Minął już mój 2-tygodniowy urlop. Cały w rozjazdach. Biegaliśmy po lekarzach, odwiedzaliśmy rodziców i w sumie kilka razy udało nam się wyskoczyć w góry.
Mąż kończy dzisiaj kurację antybiotykami i Provironem i wraca do całej garści witamin. U mnie w posiewie wyszła, ku mojemu zaskoczeniu, całkiem inna bakteria (paciorkowiec GBS) i teraz tępię ją globulkami z Augmentinem i Metronidazolem. Mam nadzieję, że to pomoże. Następne badanie nasienia Mąż ma wykonać ok. połowy stycznia, więc tkwimy teraz w zawieszeniu...
Plus ostatnich tygodni jest taki, że nie myślę już tak obsesyjnie o dziecku. To znaczy myślę, ale nie w każdej minucie dnia. Nawet rzadko zaglądałam przez ten czas na ovu. Nie wierzę, że zajdę w ciążę, już nie.. I boję się o Męża, bo widzę, że bardzo się nakręca na to, że następne badanie wyjdzie lepiej. Ale na pewno nie pojawi się tych plemników na tyle dużo, żeby mogło dojść do naturalnego zapłodnienia.. Nie wierzę..
W sobotę rozmawiałam z kiedyś dobrą koleżanką (teraz rzadziej się widujemy) i dowiedziałam się, że też mają problemy z poczęciem dziecka. Ona ma problemy z owulacją, a on "leniwe" plemniki. Po długich miesiącach trafili w końcu na lekarza, który robi im kurację "wstrząsową" i pewnie za kilka miesięcy dowiem się o ciąży Moniki. Ale im akurat kibicuję ze wszystkich sił! Bo to są wspaniali ludzie!
W ogóle to Monika sama zaczęła o wszystkim opowiadać. I co mnie zdziwiło? Ona się ze swoimi problemami wcale nie kryje. Nie robi z tego tajemnicy i nie płacze po kątach.Otwarcie mówi, że się leczą i nie usłyszałam w jej głosie słowa skargi na los. Zawsze była bardzo wesołą osobą i bardzo życzliwą innym. Kiedy wspomniałam o adopcji, że o tym myślę, powiedziała, że to super i że na pewno mogę liczyć na jej wsparcie. I wiem, że mówiła szczerze.
Jestem bardzo zaskoczona zachowaniem Moniki! Można być wesołym i pogodnym w oczekiwaniu na swoje maleństwo. Tak naprawdę to było mi przy niej wstyd, że ja przez kilka miesięcy izolowałam się od wszystkich znajomych i płakałam do poduszki, jak to mi źle.. Nie zauważyłam nawet, że ktoś koło mnie ma taki sam problem i podchodzi to tego zupełnie inaczej..
Tylko M wieczorem powiedział mi smutnym głosem, że po rozmowie z mężem Moniki, wie, że oni są w dużo lepszej sytuacji niż my, bo mają tylko "leniwe" plemniki.. Tak bardzo mi żal mojego Męża..
Muszę umówić się znowu na rozmowę z Moniką. Niech mnie zaraża tym swoim optymizmem! Teraz już nie pozwolę sobie na zerwanie kontaktu!
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 października 2013, 10:19
Mój Mąż od kiedy dowiedział się, że problem leży po jego stronie jeszcze bardziej pragnie biologicznego dziecka. Owszem, słucha gdy coś opowiadam o adopcji i chce, żebym go z tymi myślami "oswajała", ale najbardziej zależy mu na tym, żebym zaszła w ciążę. Przykro mi, że nie patrzy na to, jak ja, ale nie mogę od niego tego wymagać. W końcu ja o adopcji myślę od zawsze, a on raptem kilka tygodni. Ja już przeżyłam żałobę po naszym biologicznym dziecku, którego nigdy nie było (bo tak mogę chyba nazwać) i wierzę, że nasze dziecko, gdzieś jest i na nas czeka.. Tylko musimy je odnaleźć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 listopada 2013, 10:27
W weekend zadzwoniła do mnie Monika. W styczniu ma się zgłosić do szpitala na laparoskopię. Lekarz podejrzewa u niej PCOS. Zmartwiłam się. Myślałam, że przynajmniej oni będą mieli łatwiej..
