie:
Moja ciąża:
Chciałabym być mamą:
Moje emocje:
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

30 sierpnia 2019, 13:50

‌byłam w pracy wypisać urlopy. Po wizycie w kadrach zajrzałam do mojego działu.

Jeszcze w ciąży,a nawet 5 miesięcy temu jak wpadłam z wizytą, gdy przychodziłam do pracy zawsze gadałam z mnóstwem koleżanek, zatrzymywałam się przy prawie każdym biurku. Taka wizyta by tylko donieść L4 potrafiła trwac ze dwie godziny. Będąc na l4 i na początku macierzyńskiego nawet trochę za nimi tęskniłam. nie byliśmy jakimiś super przyjaciółmi z ludźmi z pracy. Wielu z nas mieszka w trochę innym miasteczku, więc nigdy nie wychodziliśmy na żadne piwa po pracy, tylko każdy z nas wsiadał w samochód i wracał do domu. niemniej jednak nieobce nam były różne tematy, również te bardziej intymne.

Tym razem weszłam do mojego english działu, rozglądałam się.... nikogo nie znam. Rozpoznałam tylko dwie twarze. Cała reszta to jakieś młode "śpiki" ledwo 20+. Później dowiedziałam się że bardzo wiele osób przeszło do innych działów, chcieli więcej zarabiać więc zgodzili się na pracę w weekendy i w nocy, były też awanse. Inna grupa osób zdecydowała się na pracę z domu, jeszcze inna grupa osób calkiem odeszła z firmy.
Poszłam więc dalej do german teamu. Z tymi osobami też dużo przebywałam gdy pracowałam. Z częścią tych osób dojeżdżałam do pracy. Nie było większych zmian to przynajmniej tam sobie troszeczkę z dziewczynami porozmawiałam. Natomiast prawdę mówiąc to rozmowy były jakieś puste, trwały kilka minut skupiały się na dziecku, a potem wyczerpały się tematy.
Każdy w sumie pytał o to samo. Jak dziecko i kiedy wracam. Ewentualnie czy śpi. Ja zresztą podobnie. Dużo dziewczyn tam powracało z macierzyńskiego to pytałam czy zadowolone ze żłobka (tak) i jak jest łączyć pracę z dzieckiem (przewalone)

Krok dalej dalej w głębi naszego open space jest zespół VIP. Patrzę a tam siedzi z S. Ja ją szkoliłam. Stresowała się praca z klientem tak bardzo że była dosłownie zielona na twarzy i zapominała języka w gębie. musiałam jej dyktować co ma mówić a ona powtarzała jak papuga. Potem poprowadziłam ją za rączkę aby przyjęli ją do podzespołu sprawdzającego zgodność procedur... Przyznaję że jej awans mnie ubódł. Nie wiem dlaczego. Nawet raczej nie chciałabym byc na jej miejscu i spełniać tych porypanych próśb od klientów vip... Wiec nie wiem o co mi chodzi, ale trochę skoczyła mi gula.

ostatni krok w głąb open space doprowadził mnie w końcu do dyrektorki. Nie obawiałam się żadnych przykrości, wywracania oczami ani nic z tych rzeczy. urlop wychowawczy to u nas nic dziwnego. Liczyłam na jakąś rozmowę, nawet pięć minut. Jakieś wytyczne ile wcześniej zgłosić wymiar etatu, grafik urlopowy, grafik miesięczny,
ustalenie powrotu i takie tam organizacyjne pierdoły. A miałam wrażenie że ona jest zdziwiona że w ogóle do niej przyszłam, przecież mogłam pisać maila i wszystko tak załatwic. Może ja jestem trochę starej daty... Powiedzialam tylko że wrócę w maju a ona że spoko i żeby napisać wnioski urlopowe to zatwierdzi i podzekowala za wizytę.

Prawdę mówiąc poczułam się zbyta,olana i obco - zwłaszcza że nie znam niemal nikogo w moim dziale. I aż mi się odechciało. Jest taka K która przez złamaną nogę, ciążę, macierzyński, wychowawczy,znowu ciążę macierzyński i wychowawczy wróciła dopiero po 5 latach. Ciekawe jak ona sie czuła....


W pisaniu i w ogóle przekazywaniu myśli jestem kiepska, ale ogólnie doświadczenie było tak niefajne że pomyślałam sobie że praca,ludzie, znajomi i to wszystko jest jednak nic nie warte. Że tylko rodzina się liczy.
Od poniedziałku żłobek. Obawiam się że nie dam rady.

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 sierpnia 2019, 14:38

2 września 2019, 09:26

Jesteśmy już w domu. Wybrałam go przed jego standardowa pora drzemki. Dosłownie minutę temu odłożyłam go do swojego lozeczka.

W żłobku nie płakał. Zbierało mu się ale nie płakał. Kiedy przyszłam go odebrać olewał mnie, wolał autko. Chyba się obraził.

Zobaczymy jak będzie reagował na żłobek za kilka dni kiedy zrozumie że to nie jednorazowy wybryk tylko codzienność.

5 września 2019, 09:08

11 miesięcy.
Aż trudno uwierzyć że to już przedostatnie podsumowanie.

Wzrost ~78
Ubranka: 80
Waga: ~9.7kg
Zęby: 6 (bez zmian, ale wkrótce powinny być kolejne)
Sen :bywa różnie ale norma to dwie drzemki po 1-1.5h

Miesiąc minął spokojnie. W końcu było lżej z młodym. Trochę dlatego że miałam męża w domu a trochę dlatego że w końcu można przy młodym coś zrobić w kuchni (wystarczy mu wręczyć magnesy na lodówkę) lubi wózek i spacery(aż za bardzo,tak skacze dupką że czasem się boję że rozwali wózek), nie boi się ludzi, a jego plan dnia był bardzo przewidywalny. oczywiście niektóre z tych rzeczy zadziały się już wcześniej a nie dopiero teraz, ale teraz to wszystko się tak skumulowało że w zasadzie mogłabym powiedzieć że ten miesiąc był nawet przyjemny.
Oprócz tego zaczął żłobek, ale to dopiero kilka dni więc narazie nie ma o czym mówić.

