Dowiedziałam się dziś, że kolejna koleżanka jest w ciąży i oczywiście od razu ścisk serca, zaszklone oczy - dlaczego innym może się udać, a nam nie, no dlaczego?
Koleżanka opowiadała mi dziś o tym, co dzieciaki wyrabiają u niej w przedszkolu. Straszne, ale nie to jest najgorsze. Najgorsza jest reakcja rodziców, a raczej jej całkowity brak - brak słów. I tacy mogą mieć dzieci...
Jutro kolejne usg, znowu otoczona ciężarnymi będę znosić ich karcące spojrzenia w stylu "oho, myśli, że się wepchnie przede mnie" , jak bardzo tym razem wizyta mnie zdołuje? Stresuję się.
Dziś 13 dc, jesteśmy po kolejnej wizycie u "specjalisty". Kolejny dół związany z finansami, 5 minut w gabinecie, zbywanie moich pytań wywracaniem oczu i 550 zł w plecy, do tego za każdy monitoring muszę płacić 50 zł, a nawet głupiego zdjęcia nie dostaję... Tak czy siak stwierdził, że pomimo początkowo słabej reakcji moich jajników na stymulację, teraz zaczyna być lepiej i powinno być już o.k. Oby, dzisiaj okaże się.
Zbliżają się święta, Nowy Rok, a ja wraz z nimi czuję coraz wyraźniej na plecach oddech wyjazdu Męża. Boję się, nie wiem jak przeżyję naszą rozłąkę i te cholerne niepowodzenia. Czasami wydaje mi się, że jestem silna i dam radę, to znowu przychodzi moment, że się rozklejam, wszystko mnie dobija, męczy, mam wrażenie, że moje życie zaczyna powoli zamieniać się w równię pochyłą. Nie będzie lepiej. Będzie tylko gorzej. Mąż wyjedzie - będzie mi ciężko, będę tęsknić. Potem ja wyjadę do Niego - będzie mi ciężko, będę tęsknić za rodziną, za Polską. W ciążę też cudownie nie zajdę po przekroczeniu granicy, więc problem będzie się dalej ciągnął, tylko Bóg jeden wie ile, tylko Bóg jeden wie, czy my kiedykolwiek zostaniemy rodzicami... Ciąży mi również na sercu przeświadczenie (z resztą nie bez podstaw), że teściowa już zawsze będzie rządzić moim, naszym życiem i to nie zmieni się, a będzie tylko gorzej, bo w sumie co ja mogę? Kiedy tak o tym myślę czasami, wyobrażam sobie, że całe życie mam czuć to parcie, ten jej nacisk itd., to ja chyba zwariuję, tym bardziej tam, za granicą. Nie wiem jak to będzie...
Czy ja mam nadzieję, że zajdę w ciążę? Mam, małą, ale mam. Ale brak mi wiary, wiary w to, że się uda, no bo skoro nie udało się przez tyle miesięcy, to dlaczego miałoby udać się teraz? Nie umiem dokładnie opisać swoich uczuć, chociaż bardzo się staram. Kiedy patrzę na wykres dziewczyny, której udało się, widzę szczęśliwy wpis w pamiętniku, albo dowiaduję się, że koleżanka jest w ciąży, czuję że te wszystkie ciąże są tak bardzo daleko ode mnie, że mnie to w ogóle nie dotyczy, że jestem w jakiś dziwny sposób wybrakowana, ukarana i nie mam prawa dostąpić cudu poczęcia nowego życia, czuję jakąś niewidzialną granicę, jakiś mur, barierę, której nigdy nie pokonam ;(
Ostatnio babcia chwaliła się ciążą kuzynki i opowiadała jak z mężem cieszą się z drugiego dziecka, a potem wypytywała moich rodziców na co my czekamy. Bolało, cholernie bolało.
