Nie chcę, żeby mojemu synkowi coś złego się stało!
Praktycznie całą ciążę przeleżałam. Teraz jestem w 34 tc i nareszcie widzę dla siebie nadzieję. Syn kopie mocno i waży 2 kilo. ?Jest całym moim szczęściem i wizja śpiącego bobasa w przygotowanym dla niego kąciku mnie pociesza i dodaje otuchy...której nieraz brakowało...
A oto mój ukochany synek i jego całuśny dzióbek:
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 marca 2014, 10:17
Jest mnie coraz więcej. Ale, jak pomyślę, że w tak piękną wiosnę, za niespełna 4 tygodnie urodzi się mój syn...to aż chce mi się z duma prezentować ostatnie chwile ciążowego brzuszka.
Zwłaszcza, po wcześniejszych trudach, bólach, pobytach w szpitalach- końcówka ciąży jest fascynująca. Czuję się piękna, okrągła, spełniona...ważna!
Mój mężulek zrobił mi zdjęcia, które kocham, kocham...będą super pamiątką na czas, kiedy brzuszka nie będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 marca 2014, 10:03
Mąż wybałuszył na mnie niebieskie oczęta, ale ogólnie nie protestował. Jedyne, co mu się nie spodobało, to sprzątanie: „jak to? No przecież sprzątałem w zeszłą sobotę”. Mężczyźni… Dla nich sprzątanie to udręka, ale rozsądnie wytłumaczyłam mojemu egzemplarzowi, że naśmieci się przy przestawianiu gratów i rozpakowywaniu rzeczy. Zatem będzie to takie małe sprzątanie… Nie wspomniałam tylko, że mam zamiar pogonić go do ściągania firanek, bo nie chcę nad łóżeczkiem dziecka ani pyłku kurzu znad okien. A tam- powiem mu przy fakcie. Jakoś to przeżyje- pomarudzi, ale z miłości do dziecka zrobi. Zawsze tak jest.
Marzy mi się tu już zapach tego nowego łóżeczka sosnowego! Chcę już delektować się dziecięcymi gadżetami, które już tuż tuż będą w jego używaniu. Hmmm…jak to mało potrzeba matce, żeby się zauroczyć: takimi malutkimi skarpetkami, ubrankami, butelkami, smoczkami, pieluszkami, wanienką. Brak nam tylko zabawki. Nasz syn nie ma jeszcze ani jednej! Jakoś tak wyszło, że nic nie dostaliśmy, ani nie kupiliśmy.
pierwsza: ma trójkę małych dzieci
druga: urodziła 20 grudnia syna,
trzecia: urodziła 1 stycznia córkę,
czwarta: siostra pierwszej, urodziła 15 marca córkę,
piąta: jest w ciąży i rodzi w sierpniu,
szósta: jest siostrą piątej, sama ma 2 córki.
Zatem: CAŁĄ wyprawkę musieliśmy kupić nową. Nie było szans wydarcia od rodziny ani jednej małej rzeczy! O zabawkach nie wspomnę, więc wolałam się ruszyć po nią:
Tadam:
lekko na wyrost, bo to dla kilkumiesięcznego bobasa, ale...ozdobi może trochę nasze mieszkanie i sprawi wrażenie, że W TYM DOMU BĘDZIE DZIECKO.
Bo chociaż coraz bliżej terminu, nasze gniazdko nie wygląda na takie, w którym ma zamieszkać dziecko. Oprócz wspomnianych już malunków na ścianie, nie ma nic. Wózek jeszcze w folii i pudłach leży poskładany w "graciarni" (czyli miejscu przechowywania sezonowych ubrań, butów i maszyny do szycia). Łóżeczko też tam kwitnie, owinięte folią, pościel przynajmniej poprana, ale schowana gdzieś w zakamarkach szafy. Jutrzejszy dzień musi coś zmienić i tchnąć w ten pokój trochę dziecięcego czaru!