- bezpiecznie schodzi z kanapy
- odkrył cień i go atakuje ;)
- klaszcze
- mlaska gdy jest głodny/widzi jedzenie i ma na nie ochotę
- chrumka jak świnka
- wydaje pierdzący dźwięk na czyjeś ręce lub brzuchu
- przytula się do pluszaków
- wciska płaskie guziczki na zabawkach
- wie że po wciśnięciu guziczka coś się wydarzy np. zabawka pojedzie/zagra. Smuci sie jeśli jest inaczej (ups nie zauważyliśmy ze baterie siadły w jego ulubionym koniku i nie robił "patataj")
- szok! - wie że aby odblokować telefon trzeba przyłożyć palec z tyłu do czytnika, mazia ekran palcem, zamaszystym ruchem jakby scrollował.... przykłada mi telefon do ucha....
- myślę że mogę już napisać że CHODZI. W prawdzie tylko w domu ale zdecydowanie preferuje chodzenie od raczkowania. Idzie, zatrzymuje się, kuca, wstaje, skręca itd. Raczkuje tylko poza domem i kiedy chce "biec".
- z bełkotu wyłaniają się sylaby. Mówi wszystkie samogłoski i niektóre spółgłoski najczęściej t b m j
- bardzo dużo mówi po swojemu, odpowiada, chce się komunikować
- jego świadomym słowem jest samochód. Zawsze na auto mówi buu (bum bum).
- lubi aby z nim czytać książeczki. Czasem siada z książką i robi w moja lub męża stronę u u u co oznacza " chodź tu i czytaj/opowiadaj".
- mniej bawi się sam a więcej potrzebuje kompana do zabawy. (ostatnio dawał opaskę na głowę, musiałam zakładać a on ściągał - i tak 40 minut haha).
- podryguje do muzyki
- pokazuje jak szybko jeżdżą auta / kręci głowa
- wszystko chce umieszczać jak najwyżej np. na stole. O ile usiłuje tam wepchnąć bidon to mniejsza o to, ale jak próbuję tak wysoko położyć wywrotkę która jest niewiele mniejsza od niego i ciężką jak dla dzidziusia, to idzie szału dostać.
- chyba ani raz w tym miesiącu nie zrobiłam oddzielnego jedzenia dla niego. Nie chce mi się strasznie. Albo je to co my albo dostaje słoiczek.


Ulubione zabawy to niezmiennie oglądanie książeczek, pchanie wszystkiego co ma kółka, A nawet jeśli nie ma kółek. Rzucanie piłeczką. Dodatkowo zabawki interaktywne grajaco-jezdzacy konik i śpiewająca sowa.

21 września 2019, 11:53

Nie wiem o co mu chodzi z jedzeniem. Z dwa tygodnie temu - mniej więcej - zechciał wreszcie używać rąk w trakcie jedzenia i wkładać sobie sam do buzi coś innego niż chrupek . Obecnie krzesełko go parzy w większości przypadków kiedy mamy jeść. Nie chce jeść łyżeczka, nie chce rękoma. Nie chce siedząc na kolanie, nie chce ganiany z talerzykiem po domu. Najprędzej zje z podłogi. Ale nie z talerza z podłogi, tylko całkiem z podłogi, to co rozrzucil wcześniej. Tragikomedia.

28 września 2019, 10:09

Specjalnie nie puszczałam przez tydzień do żłobka żeby się czasem nie rozchorował na roczek - miał lejący katar. To mnie zaczęło rozkładać i zaraził się ode mnie. Ja angina on migdałki, mąż na wyjeździe służbowym. Wrócil na weekend dzięki czemu mogłam dziś spać w innym pokoju sama. Dobrze bo miałam dziś apogeum, trzy razy się przebierałam bo przemaczalam piżamę. Dreszcze i poty na zmianę. A jak mnie dreszcze wzięły to spałam w polarowych spodniach,szlafroku frotte, dwóch kocach, dwóch kołdrach i czapce wełnianej. I jeszcze bym coś zarzuciła ale nie było już co. Od poniedziałku znowu coś ma w pracy i go nie będzie po 12 do 14 godzin. Jestem wykończona.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2019, 10:12

2 października 2019, 10:58

Masakra, ręce mi opadają. Dziękuję dziewczyny za życzenia zdrowia. Było fatalnie. W ciągu dwóch dni byłam na poz na pewno 5 razy jak nie więcej. Ledwo się młodemu antybiotyk skończył dostał mega wysokiej gorączki w nocy i nic nie pomagało. Gorączka spadała Max o pół stopnia. Kolejny antybiotyk. A teraz jeszcze pleśniawki mu się w buzi zrobiły. Całymi dniami Krzyki. Ja chyba ogłuchnę od tego. Trójki i czwórki idą agresywnie.
Sama dostałam antybiotyk po którym mdliło mnie kilka razy mocniej niż w ciąży. Dostałam zmianę ale działa gorzej bo cały czas boli mnie jeszcze gardło. Mąż wychodzi z domu o 5:00 i wraca o 21:00. Tak naprawdę nie ma kiedy pójść nawet na zakupy, bo przecież chorego dziecka nie wezmę do marketu. A mąż jest teraz tak długo w pracy ze wszystko jest już pozamykane. Dobrze że zawsze dbałam o zapasy.

Najgorsze że przez te choroby przepadają nam terminy na rehabilitację.

