Piszę, bo jest mi dzisiaj bardzo źle. On dzisiaj wyjechał. Jestem sama i mogę ryczeć do woli. 4 dni temu miałam dostać drugi okres po łyżeczkowaniu. A potem w dni płodne starać się o dziecko. Okresu nie ma, nie chce przyjść. Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Nie rozumiem jak to możliwe? Czy nie wystarczy, że poroniłam? Czy muszę dodatkowo mieć problemy z piep**onym okresem? Znowu wszystko odwlecze się w czasie. W środę ide do ginekologa, zobaczymy co powie. Mam dosyc. Nienawidzę tego wszystkiego.
jak zapewne sie domyslasz czuje sie dzisiaj paskudnie i dlatego sobie o tobie przypomnialam. Ostatnio bylo mi lzej jak sie wypisalam, moze tym razem pomoze? Dostalam @, spoznil sie ale najwazniejsze ze jest. Dzisiaj odwiedzilam swoje dwie kolezanki z przedszkola, znamy sie jak lyse konie. Pol spotkania opieralo sie na rozmowach o dzieciach, porodach itd. Za duzo nie mowilam w tym temacie bo nie mialam ochoty. Nie opowiedzialam im jeszcze o moim poronieniu i pobycie w szpitalu, wiedzą tylko ogolnie. Pewnie liczyly, ze sie dzisiaj otworze, ale nie moglam. Znowu czuje zlosc, ze mi sie nie udalo. Jednoczesnie mysle o tym, ze po @ zaczne znowu starania. Ale wciaz sie boje powtorki. Nie dam rady poronic drugi raz. Wiem ze trzeba myslec pozytywnie ale nie umiem. Ehh... prawie wszystkie moje kolezanki maja dzieci, albo sa w ciazy. Boje sie, ze nigdy nie podziele ich losu. Nie chce litosci, pytan i rozmow na ten temat...
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2016, 15:22
Dziś dla odmiany mam nawet dobry nastrój! Chyba dlatego, że jutro ide do ginekologa. Jedynie boje sie, ze znowu sie okaze, ze jeszcze sie nie oczyscilam i bede miala jakis zabieg Ale jestem w stanie to przetrawic pod warunkiem, ze bede mogla starac sie o dziecko w najblizsze dni plodne.
Boooozzzee prosze, zeby sie udalo!
Chyba zaczynam miec manie na dzieci. Wszedzie zwracam na nie uwage i wciaz mysle o tym kiedy ja spelnie sie w tej roli. Ale, ale nie narzekam, dzis nie!
Do nastepnego przyjacielu
wrocilam od lekarza. Od rana mialam zle przeczucia. Zostalam niedokladnie oczyszczona po lyzeczkowaniu i dostalam skierowanie na kolejny zabieg Czuje sie jakbym znowu poronila. Mialam w poniedzialek zaczac starania o dziecko, a ide do szpitala (tym razem do innego) na drugie lyzeczkowanie. Mam juz wszystkiego dosyc, dziecka, lekarzy... Znowu bede musiala czekac kilka tyg. na okres i nie wiem co bedzie dalej. Chcialabym przestac czuc i myslec. Nie wierze w Boga i w nic. Chce umrzec, ale nie niestety nie moge ((
Czekam na wyniki histop. Jeszcze jakies 2 tyg. niepewnosci, czy jest ta mola, czy moze lekarz sie mylil. Ale juz nie licze dni plodnych, nie patrze w kalendarz. Czasem tylko mysle, w ktorym bylabym tygodniu, gdybym wciaz byla w ciazy... Ja naprawde czasem mam nadzieje, ze zaraz sie obudze z tego koszmaru.
Bylismy dzis na spacerze. Spotkalismy po drodze znajomych. Oczywiscie sie usmiechalam (tak mnie wkur... to ze musze byc radosna i rozmawiac z innymi!). Mam wrazenie, ze wszyscy mysla ze to byly dopiero poczatki ciazy i to wcale nie jest taka tragedia... Dla mnie niestety jest, to najtrudniejszy czas w moim zyciu. Czuje, ze nikt mnie nie rozumie. Bardzo pragne dziecka. On tez. Czy dostaniemy szanse? Zycze kazdej parze zdrowego dzidziusia. Kazdy zasluguje na szczescie, my tez.
Dziś się okazało, że nie mam zaśniadu i wyniki są dobre! ) Wszystko już jest wyczyszczone. Jestem tylko zła, że za 1 razem mi lekarz wszystkiego nie wyczyścił i musiałam przez to wszystko przechodzić drugi raz. A było bardzo ciężko. Jak sobie przypomne ból brzucha to mnie oblewa zimny pot wrr...
