Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2017, 20:56
Oj ciężki dzisiaj ten dzień. Mdłości, wymioty, osłabienie i zawroty głowy. Fasolka nie pozwala mamusi normalnie funkcjonować. Tak więc leżę i wspominam dzień kiedy zrobiłam test ciążowy. Był to 15 czerwca, zbieraliśmy się akurat do kościoła bo nasza córcia miała sypać kwiatki. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam dwie kreski, aż się popłakałam. Mąż myślał że coś się stało gdy zobaczył że płacze. Pokazałam mu test i zobaczyłam w jego oczach niedowierzanie i radość. A najlepsze jest to że dzień wcześniej córcia powiedziała mi że od jutra mam być w ciąży. To jej niespodziankę zrobiłam. W końcu udało się i mamy swoją Fasolkę. Czekamy na nią z niecierpliwością.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2017, 15:03
Moje samopoczucie dzisiaj nie jest dobre. Odebrałam wyniki badań chorób zakaźnych. Toxo igg 2209 igm 0.897. Normy od 0.8 do 1.0 to wynik wątpliwy. I aż tak wysokie igg.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lipca 2017, 20:16
Dzisiaj powtórzyłam badania na toxo i są prawidłowe, tak bardzo się cieszę. Z dolegliwości to bez zmian, chociaż stwierdzam że są łagodniejsze. Brzusio ciągnie, swędzi, maluszek rośnie. Czekam z niecierpliwością na wizytę 20 lipca, by znów usłyszeć bicie serduszka naszej Fasolki. Martwię się troszkę bo okropnie bolą mnie żylaki w lewej nodze, mam w kilku miejscach opuchnięte. Czeka mnie również wizyta u chirurga naczyniowego, by zobaczyć czy nie robią się zakrzepy. Ehhhh, te ciążę nasze są jednak bardzo urokliwe. Ale cel jest jeden: zdrowe maleństwo.
W ogóle to od jakiś dwóch dni nie czuję się w ciąży. Piersi mi zmalały, nie bolą, macica jakaś bardziej miękka a jeszcze nie dawno ją czułam np przy zginaniu. Mam mdłości ale mniejsze w głowie mi się kręci i senna jestem. Ale mam obawy że przez tą moją przypadłość żylną, krew do maluszka nie dopływa i że mu się tam stało złego. Bardzo się martwię. Jutro chirurg i Doppler a ginekolog dopiero za tydzień. Nie wiem czy dam radę, teraz na samą myśl płakać mi się chcę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lipca 2017, 22:12
Dzisiejszy dzień był dość intensywny, 8 godzin poza domem dało mi troszkę w kość. Rano z tych wszystkich nerwów na temat zaniku objawów ciążowych, umówiłam się na USG. No i kamień spadł mi z serca. Nasza Fasolka kochana rośnie w siłę. 2.10 cm szczęścia i 175 uderzeń na minutę. To już taka miniaturka człowieczka, którą mamusia już kocha bardzo mocno i nie wyobraża sobie, że tego małego cudu w moim brzuszku mogło by nie być. Druga wizyta u chirurga. Niestety zapalenie żył powierzchownych no i niestety głębokich. Jeden plus tego że tylko z jedną nogą są problemy. No więc zastrzyki do końca ciąży, 2 razy po 100, dziennie. Ale czego się nie robi dla tych naszych maluszków. Lekarka podejrzewa u mnie trombofilie. Ale tym zajmiemy się po porodzie, wyniki badań w tym kierunku są przeważnie fałszywe. Kontrola czeka mnie za 3 miesiące by zobaczyć czy zakrzepica ustępuje. Jestem dobrej myśli.
Cóż za piękny poranek mnie dzisiaj przywitał. Z racji że muszę dużo się ruszać przez tą nieszczęsną zakrzepicę, wybieramy się z Mężulkiem na spacerek nad morze. Dziś 3 dzień kiedy biorę zastrzyki i wydaję mi się że ból łydki nie jest już taki okropny. Bardzo mnie to cieszy bo momentami to aż płakałam. Tak przeczytałam ostatnio kilka staraniowych pamiętników. Zastanawia mnie sam fenomen starań. Kiedy jesteśmy na początku tej drogi, jesteśmy zawsze pełne nadziei i wiary że szybko zaskoczymy i zajdziemy w upragnioną ciążę. Po paru miesiącach prób okazuje się że to nie takie proste i zaczynamy szukać przyczyn w nas i w naszych partnerach. Przyjmujemy a to coś na lepszą owulację, jakieś ziółka, witaminy, a to coś na lepszą jakość śluzu. No i oczywiście partner, zestaw witaminek, obowiązkowy. A tak na dobrą sprawę nie zawsze jest to konieczne ale staramy się zrobić wszystko by ułatwić połączenie się dwóch jednostek by mały cud zaczął rosnąć w naszych brzuszkach. W cyklu w którym zaszłam, nie brałam nic. Mój Meżulek brał jakiś zestaw witamin, ale to z racji że ćwiczy i miał takie wskazania. A ja po prostu przestałam myśleć o dziecku, pamiętam, że nawet dobrego śluzu płodnego nie miałam. A jednak proszę, taka cudowna niespodzianka. Więc skoro lekarz czasami mówi że z nami ok, to nie należy wmawiać sobie że to nasza wina. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce.
