Okres spóźnia się już 2 tyg, jak na mnie to nic nadzwyczajnego, kilka dni wcześniej byłam u Gina, okazało się , że mam małą torbiel na jajniku. Pobrał cytologię, przepisał luteinę na wywołanie okresu. Dzień nie był łatwy i wieczorne zakupy totalnie mnie wykończyły, mama biega między alejkami w markecie a ja już po prostu chcę się położyć. Przechodzę koło półki z lekami, rzuca mi się w oczy test ciążowy, wkładam do koszyka, na wszelki wypadek. Mama dziwi się, ale jej mówię, że chcę mieć spokojną głowę przed weekendową imprezą....
W domu coś mnie tknęło by od razu zrobić test, wchodzę do łazienki, siusiam i oczom własnym nie wierzę, od razu pojawia się druga krecha ! "o kur....!" rzucam głośno. W łazience natychmiast pojawia się Pan Małż i ani się orientuję jak już mnie przytula. Nie wierzę własnym oczom

5 grudzień 2014
Całą noc nie mogłam spać, w głowie huragan myśli, z samego rana mierzę temp. 37,0 - czyli by się zgadzało....test od razu pokazuje 2 czerwone krechy ! będę mamą ! test zostawiam na stole, niech małż widzi jak wstanie

W pracy dzwonię do swojego gina (doktorka).
G : Asia, właśnie miałem dzwonić do ciebie, przyszły wyniki cytologi, nie jestem z nich zadowolony...
Ja: Panie doktorze, ale na teście wyszły II krechy !
G: ooooo hahha no to pięknie, w takim razie będziemy dbali o ciąże !
Mój gin od razu zabroił mi robić kolejnych testów, biegać na bete.
Wizyta w gabinecie doktorka, jest pęcherzyk ciążowy, ze względu na brzydką cytologię, dostaję globulki i Duphaston. Z wizyty wychodzę z bananem na twarzy. Od tego momentu nie mogę uspokoić myśli, nagle ogarnia mnie strach, czy dzidziuś się rozwinie, bo nie widać było zarodka, czy wszystko dobrze, czy sobie poradzimy, czy jesteśmy gotowi? Jestem w szoku, nie umiem pozbierać myśli. Nie mogę spać, czuję się zmęczona.
25 grudzień 2014
Święta to jakaś masakra, dopadło mnie na dobre- mdłości, wstręt do wszystkiego, jedzenia, zapachów, własne mieszkanie mi się nie podoba, czuję się fatalnie. Najgorzej siedzieć przy stole, OKROPIEŃSTWO, jem tylko chałkę i mandarynki. Od rana do nocy mdłości.......
29 grudzień 2014
Wizyta u doktorka, jest zarodek, żywy ! serduszko już widoczne ! jestem taka szczęśliwa, oboje z małżem z wizyty wracamy zadowoleni, doktorek, kazał odstawić Duphaston, zlecił masę badań . To nic, najważniejsze, że maleństwo jest, że się rozwija.
19 styczeń 2015
kolejne USG


Od kilku dni znów powróciły mdłości i odczuwam ogólny spadek formy. Od początku ciąży nic nie przybrałam na wadzę, widać nawet tendencję spadkową, ale co się dziwić jak jedzenie, zwłaszcza mięso to samo zło...Biedny ten mój małż , został wraz ze mną wegetarianinem


Dopadło mnie wicie gniazdka

Coraz częściej mam przeczucie, że to będzie dziewczynka, moja mała cudna córcia



Jestem szczęśliwa, widząc jak Pan Małż się cieszy, jak mówi do brzucha, jak ogląda wózki na allegro. Mam nadzieję, że kocha astronautę tak mocno jak ja.



