Pierwszy dzień z clo. Nie mam nadziei na ten cykl. W ostatnim owulacja byla z lewego jajnika, więc w tym spodziewam się, że będzie po prawej stronie.
Przyjmowane leki i suplementy:
Ja:
Ethyrox 100
Duphaston
Ovarin
Szelazo
Wiesiołek
Glucophage 1000
Wit. D Vigantol
Tran
Żurawina
Mąż:
Vigantol
Wit. C
Folik
Koenzym Q10
Tran
Salfazin
Wit. E
Mam tego serdecznie dość😔🙅
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2021, 20:13
Daję sobie czas do moich urodzin, czyli 05/2021. Zrobię na początku roku badanie drożności jajowodu i jak będzie niedrożny to zostaje tylko in vitro. Po laparaskopii lekarz poinformował mnie, że były zrosty i co dało się pousuwał. A więc, ciąża pozamaciczna + brak jednego jajowodu + zrosty + brak ciąży z lewego jajowodu powoduje, że coraz częściej myślę, że dziad jest niedrożny.
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 stycznia 2021, 07:42
12dc
Wczoraj bylam u pani doktor - oczywiście pęcherzyk w prawym jajniku 19,5 mm, a owulacja będzie pewnie w Wigilię. Super... Pomimo tego wizyte uważam za udaną, gdyż mamy plan. 18.01.2021 mam umówione badanie drożności jajowodu. Obstawiam, że jest niedrożny. Cieszę się, bo to badanie rozjaśni sytuację, w jakim kierunku mamy iść.
14 dzień po owulacji. Zrobiony rano test. I nic...cały czas się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. Szkoda słów.
Sytuacja podobna co miesiąc temu. Dziś wizyta u pani doktor. Monitoring, pęcherzyk na prawym jajniku 20 mm i dwa po lewej po 17 mm. Na jutro dostałam Ovitrelle i działamy. Staramy się z Clo do maja - tak ustaliliśmy z p. dr. Muszę zamówić suplementy. Zarobiłam dodatkowo pieniądze i wszystko poszło na wizytę 200 zł. + Ovitrelle 100 zł. + suplementy 350 zł. I tak co miesiąc, parę stów mniej lub więcej, jeden grzyb😏 nie to żebym miała dużo kasy, nie, nie, nie🙂 ale... jest piątunio i cieszę się na staranka w weekend😁 wszystkim dziewczynom życzę udanego weekendu i pozytywnego myślenia!!!🙂 trzymam za was wszystkie kciuki i cieszy mnie niezmiernie każda wiadomość w waszych pamiętnikach o II kreskach😀
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2021, 20:21
Zaczynamy nowy cykl - trzeci po drożności. Od 10 dni siedzimy w domu przeziębieni. W piątek mieliśmy teleporadę z lekarzem rodzinnym, który z automatu wystawił skierowanie na wymaz. Pojechaliśmy tego samego dnia, czekaliśmy w kolejce 2 godziny i się nie udało. Od razu nałożono na nas kwarantannę. Pojechaliśmy rano w sobotę, u męża pobrali wymaz, a u mnie jak zawsze - lekarz zrobił literówkę w nazwisku na skierowaniu i nie mogą zrobić test. Dzwoniłam 2 godziny do swojej przychodni stojąc pod punktem i czekając, aż wystawią mi nowe skierowanie. Zwodzono mnie tyle czasu, aby się dowiedzieć 5 minut przed zamknięciem punktu, że mają problem z systemem i skierowania nie dostanę w tym dniu, dopiero w poniedziałek. Zadzwoniłam do szpitala, aby lekarz z izby wystawił mi skierowanie. Dzwoniłam o 10 rano, miał dzwonić w ciągu 5 godzin. O 17 dzwonię czy lekarz do mnie zadzwoni - mam czekać. Nic. Obudziłam się w nocy o 3 i zadzwoniłam jeszcze raz. Poprzedni lekarz i pani z recepcji już poszli do domu i przyszła nowa zmiana, która nic nie wie, więc rejestruje się raz jeszcze. O 5 dzwoni lekarka, rura nie z tej ziemi, ale skierowanie wystawiła😏Pojechałam rano i w końcu się udało, czekam na wynik. Mąż już ma - negatywny. Ciekawe, że nikt do Nas nie dzwonił, nie mówiąc o wyrywkowym sprawdzaniu, czy rzeczywiście siedzimy w domu. Jak w piątek wylądawaliśmy na kwarantannie, byliśmy zestresowani, że nie mamy jak z psami na spacery wychodzić. Podzwoniliśmy po rodzinie i nikt nie był chętny, ale jak sami potrzebują pomocy to świątek, piątek czy niedziela walą drzwiami i oknami. No nie wiem, jakbym się dowiedziała, że ktoś z rodziny, znajomych jest na kwarantannie, od razu zaoferowałabym swoją pomoc, a tu dupa, nawet pytania o stan zdrowia. Pomogli nam obcy osoby. Moja szefowa z mężem, którzy w sobotę cały dzień brali na spacery naszych psów. Zawsze mogę na nich liczyć, ale nie chciałam ich zbyt nadwyrężać, mają prace, dzieci, swoje sprawy do załatwienia. Jak jechaliśmy na test powiesiłam kartkę przy wejściu do budynku, że jesteśmy na kwarantannie i potrzebujemy pomocy w wyprowadzaniu psów do czasu wyniku testu bądź 10 dni. Mąż był sceptycznie nastawiony, ale odezwali się sąsiedzi z chęcią pomocy👍 To było super. Fakt, że na 8 piętrowy budynek odezwali się 5 osób, ale cieszę się, że poznałam bliżej 5 wspaniałych, otwartych ludzi. Na szczęście wieczorem mąż dostał wynik i nie musieliśmy angażować sąsiadów, ale wymieniliśmy się numerami i w razie potrzeby będziemy sobie pomagać🙂 Jestem tak pozytywnie naładowana, że nawet okres mnie nie podłamał😆 Postanowienie na wakacje - zmienię podwójne nazwisko na nazwisko męża, po prostu mam dość tych pomyłek,tak, właśnie to zrobię!!😃😁
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 marca 2021, 07:17
Jestem...ale nadal bez zmian w temacie...