Wpis o żłobku miał być oddzielny. Ale już nie będzie. Napiszę tylko tak pokrótce. Adaptacja przeszła super gładko. Pierwsze 2 dni wydawało się że młody jest na mnie trochę obrażony, ale w żłobku ładnie się bawił i jadł. Po południu zdarzało mu się więcej krzyczeć jakby odreagowywał. W drugim tygodniu miał 2 dni strajku głodowego. Jadł tylko chrupki kukurydziane. Ale poza tym super. Myślę że lubił żłobek. Na zdjęciach wrzucanych przez panie na Facebook widać że był uśmiechnięty. Panie wymyślają różne zabawy i na pewno nie nudzi się tam tak jak w domu. Mają duży basen z kuleczkami, chodzą na spacery, mają mini plac zabaw z mini urządzeniami w budynku, maszyne do puszczania baniek i takie tam. Ja mu takich atrakcji nie jestem w stanie zapewnić. Jedyne zastrzeżenia mogę trochę mieć to wyżywienia - ale to pewnie jak w większości placówek.

4 października 2019, 14:32

ROK

To już ostatni wpis z podsumowaniem. Rok zleciał. Rok temu był małym zawiniątkiem a teraz biega po całym mieszkaniu. Trudny rok który zmienil mnie bezpowrotnie. A nasze małżeństwo z jednej strony umocnił a z drugiej oddalił nas od siebie. Taki paradoks.


Ten miesiąc to byl koszmar. Głównie przez choroby ale nie tylko. Kubuś na zmianę daje w dupę albo jest małym kochanym słodziakiem. a jak daje w dupę to na calego. Bardzo chce postawic zawsze na swoim. Źle reaguje jeśli coś nie jest tak jakby chciał. A czasem chce chociażby przesunąć ścianę.... Reaguje głównie wrzaskiem. Niestety obawiam się jak będzie sobie radzil ze złością w przyszłości. A także o mój słuch. I to nie jest przenośnia. Od "nowości" bardziej krzyczy niż placze, a zakres decybeli ma taki że potrafi w uszach dzwonić.
Ale kiedy wszystko jest dobrze to jest rozkosznym małym wesołym chłopaczkiem. Potrafi się w szeroko uśmiechać na nasz widok pomimo wysokiej gorączki, a nawet macha tacie papa przez sen kiedy ten wychodzi do pracy przed świtem. W takich momentach mam wyrzuty sumienia że mi puszczają nerwy w chwilach kiedy krzyczy. A jeśli przyczyną nasilenia krzyków są zęby to Boże drogi niech one w wyjdą zanim ktoś wystawi mi żółte papiery.....

Waga 10kg
Wzrost około 80cm
Sen: nadal dwie drzemki
Zęby : trójki i czwórki mnie wykończą

-nie wiem co zrobić z jedzeniem. Nadal najchętniej jadłby z podłogi. gdybym przygotowany obiad po prostu rzuciła na płytki to pewnie byłby zjedzony w całości i jeszcze wylizana podłoga... walka toczy się o pierwszą łyżeczkę. Jak już spróbuje to zawsze coś zje, ale żeby spróbował to rany boskie ile się trzeba namęczyć
- wsuwa wszystko pod meble, a meble mam takie że jak coś tam wpadnie to przepadło aż do "porządków świątecznych"
- ściąga mi okulary :/ długo je ignorował i myślałam że tak już zostanie. Niestety.
- śmieje się ze swoich pierdów ;)
- tańczy i śpiewa. Ulubiona piosenka to pan tik tak, a najchętniej śpiewa hymn....
- podaje pranie do powieszenia ;) wrzuca swoje ubranka do kosza na pranie (po kąpieli), wkłada ubrania do pralki, podaje zakupy do odłożenia
- współpracuje przy rozbieraniu na przykład podnosi nóżkę kiedy ściągam mu spodenki
- kręci główką na nie, ale na razie to nic nie oznacza
- układa wieżę z trzech klocków
- denerwuja się gdy coś mu się nie uda np. wieża się przewróci
- kuca. Robi przysiady.
- wskazuje ręką na przedmioty i oczekuję że poda się mu nazwę tego przedmiotu
- logopeda i pediatra twierdzą że szybko zacznie mówić bo komunikuje się w swoim języku ponadprzeciętnie jak na roczne dziecko. Ja jestem sceptyczna bo mówi tylko bu na auto i la na lampę. Nawet tata jest raczej bez zrozumienia. Mama w zasadzie nie mówi. Czasem tylko powie mammm
- wiesza się na szyi i dużo tuli
- chodzi a nawet trochę biega. Ale tylko w budynkach na zewnątrz się boi.
- dotyka się że mną noskami i mizia noskami
- wybiera najcięższe i największe przedmioty i je nosi stękając i krzycząc przy tym z wysiłku.
- przesuwa koraliki po druciku.... pzynajmniej częściowo, bo ogólnie tego typu zabawy go nie interesują. Wzrusza ramionami i prycha kiedy mu pokazuje takie zabawki.
- rano jak ma dość kokoszenia się na łóżku po prostu schodzi z niego i sobie idzie... Gdzieś.... Pierwszym razem przeżyłam szok. Jak to? Poszedł sobie?
- ubrać go to masakra. Ucieka
- nie chce siedzieć w krzesełku. Wstaje, ucieka, krzyczy, wygina się
- je rękoma
- Nie lubi butów, skarpetek i długich rękawów :/ - ahoj zimo....
- lubi pchacza, autka, zabawki gniotki, kąpiel, piłeczki, książeczki i przytulać misie.


Ja swojego podsumowania roku macierzyństwa robić nie będę bo już kilka razy o tym doświadczeniu pisałam i zdania nie zmieniłam. Cieszę się że ten rok jest za mną. Nie chciałabym przechodzić przez to jeszcze raz. Jednocześnie rozumiem że pod wieloma względami będzie łatwiej z każdym miesiącem, ale w tym samym czasie boję się o nadchodzące wyzwania z jakim przyjdzie stawić mi czoło w kolejnym roku/latach. Boję się czy im podołam.