Badania prenatalne wyszły super, maluszek ładny, wszystko jest jak trzeba



Tak sobie myślę , że jeszcze tyle czasu przed nami, a ja chciałabym już mieć maluszka na rękach

Nie umiem się ostatnio zorganizować, w domu wszytko wymaga kobiecej ręki, zabieram się za sprzątanie i tylko przekładam rzeczy z miejsca na miejsce, o gotowaniu nie ma mowy, przez te mdłości. Cierpię na totalnego lenia... Małż chce gdzieś wyjechać w weekend walentynkowy, a ja nie mam ochoty, mogłabym zamieszkać w łóżku

Wizyta u gina dopiero 12.02 ... tyle czasu zanim zobaczę swojego małego astronautę, codziennie się zastanawiam,co u niego? czy urósł przez noc? czy sobie fika koziołki? na USG był taki leniwy, tylko rączkami zasłaniał buźkę i pani doktor troszkę musiała się nagimnastykować żeby dzidzia chciała ładnie zapozować


A to nasz astronauta w całej okazałości


Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2015, 12:24
Ostatnie dni mijają nam na lenistwie, małż miał 4 dni wolnego to nie musieliśmy z fasolką nic robić

Niestety mdłości dalej mnie trzymają, ale zaczynają się już zachcianki, po których spełnieniu oczywiście mi niedobrze

Połaziłam wczoraj po sklepach, miałam już w ręku kilka rzeczy dla maluszka, ale w ostatniej chwili odłożyłam, kurczę boję się kusić los. Obiecałam sobie, że po następnej wizycie już coś kupię naszej kruszynce, niech wie , że na nią czekamy.
Mama zaproponowała zamianę mieszkania, zyskalibyśmy dodatkowy pokój dla maluszka, nie musiał by mieszkać z nami w sypialni. Niby się ucieszyłam, ale wizja przeprowadzki, malowania, sprzątania i urządzania mnie po prostu przeraża. Nie minął rok od ostatniej przeprowadzki i gdy pomyślę o następnej, aż mi słabo.... pewnie się zdecydujemy dla dobra dzieciaczka i naszej wygody , nie musielibyśmy rezygnować z sypialni. Mama też by skorzystała bo mieszkamy w bloku gdzie mieszka jej siostra (dokładnie piętro wyżej) z którą jest bardzo zżyta. Nie martwiłabym się o to , że ciągle mama siedzi sama w dużym trzypokojowym mieszkaniu. Na szczęście mówimy tu o przeprowadzce dosłownie 2 bloki dalej. Mam wielkie szczęście, że mieszkam tak blisko mamy i cioci, zawsze mogę na nie liczyć, co dosyć mocno wykorzystuję będąc w ciąży (obiadki, kawki, zakupki...)nie mówiąc już jak nieocenione będą gdy urodzi się nasza kruszynka


Ciąża jednoczy ludzi

Z niecierpliwością wyczekuję już kolejnej wizyty u Ginekologa, nie mogę się doczekać , aż zobaczę moje maleństwo na USG , aż usłyszę jak bije jego serduszko. Cudnie by było gdyby doktorek wybadał już płeć, bo chcę kupić już coś dla naszego szkraba


P.S. Moc ciążowych wirusków dla mojej Karolci



Piękny zimowy poranek za oknem, a ja wstałam w okropnym humorze




Na szczęście z dnia na dzień czuję się lepiej, mdłości odpuściły, wraca apetyt i to duuuży. Zaczynam po prostu odczuwać potrzebę jedzenia- nagle, tu i teraz. Koniecznie o 7 rano musi myć śniadanie, jak je zlekceważę na korzyść drzemki, to niemal pewne , że wstanę z mdłościami. Kolejną zmianą dla mnie jest jedzenie kolacji, nigy tego nie robiłam, po prostu nie czułam takiej potrzeby- teraz ? to konieczność. Ciekawe ile waga doktorka wskaże w czwartek, na bank coś będzie wreszcie na plus, mam nadzieje, że niezbyt dużo, chociaż widzę, że brzuchol już się na dobre uwydatnił. Nasz mały kapitan na dobre się rozgościł i wije sobie wygodne lokum

Od pisania tej notki jakoś lepiej mi się zrobiło, nawet przedarło się słoneczko

Do wizyty u gina już tylko 4 dni ! nie mogę się doczekać, aż zobaczę i usłyszę nasze maleństwo



Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2015, 12:18

Witamy się po wizycie


Doktorek nie chciał mi USG zrobić bo wszystko ładnie, pięknie, no ale go uprosiłam, powiedziałam, że się bardzo martwię, bo od kilku dni naprawdę źle się czuję... no i dał się przekonać. Dzidziuś piękny, ależ sobie fikał koziołki, machał. Wszystkie pomiary super, maleństwo ładnie się rozwija , tylko mama dostała ochrzan lekki, że na wadze nie przybiera. Ciekawe jak to możliwe jak w żadne spodnie się nie mieszczę, niech żyją leginsy

