X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Anielska cierpliwość wymaga diabelskiej siły...
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Anielska cierpliwość wymaga diabelskiej siły...
O mnie: Cóż...mam 27 lat, kochającego męża, stabilną (choć niezbyt lubianą i średnio płatną) pracę i jak wielu, kredyt mieszkaniowy na całe życie ;) Nasza dwu i pół-osobowa rodzina (włączając kota) prowadzi nudny wielkomiejski tryb życia w rytmie "praca-dom", a ściślej "praca1-praca2-dom".
Czas starania się o dziecko: Staramy się od maja 2012 r. i jak nie trudno się domyślić - póki co bezskutecznie :/
Moja historia: Myślę, że początek mojej historii jest podobny do wielu innych: decyzja o podjęciu starań - starania - starania - i... nic :( Po około 10 cyklach poszłam do lekarza. Badania hormonalne w normie, monitoring cyklu też ok. Lekarz stwierdził, że mam bardzo delikatne PCOS, ale w zasadzie wszystko jest w porządku. Powiedział żebym ewentualnie przyszła po 16 cyklach. Póki co zalecił CIERPLIWOŚĆ. I tak cierpliwie mijają kolejne cykle bezowocnych starać :(
Moje emocje: Emocje - tu mogłabym w nieskończoność. Najprościej opisać to tak: w okresie okołoowulacyjnym mam przypływ energii, dobrego nastroju i ogromnej nadziei. Sytuacja jest odwrotna, gdy zaczynam miesiączkować :( Ogólnie jestem już zmęczona staraniami i nieustającym myśleniem o cyklu, owulacji, temperaturze itp. Martwię się, że jest ze mną coś nie tak :( Dodatkowo, paraliżuje mnie sama myśl, że konieczna może być szczegółowa diagnostyka i milion stresujących wizyt u gin. Ogólnie: smutno :(

23 lipca 2013, 21:01

Wciąż nie mogę się nadziwić, że życie może być takie przewrotne: przez tyle lat paraliżowała mnie myśl o tym, że mogę zajść w ciążę, dziesiątki prezerwatyw, stosunków przerywanych, testów ciążowych robionych w panice...Nigdy bym nie pomyślała, że to może być takie trudne. Jak to możliwe skoro tyle dziewczyn zalicza "wpadki"?! Mało tego, w myśl zasady "przezorny zawsze ubezpieczony" byłam przeciwniczką tabletek antykoncepcyjnych głównie z powodu przyszłej ciąży i ich ewentualnego wpływu na dziecko. A tu co!? Życie znów robi psikusa: wszystkie moje znajome po latach brania tabletek już w kolejnych ciążach, a mi zostało naiwne przekonanie :/ I to jeszcze nie koniec absurdów z mojego życia: jak to jest, że mając regularny cykl, wyczuwalną owulację, śluz płodny ciągle nie jestem w ciąży?! Tracę już cierpliwość :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2013, 21:31

24 lipca 2013, 10:22

Dziękuję za wszystkie porady :) Piszecie o badaniu nasienia. Hm... mój mąż póki co jest wykluczony z kręgu "podejrzanych";) I mi jakoś trudno uwierzyć, że problem mógłby leżeć po jego stronie. Wysportowany, niepalących, niepijący, zdrowo się odżywia, a u mnie zawsze "coś". Plan jest taki: zgodnie z zaleceniem lekarza poczekam jeszcze miesiąc i pewnie pójdę na szczegółową diagnostykę. Wspominałam już, że nienawidzę klinik i wizyt u lekarzy? Po mojej pierwszej wizycie w klinice leczenia niepłodności byłam trochę zdziwiona tajemniczą atmosferą tam panującą. Ludzie w poczekalni dwojakiego rodzaju, jedni milczący i ewidentnie zawstydzeni, inni wgapiający się w każdą nowoprzybyłą kobietę, styl czekania tzw "niezrczny - noga na nogę", pani w administracji wywołuje pacjentów anonimowo i niemalże szeptem "Pani Ania" (ale ciiiiii bo Pani Ania ma problemy z zajściem w ciążę, a to pewnie wstyd). Nie wspomnę już o cenach i dorabianiu się lekarzy na cudzej krzywdzie... To wszystko sprawia , że przeraża mnie myśl o konieczności badania i wciąż się łudzę, że mnie to ominie...