Ostatnia wizyta u "specjalisty" skończyła się u mnie swego rodzaju dobiciem, bo powiedział mi coś niepokojącego i jednocześnie nie wyjaśnił mi tego tak, jak powinien. Wspomniałam o tym lekarzowi wykonującemu monitoring i kiedy odpowiedział mi, poczułam jak całe to napięcie związane ze staraniami opada ze mnie. Nie powiedział ani nic specjalnie mądrego, ani odkrywczego... powiedział tylko tyle "nie myślimy o tym, nie przejmujemy się tym, zapominamy! To jest nieważne! Po co siebie stresować, męża stresować? Po co się blokować? Myślimy pozytywnie - będzie dobrze!" Ile to razy teksty czytane w artykułach, albo słowa znajomych o zapominaniu i wyluzowaniu działały na mnie jak czerwona płachta na byka? Wiele razy. W tych jego słowach (choć w sumie niewiele się różniły od innych) było coś uspokajającego i pokrzepiającego. Podziałały na mnie naprawdę dobrze. Od wczoraj więc staram się myśleć pozytywnie, naprawdę się staram... moja głupia natura jednak cały czas daje o sobie znać i kiedy już prawie wychodzi mi wpieranie sobie pozytywnego nastawienia i zaczynam sobie w duchu gratulować postawy, mam wrażenie, że zza rogu wyskakuje moje negatywne nastawienie z tekstem "A co jeśli znowu...?" Ech... Będzie ciężko.
Myślimy pozytywnie! Koniec, kropka.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym wszystkim czytającym ten pamiętnik życzyć zdrowia, spokoju, radości i wszystkiego co najlepsze, ale przede wszystkim spełnienia się tego jednego, jedynego marzenia
Kuzynka, która jest w ciąży dziś biegała za łóżeczkiem i wózkiem dla dziecka. A mnie tak naszła refleksja, że gdyby ciąża z V cyklu utrzymała się, byłybyśmy mniej więcej na tym samym etapie, różnica jakiś 2-3 tygodni. Nie wpłynęło to na mnie dobrze i zaczęłam rozmyślać. Niestety znikąd ratunku - Mąż nie rozumie, od razu zgasił mnie jakimś typowym dla siebie tekstem, a potem nawet mnie zdrażnił jakąś głupotą, błahostką kompletnie niezwiązaną z tematem. I siedzę tak - smutna, zła, zmęczona, bezradna.
Ja już chyba naprawdę nie dam rady, nie wiem skąd mam brać wiarę, nadzieję. Ciężko mi, cholernie ciężko. Dlaczego to jest takie trudne?
Koniec 2013 roku i jakie jest jego podsumowanie? No nie wychodzę raczej na +. Postanowiliśmy wyjechać za granicę, ale nie wszystko potoczyło się tak, jak powinno. Straciliśmy dużo czasu. Od 9 miesięcy staramy się o dziecko, którego nadal nie ma. Nie narzekamy na nadmiar gotówki, u mnie ze zdrowiem jest tak sobie, nadal nie pozbyłam się pewnych, uporczywych dolegliwości. Boję się tego, co przyniesie Nowy Rok, boję się tego jak będzie zagranicą. Nie wiem czy dam radę funkcjonować daleko od rodziny, widując ich raz na rok albo i rzadziej. Nie wiem czy podołam naciskom innych ludzi, czy dam radę przeciwstawić się... Nie będzie łatwo, jestem tego świadoma.
Mam nadzieję, że 2014 rok będzie o wiele, wiele lepszy. Nie liczę na sukces we wszystkich dziedzinach życia, ale chciałabym chociaż żebyśmy za 9 miesięcy mieli upragnione, ukochane maleństwo i żebyśmy dali radę w nowym miejscu, żebyśmy nie żałowali tego wyboru i żebyśmy zawsze pamiętali, że mamy siebie i tylko to się liczy, nic więcej.
Cierpliwości.
II kreski na testach, beta HCG pozytywna i rośnie! Jestem przeszczęśliwa, nawet nie potrafię opisać tego, co czuję, nareszcie się udało! Chciałabym całemu światu wykrzyczeć swoją radość! Marzenia jednak się spełniają
Dziękujemy Jezu za ten CUD!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2014, 16:14