Witajcie ciotki, to ja Maja


Jestem taka szczęśliwa, oczywiście przeczuwałam od samego początku, że zagościła w moim brzuszku kobietka



USG jest magiczne, jak ręką odjął odeszły wszystkie dolegliwości z ostatnich dni, a łatwo nie było. Z Mają spotkamy się 30 Marca na połówkowych, bo nie sądzę, że się doktorek uda namówić na USG na następnej wizycie 02.03.
Frunę cała w skowronkach upichcić małżowi jakąś pyszną kolację

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2015, 20:33



Nie mogę uwierzyć, że to już ten etap, że rośnie mi w brzuszku mała kobietka (mam nadzieję, że już nie postanowi okazać się chłopcem). Strasznie wczoraj rozczulił mnie mój Małż. Leżeliśmy w łóżku wieczorem, ja coś tam na niego warczałam (ostatnio jestem cholernie zołzowata)a on do mnie : "ciiii chcesz, żeby Maja się bała? " , wszedł pod kołdrę i zaczął jej śpiewać kołysankę. Mnie zatkało...po chwili się popłakałam. Kochany ten Małż, ale jak on ze mną wytrzyma ? czasem nie potrafię nad sobą zapanować, dobija mnie dodatkowo ciągła migrena. Dziś rano stanęłam przed lustrem i doznałam szoku, nie sądziłam, że brzuszek jest już taki widoczny


tak prezentuje się apartament Majki w 17 tygodniu, teraz żałuję, że nie zrobiłam foty na początku ciąży ;/
Apetyt dopisuje, oj dopisuje, strasznie mnie ciągnie do wszystkiego co truskawkowe, wyciągnę małża na jakieś Shejki do Maca chyba

Siedzę sobie popijając kawkę, Małż odsypia nockę w pracy, a ja rozmyślam jak to będzie jak już mała pojawi się na świecie. Czy sobie poradzę? Czy będę potrafiła być mądrą mamą w tym zwariowanym świecie? Cy będę potrafiła zbudować z córką więź na całe życie, nie rozpieszczając jej przy tym? Jak uda mi się zorganizować nowe życie rodzinne, zachowując chociaż odrobinę starej siebie, swojej niezależności. Wszystko się zmieni, to dziwne uczucie, czekam na to z niecierpliwością i jednocześnie się tego obawiam. Gdy staram się komuś wygadać z tego, że po prostu się boję, słyszę tylko " przecież sobie doskonale poradzisz, tak lubisz dzieci" i tu temat się urywa. Nie wątpię, że będę potrafiła, wiem, że miłość do maluszka mi doda sił. Tylko martwię się, bo nie chce stać się jedną z tych mamusiek, w dresach, z rozczochranymi włosami , kurą domową, na której widok mąż zastanawia się "co się cholera stało?"






Kurcze, właśnie zdałam sobie sprawę, że oto weszłam w 5 miesiąc. Dla mnie to Szok


Jestem przerażona ile będzie roboty, ale z drugiej strony w nd już będziemy się urządzać na nowym


Czekamy na ciebie córeczko



ależ mi ten tydzień ostatni uciekł, to wszystko wina tej przeprowadzki. Oczywiście nie obyło się bez problemów, a tu farba nie chce pokryć ściany, a tu teściu zakładając kontakt, wywali prąd w całej klatce itp..... tyle nerwów mnie to kosztowało wszystko.Gdybym wiedziała, to bym się chyba nie zdecydowała. Byłam na siebie zła bo się troszkę przeforsowałam, bolał i twardniał mi brzuch, jak na zbawienie czekałam na poniedziałkową wizytę. Na szczęście wszystko oki






Popijam kawkę, a podłogi się same nie umyją, tyle jeszcze roboty... Ciocia zadzwoniła, że mam na obiadek przyjść do niej. Małż niestety właśnie dał znać, że nie wróci z pracy o czasie, najpewniej dopiero kolo 18






Nie czuję jeszcze mojego maluszka, chociaż dwa razy wydawało mi się jakby coś mi się w macicy obróciło, ale nie mam pewności, że to dzidzia. Chcę już czuć kopniaczki

Chcę już 30 marzec !!!