Ale wróćmy na ziemię. Zapewne jak już się przełamę i dołączę do "tajemniczego kręgu";) to pierwszym badaniem będzie badanie nasienia. Jak to właściwie się odbywa, ile kosztuje? Czy trzeba to zrobić na miejscu czy można dostarczyć materiał? Czy muszę się wcześniej umawiać na wizytę do lekarza czy mogę przebadac męża na "własną rękę"? ;) Ciekawa jestem jak wasi Panowie to przeżyli? Wstydzili sie, krępowali, czy nie było problemu?

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2013, 10:46

24 lipca 2013, 15:57

Kolejni z naszych znajomych "są" w ciąży! Ta informacja mnie dobiła :( I nie chodzi o to, że się nie cieszę ich szczęściem. To już kolejni, którzy twierdzili, że w ogóle nie planowali dziecka. Tak jakoś się nagle zdecydowali i udało im się - oczywiście za pierwszym razem. Nie wiem ile w tym prawdy, a ile przechwałek. Nie umiem tego wyjaśnić, ale jest mi z tym bardzo ciężko :( Innym się udaje, a nam już tyle czasu nie. W dodatku mam właśnie dni płodne, a mój mąż daleko w delegacji. Cykl "zmarnowany" ;) Staram się o tym nie myśleć, ale nie jest łatwo. Sprzątam, piorę, zmywam, porządkuje - pomaga na chwilę...

26 lipca 2013, 19:11

Decyzja zapadła - za kilka tygodni robimy badanie nasienia. Niestety wcześniej się nie da, bo mój mąż na antybiotyku. W laboratorium mówią, że musi minąć co najmniej 15 dni od ostatniej tabletki. I znów męczy mnie jedna z najbardziej irytujących cech mojego charakteru - brak cierpliwości. W przeciwieństwie do mojego męża, wszystko chciałabym mieć na już, co w przypadku trudności z zajściem w ciążę, dodatkowo komplikuje sprawę :/ Czekanie jest dla mnie jak tortury, a biorąc pod uwagę czas naszych starań - aż dziw, że jeszcze żyję ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2013, 19:11

26 lipca 2013, 19:32

Muszę się do czegoś przyznać... nikt ze znajomych ani rodziny nie wie o naszym problemie :/ Nie umiem tego wyjaśnić, ale boję się o tym komukolwiek powiedzieć. I nie chodzi mi nawet o wstyd, ale o pewnego rodzaju presję. Mam wrażenie, że w dobie baby-boom'u temat "bezpłodności" jest traktowany jako ciekawostka przyrodnicza, a kobieta z problemami jak pożądany obiekt plotek. Niby współczują, trzymają kciuki, a tak naprawdę tylko czekają na okazję żeby podać tę "poufną" informację dalej. Nie ufam żadnej obcej osobie na tyle żeby podzielić się moim problemem. W rodzinie też raczej nie uzyskam wsparcia. Staram się nie kierować stereotypami, ale gdzieś w tyle głowy mam obiegową opinię, że kobieta, która nie może zajść w ciążę jest niepełnowartościowa. Oczywiście nie zgadzam się z tym prostackim twierdzeniem, ale wiem też, że wiele osób tak myśli.