Zwyczajnie ciągle mi się wydaje, że mam jeszcze tyyyyyyle czasu na wszystkie przygotowania. Bzdura! Muszę się klepnąć w tyłek i zabrać za organizację. Z bólami porodowymi chyba trudno jest układać dziecięce akcesoria w komodzie...
Plany sobotniej rewolucji spełzły po parteru! Mój mąż oddał walkowerem wytaszczanie w pojedynkę sofy, na której miejscu miało nareszcie stanąć łóżeczko syna. Byłam tak wściekła, że myślałam, żeby się na niego rzucić z pięściami...grrrr! Chciałam już widzieć, jak się kącik dla dziecka będzie prezentował w całej okazałości. Udało mi się na nim jedynie wymusić nastawienie prania, bo dostaliśmy od chrzestnej męża torbę ślicznych ciuszków dla małego.
Ma się dziś z tym meblem uporać z teściową, więc pod wieczór będę już mieć to, czego chcę, a chcę i już! Mój instynkt jest tak nachalny, że żyć mi nie daje. Ciągle na mnie napiera myślami, że to niegotowe, tamto niezrobione...Uciszam go chociaż dla świętego spokoju czytaniem poradnika: "Pierwszy rok życia dziecka". Owa książka Heidi Murkoff- napisana dla serio, serio topornych rodziców przyszłych niemowlaków. Jak ja to mówię: łopatologia podstaw wiedzy o dziecku.
Oto moje wchłanianie wiedzy:
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 marca 2014, 10:36
Wczorajsza wizyta u ginekologa: dzidzia ma 2942g. KTG w porządku, skurczy brak. Za 17 mija termin. Niestety, mój maluszek ma wodę jąderkach. Ponoć ma się to samo wchłonąć po porodzie w przeciągu kilku miesięcy. Nie sieję paniki, bo skoro jest szansa, że samo mu przejdzie, to spokojnie. Poczekamy, zobaczymy.
Na następne KTG mogę iść za tydzień, w czwartek...Mogę, ale nie muszę- zastanawiające. Są przecież ciężarne, chodzące na badanie nawet dwa razy w tygodniu. Mnie ginekolog uspokoiła, że jeśli będę czuła tak jak obecnie ruchy małego i nie będzie bolesnych skurczy, to takie częste badanie nie jest konieczne. Wystarczy w szpitalu, już podczas akcji porodowej...Sama już nie wiem komu wierzyć- lekarce, która mnie prowadzi od początku ciąży, czy wpisom na forum internetowym...
___________________________________________________________________
Mąż dostał pozwolenie na seks, ale skrzętnie się wymigał...i całe szczęście, bo i ja, po 8 miesiącach posuchy nie kwapię się do intymności, zwłaszcza z napuchnięta waginą, brzydko wygolonym kroczem i hemoroidami...blllleeeeeee.
Nie mam chyba nawet tego "popędu", co sprzed ciąży. Jakby ogień porządania zgasł. Owszem- podoba mi się mój ślubny jak jasna cholera, ale nie wiem, czy uprawianie z nim teraz miłości nie było by czymś w rodzaju zmuszania się. Poza tym- niech mały się rodzi kiedy on zechce, a nie w odzewie na jakieś nasze gruchania.
Poza tym, nie kochając się ani razu w ciąży, nie wiedziałabym, gdzie "podziać" brzuch, który sterczy mi niemiłosiernie, bo Młody się pręży do przodu...i wisi nisko jeszcze z okresu źle umiejscowionej kosmówki.
___________________________________________________________________
A, oto mój obecny brzuszek:
Takie mam obawy.
Zaczynam się bać porodu.
Jestem nieodporna na ból i niewygody.
Czuję się słaba.
I nawet nie mam komu o tym powiedzieć, bo większość kobiet pokolenia mojej mamy rodziła w gorszych warunkach od tych obecnie panujących i dla nich to jak puszczenie bąka. Zatem dla nich moje obawy są co najmniej śmieszne i niedorzeczne.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 10:09
Ciągle też zastanawiam się, czy jestem odpowiednio skonstruowana do wytrzymania takiego bólu! Skoro rozciąganie się "podwozia", przygotowujące do porodu, powoduje u mnie taką nienawiść do bólu, to co dopiero przeciskanie się przeze mnie trzykilowego "Klocka"???
