Otóż tak:
Dla dzidzi mamy już prawie wszystko (oprócz wanienki).
Mąż jest taki wspaniały, że aż mnie zaskakuje, nie sądziłam, że potrafi być taki czuły i opiekunczy, troskliwy i wogóle...ach... im większy mam brzuch tym większe uczucia rodzicielskie w nim wywołuję. Wczoraj przyznał że się stresuje zbliżającą się nową sytuacją, tak sobie starałam wyobrazić co czuje.
Ogólnie czujemy się bardzo dobrze, poza różnymi dolegliwościami które wiadomo muszą być.
A oto moje wczorajsze przemyślenia na temat porodu:
NIE BOJĘ SIĘ PORODU PONIEWAŻ:
*urodzę zdrowego, wymarzonego synka na którego czekaliśmy trzy lata, on jest dla nas największym cudem,
*nawet jeśli poród będzie bardzo bolał to na pewno nie będzie bolało bardziej niż słowa lekarza: "nie ma szans na naturalne poczęcie dziecka". Z tego też powodu na pewno nie wyleję więcej łez podczas porodu niż wtedy kiedy usłyszałam o naszej (rzekomej) bezpłodności.
*poród jest naturalnym, czysto fizjologicznym procesem i mój organizm będzie wiedział co robić-zaufam mu,
*personel szpitala jest po to żeby mi pomóc a nie zaszkodzić i im również zależy na tym abyśmy byli zdrowi- im też muszę zaufać
*będzie ze mną mój mąż- najbliższa, najkochańsza osoba na świecie-jego obecność daje mi poczucie bezpieczeństwa
*ten dzień otworzy nowy rozdział w naszym życiu.
Kubuś ważył 3900, 57 cm. Zamykamy ten rozdział w życiu i otwieramy następny. Jesteśmy tacy szczęśliwi!!!
*poród (sn): nie taki diabeł straszny… naprawdę nastawiałam się, że będzie gorzej. Mój mąż był ze mną do samego końca, mimo iż kilka razy pytał czy będzie mógł wyjść jakby co. Nie wyszedł, a pięknie pomagał w oddychaniu, trzymaniu nogi, ściskaniu ręki itp… zachował się wspaniale, nie spodziewałam się po nim takiego opanowania i wsparcia. Dzięki temu ja czułam się pewnie, bezpiecznie, spokojnie. Atmosfera była sympatyczna, żartowaliśmy. Poszło szybko ok 5 godzin. Maluch urodził się zdrowy, prześliczny. Do teraz pamiętam słowa męża: Misiu dzidzia już jest ! To przeżycie nas bardzo do siebie zbliżyło.
*połóg: zdecydowanie gorszy niż cały poród. Masakra, więc nie będę się tu rozpisywać. Po raz kolejny mąż stanął na wysokości zadania: ogarniał wszystko wokół nas, przynosił jedzenie do łóżka … ehh i tak przez miesiąc . Kochany.
*maluch: zdrowy, pięknie się rozwija, dobrze rośnie, nie miał kolek, grzeczny, ułożony, wręcz książkowy- czego chcieć więcej. Oczywiście zdarzały się i gorsze chwile ale ich było znacznie mniej.
Wczoraj było ważenie: 8500 g, 67 cm (19 tydzień) klocuszek z niego pokaźny. Na razie jest na samej piersi ale już powoli będziemy rozszerzać dietę. Muszę być ostrożna bo mały ma alergię na białko mleka krowiego.
Umiejętności na ten moment:
-głośny śmiech
-obrót z pleców na brzuch przez lewą stronę
-obrót w poziomie (kręcenie się)
-złapanie zabawki w jedną rękę i przelożenie jej do drugiej
-pakowanie wszystkiego do buzi+ślinienie (czyżby zęby za pasem? )
-dźwiganie do siadania
-gaworzenie, piski i inne efekty specjalne
Eh… ale ten czas leci…