Dawno mnie tu nie było. Moje samopoczucie nie należało do najlepszych. Ciągłe mdłości, wymioty, - 6 kg na wadze i wizyta w szpitalu z powodu odwodnienia. Dostałam 3 kroplówki, porobili badania i na szczęście puścili do domu. Mało brakowało a bym została bo wyniki wątrobowe się pogorszyły. Dostałam mocniejsze tabletki na te mdłości. Działają i w końcu normalnie jem i piję. Maluszek na szczęście rozwija się prawidłowo, serduszko też biję jak dzwon. Staram się dużo leżeć bo kręci mi się w głowie, niemiłosiernie. Czekam na ten drugi trymestr, mam nadzieję, że przyniesie poprawę. Brzucha jak nie było widać tak jest i teraz. Chociaż czuję jak macica ciągnie i swędzi skóra. A tak liczyłam że szybciej będzie widać w drugiej ciąży. No cóż taka moja uroda.
Oj chwilkę mnie tutaj nie było, jakoś nie miałam weny by pisać. U nas wszystko w jak najlepszym porządku. Maluszek rozwija się prawidłowo, chociaż brzucha jak nie było tak i nie ma. Mam szeroką miednicę więc ma się gdzie schować. Mieliśmy badania prenatalne, które wykluczyły wysokie ryzyko chorób, bardzo nas to cieszy. Moje samopoczucie jest o wiele lepsze, chociaż dalej mdli i czasami kręci się w głowie. Wyniki również w normie. Tarczyca spadła do 0,770. A tak się obawiałam tej niedoczynności. Kłuje się dalej w brzuch na to nieszczęsne zapalenie żył głębokich. Jest poprawa, łydki nie bolą i są miękkie. Już od jakiś dwóch tygodni czuję jak nasz mały cud się wypina, uwielbiam to uczucie. Zawsze powtarzam mojemu Mężulkowi, że współczuję mężczyznom, iż nie mogą poczuć ruchów dzieciątka. Są w tej kwestii bardzo biedni. To dopiero 4 miesiąc, a ja już pragnę by maleństwo było z nami. Oby do lutego.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2017, 15:37
I tak o to zaraz stuknie 20 tydzień. Niby szybko zleciało, nawet nie wiem kiedy a tu jeszcze przede mną tyle samo drogi. Niestety jeszcze nie wiemy jaka płeć ukrywa się w brzuszku. 5 października mam USG, więc mam nadzieję, że się pokaże. Mimo iż to 5 miesiąc, nic nie widać, prócz dla tych co są wtajemniczeni. Mimo wielkiej radości z ciąży, nie należę do osób, które chwalą się w około. Lubię cieszyć się szczęściem w gronie najbliższych. Maleństwo raz jest bardziej aktywne raz mniej. Wydaję mi się że to chłopak a oni są ponoć bardziej leniwi. Chyba wie co piszę bo właśnie poczułam ruchy. Eh te nasze dziecię. Kochamy bardzo mocno.
Ostatnio miałam gorszy dzień. Jakiś dół mnie złapał, płakać mi się chciało. Po części, przyczynił się do tego mój Meżulek. Czasami wydaje mi że on tak mało rozumie. Wiadomo, że w tym stanie, więcej słów i czynów, mogą nas zaboleć. Ale czytając pamiętniki innych, wydaję mi że ten gatunek męski tak ma. Chociaż i tak trafiłam nie najgorzej. Mój małżonek jest bardzo podobny do mnie. Nie lubi oglądać sportu, nie wyłazi z kumplami na piwo. Może raz na rok gdzieś wyjdzie. Obydwoje nie lubimy zakupów. No i najważniejsze, nie jest mamisynkiem, moje zdanie jest przeważnie najważniejsze. Więc chyba tak źle nie trafiłam. Chociaż czasami bym w łeb walnęła, takie to upierdliwe. Poza tym moje samopoczucie już lepsze, nie licząc ciągłego bólu żołądka. Jakbym ciągle kaca miała. I cokolwiek zjem, mam słodki posmak w ustach, co za tym idzie, mdłości. A ponoć w II trymestrze powinno być lepiej. No nic będę czekać dalej na poprawę.