Stanęłam na wadze i to był błąd: przybrałam od początku ciąży 16,5 kilo. Według kalkulatora wagi ciąży to za dużo. Jestem o 3,5 kilo ponad górna granicą!
Zazdroszczę tym wszystkim, które mają tylko 10 kilo na plusie...Dobrze, że przynajmniej wizualnie mi się te "zapasy" gubią, bo mam 175 cm wzrostu.
Zaczynam się żegnać z myślą, że urodzę przed terminem, a nie ukrywam- bardzo, bardzo bym chciała. Głównie ze względu na mój wielorybich kształtów brzuch, który wszystkich śmieszy, bo wystaje do przodu tak bardzo, że kiedy przechodzę koło stołu, wszyscy mi robią miejsce, bo się zwyczajnie nie mieszczę!
Tak- czuję się jak bańka wstańka. Jak hipopotamica. Jak kula do kręgli.
Tak- mam trudności z ubraniem butów, skarpet, czy schyleniem się, kiedy coś mi upadnie.
Tak- mąż musi mnie czasem rozhuśtać na materacu, żebym mogła wstać z łóżka.
Tak- trzeszczą pode mną kuchenne krzesła, kiedy siadam do stołu na posiłek.
Wyczytałam w moim ukochanym "poradniku...", że natura właśnie po to nas tak poniewiera w ostatnich tygodniach ciąży żebyśmy celowo znienawidziły owy stan, co z kolei ma się przyczynić do olbrzymiej chęci porodu. Nic złego zatem w moim myśleniu, że bardziej chcę się pozbyć brzucha, bólu i niewygody, niż zacząć zamartwiać się macierzyństwem...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2014, 16:17
Czułam się, rozpakowując paczkę jakbym dostała prezent od Mikołaja! I pomyśleć, że dawniej cieszyło mnie tylko i wyłącznie przeglądanie własnych ciuchów, zakupy tylko dla siebie i szperanie w damskich fatałaszkach...A tu proszę: widok dziecięcych małych cudeniek mnie rozczula i zachwyca...Kto by pomyślał???
Wczoraj byłam na wizycie kontrolnej z ktg i...wyszły pierwsze skurcze. Byłam o tyle zdziwiona, o ile nic nie czułam. Ale to przez moje problemy z obolałą nerką. Znów mam zastój moczu, więc kolki, które mnie męczą przesłaniają obraz jakichkolwiek spinań macicy.
Mam taki przedsmak początkowych skurczy:)
Wszyscy w rodzinie twierdzą, że siedzą jak na bombie i czekają, kiedy mnie zbierze. Ja jestem dość opanowana, ale nie ukrywam, że spanikuję, jak już się zacznie. Póki co przerabiam kolejną książkę: "Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy".
Polecam! Jedna z ciekawszych lektur, jakie dane mi było pochłonąć na temat dzieci i rodziców. W genialny sposób prezentuje sposoby na każde...KAŻDE płaczące niemowlę. Wyjaśnia przyczyny niespokojności, nadpobudliwości i płaczliwości niemowlaków. Uspokaja, rozwiewa wątpliwości, obala mity.
Czytajcie! Bo naprawdę warto!!!!
do terminu porodu zostało: 9 dni
moja waga: 84 kg (od początku ciąży + 16 kg)
obwód brzuszka: 105 cm (+15 cm)
obwód biustu: 103 cm (+7 cm)
rozmiar buta: 39 (wcześniej 38)
temperatura ciała: 36,6
ilość zjadanych kalorii dziennie: 2500 (lody, czekolady, drożdżówki i coca-cola...uffff)
ilość wypijanych płynów: 2 litry
ilość wstawań w nocy na siku: 6
ilość osób gratulujących "błogosławionego stanu": 4
Dzisiaj z samego rana byłam zrobić sobie badania tsh, ft4 i moczu. Lało, wiało, a ja umyśliłam sobie baleriny! W ciąży tracę poczucie ciepłoty własnego ciała. Z niecierpliwością czekam wyników, bo to już prawdopodobnie ostatnia kontrola przed porodem. Wszyscy są pełni niedowierzania, kiedy mówię, że rodzę w Święta! A przecież brzuch mam już spory i wydaje mi się, że jednak wyglądam na 9 miesiąc.