A co u mnie? Od kilku dni kiepsko się czuję. Nabawiłam się jakiegoś podrażnienia. Wszystko mnie boli i piecze. Na początku myślałam, że to zwykłe otarcie po serduszkowaniu (zdarza ni się tak niestety). Wzięłam Gynoflor, ale teraz piecze mnie tylko przy siku.. i to bardzo. Może to zapalenie pęcherza? Nie wiem, bo nigdy tak nie miałam. Kupię dzisiaj coś na pęcherz, a jeśli nie pomoże, to trzeba będzie znów podreptać do ginki. Jak nie urok, to... Resztę sobie dopowiedzcie
Do mojego M. chyba dopiero teraz tak na serio dociera, że najprawdopodobniej nie będzie miał biologicznych dzieci.. Chodzi ostatnio smutny i podłamany.. Staram się go wspierać i ciągle mu tłumaczę, że nawet gdybym przed ślubem wiedziała, że nie będzie mógł zostać ojcem to i tak zostałabym jego żoną. Gdzie ja bym znalazła lepszego męża?!!!
Wszystko legło w gruzach.. Całe moje marzenia o szczęśliwej rodzinie.. ;(((
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2013, 10:15
W spawie dziecka nic się nie zmienia.. W niedzielę przyszła @, tym razem bardzo bolesna.. Rozwalę sobie żołądek tabletkami przeciwbólowymi, jak tak dalej będzie.
Muszę czekać cierpliwie na styczeń.. Muszę czekać cierpliwie na styczeń..
Te święta były też inne z tego powodu, że pierwszy raz nikt nam nie życzył dziecka, tylko spełnienia marzeń. Kochani rodzice nie chcą nam fundować jeszcze większego bólu.
A my? Pokłóciliśmy się w drugi dzień świąt tak bardzo, że do soboty wieczorem się do siebie nie odzywaliśmy.. Potem przegadaliśmy i przepłakaliśmy pół nocy. Poszło o wszystko. O nerwówkę przed świętami, o to, że ciągle myślimy o tym, żeby nikogo nie urazić (tzn. rodziny) i jak co roku nie wiemy jak urządzić święta, by wszyscy byli zadowoleni. O to, że czuję się ostatnio przez męża zaniedbywana, że nie radzę sobie z czekaniem na dziecko, że mąż nie czuje, tego co ja, że strasznie boję się, że już zawsze będziemy tylko we dwoje.. I w końcu mój mąż wydusił z siebie, że czuję, że nie liczy się on tylko dziecko, że nie próbuję zrozumieć jego obaw związanych z adopcją, że boi się kolejnych wyników nadania nasienia i, że czuje się do niczego, przez to, że nie może sprawić żebym zaszła w ciąże i nie ma ochoty na seks.
Tego potrzebowałam! Wykrzyczenia przez niego tego, co go boli. Nie chcę udawania, że jest ok, skoro widzę, że nie jest. Faktycznie, mój mąż ma rację! Jestem egoistką. Byłam cały czas zła na męża za to, że nie myśli tak, jak ja. A przecież on jest inny, czuje inaczej.. Nie chcę, żeby przez starania rozwaliło się nasze małżeństwo. Musimy walczyć przede wszystkim o siebie!
Zasnęliśmy zapłakani gdzieś przed drugą w nocy.. Niedziela za to była wspaniała. Poszliśmy do kina na Hobbita, potem obiad a wieczorem.. :)Już dawno nie było mi tak cudownie
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 grudnia 2013, 09:40
Nie podejdę do inseminacji i in vitro. Czy nie będę kiedyś tego żałowała? Trochę boję się, że może mi kiedyś wszystko się pozmieniać i mogę żałować.. W tej chwili nie żałuję. O swoim dziecku myślę tylko w kategorii "maluch adopcyjny".
Jak już pisałam na blogu o adopcji myślałam już jako nastolatka. Miałam pół życia by te myśli na dobre utrwaliły się w mojej głowie. To adoptowane dziecko miało być obok biologicznego. Potem przyszły starania o dziecko, z miesiąca na miesiąc coraz ciężej znosiłam rozczarowanie, gdy pojawiała się miesiączka. Myślę, że gdyby to dłużej trwało, to skończyłoby się depresją. I potem badanie męża. Złe wyniki i praktycznie brak nadziei na naturalne poczęcie.