Długo nie pisałam bo szczerze mówiąc nie było o czym. Leżymy, odpoczywamy bo na ostatniej wizycie okazało się że mam nisko łożysko. Moja ginekolog ma nadzieję że do 30 tygodnia się podniesie. Muszę zrobić również badanie dna oka z racji nadciśnienia. Jak coś będzie nie tak to będą przeciwwskazania do porodu siłami natury. Eh, boję się cesarki. Z lepszych wieści, połówkowe wyszły idealnie, no i najważniejsze będzie córeczka, Gabriela. Już nieźle ten nasz szkrab imprezuję u mamusi w brzuszku. Zaraz kończę 6 miesiąc a brzuch ledwie co odstaję, jakbym się porządnie najadła a nie była w ciąży. Ale najważniejsze że wyniki mam idealne a maleństwo prawidłowo przybiera na wadze. Tak bardzo chciałabym już móc ją przytulić. Ale niech siedzi i rośnie, rodzice poczekają na swój malutki cud.
Studniówka naszego maleństwa. To dlatego dzisiaj w nocy tak mocno imprezowała w brzuszku. Jak się pytam, kiedy to minęło??? Z perspektywy czasu szybko a jednak się wlecze. Cały czas martwię się czy dotrwam do lutego, czy małej nic nie będzie. Oby te łożysko podeszło do góry i żebym nie urodziła za wcześnie. Z racji nadciśnienia tętniczego, które może być przyczyną odklejania się przedwcześnie łożyska. No i na styczeń zapisałam się na badanie dna oka. Mam nadzieję że wszystko jest oki i będę mogła rodzić naturalnie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 listopada 2017, 11:03
Jejku, mamy już III trymestr, za 3 miesiące nasz mały cud będzie z nami. Tak na dobrą sprawę nic nie jest kupione, żadne ciuszki niepoprane. W ogóle jakoś nie zawracamy sobie tym głowy. Teraz jeszcze święta, to wydatków i tak będzie sporo. Jeden plus tego, to że teściowie powiedzieli że na wózek wyłożą, ten największy koszt mamy z głowy. Prawdopodobnie będzie to ich jedyne wnuczątko. Mąż ma siostrę ale jej się coś nie śpieszy, chociażby do tego by znaleźć sobie faceta. Ja zawsze chciałam mieć troje dzieci, ale patrząc na moje piękne żylaki, nie wiem czy chcę to powtarzać. Albo co gorsze by się pogorszyły. Jak to określił lekarz, mam powrozy, aż zdjęcie musiał zrobić, bo u tak młodej osoby jeszcze nie widział tak zaawansowanej niewydolności żylnej. Mąż się zawsze śmieję że dostałam pakiet rodzinny. Nikt z mojego kuzynostwa nie ma chorób, tylko ja. Tarczyca, nadciśnienie, żylaki, spastyczne jelita i nadreaktywny pęcherz. Dziwię się sobie że mimo to jestem pozytywną osobą i dziękuję za to co mam. Są ludzie co mają jeszcze gorzej ode mnie. Tak poza tym mała tak już fika, co chwilę daję o sobie znać. Najbardziej wieczorami, kiedy słyszy głos taty, kopie jak oszalała. Czasami dalej nie wierzę, że po tylu latach w końcu się nam udało. No i jak tej małej istotki nie nazwać cudem?? A Ci rodzice co katują, wyrzucają zaraz po narodzinach no zaj...ła bym!!! Patola, no jak słyszę takie historie to nie mogę. Jak tak można, taka bezbronna duszyczka. Człowiek się stara i nic. A taka zachodzi rok po roku i stwierdza, że jej nie potrzebny kolejny do wychowania. Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy. Dostaną za swoje.
Jejku, jejku, mamy już 3 z przodu. Do terminu porodu 77 dni. Jak ten czas leci. Samopoczucie dobre, aczkolwiek pojawiają się dolegliwości III trymestru. Ból krzyża,pachwin,sapię jak koń po westernie. Po wizycie w zeszłym tygodniu dość dobrze. Mała waży 1139g, na szczęście łożysko się podniosło. Niestety szyjka się skróciła z 33mm na 28mm. Póki co na zapas się nie martwić ale oszczędzać. Boję się że urodzę przed terminem. Tak na dobrą sprawę nic praktycznie nie mamy. Ciuszki i pościel tylko. Jak ja to mówię do męża, że jesteśmy w ciemnej dupie Już rodzinka powiedziała że jak rozsypie się szybciej, to wsiądą w samochód i kupią wszystko w jeden dzień. Jak to dobrze mieć na kogo liczyć. Teraz kolejna wizyta po świętach, USG III trymestru. Mam nadzieję że szyjka zostanie bez zmian. Żeby chociaż dotrwać do 35tc.