15 października 2019, 15:36

Siedzę w szpitalu. Będzie czwarta noc. Duszności. Leki od pediatry nie zadziałały a dokładnie lek wykrztuśny. Pomimo leku nie kaszlał więc zalalo mu całe pałucka. Trafiliśmy na sor z dusznościami. I tak sobie kwitniemy w szpitalu i bierzemy sterydy. Prawdę mówiąc nadal mało kaszle ale oskrzela powoli się rozkurczaja. Mówią że może jutro do domu ale już wczoraj tak mówili i nic. Zmniejszyli steryd a teraz znowu zwiększyli. Ważne że zapalenie płuc wykluczone.

Szpital to masakra. Trójka dzieci w pokoju. Zmiany, przeprowadzki z pokoju to pokoju, mieliśmy nawet ostra rotę w pokoju. Dziecko aż się zachlystiwało wymiotami. Dobrze że mój szczepiony.
Oczywiście dziecko nie chce spać a jak tylko usnie to idzie obchód albo zastrzyki albo coś. Norma.
Masakra dla mnie bo jemu się podoba. Są dzieci, są zabawki, kolorowe sciany itp. dla niego jest fajnie.
Tak sobie obserwuje. Mój śpi skrajnie mało jak inne dzieci w tym wieku. W domu śpi więcej ale i tak mniej niż inne dzieci w tym wieku. Za to faktycznie więcej kuma i się komunikuje z innymi. Zjada też więcej i radzi sobie lepiej z normalnymi obiadami. A myślałam że jest z tym w tyle. Bardziej nie lubi zabiegów a ruchowo w zasadzie wpada w średnią. Wcale nie aż tak do przodu. Wiele tu roczniakow i młodszych które chodzą.
Ciekawe jest jak kobiety kastrują tatusiów a potem przewracają oczami że ci nic przy dziecku nie wiedzą. Nie spotkałam tu tatusia który by nie był zainteresowany dzieckiem, ale kobiety najczęściej traktują mężów jak donosicieli potrzebnych rzeczy a potem ich wyganiają. I krytykują i karcą cokolwiek by przy dziecku robili. Mało która wykorzystuje wizytę ojca jako swój czas i idzie chociażby się wykąpać.
Tylko jeden tatuś zostaje na noc z dzieckiem.

16 października 2019, 11:47

Jest przepełnienie na oddziałach więc zasady poszły w kąt. Można chodzić wszędzie i na salę zabaw też. Jeśli się nie boisz ostrego rotawirusa......
W praktyce zostaje lozeczko i noszenie na rękach po korytarzu.
Najgorsze były kroplówki. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego to niech spróbuje zawiązać dziecku sznurek na rece i nie pozwolić go szarpać ani ruszyć się na więcej niż dwa kroki przez 2-5h.
Dobrze że już nie mamy kroplówek.... oczywiście kroplówka przychodzi kilka minut po tym jak dziecko się obudzi. No bo przecież że nie przed pora spania. Za łatwo by było.

Mam dziś mega wkurwa na szpital.jux od kilku dni słyszę że może jutro wyjdzie a potem że nie. Nowa babka na sali to rozdarciuch z rozdartym dzieckiem. Babka 40+ - mam okazję zobaczyć jak wyglądało babciowe wychowanie. Wszystko na siłę - mówię że nasz robić x tomzrobisz x choćbyś byl fiotelowy z darcia. Kasze z butelki, bujanie na kolanach cały dzień nieważne że dziecko wyje ze chce coś robić. Smok w buzi cały czas. Mówi tylko mama. 16 miesięcy. Jedzenie biszkopty, draże, skitellsy , grysik, Kubusie, Danonki, spanie z bujaniem lub włożenie do łóżeczka i w dupie manie krzyki. Skisne z tym krzykiem. I z noszeniem mojego młodego całymi dniami. Ręce mi odpadają. Dupa , biodro, głową bolą od spania na podłodze. Chłop znowu w krzakach siedział. Wszystko mam brudne, głodna jestem bo żadnego żarcia dla mnie nie ma a do baru nie wolno i marzę o kąpieli.
Młody mi się rozbestwił. Muszę go faszerować chriupkami żeby jakoś zrobić inhalacje a i tak się wyrywa. A potem normalnego jedzenia nie chce. Aż żałuję że nie nauczyłam go telefonu i bajek. W łóżeczku krzyczy, zabawki wyrzuca, brakuje mu ruchu wiec nie śpi, muszę go nosić po nawet 10h dziennie. 10tys kroków po korytarzu lekko.

16 października 2019, 21:46

Ssss jakby było mało atrakcji to rotą zaraziłam się dziś ja.... Tyle że ja dość lekko przechodzę sprawy żołądkowe. Pomdliło mnie cały dzień a wieczorem wyrzuciłam z siebie chyba zeszłoroczna wigilię. I jest spokój póki co.

20 października 2019, 22:29

Zebralam się jednak w sobie i machnęłam torcik last minutę. Tylko lemon curd i bita śmietana. O dziwo smakowało tak że brano dokładki.
Tylko tyle. Nic więcej nie pichciłam. Rodzina chciała wpaść dać zaległe prezenty i pomyślałam że za kilka lat będzie mi glupio że nie było "roczku".
Zjedliśmy ciasto, wypiliśmy kawę i tyle.

Był trzyletni syn szwagierki. Rodzeństwa u nas nie będzie ale przyszło mi do głowy że dwuletnia różnica wieku to jest masakra. Bardzo był chłopczyk zazdrosny o kuzyna. (Zresztą nie pierwszy raz). Trzylatek to jednak nadal mały "głupolek". Dobrze że matka nie jest z tych olewajacych bo dość często nie wiedziałam jak mam reagować na jego brak uwagi przy zabawie, odepchnięcia, odwracanie się plecami chowając zabawke dla siebie czy bycie niemiłym. Tylko dlatego że ciotka - jego matka - poświęciła odrobinę uwagi mlodszemu dziecku (nie, nie jest jedynakiem).
Ale było miło! To tylko były krótkie epizody. Ogólnie to fajnie się bawiliśmy te 2 godzinki

Apropo tego że rodzeństwa nie będzie. Postanowione ale trudno mi się z tym pogodzić. Czy jest jakaś książka? Jak już pisałam u Marti czasem myślę że byłoby mi łatwiej z tą decyzją gdybym miała córkę.