U mnie ulga! Tak!! olbrzymia ulga!!! Koniec z comiesięczną walką i niespełnionymi nadziejami.
Nieśmiało wróciłam do tematu adopcji.
A teraz? Nie myślę o niczym innym.
Czuję, że Bóg odpowiedział na moje młodzieńcze marzenia.
To dlaczego nadal mam wątpliwości? Przecież sama sobie taką drogę wybrałam już dawno temu..
Wiem, że żadna z Was nie zrozumie mojego toku myślenia.. Ale przecież każda z nas jest inna..
Proszę tylko Boże o to, żeby mój mąż, tak jak ja, zatęsknił za naszym "adoptusiem"..
Nasza walka o biologiczne dziecko się zakończyła, dlatego tak rzadko tu zaglądam. W połowie stycznia mąż zrobił ponowne badanie nasienia. Kuracja lekami nic nie dała. Jest jeszcze gorzej - całkowity brak plemników, do tego FSH dużo wyższe niż ostatnio.
Właśnie rozpoczęliśmy inną drogę po nasze maleństwo. Za tydzień mamy pierwsze spotkanie w OA. Przed nami jeszcze długa droga.. Czuję się spokojna, bo wiem, że to ta właściwa.. Jak napisałam na początku pamiętnika - zawsze miałam przeczucie, że mam zostać mamą adopcyjną
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2014, 23:41
Przeczytałam swój pamiętnik.. Pamięta mnie ktoś jeszcze?
Przez ten czas dużo się wydarzyło. Właśnie skończyliśmy szkolenie w OA.
Czekamy na TEN TELEFON!
Przeczucie mnie nie myliło.. Będę mamą! Moje dziecko, gdzieś na mnie czeka!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lipca 2015, 09:30
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2016, 06:29
Czas tak szybko leci.. Mój Skarb ma już ponad 2 lata!
Jest moją ukochaną córeczką! Kocham ją najbardziej na świecie!
Coraz częściej myślę o rodzeństwie dla niej..Tylko, że na drugą adopcję przyjdzie nam czekać pewnie ze trzy lata..
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 października 2018, 20:49
Czas pędzi jak szalony!
Zajrzałam tu z ciekawości i sentymentu.., bo ja prawie nie myślę już o tym, jak to było wcześniej, bez dziecka. Pamiętam tylko te wszystkie emocje, które mi towarzyszyły.. I smutno mi, że tak wiele par zmaga się z niepłodnością.
Mam ochotę wszystkie te osoby przytulić i powiedzieć, żeby zawsze postępowały zgodnie ze swoim sumieniem i tym co czują. Dla jednych to będzie n vitro, dla innych adopcja, a dla pozostałych niezamierzona bezdzietnosc.
Moja córka jest idealna. Pogodna, spokojna, kocha zwierzęta.
Jest bystrym i uważnym dzieckiem. I choć walczymy z różnymi deficytami, to dzieki terapii - coraz lepiej daje sobie radę. Jestem z niej dumna!
To dla mnie zaszczyt - byc jej mamą..
Wiele osób w naszym otoczeniu ma te same problemy - niejednokrotnie tylko nie możemy tego zobaczyć, bo są to wciąż "wstydliwe" tematy. Ja podejrzewam, ze moja bratowa z mężem przechodzi przez to samo co my. Tylko nie rozmawiamy o tym, bo jest to zbyt bolesne.
W rzeczywistosci to juz sama izolacja sklania nas do zamartwiania sie i smucenia. Ma sie wrazenie, ze jest sie pozostawionym samemu sobie z problemami na ktore nie znajdujemy odpowiedzi. A nieraz wystarczy podzielic sie swoimi watpliwosciami z przychylna osoba i zaczynamy swiat widziec w innych kolorach. Zawsze jest jakies wyjscie z sytuacji. Jesli myslicie o adopcji to jest to wspaniala sprawa.
Ewunia widziałam Twój wpis na forum. My mamy podobny problem z nasieniem. Błagam napisz co Ci powiedział lekarz. Czy dał jakąś szansę na poprawę ??