X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Przetrwać
Dodaj do ulubionych
1 2

20 lipca 2015, 14:36

13t2d
Czasami można mieć wszystkiego dość! Wczoraj wylądowałam z obfitym krwawieniem na oddziale...krwiaka nie ma a coś krwawi. Poleżałam na obserwacji, biorę leki które brałam, mam wypoczywać i tyle...
Przyszły też wyniki PAPPA...ryzyko wzrosło...lekarz zaproponował badania genetyczne...ani siły ani chęci bo co to za różnica? Ono z nami już jest i niech tak do cholery zostanie!
Zmęczona, złamana ale przecież nie jest aż tak źle.

22 lipca 2015, 09:21

13t4d
Krwawię coraz mniej, noc sucha. Krew ma też już zdecydowanie ciemniejszy odcień, pojawiają się niteczki, czyli standardowo wszystko zmierza ku lepszemu. Ile ja muszę jeszcze tego znieść? Ile zniosę? Kiedyś mogłabym powiedzieć o sobie, że jestem silna...dziś stwierdzam, że nigdy nie byłam tak bezbronna i wystraszona jak obecnie. Wiem, że nie jest najgorzej, moje krótkie wizyty w szpitalu uświadamiają mi, że wokół mnie jest pełno ciężarnych które modlą się o każdą kolejną godzinę a przecież mój szkrab jest i wbrew całemu zamieszaniu ma się całkiem dobrze. Mała, spokojna kruszka bo nawet skurcze nie zrobiły na niej zbyt dużego wrażenia, mam nadzieje, że ten spokój nie jest zapowiedzią niczego złego.

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lipca 2015, 09:32

23 lipca 2015, 16:11

13t5d
Wiadomość o Natalii zwaliła z nóg! Strasznie dzielna dziewucha nie wiem skąd czerpie siłę ale życzę jej aby spokojnie przeszła przez trudny okres i nie traciła wiary na kolejne dni.

30 lipca 2015, 08:48

14t5d
Plamienie w przeciągu 3 ostatnich dni nasiliło się. Dotarłam do punktu w którym zapaliła się kontrolka z rezerwą sił. Wiem, że poddać się nie mogę i nie zamierzam bo za nic w świecie nie chce stracić mojego maleństwa ale wykańcza mnie ciągłe zaglądanie w bieliznę, ciągła niepewność czy aby na pewno nie robię zbyt wiele, nie przeciążam organizmu etc.
Włosy wyjmuje garściami, niby wyniki w normie a codziennie gubię ich aż nadto.
Ciąża...nic dodać nic ując:P

7 sierpnia 2015, 11:50

15t6d
Dawno mnie tu nie było:) Plamienia są ale coraz mniejsze a w poniedziałek wizyta. Może w końcu się dowiem co dziecior ma miedzy nogami?:)

10 sierpnia 2015, 11:50

16t2d
Dzisiaj wizyta...ja tyle pytań i obaw a jakby tego było mało to zafundowałam sobie chyba infekcje.
Noc też nie należała do najłatwiejszych ale miejmy nadzieje popołudnie będzie dobrym zakończeniem dnia:)


Już po:) Maleństwo ma się dobrze...ale płeć dopiero 10.09. Generalnie bardzo miła rozmowa z lekarzem budująca i edukująca, jestem zadowolona. Dziękuje za wsparcie:)

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 sierpnia 2015, 20:27

15 sierpnia 2015, 20:32

17t0d
...w piąty miesiąc weszłam bez plamień ale za to od 3 dni towarzyszy mi ból brzucha choć chyba bardziej kłucie niż ból...
Czekam na ruchy mojego maleństwa a ono jak na złość nie chce z matką rozmawiać:)
Mam za sobą cały dzień w terenie, mam nadzieje, że nie odchoruje tego...

18 sierpnia 2015, 14:47

17t3d

Ha myślałam, że już po wszystkim, ostatnia wizyta u ginekologa mocno mnie uspokoiła...a tu dzisiaj, dokładnie chwile temu, zaczęłam plamic w postaci sporego 3,5-4cm skrzepu, przypominającego przecięte, puste jajko. Niby wiem, że nic się nie dzieje ale gdzieś tam strach jest...oby się nie zatrzymało, oby nie zaczęła się akcja porodowa. Póki co skurczy brak, szyjka rano wysoko, rozwarcia też nie było...oczywiście na tyle na ile sama mogłam to sprawdzić...
istotne jest to że ból zlokalizowany po lewej stronie, na wysokości pępka przestał być odczuwalny a dawał o sobie znać regularnie przez kilka dni.
Czy nie mogłoby być już normalnie?

