X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Ważne są tylko te dni , których jeszcze nie znamy...
Dodaj do ulubionych
1 2

25 sierpnia 2017, 20:45

Ciąża zakończona 25 sierpnia 2017
We wtorek 22 sierpnia urodził się nasz synek. Ważył 3000 g i mierzył 53 cm.
Dostał 10 punktów.
Więcej szczegółów jak dojdę trochę do siebie.
Buziaki

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 września 2017, 19:00

17 września 2017, 11:57

Witajcie Kochane, bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa :)

Trochę mnie tu nie było. Miałam ambitne plany żeby dokładniej opisywać przebieg ciąży i wszystkie ważne wspomnienia i jakoś tak nie wyszło. Najpierw brak czasu praca, studia, zmęczenie. A potem jak zaczęły się komplikacje, zagrożenie wcześniejszym porodem i leżenie niewygodnie mi było pisać z laptopa. A wiadomości które do Was pisałam z telefonu ciągle mi urywało, co strasznie mnie wkurzało. Pierwsze 7 miesięcy ciąży było piękne. Poza mdłościami na początku i lekkimi przeziębieniami ciąża przebiegała bezproblemowo, byłam aktywna, cieszyłam się rosnącym brzuszkiem i wszystkim, co wiąże się z ciążą. Ostatnie dwa miesiące były ciężkie i fizycznie i psychicznie. Najgorszy był strach, żeby wytrzymać jak najdłużej, dotrwać do terminu, w którym maluszek będzie mógł bezpiecznie przyjść na świat. Cały czas miałam twardnienia i napinania brzucha. Odliczałam dzień po dniu, tydzień po tygodniu i modliłam się żeby wszystko było dobrze. Dzięki Bogu udało mi się dotrwać do 38 tygodnia :)

To może teraz trochę o porodzie ;)
Muszę przyznać, że bardzo się go obawiałam, czy dam radę, ale przede wszystkim bałam się żeby wszystko było dobrze z maleństwem. Miałam pewne obawy czy dam radę urodzić naturalnie, bo generalnie przed ciążą byłam bardzo szczupła i wąska w biodrach, ale lekarz zapewniał, że dam radę, dziecko ułożone dobrze i już od dawna miało główkę wstawioną w kanał rodny. No więc powiedziałam sobie, że dam radę i ja ;)

W sobotę jak zaczął się 38 tydzień zdjęli mi pessar, żeby szyjka powoli przygotowywała się do porodu. Lekarz nie kazał mi już tak leżeć tylko powoli zacząć się ruszać. Pierwsza wizyta w sklepie po dwóch miesiącach była niesamowitą przyjemnością :) No więc zaczęłam się trochę kręcić po domu, no i tak wytrwałam do wtorku. We wtorek rano jakoś tak słabiej czułam ruchy, więc stwierdziliśmy z mężem, że tak na wszelki wypadek podjedziemy później na ktg. Potem zaczął mnie trochę pobolewać brzuch jak na okres, no i po wizycie w toalecie zobaczyłam wydzielinę podbarwioną na czerwono. Pomyślałam, że chyba coś się dzieję. Torba do szpitala była już spakowana od dwóch miesięcy, dołożyłam więc do niej ostatnie rzeczy i poszłam pod prysznic. Brzuch zaczynał boleć coraz bardziej i zaczęłam odczuwać ewidentne skurcze. No więc pojechaliśmy do szpitala. W samochodzie miałam już skurcze co kilka minut. Na izbie przyjęć co 5 minut. Po badaniu miałam 2 cm rozwarcia i przeszliśmy z mężem na salę dla rodzących. Jak tam przeszłam to skurcze były już co 2, 3 minuty i tak przez cały czas od 12.00 do 18.00. Bolało jak cholera, przez te 6 godzin miałam skurcze z kręgosłupa, nigdy nic mnie tak nie bolało. W szpitalu gdzie rodziłam nie było możliwości znieczulenia, jedynie dostępny był gaz rozweselający, który tak za bardzo mi nie pomagał. Jedynym ukojeniem bólu był prysznic i masaż kręgosłupa robiony przez męża. O 18.00 pełne rozwarcie i rodzimy. Przez godzinę silnych skurczów partych niestety nie udało mi się urodzić mimo kombinacji i różnych pozycji. Przez brak postępu porodu pani doktor zdecydowała o cesarskim cięciu. Zanim przygotowali mnie do zabiegu, ściągnęli anastezjologa, to męczyłam się jeszcze jakiś czas z tymi skurczami partymi. Jak dostałam znieczulenie do cc i wreszcie przestało boleć czułam się cudownie :) Jak wyjęli synka i go zobaczyłam i usłyszałam jak krzyczy, to wszystko nie było już ważne. Dostał 10 punktów, lekarki powiedziały, ze wszystko z nim dobrze. Byłam najszczęśliwsza na świecie, że już po wszystkim :) Mimo, ze poród był bardzo ciężki, to trafiłam na super położną, bardzo miłą i wspierającą. Również pani doktor byłą bardzo w porządku, po cesarce zaglądała do mnie kilkakrotnie. Ale zdecydowanie najważniejszym wsparciem był mąż. Był ze mną przez cały czas, nie zostawił nawet na chwilę. Wspierał, masował, wysłuchiwał mojego marudzenia. Bez niego chyba bym nie dała rady. Po cc przewieźli mnie na salę gdzie czekał na mnie mąż i malutki synuś. Przez całą noc leżał przy mojej piersi. Z tych emocji nie zmrużyłam oka przez całą noc.