22 października 2019, 09:12

Rozwoj dziecka jest niesamowity
Jeszcze wczoraj rano nic nie kumał, a już wieczorem pokazywał żabki w trzech różnych książkach (gdzie jest żabka? O tu. I mama przyniose jeszcze drugą książeczkę tam też jest żabka! ) i budował z klocków megablocks...
(No dobra po prostu wpinal klocki na płytke - nic nie zbudował ;))
Ależ jestem dumna :D

31 października 2019, 14:29

Kończyny rehabilitacje. Fizjoterapeutka robiła ostatnio młodemu tor przeszkód. Zdał śpiewająco. Niektórych elementów byłam pewna na przykład tunelu. W domu czasem wchodzi pod stół i pełza między nogami krzeseł więc wiedziałam że tunelem przejdzie bez problemu. Ale po schodach nigdy wcześniej nie chodził nie wiedziałam co wykombinuje. Okazało się że przeszedł je idealnie.
Byliśmy też u psychologa. Również wszystko super. Momentami mnie dziecko zaskoczyło. Niektóre zadania byłam pewna że nie zrobi, a jednak zrobił. Za to nie zaliczył nic z zadań językowych ale mówiła że to nic bo do tego jeszcze ma czas, zwłaszcza że mega się komunikuje po swojemu. A więc i język rozkmini. Ja też widzę że zaczyna rozumieć pierwsze polecenia.
Lekarz fizjo też nie widzi powodu do dalszej rehabilitacji.
Mamy zaproponowane kupić znikopis w najbliższym czasie. W sumie fajny pomysł. Będzie w sam raz na mikołajki bo nie miałam żadnego pomysłu.

Rośnie siódmy ząbek. Dolna dwójka.
AZS znowu przyatakowało ale mamy fajna maść. Liczę na szybką poprawę tak jak ostatnio.

Niedobre szpitalne przyzwyczajenia udało się przezwyciężyć poza jednym. Już było tak że go przytulałam, odkładałam do łóżeczka i trzymałam rękę na żebrach a on usypiał. Niestety wróciliśmy do usypiania się na rękach. Nie ma innej opcji obecnie. Zresztą mam już chyba mocne bicki bo noszenie 10kg nawet przez godzinę nie robi na mnie żadnego wrażenia.

Powoli też rezygnuje z drugiej drzemki. Bolesna sprawa :( półtorej godziny mojego czasu wolnego odpada. Ah okres dwóch stabilnych drzemek jest najpiękniejszy.

W poniedziałek młody ma swój pierwszy bal jesienny haha a ja dopiero ogarnęłam że potrzeba jakieś "przebranie". Biegnę w weekend do pasmanteri i mam nadzieję że znajdę jakieś hallowenowe łaty albo naprasowanki bo nie wiem co mam niby zrobić.

Z zabaw na topie jest turlanie się i rzucanie piłek a potem gonienie ich. I tak w kółko.
Z jedzenia mamy bunt na kaszki. Nie ma mowy żeby jakąś zjadł. Trzeba kombinować śniadania i kolacje. Eh z kaszkami to było prosto. Teraz twarożki wchodzą najlepiej ale mamy najróżniejsze jedzenia. W sumie często cokolwiek. Z idealizmu jedzeniowego się wyleczyłam. Zazwyczaj zjada dwie duże kanapki ale widzę że się nie najada tak jak kaszka..budzi się już o 22-23 na karmienie. Po kaszce budził się dopiero koło 2-3.

Dwa tygodnie zdrowia i znów katar. Nie wiem jak ta zima będzie wyglądać. Koleżanka pocieszyła że jej dzieci przestawały chorować tak dużo koło 6 roku życia. A tak to właśnie dwa tygodnie zdrowe a potem 2-3 w domu. Żadne specyfiki nie pomagały. Trzeba było czasu i nabrania odporności.

Inna koleżanka ostatnio powiadomiła o czwartej ciąży. 500+ ani 4+ ja nie dotyczy bo jest emigrantka spoza unii więc ona chyba to lubi. Pracę też ma i zamierza wrócić przynajmniej na część etatu jak do tej pory. Inne dwie laski z pracy w drugiej ciąży. I przyjaciółka po 12 latach też w drugiej ciąży. Ciążowe wiruski. Cóż.... Wszystkim pogratulowalam ale zauważyłam że w głębi duszy oprócz radości gdy słyszę o czyjejś ciąży zaczynam tez tym kobietom współczuć.


Wiadomość wyedytowana przez autora 31 października 2019, 14:30

3 listopada 2019, 23:14

Wkrótce 13 miesięcy.

Mieliśmy dzis trzy razy zonka ( młodsze pokolenie pewnie nie wie co to "zonk" ani nie słyszała o tym teleturnieju z lat 90. My z mężem stare dupy jesteśmy i jednak często używamy tego określenia)

Po pierwsze i najbardziej spektakularne: mąż rzucił w eter " Kubuś nie widziałeś mojego telefonu?". Na co Kubuś podszedł do swojego pudła z zabawkami. Pogrzebał
Wyjął telefon i przyniósł ojcu....

Po drugie kichnął w trakcie picia. Szybko podbiegł do kanapy, capnał tetre i wrócił wytrzec podłogę.

Po trzecie kilka razy dziś powtórzył słowo tatuś. Od kilku dni też mówi bam lub rzadziej bach kiedy coś spada. Mamy kolejne świadome słowa.
Bam/bach pewnie ze żłobka bo my tak nie mówimy.
Mama niestety nadal nie mówi.