16 stycznia 2016, 13:39

Dawno przestałam tu pisać. Zabrakło systematyczności i cierpliwości.
Moja przygoda z krwiakiem skończyła się na dobre w 18 tc. Nie wiele jednak cieszyłam się ciążową aktywnością. Ponownie ległam w łóżku w 21tc po wizycie prenatalnej. Okazało się, że moja szyjka odmawia posłuszeństwa. Liczyłam dni do 25tc bo przecież wcześniej nikt nie będzie jej ratował. Gdy minął 25tc modliłam się o przekroczenie 30tc..bo wydawało mi się, że jeśli urodzi się wcześniej to jej życie będzie udręką i wieczną wizytą u lekarza. Jakże się myliłam...poznałam tutaj w szpitalu wiele dzieci, matek które nie dotrwały do 30 tc a ich dzieci to małe cuda. Obecnie leże w szpitalu z koleżanką z dawnych lat. Urodziła bliźniaki, 600g i 1100g. Oddychają same i radzą sobie lepiej niż nie jeden późniejszy wcześniak.
Krótko o porodzie...
Dokładnie miesiąc temu o 18.00 na świat przyszła moja Hania. 2100g i 44cm.
O północy odeszły wody...to moje pierwsze dziecko ale czułam, że tych wód powinno być więcej, że to nie wszystko. Nie było nerwów, stresu...wiedziałam, że jadę rodzić. Wzięłam prysznic i pojechaliśmy. Nie bałam się porodu ale we względu na gbs musiałam się spieszyć ponieważ 4-5h godzin przed porodem musiałam dostać antybiotyk. O 2.00 pojawiły się pierwsze skurcze. Mdliło mnie i ból był straszny, rozpoczynał się na wysokości żołądka. Czułam że nie dam rady, że tego znieść nie można. Podano mi sterydy jako dawkę przypominającą (pierwsze miałam w 29tc) oraz antybiotyk i magnez. Nie mogłam pojąć po co hamują ten poród? Dopiero później wyjaśniono mi, że będą wytrzymywać poród do 12.00 ze względu na leki a później jeśli akcja się rozwinie to zacznę rodzić. Nie dało się spać mimo usilnych próśb położnych nie zmrużyłam oka. O 12.00 skończyła się kroplówka z magnezem. o 13.15 pojawiły się pierwsze skurcze. Przeniesiono mnie z traktu porodowego na inną sale bo było takie oblężenie rodzących. Byłam więc na sali z dziewczną której akcja porodowa się zatrzymała i czekałymy. Lekarka zachodziła i skupiała się głównie na koleżance...o 14.00 już płakałam i prosiłam o znieczulenie. Nie chciano mi uwierzyć, że tak boli. Podłączyli ktg a tam skurcze na poziomie 30% wiec nie wiele...dopiero po zbadaniu okazało się, że rozwarcie na 2,5 palca. Ekspresem wróciłam na trakt...skurcze były nieregularne do samego końca. Przyszedł anestezjolog i wyszedł a ja jak głupia czekałam kiedy mnie znieczulą. Pod koniec dopiero wyjaśniono mi, że na znieczulenie było już za późno. Trudno było mi się skupić, współpracować...każdy kolejny skurcz był czymś czego wydawało mi się, że nie da się przeżyć (skurcze z poprzedniej nocy były jednak inne, bardziej bolesne).
O 17.30 przyszły bóle parte a z nimi ogromna ulga. To był już wysiłek ale nie ból. Pół godz później była już Ona. Krzyczała, tak głośno krzyczała. Nie dali mi jej potrzymać, szybki buziak w czułko i zabrali mi ją. Czekało mnie jeszcze łyżeczkowanie. Dwie godziny po porodzie prysznic. Nie widziałam jej do rana, nie dało się spać...emocje. Rano poszliśmy ją zobaczyć, mąż miał to szczęście oglądać ją wieczorem. Rozpłakałam się...płakałam nad nią, nad jej dalszym losem...ze szczęścia.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2016, 16:59

1 2