X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania A jeśli nigdy się nie uda?
Dodaj do ulubionych
1 2

1 grudnia 2022, 08:18

Niestety, nasze wyczekiwane przez tyle lat szczęście nie trwało długo... zaledwie kilka dni. Beta 6 dpt pokazała super przyrost 191%. Bardzo się cieszyłam. Niestety, beta 8 dpt wykazała przyrost zaledwie 40%, a 11 dpt już spadła.

Jest mi bardzo przykro. Nie wiem, dlaczego to wszystko mnie spotyka. Kolejny raz muszę pożegnać się z Maluszkiem - choć może dobrze, że tym razem nie doczekaliśmy serduszka...

Dzisiaj zaczęło się krwawienie. Wszystko odbywa się w domu, po cichu.

Został nam jeden, ostatni zarodek. Nie chcę czekać - w tym cyklu podejdziemy do kolejnego transferu. Wypadnie na kilka dni przed świętami.

Nie mam już siły, ale myślę, że będziemy walczyć do skutku...

2 stycznia 2023, 07:38

Za nami kolejny transfer. 20 grudnia zabraliśmy do domu naszego drugiego, a zarazem ostatniego Maluszka. I tym razem również się udało. Byliśmy szczęśliwi - w końcu teraz już musi być dobrze.

Niestety, 8 dpt beta zaledwie 44, 9 dpt - 45. 10 dpt już 41, więc zaczęła spadać. Niemal identycznie, jak poprzednim razem.

Jestem zrozpaczona. Za nami trzy procedury, teraz nie mamy już zarodków, czyli czeka nas czwarte podejście do IVF. Niestety, nasze szanse na dziecko są chyba drastycznie małe, o ile są jakiekolwiek.

Nie mam już siły. Nie mogę się pozbierać po tej stracie, czekam na krwawienie. Nie wiem nawet, jak przetrwać kolejny dzień. Nie wierzę, że nowy rok 2023 przyniesie nam coś dobrego. Zaczynamy piąty rok walki o dziecko - tym razem już bez zasobów finansowych, bez sił i bez wiary w to, że kiedykolwiek się uda.

Z plusów - to, że dwa transfery pod rząd się udały, to chyba dobra wiadomość. Nie wiem tylko, co jest ze mną nie tak, że nie mogłam utrzymać żadnej ciąży. Nie wiem, dlaczego spotyka nas tylko zło i cierpienie...

20 sierpnia, 08:09

Minęło 17 miesięcy od ostatniego wpisu. Czytam go i doskonale pamiętam te uczucia, które mi wtedy towarzyszyły. Dzisiaj jednak leży obok mnie czteromiesięczna córka.

Co wydarzyło się przez ten czas?

W styczniu 2023 rozpoczęliśmy czwartą procedurę IVF. Właściwie nie chciałam – wolałam skorzystać z KD, a jeszcze bardziej z AZ, ale mąż mnie namówił. Planowaliśmy szeroką diagnostykę – dodatkowe badania genetyczne, mnóstwo badań immunologicznych, diagnostykę preimplantacyjną, histeroskopię, sporo tego było. Wszystkie badania zajęły kilka miesięcy i właściwie nic nie wykazały, może jakieś drobnostki immunologiczne.

W kwietniu zaczęłam antykoncepcję, późni stymulacja, punkcja – wszystko to znałam, bo to był nasz czwarty raz. W maju okazało się, że mamy jeden zdrowy zarodek. Jeden uzyskany w trakcie procedury, na którą (wraz z diagnostyką) wydaliśmy ponad 30k. Oczekiwanie na to, czy jeden jedyny zarodek będzie zdrowy, to była katasrtrofa.

Pamiętam telefon z laboratorium – jak zobaczyłam, kto dzwoni, zaczęłam się trząść ze stresu i nie mogłam podać numeru PESEL. Gdy usłyszałam, że zarodek jest zdrowy, długo płakałam.