Kiedy wreszcie Myszko dasz o sobie znać jakimś kopniaczkiem? mama już by tak chciała, że aż po nocach jej się śni, że kopiesz


Wczoraj zrobiłam sobie domowe Spa, pilling, maseczka, odżywka na włoski, pazurki i długa kąpiel, ale się kruszynce nie spodobała bo mnie zaczął pobolewać i kłuć brzuszek po lewej stronie, jak wyszłam z wanny to przeszło. Może zbyt ciepła woda była? i jak ja mam zrezygnować z moich ukochanych długich kąpieli? Oj maluszku, maluszku, dokuczaj mamie, bo przynajmniej wiem, że jesteś :*
Ostatni tydzień minął w zasadzie bez żadnych objawów ciąży, nie licząc oczywiście zaokrąglonego brzusia. Jakoś też przestałam się martwić. Poczułam, że wszystko będzie dobrze. Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia, ileż rzeczy trzeba kupić, bo póki co nie mamy w zasadzie nic. Obiecałam sobie, że po świętach już się za to zabiorę. Mam nadzieje, że dzidziuś się ujawni dokładnie na prenatalnych 30 marca, i nie będzie problemu z kompletowaniem wyprawki. Cały czas czuję, że to będzie dziewczynka. Kompletnie mi to teraz obojętne,, bo już kocham całym sercem

Nie umiem sobie znaleźć miejsca ostatnio, nie wiem co ze sobą zrobić. Mam zbyt dużo wolnego czasu. Gotuje, sprzątam, piorę, prasuję i tak w kółko. Zaprosiliśmy rodzinę na piątek na parapetówkę, może się troszkę rozerwę, chociaż ciężko przy bezalkoholowym karmi



Odliczam już dni do prenatalnych, i w ogóle do końca marca, chcę już wiosnę, ciepełko, słoneczko i niech świat budzi się do życia.

Piękna pogoda za oknem to i nastrój dopisuje, miałam cudowny weekend, małż nie pracował i mogliśmy pobyć w końcu sami ze sobą



Ogólnie zaczynam czuć się bardzo dobrze, mogę cieszyć się ciążą, w końcu nic mi nie dolega, mam energię i chęci d życia. Przeraża mnie natomiast tępo rosnącego brzucha...od kilku dni mam wyraźne uczucie rozciągania brzucha, swędzi mnie skóra, smaruję czym się da 3 razy dziennie, żeby uniknąć rozstępów. Nie mogę się doczekać 30.03 kiedy to ujrzę moją kruszynkę, ciekawe jak się ma. Nie czuję jeszcze ruchów i zaczynam się niepokoić, ale z drugiej strony, skoro brzusio się powiększa i ciągnie, to chyba wszystko ok. Taka nieśmiała widać kruszynka po tatusiu.
Kochane kiedy do was po raz pierwszy wpadła położna środowiskowa na wizytę domową?? moja się już zapowiedziała niedługo... zdziwiłam się. Może to zasługa tego, ze mama pracuje w przychodni? chociaż mówi, że to normalne. Położna powiedziała, że tak mnie wszystkiego nauczy , że nie muszę do szkoły rodzenia się zapisywać (i tak nie planowałam). Ciekawe, jak będzie

Tak oto prezentujemy się w 20 tc (z góry przepraszam za goliznę


ostatnie dni uciekają mi przez palce, ledwo orientuję się, że poniedziałek a już mamy piątek. W sumie to dobrze


Od kilku dni wyraźnie czuję moją kruszynkę ! moje słodkie maleństwo, moje największe szczęście


Jak ja nie mogę doczekać się 30.03 badań połówkowych, i w końcu upewnić się, czy w brzuszku jest Okruszek czy Okruszka


Kim jesteś i jak wyglądasz skarbiemój? Kocham



My już po połówkowym w centrum Sodowskiego w Katowicach





Od kilku dni tak mi daje popalić, że mam wrażenie iż ten szkrab wcale nie sypia. Tak dokładnie czuje kopniaki- cały czas niemalże. Upodobał sobie kopanie pęcherza i muszę latać do kibelka


No to zaraz po świętach ruszamy z remontem pokoiku

Zaraz ruszam na wizytę u mojego doktorka, ciekawe co powie o moich "cudownych" anemicznych wynikach krwi. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku...
Na zakończenie dwie foteczk z połówkowego, a niech ciotki widzą, że chłopak jestem