Ale to już było. Trzeba myśleć o tym, co jest teraz, bo tylko na to mam jakiś wpływ. Myślałam, że dzisiaj dostałam okres, a to dopiero 18 dzień od zabiegu. Lekarz powiedział, że to za szybko i zapewne to jakies plamienia jeszcze, a okres mnie nawiedzi po ok. 4 tyg. od zabiegu. Oby przyszedł, odszedł i zaczynamy starania ) Chciałabym na ten czas odizolować się od wszystkich. Nie wiem dlaczego, ale nie mam ochoty na spotkania towarzyskie. Tym bardziej, że dzisiaj sie dowiedzialam o ciazy mojej kolezanki A druga ma rodzić za miesiac. Ehh... Przygnebiaja mnie te informacje. Jestem jędzą i zazdrośnicą
Ostatnie wydarzenia były najgorsze w moim życiu. Nigdy wcześniej nie czułam takiej bezradności, wściekłości i wewnętrznego bólu. Ryczałam, wyłam i chciałam zniknąć i obudzić się z koszmaru. Myślę, że poronienie zmieniło moje nastawienie. Nie wybiegam z planami w przyszłośc, wiem że nie warto planować szczegółowo, bo życie jest różne. Dotarło do mnie że życie w każdej sekundzie może się skończyć. Nabrałam dystansu do pewnych rzeczy. I lece do Włoch! Odważyłam się i zabukowałam bilety. To, co ze sie boje latac. Najwyzej! Zyje sie raz!
Papa!
Bedac we Wloszech zapomnialam na te kilka dni o wszystkim. Ale niestety po powrocie wszystko wrocilo. Ehh...
Tak, czy owak my kobiety mamy niezlego farta, ze zyjemy w obecnych czasach. Jeszcze nie tak dawno, bo w XIX wieku, dopiero co zawod ginekologa się kształtował. Kobiety rodzily w ogromnych meczarniach po kilka dni. Odsetek kobiet, ktore umieraly przy porodzie byl ogromny. Lekarze ginekolodzy mogli odbierac porody tylko z ZAWIĄZANYMY OPASKAMI NA OCZACH bądz pod pierzyną, żeby nie zobaczyć kobiecych narządów! Wszystko to za sprawa wierzeń, religii i opinii publicznej. Nie istniało znieczulenie! Bardzo czesto kobiety byly porozrywane przez ciezkie porody. W konsekwencji nie potrafily utrzymywac moczu i kału! Wszyscy uciekali od takich kobiet, a one same żyly odizolowane. Dopiero odważni lekarze, ktorzy nie bali sie przeciwstawic opinii publicznej i kosciołowi zaczeli podejmowac ryzyko. To tylko namiastka informacji, wiecej mozna przeczytac w ksiazce ,,Ginekolodzy". Jestem dopiero na 100 stronie, ale bardzo mnie wciagnela
Milej soboty!
1. Kolezanka dzisiaj urodzila- taa, ona a nie ja. Baa, ma juz drugie. I jest mlodsza ode mnie. Smiac sie czy plakac?
2.W drodze do pracy spotkalam kolezanke z bylej pracy, spojrzala na moj brzuch i zapytala czy juz urodzilam (?) Doskonale wiedziala, ze poronilam i udala glupia. Bezczelnie zapytala w ktorym tyg. poronilam i poszla dalej bo sie spieszyla. Ale przynajmniej zaspokoila swoja ciekawosc i bedzie miala co opowiadac pozostalym kolezankom. A mi dzien caly spieprzyla.
3.W nowej pracy spotkalam kolejna stara kolezanke i powiedziala ze inne dwie sa na urlopie macierzynskim.
4. Wizyta u nowego ginekologa. Mam pecherzyk, ale malo sluzu. Byc moze to bez znaczenia, ale wciaz o tym mysle. Tak wiec razem z narzeczonym zabralismy sie dzisiaj do dziela. Ale ja bez ochoty, naprawde juz mi dzisiaj wszystko jedno. Nie mam sil sie nawet starac. On tez bez sil. Wiec dzisiaj du... blada. Moze jutro jeszcze bedzie pecherzyk? A moze nie? W sumie to juz nie wiem czy chce dziecko, czy nie. Poprostu jestem zmeczona i nie mam ochoty na seks. Czuje pustke i ogromny bol. Tak bardzo brakuje mi dziecka. Totalne rozdarcie.
Ja od 3 dni wykorzystuje dni płodne. Moj biedny narzeczony na szczescie ma dobra kondycje Dzisiaj jakos tak, mam dobry nastroj. Bo za tydzien (obym tyle wytrzymala) kupuje test Nawet nie chce myslec, co bedzie jak sie nie uda Jutro ide do pracy. Tam w ogole nie mysle o dziecku, nie mam czasu. Aczkolwiek nie ukrywam, ze ostatni tydzien bardzo mnie stresowal zawodowo i boje sie, ze moze to miec zly wplyw na staranie. Noo, to na tyle.