18 listopada 2019, 12:49

Macierzyństwo po roku to zupełnie inna bajka. Jest fajnie, fajniej coraz fajniej. Dziecko jest bardziej przewidywalne i komunikatywne. Powoli nawet odpowiada na pytania uruchem głowy tak lub nie. Na razie średnio logicznie, ale to tylko kwestia czasu. Zabawy są coraz bardziej różnorodne, chociaż teraz dużo mniej bawi się sam. Ale to właśnie dlatego że jest bardziej kreatywny. Żeby zabawa była fajna trzeba usadzić misie na pchaczu, zbudować i rozwalić coś z klocków, rzucać piłki, pokazywać w książce i wszystko jest fajniejsze kiedy ma się kompana do zabawy. Albo sługusa od biegania za piłkami..... Tak czy siak zabawa z kimś jest fajniejsza. Ostatnio nawet tworzę swoją pierwszą pracę plastyczną. Dziesiątki kresek ;)
Robi się z niego mały pomocnik. I bardzo dużo poleceń rozumie. Pranie do pralki ładuje już od dawna, ale teraz zanosi (pcha) kosz z praniem do pokoju i pusty spowrotem do łazienki, podaje pranie a nawet próbuję sam wieszać. Zanosi zakupy do kuchni i pomaga je rozpakować.
Jest przesłodki. Ma mega poczucie humoru i rozbrajająco puszcza całuski.
Uczy się nawet jeść łyżeczką, choć jeszcze chwilę nam to zajmie. Choć jak się wkurzy to potrafi dać do wiwatu... Ale to chyba jak wszystkie dzieci ;)

Jedynie co nas męczy to choroby. Niestety jak raz miał antybiotyk to minie wiele wiele tygodni aż porządnie odbuduje sobie odporność. a ponieważ mamy zimę to potrwa to do wiosny na pewno. Niestety. Ale anginy bez antybiotyku wyleczyć się nie da niestety.
Już dwukrotnie miał zapalenie oskrzeli. Przez głupi katarek. A ta choroba przebiega u niego tak, ze bardzo boję się że mogę ją przegapić :( nie ma żadnych objawów, tylko lekki świst w oddechu. A później zaczyna się duszność, trudności w złapaniu oddechu. Teraz mi lekarz wiem że on tak ma i od razu dostaję mocniejsze leki.

Teraz też siedzimy w domu bo wyzdrowiał, a ja chcę go zaszczepić. Musi być zdrowy przez przynajmniej 2 tygodnia. 2 tygodnie miną w czwartek. I dopiero po szczepieniu pójdzie znowu do żłobka.

No wiec dni mijają nam leniwie w domu i są do siebie podobne. Próbując zabić nudę wyciągnęłam ostatnio wory z ubraniami dla Kubusia. Chłopak miał atrakcje haha. Tarzał się w tych szmatach. A ja zrobiłam przegląd przed Black friday ;)
Wyciągnęłam kilka rzeczy które są dobre na już. Dodatkowo okazuje się że dziecko mam odkupione na następny rok albo i półtorej do przodu.... A jeszcze paczka ze Stanów leci. Zostały tylko drobiazgi. Jakiś podkoszulek, jakaś czapka, kolorowe spodnie - bo ma same szare i granatowe, jeszcze trochę body na 86. Ja jednak wolę body jeszcze teraz w zimie,a Kubuś w tym rozmiarze ma już same t-shirty. No to zamiast młodego to obkupie siebie i dzieciątko przyjaciółki. Już wiadomo że będzie mieć drugiego synka.

A poza tym wysiadł mi czytnik ebooków i potrzebuję nowy a to nie taka tania zabawka nawet w wersji podstawowej ;) więc może i na to budżet się znajdzie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 listopada 2019, 12:52

20 grudnia 2019, 11:41

U nas w zasadzie bez większych zmian. Nadal więcej chorujemy niż jesteśmy zdrowi (dotyczy wszystkich domowników) . Obecnie tylko paskudny katar i kaszel gruźlika. W zasadzie samodzielnie używa już katarka do odkurzacza.
Wypisałam urlop wychowawczy. Tak będzie lepiej. Nie będę musieć prowadzić do żłobka dziecka zaraz po chorobie tylko jeszcze pozwolę mu dojść do siebie kilka dni dłużej. A że inni tak prowadząca nie całkiem doleczone dzieci... To za kilka dni znów będzie chory bo się zarazi. Wiem. Cóż skupisko dzieci wiąże się z chorobami. Z roku na rok będzie lepiej. Z rozmów widzę że koło 6 roku życia dzieci zaczynają chorować znacznie mniej.

Z nowości to mamy powoli czwórki. Dwie już wyszły do połowy i trzecia się lekko przebija. Boli go potwornie więc dostawał ibum lub paracetamol w zasadzie już profilaktycznie na noc lub w nocy. W dzień staram się nie dawać ale czasem trzeba.

Nie mówi (Poza auto -bu, kaczka -kaka I tata) ale rozumie wszystkie codziennie wyrażenia. Od "patrz lecą ptaszki" po "idź po zakupy do korytarza i zanieść je do kuchni" (pcha torbę). Wogole chciałby wszystko w domu robić. Zanosi ubrania do kosza, pakuje pralkę, pcha kosz pod suszarkę, wiesza (jako tako), wypajowuje zakupy, pcha odkurzacz i próbował trzymać rurę, odkłada rzeczy do szuflad, wyciąga rzeczy że zmywarki itd.
Denerwuje się jeśli się mu nie pozwala coś zrobić.
Ogólnie to jest porządniś. "krzyczy" na nas jeśli Gary stoją w zlewie, albo jeśli nie zapniemy zabezpieczenia na szafkach. Pamiętam że więcej osób pisało o byciu porządnickim. To pewnie klasyczny etap. Zadziwiające że dzieci są jednocześnie tak bardzo różne i tak bardzo takie same.