Może mówią tak z grzeczności:)
Wrzucę kilka stron, żeby pokazać Wam, jak mniej więcej jest skonstruowana książka:
Myślę, że powrót do starych (niektórych oczywiście) metod pielęgnacji i opieki nad noworodkiem nie jest wcale zły. Nie mówię tu o zakładaniu czapek w domu, czy stałe opatulanie stópek skarpetkami i kocykami...Mówię raczej o metodach mających na celu uspokoić malca po "uderzeniu" nowego: jasnego, cichego świata poza łonem matki.
Po rozmowie z mamą stwierdzam, że byłam o tyle "grzeczniejszym" dzieckiem niż mój młodszy brat, o ile mama nieświadomie mnie "tresowała" zgodnie z metodą Karpa, a brata już nie, bo nie było to modne...
I trymestr:
w pierwszych dniach, czy nawet tygodniach ciąży męczyły mnie najbardziej: osłabienie, uczucie, że coś mnie wyżera od środka. Czułam, jakbym nie jadła przynajmniej dwa dni i w międzyczasie przebiegła maraton. W 10 dniu miałam lekkie plamienie (podejrzewam implantacyjne). Potem doszły bóle głowy, zawroty i mdłości...po których pojawiły się wymioty i utrata wagi. Całe dnie leżałam w łóżku, jadłam tylko drożdżówki z Biedronki i kisiel.
II trymestr:
dziecko uciskało zbyt mocno na szyjkę, więc miałam nakaz leżenia. Od leżenia dostałam zaparć, zaparcia pociągnęły za sobą hemoroidy...Pojawiły się też: bóle w pachwinach i przypadkowe nastroje: od skrajnie dobrych po fatalne. W 23 tygodniu macica zaczęła uciskać na nerkę i dostałam wodonercza. Pierwszy raz w życiu doświadczyłam, czym są problemy z sikaniem, kolkami i potwornym, nie do zniesienia bólem. Wylądowałam na urologii z wewnętrznym cewnikiem DJ, który wymieniono mi w 30 tygodniu ciąży.
III trymestr:
upływa pod znakiem walki z wynikami moczu i kontrolą wagi. Zdarzały się cudownie błogie dni, ale większość czasu pochłaniała walka o znalezienie wygodnej pozycji do spania i niepohamowanym apetytem na słodycze. Główna dolegliwość: koli nerki, ciężki brzuch, a od tygodnia opuchnięte palce u rąk i ciężkie nogi, brak snu i częstomocz.
Reasumując:
Każdy trymestr miał swoje dobre i złe strony, ale zdecydowanie najbardziej polecam II!
II TRYMESTR
ZAJMUJE PIERWSZE MIEJSCE W RANKINGU!
Polecam Wam drogie ciężarówki na właśnie ten okres zaplanować: większe zakupy, remont, składanie wyprawki, bieganie po sklepach, uczelni, do pracy. Nie myślcie, jak ja, że macie czas, że wyprane ubranka nie przesiedzą tak długo świeże w szafie...etc. Bzdura! Przesiedzą, a jak wywietrzeje z nich proszek i płyn, to tym lepiej dla maluszka. Czytajcie książki, spotykajcie się z koleżankami, dbajcie o siebie, bo III trymestr pozbawi Was sił na większe inwestycje. Poza tym wówczas trzeba odpoczywać, chodzić na spacery, żyć na zwolnionych obrotach i cieszyć się przygotowanymi już wcześniej: wózkiem, łóżeczkiem, ubrankami, zabawkami itd...Ja właśnie wtedy nakupiłam najwięcej rzeczy do wyprawki, w tym:
wozidło:
leżaczek: bujaczek:
foteliszcze:
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2014, 09:18
Dzisiejszej nocy pobiłam dwa rekordy: pocenia się i sikania. Wydaliłam z siebie chyba ze dwa litry płynów. Uderzenia gorąca w ciąży, zwłaszcza na jej końcówce to jakaś zmora. Nagle robi się ciepło i duszno...No i napuchły mi znów palce u rąk. Serdelki uniemożliwiają mi noszenie obrączki, a źle się z tym czuję.