Na szczęście od kwietnia nie miałam zbyt dużo czasu na myślenie o braku ciąży. Kupiliśmy wymarzony dom, na który odkładaliśmy od jakichś 7 lat każdą złotówkę. Przeprowadziliśmy się na wieś i jest bosko😁 Raj na ziemi, który zakłócają mi gniazda os i mnóstwo pszczółek, które są kochane, ale jest ich bardzo dużo i wpadają przez komin do domu. Od kwietnia do początku czerwca miałam mega stresa, związanego z załatwianiem kredytu hipotecznego, przeprowadzką, stosami papierów i tysiącami spraw do załatwienia, ale o jedny temacie nie myślałam prawie wcale i było mi z tym dobrze. Z p. dr ustaliłyśmy w 05/2021, że składamy papiery na in vitro i wpisano mnie do kolejki rezerwowej, gdyż miejsc już nie ma z dofinansowaniem. Jestem druga w kolejce, w najlepszym przypadku jeśli ktoś zrezygnuje podejdziemy w tym roku, w najgorszym w styczniu jak ruszy nowa pula dofinansowań. Na razie odstawiliśmy CLO i biorę Lamettę. Odpowiadam ładnie, moje ostatnie AMH prawie 14, nadal wysokie przez pcos, ale lepiej w tą stronę, niż jakbym miała poniżej normy. A nowość, która rozwaliła mnie na dobre parę tygodni, moja mama oznajmiła mi w dniu kiedy dowiedziałam się, że czeka mnie in vitro, że moja siostra jest w ciąży. Życzę jej jak najlepiej, ale ta wiadomość sprawiła, że upadłam i nie mogę wstać, emocjonalnie mnie totalnie przygniotła i co mam zrobić, nie mogę z siebie wydusić "cieszenia się"...Nie mogę, nie chcę o tym słyszeć, nie chcę rozmawiać na ten temat. Boże, wybacz, że jestem taka okropna. W każdym razie, aby nie przynudzać, cieszę naszym domkiem (tak, tak, z bankową pętlą na szyi😉) i czuję się tu spokojna i szczęśliwa. Kogut rano nas budzi, ptaki ćwierkają, mućki chodzą, sąsiad jedzi na polu traktorem, mam porzeczki, truskawki, jabłonie, dziką roże i mnóstwo innych krzaków, drzewek i kwiatków i cieszę się każdego dnia, kiedy widzę jak moje psiaki są zadowolone i tarzają się po trawniku😁 Lubię, jak są szczęśliwe, zadowolone, najedzone i przytulane. Podsumowując, znalazłam swoje miejsce, gdzie czuję spokojna, szczęśliwa i pełna energii🙂
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2021, 23:00
Wczoraj był ostatni dzień brania Duphastonu i wieczorem widziałam różowe plamienie. Co miesiąc to samo, już nawet się nie nastawiam. Dla świętego spokoju zrobiłam test i nic. Rzadko robię testy, zazwyczaj po Duphastonie zaczynają się plamienia i już wiem, że szkoda testów. Czekam na telefon z kliniki, może zwolni się miejsce na dofinansowanie do in vitro. Jak nie, to nie pozostaje mi nic innego jak czekać do 01/2022. Losie, uśmiechnij się do mnie, proszę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lipca 2021, 20:20
Po wizycie. Zrobione badania, wszystkie wymazy, podpisane stosy papierów, wszystko wytłumaczone, zapłacone 1440 zł. Czekam na okres, będzie ok. 10 sierpnia i zaczynam stymulację, punkcja ok. 20-25 sierpnia, a we wrześniu transfer. Nie dociera do mnie to wszystko...Jestem zadowolona, spokojna i pełna nadziei..😊 mam nadzieję, że wyniki badań będą dobre i wszystko pójdzie po mojej myśli...