Pokazuje standardowe rzeczy jak oko nos lampę itd a także wywrotke koparke straż i inne pojazdy.
Przesyła ślicznie caluski, biega, lubi auta i znikopis, strażaka sama, Sygnalizuje że zrobił kupke lub rzadziej że dużo nasikal i potrzeba zmiany pieluszki. Potrafi zjeść gęsty jogurt grecki łyżeczka, choć wycina ja na takie różne sposoby że śmiać mi się chce. Widelec pięknie ogarnia ale mam taki ze skip hopa i nie jest on szczególnie bezpieczny więc rzadko daje.

Wpadłam ostatnio na pracową wigilię. Oj dużo zmian. Z jednej strony miałam ogromną ochotę wrócić natychmiast. Mam świadomość bycia trochę control freakiem dlatego poczułam straszna potrzebę trzymania ręki na pulsie, chce znać sytuację w firmie i wydziale. Np. Wnętrzności mi się skręciły na wieść że klient przedłużył kontrakt na 2lata a nie na 5 jak zawsze, a kolejne działy nie pracujące z klientem są outsorcowane do Azji. Mam potrzebę networkingu.... W razie gdyby.... Mój strach z perspektywy dużego miasta pewnie jest śmieszny. Ale w małych miejscowościach "w razie gdyby" to ogromny problem. Bo albo nie ma w czym wybierać, albo znajomości, albo firmy Janusze. Rekrutacje też nie mają nic wspólnego z profesjonalizmem. Czy w razie gdyby, to ktoś by mnie pociągnął Za sobą? Pomógł?
Pomimo że obecnie świat pracy i świat matki mi się wogole nie łączą to ta praca jest dla mnie ok. Dobrze się w niej czuje. Kierownicy są ludzcy, kodeks przestrzegany, nie ma problemu z korzystaniem że swoich praw, praca ok (może nie super ambitna ale nie to jest dla mnie juz ważne) , wiem że mogłabym się wspiąć po szczebelkach według własnej pracy a nie dzięki kawkom z odpowiednią osobą.... Nie widzę siebie gdzie indziej. I choć zaliczyłam już kilka firm to ta jest jedyną gdzie jest normalnie. I to chyba też potęguje mój strach. Byłam w tylu miejscach.... I tylko tu jest ludzko.

Oj synek wykształć się na jakiegoś nie wiem.... Dentyste czy fizjoterapia czy kogoś... Albo dobrego mechanika skoro tak kochasz auta. Byleś tylko nie musiał się bać o przyszłość i cieszyć się że masz "ludzkiego pana" tak jak ja.


Wiadomość wyedytowana przez autora 20 grudnia 2019, 11:46

2 stycznia 2020, 22:05

Dziś powinien być mój pierwszy dzień w pracy. Nie widzę tego. Dobrze ze jest wychowawczy.

Na wizycie 23.12 dostaliśmy od lekarza pozwolenie wyjścia z domu po 2tygodniach suedzenia i pójścia na wigilię. Całkiem zdrowy nie był ale poprawa była znaczna. Tylko kazała nam się minąć z dziećmi szwagierki u teściowej bo one też chore. W dodatku młodszy na salmonelle

Świat jednak u nas nie było. Zaczęło się od rzadkiej kupy po obiedzie w wigilię. Jeszcze nie wiedzieliśmy co będzie potem. Rzadkie kupy, nawet takie wyglądające podejrzanie, przecież się zdarzają. Wigilia u teściowej ok. Byliśmy tylko my. Synek miał mało humoru. U moich rodziców tez ok biorąc pod uwagę atmosferę i takie tam. Synek jednak osowiały. Prawie zero uśmiechów. Jakis taki był cichy, kładł się, nie chciał jeść . Zachowywał jak nie on. Nawet nie chciał zabawy w samolot. Myśleliśmy że może zmęczony. Choć zmęczony też zachowuje się inaczej. No ale w nocy się wyjaśniło. Obudził się o nietypowej porze. Dostał mleko i jak rzygnął to nie wiedziałam że taki mały brzuszek może tyle pomieścić. Poszło na dywan, który przemukł aż na wylot, a był dość gruby. Wyrzuciliśmy go Do kosza. Potem kupa wyciekajaca nogawkami.
I tak kolejne dni.
Spanie - czuwanie, żeby spał na boku bo strach przed wymiotami. Zmiana pampersow na śpiocha.
Potraw lekkich, typowo "na brzuszek" nie chcial jeść. Jadl więc ziemniaki i gotowana marchewkę z groszkiem. Też w miarę zatwardzajace. Lekarzy nie było przez święta. Nawet dyżuru.
Nie wiedzielismy czy dalej podawać antybiotyk i inhalacje ale wyszło tak że nie daliśmy. Bo jak tu dać lek na pusty żołądek? Obstawiam że winowajaca jest jeden z leków (mało zjadł więc to nie kwestia wymieszania potraw itp) To ten sam co miał w szpitalu i wtedy też miał biegunkę. Choć nie aż taka jak ta.

Niestety kolejne nieudane święta, choć i tak było lepiej niż rok temu. W zeszłym roku z niespełna Trzy miesięcznym dzieckiem to był koszmar. Tym razem gdyby nie choroby byłoby całkiem spoko. Może za rok.... ?

Sylwester w sumie ok. Posiedzieliśmy w domu. Ja robiłam synkowi sweterek na drutach, mąż grał na Xboksie. Fajerwerki nie obudziły malucha, choć jak już wstał na swoje mleko to potem dobrze ponad godzinę się wiercił i nie mógł spać. Od pewnego czasu się mu tak zdarza że po mleku ciężko mu znowu usnac. Strasznie to frustrujące i nie wiem od czego zależy.