Na szczęście apetyt na słodycze mi wrócił i właśnie pochłaniam dwupak Snickersa. Mniammmm...
Oprócz tego- czekam...aż zacznie się coś dziać. Aż poczuję, że Młode moje się pcha na świat. Umilam sobie czas sprzątaniem i podjadaniem ciastek, ale i tak mi się dłuży. Dobrze, że mam ten pamiętnik i specjalnie skomponowany Dziennik, w którym robię od początku ciąży notatki:
- o wizytach lekarskich i ich przebiegu
- o samopoczuciu
- wklejam zdjęcia usg
- notuję wagę, wymiary moje i Młodego
- opisuję śmieszne sytuacje ciążowe...
A na przyszłość mam rubryki o: pierwszych słowach wypowiedzianych do Małego, pierwszych emocjach z sali porodowej, z domu, pierwszej kąpieli, karmieniu, pierwszych Świętach, nockach, przewijaniu, planie dnia, ząbkowaniu, gaworzeniu...
Wygląda to mniej-więcej tak:
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 kwietnia 2014, 11:33
Wczoraj napędziłam stracha mężowi. Skoczyło mi ciśnienie do 140/80, a zawsze miałam góra 120/80! Na szczęście położyłam się i po godzinie spadło do 111/65.
Gdybym nie zmierzyła, to bym nawet nie wiedziała, bo czuję się w ostatnich dniach nad wyraz dobrze. Apetyt mi dopisuje, sypiam w miarę dużo, bóle krzyża zniknęły, kolki też odpuściły.
Mój mały synek chyba nareszcie zakumał o co chodzi z tą ciążą. Wcześniej mu się już w 32 tygodniu spieszyło i musiałam dostać Fenoterol na złagodzenie jego zapędów poznawczych. Aczkolwiek teraz mam schizę dwubiegunową, bo zaczynam się martwić, czy nie będą musieli mi porodu wywoływać z racji opóźnienia. A wiadomo- chcę urodzić naturalnie, o czasie, bez ładowania w siebie Oksytocyny, czy przebijania pęcherza płodowego...Brrrrr...
Jestem na skraju wyczerpania. Nie sądziłam, że po tygodniu dobrego samopoczucia dzisiejsza noc tak mnie sponiewiera. Latałam na kibelek jak poparzona, co pół godziny. Zero snu. Niewygoda, wielki i ciężki brzuch (który gdzieś około 3:00 nad ranem miałam ochotę odciąć i odłożyć mężowi na kilka godzin). Znowu ból nerki i gorzkie żale:
- dlaczego to musi być tak trudne?
- czy "ciąża" musi dla mnie równać się "ciągłe problemy"?
- czy moje dziecko czai, że ja już go chcę?
- po co mi te bóle, skoro nie wiążą się z zaczynającym się porodem?
- dlaczego nikt mi nie może pomóc?
Denerwuje mnie nawet gapienie się mojego męża we mnie ze standardowym zdaniem na ustach: "przecież wiesz, że nawet, jakbym chciał ci pomóc, to nie mogę".
Grrrrr....oszaleję dzisiaj z tej bezsilności i tępego wgapiania się w kalendarz, w datę: 19 kwietnia!!!!!!!!!!!!!
A oto, jak wygląda taka umordowana, nieogarnięta, niewyspana Karen w 40 tygodniu ciąży:
________________________________________________________________________________________
16 kwietnia 2014
<3 urodziłam Syna! <3
Kochane chłopaki:
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 kwietnia 2014, 09:05