Dzisiaj byłam u chirurga na kontrolę tej mojej nieszczęsnej zakrzepicy. I proszę, po 5 miesiącach kłucia się w brzuch, już jej nie mam. Lekarz mówi że z ich strony, czyli chirurgii, zastrzyków już brać nie muszę, no chyba, że moja ginekolog ze swojej strony widzi to inaczej. Jak byłam u niej na ostatniej wizycie, to mówiła, że ona by mimo wszystko po jednym zastrzyku dziennie do porodu, zostawiła profilaktycznie. Więc tak, zmniejszamy dawkę. Oby było wszystko oki, by żadne zatory się nie porobiły. Ale mała to już nieźle daję do wiwatu. Kopię w wątrobę i żebra. A przecież będzie jeszcze gorzej bo rośnie i siły ma coraz więcej. Ale wiem, że jak urodzę, będzie mi tego brakować. Najmocniej kopię jak mąż wraca z pracy i zaczyna mówić. Chyba poznaję tatusia
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2017, 14:43
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 grudnia 2017, 20:57
Leci ten czas do przodu. Jeszcze troszkę a nasz cud będzie z nami. Do wczoraj nie mieliśmy nic. W końcu wyprałam ciuszki małej. I byliśmy kupić rzeczy do szpitala. Powiedziałam mężowi że teraz już jakby co na poród jesteśmy gotowi. W styczniu kupujemy łóżeczko i komodę. Zostanie jeszcze do nabycia kilka artykułów pielęgnacyjnych. No i wózek. Teściowie mieli dać na niego pieniążki. Ale moja teściowa jak zwykle stwierdziła że mamy czas. No najlepiej dla niej to po porodzie. Wykończona, pozszywana, ledwie się ruszająca. Ale ostatnio miała miejsce niemiła sytuacja z nimi i wraz z mężem sądzimy że o pieniążkach na dyliżans możemy pomarzyć. Oczywiście że sobie poradzimy ale jest mi tak cholernie przykro, nie wiem co kieruję niektórymi ludźmi. Z milszych rzeczy, mieliśmy USG III trymestru. Mała waży 2062g, lekarz powiedział, że jest idealna. Pod względem zdrowia i wagi. I ma włoski i to dość gęste. Tak już nie mogę się doczekać aż będę trzymać ją w ramionach. Kopie czasami tak mocno że szok. Żebra z lewej strony to mam tak skopane że aż się dotknąć nie mogę czasami. I najważniejsze, obróciła się już główką w dół. Teraz oby do lutego:)
Ostatni miesiąc przygody w pakiecie;) Leci ten czas, nawet nie wiem kiedy to poszło. Chociaż z drugiej strony czuję się jakbym chodziła w tej ciąży jak słonica- 22 miesiące. No końca nie widać. Samopoczucie ogólnie ok. Ale apetyt mi się zmniejszył, ciągle mi słabo, codziennie krew w nosie. Strasznie jest rozrzedzona. Rozdrapałam sobie wczoraj małego syfka, to leciało mi z niego dobre 20 minut i to ciurkiem. Muszę porozmawiać z moją lekarką czy to nie przypadkiem przez Neoparin. Wiem że u kobiet wzrasta ilość krwi w ciąży ale żeby aż tak. Troszkę mnie to niepokoi. Boję się że mogę za mocno krwawić podczas porodu. Temat na pewno do poruszenia na kolejnej wizycie. Masakrycznie bolą mnie biodra od spania na bokach. Coraz cięższy ten słodki ciężar się robi. W nocy co chwilkę biegam siusiu, no masakra. Jutro mam okulistę. I mówię do męża że po wizycie już mogła bym się rozsypać
No no no. Ale ten czas zasuwa. Jeszcze nie cały miesiąc i mała będzie z nami. Toć pamiętam co dopiero test ciążowy robiłam. Na szczęście wizyta u okulisty ok. Powiedział że nic niepokojącego nie widzi, możemy rodzić naturalnie. No wiadomo, że zawsze może coś pójść nie tak i będzie trzeba zrobić CC. Tak bardzo się boję takich zabiegów, kiedy człowiek jest świadomy. Czujesz, że Ci grzebią i to takie okropne uczucie. Mam nadzieję że tego unikne. Mówi się, że w ostatnich miesiącach dzieci nie mają miejsca w brzuchu. Chyba w naszym przypadku się to nie sprawdza. Mała statystycznie raz na tydzień się obraca. Czuję to po intensywności kopania raz z lewej raz z prawej. No i ta czkawka. Tak samo. Z mniej przyjemnych rzeczy. Mąż się rozchorował i był tak łaskawy by mnie zarazić. No nie ma to jak być chorym w ostatnim miesiącu ciąży. Gardło, katar, ogólnie brak mocy. Zrobiłam syrop z czosnku i mam nadzieję że za parę dni będę jak nowa. Zaraz ferie. Muszę wyzdrowieć, bo z córcią na warsztaty będę jeździć, oby ona nie zachorowała.