Zauważam pierwsze oznaki neofobii. Pewnie winowajca jest trochę mój styl gotowania. A dokładnie to jeśli robię jakąś potrawę dwa razy w miesiącu to uważam że to bardzo często. Choć i tak repertuar mi się uszczuplił bo nijak nie dostosuję dla małego dziecka pieczonego schabu albo gołąbkow, a dania typu risotto trudno mu zjeść. No nie lubię ciągle tego samego jeść i tyle. Uśmiecham się zawsze tylko jak słyszę klepanie kotletow w niedzielę rano. O ile prościej (z planowaniem, zakupami, resztkami, bez myślenia co by tu zjeść ) jest ludziom że stałym menu. W piątek zawsze smażona ryba, potem schabowy z muzerią, rosół i jego transformacja w pomidorowa.... :) no i dzieci też zawsze wiedzą co jest na talerzu. A mój biedak jak ostatnio dostał mizerię czy pankejka to nie chciał dotknąć bo nie wiedział co to. Ale jak się już odważył to szamał aż miło.


W tych całych chorobach zorientowałam się że od miesiąca nie rozmawiałam z przyjaciółką. Cóż dorosłe życie.... Zdarza się. Ale że kartki na święta nie było.... Napisałam zapytać czy wszystko ok. Niestety nie. Odkleiło się łożysko i miała nagle cięcie. Angielscy partacze... Już od 20tyg miała krwawienia a oni nic. Dziecko trochę ponad 650g. Już przybral na wadze ale nagle pogorszyło się oddychanie. W sumie nic więcej nie wiem, nie chciałam dręczyc pytaniami. A zdjęcie... Boże aż się poplakalam a wysłala takie z dobrego dnia. Bez rurek.




17 stycznia 2020, 10:03

Jestem zmęczona. Bardzo zmęczona. Synek od pewnego czasu budzi się w nocy i nie chce usunąć czasem nawet przez ponad 2h. Czasem jest w miarę cicho, a czasem krzyczy na całe gardło a każda próba pacyfijacji kończy się rzucaniem i wyginaniem się.
Maz czasem śpi ledwo 3h a przecież jedzie autem do pracy. Martwię się o niego i szkoda mi go. Ja jeszcze trochę tego snu nad ranem złapie, a on.... Eh

Powoli kończymy chorobę. Mamy zmniejszone dawki sterydów ale nadal kategoryczny zakaz wychodzenia z dzieckiem. To już ponad miesiąc bez wychodzenia. Wolno nam tylko jechać do lekarza, nawet do dziadków nie bardzo.
Trafiliśmy z pediatra. Niestety i stety bo przynajmniej nie musimy chodzić do oddzielnego specjalisty.
Ona jest też pulmologiem, a mamy podejrzenie astmy. Martwię się strasznie. Jak ja dziecku mam przetłumaczyć że nie może wychodzić w zimne powietrze, biegać, jeździć na rowerze czy nawet się śmiać....
Tak śmiać. Ostatni śmiech spowodował ostry atak. Nie wiedziałam co robić. Nie dojechalibysmy ma pogotowie pomimo tego że mamy dosłownie dwie minuty autem. A może przesadzam... Nie wiem. Dla mnie wyglądało to bardzo źle. Dałam inhalacje z takiego jednego sterydu. Na szczęście to było dobre postępowanie.
Boję się.

Wczesniaczek przyjaciółki ma się bardzo źle. Było lepiej, było gorzej.... Wczoraj już prosiła tylko o modlitwę.

Nie mam siły. Chyba już nie będę tu pisać.

Z pozytywów w końcu nauczył się mówić mama jakoś krótko po 15 miesiącu.

24 lutego 2020, 21:49

Dwa lata w domu.

Mam galaretkę zamiast mózgu.
Nie jestem w stanie zapamiętać nic.

Rozmawiam tylko o glutach, chorobach i dzieciach.

Zaniedbanie. Bo ciągle coś jest ważniejsze niż nakremowanie twarzy. Maseczka hahaha
Podomowe dresy są niezniszczalne. Chodzę w trzech parach na zmianę non stop od tych dwóch lat. Już patrzeć na nie nie mogę a dziady się zeszmacić do reszty nie chcą.

Niewyspanie. Bo zamiast polozyc się wcześniej chce korzystać z tych krótkich chwil dorosłego życia. A noce bywają różne. Czasem.spi do rana bez pobudki a czasem Bajlando.

Pewność siebie zerowa. Raczej jestem przekonana że do niczego się nie nadaje.

Nadal dużo czytam i robię na drutach.

Synek z dnia na dzień staje się coraz fajniejszym chłopcem.
Ostatnio bawi się w udawanie. Daje misiowi pić, robi psik sprejem do noska. Miesza w garach i daje mi ta wirtualna potrawę do spróbowania.
Umie pić z normalnego kubeczka. Sam sobie włącza odkurzacz, wkłada katarekdo rury i odciąga katar.
Mowa w zasadzie stoi.
A przy tym jest jeszcze nadal małym słodkim nieporadnym bobasem. Taki wiek przejściowy.

Wczesniaczek przyjaciółki walczy już dwa miesiące a jeszcze powinien być w brzuchu. Jedna infekcje zwalcza to pojawia się kolejna. Jest dość stabilny ale niestety dziecko wcale nie oddycha i nie wiadomo dlaczego :( a było już tak że miał wspomaganie. Niestety od długiego czasu jest całkowicie na respiratorze :(

6 marca 2020, 12:44

Anemic jeszcze do wakacji w domu. Zleci... Choć wydaje się tak długo, a pewność siebie przez to siedzenie tak leży że nie wiem jak sobie poradzę. Już dwa lata nie mówię po ang.... A ang to moje narzędzie pracy. Chodzi do żłobka około tygodnia w miesiącu. Reszta to choroba i okres zdrowienia. Niestety to taka trochę norma. Większość dzieci ma podobną frekwencję z tego co pytałam sasiadek i opiekunek w żłobku. Choć zdarzają się wyjątki.

Myślę że już wkrótce będzie sezon na rowerki i grabki do piasku :) oraz na przelewanie wody na balkonie . Trzeba przeczekać ten okres i jakoś zająć dziecko garnkiem i trzepaczką. A po lecie to już całe spektrum nowości Duplo, puzzle, tory wyścigowe

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2020, 12:48

1 2