Wyszliśmy do domu po trzech dniach i zaczęliśmy uczyć się siebie. I tak już prawie zleciał nam miesiąc. Synuś ma na imię Szymuś :) Jest kochany i generalnie grzeczny. Ale niestety żeby nie było tak pięknie od jakiegoś czasu mamy problem z kupkami i gazami.Przy ich robieniu synuś pręży się i płacze wręcz, krzyczy. Nie są to chyba takie typowe kolki, ale są dni kiedy bardzo często tak ma i ten ból brzuszka wybudza go ze snu. Pani doktor powiedziała, że to niedojrzałe jelitka i przejdzie mu za jakiś czas. Tylko mi go strasznie szkoda jak płacze.

Karmimy się piersią. Na początku myślałam, że nic z tego nie będzie, pokarmu malutko, ale powoli się rozkręciło. Mówią, że nie ma diety mamy karmiącej, ale ja jem bardzo delikatnie, żeby nie przysparzać mu dodatkowego bólu brzuszka. Szymuś ładnie przybiera na wadze, więc chyba się najada. Powoli przyzwyczajam się do nieprzespanych nocy. Pierwsze noce były kryzysowe, ale teraz już w miarę normalnie funkcjonuję mimo niewyspania :) Synuś budzi się co 2,3 godziny, jak go nic nie boli. Jak łapią go te bóle brzuszka wtedy niestety często się wybudza. W dzień jakoś tak nie bardzo wychodzi mi spanie, bo przecież sprzątanie, pranie, gotowanie samo się nie zrobi ;) I w tak zwanym międzyczasie próbuję się uczyć angielskiego. Od października powrót na studia i trochę się boję jak to będzie. No ale zobaczymy, nie będę się martwic na zapas.

Ja czuję się już lepiej, chociaż brzuch jeszcze ciągnie i czuje jeszcze taki dyskomfort, ale to chyba po tym naturalnym porodzie i długim parciu wszystko mi się tam ponadwyrężało, ale mam nadzieję powoli dojdę do siebie. Mimo wszystko jestem szczęśliwa, jak tak patrzę na mojego syneczka to czasem nie mogę jeszcze uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, że naprawdę jestem mamą :) Boże tak bardzo Ci dziękuję.

Kochane moje dziewczyny, cały czas myślami jestem przy Was i cały czas wierzę, że wcześniej czy później wszystkie doczekacie się swoich cudów. Wiem jak jest ciężko, sama czekałam prawie 3 lata. Ale doczekacie się jestem tego pewna. Zaufałam Bogu w swojej sprawie teraz ufam mu w waszych intencjach, które do niego zanoszę.
Ściskam Was i życzę miłej niedzieli, buziaki :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2017, 12:02

1 2