W kolejnym cyklu miałam histeroskopię. W następnym – transfer. Miesiączka rozpoczęła się 8 lipca, 27 lipca odbył się transfer. Brałam sporo leków, włącznie z Accofilem, Encortonem, jakieś wlewy. Byłam całkowicie pozbawiona nadziei. Po kilku dniach test był pozytywny, jednak – po wcześniejszych doświadczeniach – zaczęłam porównywać kreski na testach. Ciemniejsze, później jaśniejsze… Byłam bliska jakiejś choroby psychicznej. Po którymś badaniu BetaHCG okazało się też, że za mało przyrosła. Wiedziałam, że jest po wszystkim. Dopiero potem wyczytałam, że BetaHCG na poziomie 6000 nie musi już podwajać się co 48 godzin. Kolejne wizyty pokazywały jednak, że ciąża rozwija się książkowo. Nasz lekarz stale podkreślał, że wszystko jest idealnie. Widział chyba, że na każdą wizytę wchodzimy bladzi i przerażeni.

Początkowo ciąża przebiegała dobrze. Po drodze było jednak trochę problemów, które wiązały się z koniecznością dodatkowej diagnostyki. Było sporo stresu, podejrzenie wodogłowia. To znowu zmiotło mnie z planszy na długi czas. Dlaczego ja? Opisuję to w kilku słowach, choć sporo się działo. Na szczęście to minęło, choć to także był bardzo trudny czas.

Ostatecznie jednak na początku kwietnia malutka przyszła na świat. Miałam CC i to były najsilniejsze emocje w moim życiu. Po wjechaniu na salę miałam atak paniki – tak naprawdę po wielu lat starań do ostatniej minuty byłam pewna, że coś będzie nie tak. Nie ułatwiało sprawy to, że do końca ciąży miałam tak mały brzuch, że mogłam ukryć go pod bluzą. Budziłam się w nocy z myślą, że cała ta ciąża mi się przyśniła. Mała nie była też zbyt ruchliwa. Kiedy jednak po tym, jak lekarze wyjęli małą z mojego brzucha, anestezjolog powiedział "Masz zdrową, piękną córkę" i podali mi ją, żebyśmy mogły się przywitać, uwierzyłam, że naprawdę ją mam. Po wielu latach w końcu się udało.

Dzisiaj minęło kilka miesięcy. Jestem najszczęśliwsza na świecie. Mała jest cudowna, przede wszystkim zdrowa. Bardzo wesoła, stale się uśmiecha. Nie mam wątpliwości, że było warto.

Początki wcale nie były trudne. Połóg zniosłam dobrze, karmienie piersią szło świetnie, mała nie sprawiała żadnych problemów. Dwa tygodnie po porodzie mogłam już usiąść do pracy :D Pięknie jadła, pięknie spała, rozwijała się książkowo. Mieliśmy drobne problemy, ale kilka wizyt u fizjoterapeuty i gastroenterologa pomogło. Swoją drogą, polecam odwiedzać z takich maluchem fizjo raz na jakiś czas – daje mnóstwo fajnych wskazówek, jak pielęgnować malucha i dbać o jego rozwój.

Po trzech miesiącach poszłam na wizytę kontrolną do naszego lekarza. Wszystko ok. Zasugerował, abyśmy wrócili po rodzeństwo, jeśli oczywiście będziemy chcieli. Myślę, że jesteśmy jednym z jego dużych sukcesów. Widać było, że – choć jest tak spokojnym i zrównoważonym człowiekiem – ruszyły go powiększone komory i ryzyko wodogłowia. Kiedy przekazywał nam informację, był bardzo poruszony. W końcu był z nami niemal od początku. W każdym razie teraz powiedział, że możemy skorzystać z dofinansowania, dzięki czemu procedura będzie kosztowała nas 200 zł. Może wrócimy po drugie dziecko, na pewno bardzo bym chciała, choć nie wiem, jak zniosę ciążę. Każdego dnia tak bardzo się bałam, że nie mogłam funkcjonować.

Co mnie zaskoczyło, to to, że po urodzeniu małej prawie się rozstaliśmy. Mieliśmy z mężem ogromny kryzys – i nadal go mamy. A wyobrażałam sobie, że kiedy będzie dziecko, będziemy najszczęśliwsi na świecie.

Patrzę na moją Malutką, która właśnie zasnęła, ale wspomnienia walki z niepłodnością nadal są żywe. Dziwne to – ten wpis, choć jestem taka szczęśliwa, jest dość smutny. A co skłoniło mnie do zrobienia tego wpisu po takim czasie? O tym napiszę w kolejnym wpisie, bo chciałabym, aby ten dotyczył tylko tego, że w końcu się udało <3
1 2