Dzis byl festyn. Tyle dzieci wokol. Przyrko mi bylo, ale oczywisce bylam usmiechnieta, zeby nie wzbudzac litosci. Jesli w tym cyklu sie nie uda to wyjezdzam. Na kilka dni. Taka moja terapia. Poinformowalam mojego narzeczonego, ze kazda nieudana proba to wycieczka. Chyba znowu Wlochy, albo Barcelona. Gdy bylam w podstawowce zastanawialam sie jak bedzie wygladalo moje zycie jak skoncze studia. Pamietam, ze chcialam miec dziecko jak skoncze 25 lat. Jestem przed 30, a nie mam ani jednego.
Wciaz mam nadzieje, ze bede je miala. Ale wiem, ze to moze potrwac nawet kilka lat. I boje sie jak to przetrwam. Jak zniose ten bol? Nie kocham cie zycie!!!
Wczoraj zrobiłam kolejny test. Niestety negatywny. Dziś dostałam okres. Jak tylko wrocilam z pracy to zaczelam ryczec. Kolejne rozczarowanie. Bardzo trudno zniesc mysl, ze nie potrafie dac dziecka mojemu partnerowi tak jak robia to kolezanki i tysiace, czy miliony kobiet na calym swiecie. Czuje sie chora. Zdrowa kobieta przeciez jest w stanie zajsc w ciaze, donosic ja i urodzic. Ja musze byc chora fizycznie, badz psychicznie i to mnie blokuje. Zdrowy czlowiek z definicji moze wszystko, a ja wszystkiego nie moge.
Diagnoza- zdrowa tarczyca. Ciesze sie bardzo. Lekarz odhaczony.
Odkad dostalam okres i odeszla nadzieja na ciaze czuje sie bardzo zle. Ciagle chce mi sie plakac. A ze jestem od wczoraj u rodzicow na weekend to musze sie powstrzymywac. Juz obliczam nastepne dni plodne. Ale ten stres, niecierpliwe oczekiwanie to bledne kolo. Sama wpedzam siebie we frustracje, ktora wiem ze moze mnie blokowac przed ciaza ((
Dobrze ze znalazlam prace, przynajmniej dni mi mijaja, a ja mam mniej czasu na myslenie. Zastanawiam sie nad slubem. Nie chcemy normalnego wesela, przeraza mnie taka mysl. Chcielibysmy wziąć slub moze gdzies za granica, albo w kraju ale w jakim zaciszu, sami... Chce miec biala suknie i ladnie wygladac, ale bez gosci. Juz i tak mieszkamy razem, slub mi nie jest potrzebny do szczescia, ale ze wzgledow formalnych chyba tak bedzie lepiej... To na dzis wszystko. Papa
Jeszcze wczoraj przyjaciolka poinformowala mnie ze jest w ciazy. Jestesmy w tym samym wieku. Ona bedzie miala juz 2 dziecko. A mi sie udac nie moze. Strasznie mi dzisiaj ciezko. Wciaz zbieraja mi sie lzy. Mam dola. Czuje sie zrezygnowana. Nastepny cykl bedzie bez szans, bo akurat On bedzie w delegacji. Co za paskudne zycie.
Ostatnio pokazywali w TV pare, ktora zaadoptowala zarodek od innej pary i za pomoca InVitro zostali rodzicami. Takie rzeczy tylko w Ameryce. Ale to takie dziwne, jedna para oddala zarodek a druga go ,,wziela" i urodzila. Dziecko ma teraz dwie matki? Ktora powinna miec wieksze prawa do niego? co oni wszyscy czuja? Chyba to wszystko poszlo za bardzo z nauka. Ja rozumiem, ze to byla ich jedyna szansa i sie udala. Ale moj maly mozg nie pojmuje tego wszystkiego. Jestem za InVitro, ale adopcja zarodkow to za wiele dla mnie. Swiat zwariowal.
Rok temu na wakacjach nad morzem siedzielismy na plazy podziwiajac zachod slonca. Tuz obok siedziala para z małym dzieckiem. Kątem oka zerkałam na nich i pomyslalam, ze za rok my tez bedziemy we trojke na tej plazy... gdybym wiedziala, co sie stanie pozniej... ehh Rok minal, a my wciaz we dwojke, z bagazem ciezkich doswiadczen.
Ja po poronieniu krwawiłam około 3 tygodni :/ A później czekałam prawie dwa mies. na okres. Zdarza się, trzeba przeczekać ten najgorszy czas żeby w końcu mogło być lepiej. Pewnie kiedyś na Nas kolej przyjdzie :)