Wczorajsza wizyta u doktorka tylko potwierdziła moje przypuszczenia o anemię. Przepisał Ascofar i witaminy. Zdziwił się bo od ostatniej wizyty przybyło nas ponad 2kg




Strasznie nerwowa się zrobiłam, a do spokojnych nie należę. Wszystko dosłownie mnie stresuje. Mam czasem wrażenie, że nie ogarniam niczego. Co chwilę coś tłukę, zapominam, chodzące nieszczęście ze mnie się zrobiło. Doktorek powiedział, że moje złe samopoczucie oczywiście jest winą anemii ale też nałożyło się na to przesilenie wiosenne. Zgadzam się, zawsze w tym okresie paskudnie się czuję. Bardzo cieszyłam się na święta, zaprosiliśmy wszystkich na śniadanie, żeby było tak rodzinnie i żeby małż ostatecznie zakopał topór wojenny z siostrą. Teraz mnie to tylko stresuje. Mama tylko mi mówi, co mam przygotować a co nie, ciocia nie chce przyjść bo mój wujek będzie po nocce a kuzyn nie wstanie, więc ona sama się będzie źle czuła, brat marudzi, że za wcześnie to śniadanie (09:30), teściu z siostrą Małża, marudzą, że za daleko. No nie dogodzę nikomu. Jak znam życie, to się jak głupia narobię, napiekę mięsa, zrobię sałatki i upiekę dwa ciasta, a oni nie przyjdą, albo każdy o innej godzinie. Tych wszystkich ludzi też nie ogarniam...... w sumie moja wina, bo po co ja sobie to funduję? zwłaszcza w ciąży. No ale słowo się rzekło, to już głupio się wycofać, bo zaś będzie powód do narzekania na mnie.

Tak oto prezentujemy się gdy na liczniku 58% ciąży za nami


Wybraliśmy imię dla synka, było troszkę kłopotu, nic do mnie nie przemawiało, każde imię kojarzyło mi się z kimś niefajnym




Co do brzuszka, to zdecydowanie muszę przystopować z jedzeniem za dwoje


Z anemią walczymy, od kilku dni, wróciła energia do życia, jest nadzieja, że franca sobie pójdzie. Marzy mi się już weekend na działce, muszę małża zmobilizować do roboty. I ten grill cały czas mam na niego straszną chętkę.
Właśnie dostałam potwierdzenie nadania paczki z ciuszkami dla Wojtka, także pierwsze zakupki za nami



Brzuchol zaczyna mi ciążyć, nie mogę swobodnie zawiązać butów i zaczynają się kłopoty z depilacją


Lecę do kuchni coś dobrego na obiadek upichcić


Wczoraj była 5 rocznica śmierci mojego taty. Ponieważ od kilku dni jestem jakaś niespokojna, nie sypiam zbyt dobrze, i w ogóle jakaś strachliwa jestem, wybrałam się na cmentarz. Wczoraj była taka brzydka pogoda, a wiało jakby się kto powiesił, małż z gorączką, ale się uparł, że pojedzie ze mną. Trzęsłam się nad tym grobem jak osika z zimna, i tak w myślach rozmawiałam z Tatą, że kto by pomyślał, że od jego śmierci tak zmieni się moje życie, że 5 lat później "odwiedzę" go z mężem i synkiem w brzuszku. Nagle cały dzień spokojny i leniwy Wojtek, zaczął kopać i tak przyjemnie wiercić się w brzuchu



Nawet mój wujek się cieszy z mojej ciąży, u mnie w rodzinie każdy dosłownie. Nad wielkanocnym stołem krążyły zdjęcia USG, do każdej fotki przypisane, co sobie mały myślał wtedy. Wielka radość, tylko ojciec i siostra małża, zobojętniali nie angażowali się zbytnio. Całą sobą wyczuwam ich negatywne nastawienie, przykro trochę. Miał być remont pokoiku małego już od razu po świętach a tu, cisza. Byłam pewna, że teściu dla wnuka przysponsoruje ten pokoik (tak go zrozumiałam, jak się deklarował z tym remontem) a okazało się, że jednak nie.... no nic, poradzimy sobie. To że teściowa mnie nie nienawidzi wiem juz od dnia ślubu, ale ona tu nie mieszka (dalej są mimo wszystko z teściem małżeństwem chociaż to ponad 7 lat już) nie sądziłam jednak, że jej jad sięga tak daleko....
Odnotowuję spadek formy, nastroju i wszystkich pozytywnych fluidów...snuję się jak cień po domu, syf aż miło, dziś się muszę za to zabrać. Źle mi ze swoim wyglądem, czasami mam takie chwile, że sobie z tym nie radzę. Nie odbierajcie mnie ciotki źle i że egoistka jestem. Po prostu nie nadążam z akceptacją zmian w moim ciele. Nogi galarety dwie, jak chodzę to się trzęsą, a i bujam się jak pingwinek