Dzisiaj zaczynam zastrzyki😁 w piątek monitoring. Jezu... dzieje się, w końcu coś się dzieje😃
Po wizycie. Mam mnóstwo pęcherzyków po ok 9 mm. Ze względu na pcos i AMH 14 będziemy powoli zwiększać dawkę Gonalu. Zrobiłam badania: glukoza i estradiol. Wynik testu na HPV negatywny🥳z czego ogromnie się cieszę. Następna wizyta podglądowa w poniedziałek. No i to by było na tyle. Życzę wszystkim dziewczynom udanego weekendu🙂
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2021, 12:11
Wczoraj był (jak się okazało) przedostatni monitoring. W sobotę kolejny i na 99% punkcja w poniedziałek. Co mamy? A mamy na prawym 7 jaj i na lewym 11 jaj i to liczyłyśmy te większe. Rosną powoli, są 12, 13, 15, 16, 17. Nastawiałam się na sobotę, bo takie były założenia, a będzie w poniedziałek. No trudno i tak dobrze. Dostaliśmy ochrzan, bo zapytaliśmy o coś co było napisane w pisemnej informacji o in vitro, którą dostalismy miesiąc temu. No nie pamiętam wszystkiego, straszne, zabijcie mnie...w każdym razie robię się marudna, zła, rozchwiana. Jakaś głupia sytuacja potrafi mi popsuć nastrój na resztę dnia. Nie lubię tego stanu, czuję się wtedy jak histeryczka🤔 zastrzyki biorę jeszcze dziś i jutro, w sobotę dostanę inny lek. Estradiol 1908 pg/ml
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2021, 13:18
Dzisiaj ostatni monitoring. W sumie 20 większych pęcherzyków po 16, 17, 18 mm. Czuję to dzisiaj dobitnie. W poniedziałek o 8:00 punkcja. Ostatni zastrzyk Cetronide dziś podany. O 20:00 zastrzyk z genopeptylu. Od jutra przez 3 dni antybiotyk. Mam tak wielkie jajniki, że się stykają (widać to na usg) - mam nadzieję, że przy stymulacji to jest ok i nie wróży hiperki. Bylam dziś u nowej p. dr, gdyż w tę sobotę ona miała dyżur, a mojej dr nie było. Na początku się wydawała taka powściągliwy , ale po chwili zmieniłam zdanie o niej na plus. Jutro mam zamiar się nie przemęczać i relaksować😉🙂🙂
Trzymajcie się, informacja zwala z nóg😁 pobrano 27 komórek, z czego 21 są dojrzałe, ta-dammm!!!!😀😁😁 A więc, o 8:00 punktualnie rozpoczął się zabieg, byłam pierwszą pacjentka do zabiegu. Uwielbiam spać po znieczuleniu swoją drogą😊 Tak samo, jak Jusia88, nie pamiętam jak znalazłam się na łóżku, ale było mi tak błogo, ciepło i przyjemnie. Brzuch nie bolał, lekko go czułam, jak przy końcówce miesiączki. Do 9:20 leżałam, a później mnie wypuścili z sali. Rozmowa z p. dr. W ogóle prawie nie krwawiłam ( zresztą nie mam plamień na razie), zdziwieni trochę byli, że tak dobrze się czuję po zabiegu. Dostałam receptę, zalecenia, co robimy dalej i jazda do domu. Nie czekaliśmy na dokładny wyniku punkcji, gdyż komórek było dużo i powiedzieli nam, że albo siedzimy i czekamy w klinice albo jedziemy do domu i do nas zadzwonią. No to pojechaliśmy, weszliśmy jeszcze do apteki, do sklepu i dostałam telefon od p. dr o ilości dojrzałych komórek. Trzymamy teraz kciuki za powstające zarodki😁 Po przyjeździe do domu poszłam jeszcze na spacer z psem, w końcu zjadłam i poszłam się położyć. Czuję rozpieranie w brzuchu, ale nie boli, porównałabym to do wzdęć. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Apropo estradiolu, w sobotę rano miałam 2800 pg, więc nie wskazywało to, że będzie aż tyle dojrzałych komórek, a jednak. Wiem, że do poniedziałku jeszcze urósł, ale i tak zakładanie, że na jedną dojrzałą komórkę przepada ok. 200 pg estradiolu raczej nie jest słuszne. Jak zwykle - kwestia indywidualna. No i to na tyle, odpoczywam i mam nadzieję, że moje komóreczki i męża plemniki dadzą czadu😁😁😁