Ostatnio uświadomiłam sobie, że ja nie tyle boję się porodu bo wiem , że nie ja pierwsza nie ja ostatnia, że ból to tylko ból i minie jak mi tylko przyjdzie utulić Wojtka, ale poczytałam o połogu i jestem przerażona...... ciężkie miesiące mnie i inne ciocie na fioletowej stronie czekają. Damy radę, w końcu jesteśmy kobietami, ale nie ma co sobie obiecywać, że to będzie łatwe, szybkie i przyjemne.
No to wylałam z siebie moje ostatnie myśli, to co mi od kilku dni wciąż chodzi po głowie. Może w końcu będę spokojnie spała.


Wracam do żywych.... Rany ale mnie choroba rozłożyła, od tygodnia praktycznie nie wychodziłam z łóżka. Małż też strasznie się załatwił, angina ropna, ja oczywiście to samo. Tyle, że on elegancko antybiotyk i jako tako funkcjonował (chociaż wiecie, mężczyzna nie choruje, walczy o życie



Wstałam dziś wcześniej, zawiozłam mamę do pracy, teraz kończę kawusię, zbożową, kurcze ja, uzależniona od kawy musiałam z niej zrezygnować. Normalnie pijałam 3-4 kawki dziennie, a teraz już po jednej małej filiżance mi niedobrze i serducho zasuwa jak oszalałe...no trudno, dla Wojtka wszystko. Jak już jesteśmy przy odmawianiu sobie, to taką mam ochotę na kieliszek schłodzonego białego wina...i na grillek oczywiście, najlepiej to w połączeniu


Zaczęłam zdrowo się odżywiać, stanowcze nie, wszystkim słodkim i słonym przekąskom, obiadkom u cioci lub u mamy. na liczniku +8kg a tu dopiero 7 miesiąc przede mną. Sam doktorek powiedział, że widać, ze dzidziuś będzie po tatusiu, bo od wizyty ostatniej prawie 3kg na plus. AAAA nie chce tak, bo kto to widział ważyć ciężarną po świętach i w ogóle







Tak oto w ten piękny słoneczny i cieplutki dzień nabrałam chęci do życia. Wyszłam na miasto, pozałatwiałam zaległe sprawy, spotkałam się z przyjaciółką. Za radą Lollis (uważam, że to najlepsza ciążowa rada kochana jaką dostałam od 6 miesięcy


Wracając z miasta wskoczyłam do osiedlowego lumpka bo dziś wszystko po 1zł, poszłam z zamiarem kupna jakiś szmatek na działkę, a tu miłe zaskoczenie. Kupiłam sukienkę letnią idealną na duży brzuszek, kilka tuniczek i dla maluszka też się coś znalazło


Ależ mam głupie sny w tej ciąży, ciągle mi się śni, że łowię ryby


Jutro skoczę na targ z rana kupić jakieś sadzonki na balkon, bo czas wysadzić coś do tych skrzynek. Stoją takie puste, aż mi ich żal się dziś zrobiło. Słyszałam, że jak kobieta w ciąży sadzi cokolwiek, to pięknie wyrośnie...no to sprawdzimy, bo rękę do kwiatów mam raczej kiepską.
Na potwierdzenie słów i za zdrowie Lollis


i lumpkowe łupy za całe 2 zł


Mam nadzieję, że dobry humor nie opuści mnie do końca dnia

To zupełnie jak u mnie - test dla czystego sumienia przed weselem ;) tyle, ze u mnie ta druga kreseczka to był bladzioszek ;)
I pomyśleć, że to było tak niedawno, a minęło już tyle czasu... Jeszcze trochę i będą z nami nasze cudeńka...