Długi czas świadomie nie planowałam ciąży. Miałam pewną styczność z trudnymi dziećmi, co skutecznie zniechęcało mnie do macierzyństwa. Rok temu postanowiłam zaryzykować z nadzieją, że własne dzieci to inna kategoria;) Często pytana o plany "rozrodcze" stwierdzałam kategorycznie, że może po 30. Zauważyłam, że z każdym rokiem zwiększa się liczba tego typu pytań, a nawet docinek i uszczypliwości. Zastanawiam się jak długo uda mi się udawać zanim będę musiała powiedzieć prawdę...i już słyszę komentarze w stylu "tak długo nie chciała zajść w ciążę to teraz ma nauczkę". Martwię się też, że spotkam w klinice kogoś znajomego...Eh... dużo bym dała żeby się wreszcie udało

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2013, 21:14

27 lipca 2013, 20:47

Historia końca pewnej znajomości...

Mam (a właściwie powinnam napisać "miałam") jedną bardzo bliską koleżankę z dzieciństwa. M. mieszka daleko, a nasze kontakty są głównie internetowo-telefoniczne. M. to do niedawna typ bardzo imprezowy, niezbyt poukładany i niezbyt odpowiedzialny. Często wspominała o naszych ciężarnych koleżankach, mówiąc jak bardzo się im dziwi, że w tak młodym wieku się decydują i że ona się na pewno nie będzie spieszyć do pieluch. Jakiś czas temu, co było wielkim szokiem, poznała pewnego obcokrajowca. Jeszcze bardziej zdziwiła mnie informacją o tym, że rozpoczynają starania o dziecko:0 Tydzień przed tym jak powiedziała mi o swoich planach, godzinami opowiadała o ulubionych, mocno zakrapianych imprezach, przypadkowych noclegach i nocnych eskapadach w stanie upojenia alkoholowego. Mimo, że mam niewiele wspólnego z takim trybem życia, lubiłam te nigdy niekończące się historie. Pierwsza opowieść o planowanym poczęciu nie należała do tych lubianych. Miałam wrażenie, że rozmawiam z zupełnie inną osobą. M. komunikując mi o swoich planach rozrodczych tłumaczyła jak bardzo czuje się gotowa do macierzyństwa, jak nagle (w ciągu tygodnia) poczuła potrzebę bycia mamą i mówi wszystkim żeby nikt nie posądził jej o przypadkową "wpadkę" (nie mieli ślubu). Oniemiałam! Jasnym było, że chodzi o obywatelstwo i złapanie ustawionego faceta "na ciążę". Po 4 miesiącach oznajmiła, że spodziewa się potomka. I to był moment, w którym straciłam jedyną bliską koleżankę.

Każda kolejna próba rozmowy z M. skupiała się na tematach ciążowych i okołociążowych. Nie poznawałam jej. Stwarzała przede mną pozory, była sztuczna i nieszczera. Czułam się poniekąd oszukana przez nią. Doskonale wiedziałam jaki jest cel poczęcia dziecka - narzędzia manipulacji. Udawała przede mną kogoś, kim nie była. Znałam ją od tylu lat i wiedziałam, że dziecko (a co za tym idzie domowy tryb życia) nigdy nie było dla niej priorytetem. Postanowiłam delikatnie ograniczyć nasze kontakty.

Po dziewięciu miesiącach urodziła córkę, a kilka miesięcy później (osiągnęła swój cel) wyszła za mąż. Teraz siedzi z dzieckiem w domu i jest jeszcze gorzej: ciągłe prośby o "wideokonferencje" z niemowlakiem w roli głównej, ciągłe pytania "a kiedy wy?", docinki, uszczypliwości, opowieści o tym jak jest wspaniale i uroczo (mimo, że przyznała pewnego razu, że jest bardzo ciężko). Było mi bardzo przykro, nie wytrzymałam napięcia - ograniczyłam kontakt do minimum. Wniosek? Życie jest niesprawiedliwe :/

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lipca 2013, 20:51

28 lipca 2013, 14:58

Urlop. W pracy źle i na wolnym niedobrze. Niby relaks, wypoczynek, człowiek się nie musi spieszyć, ale nie ma czym zająć myśli. Już 3. dzień na zmianę sprzątam, gotuję, śpię, "grzebię" w Internecie. I czuję, że już mam dość :) Czytam fora i strony poświęcone trudnościom w zajściu w ciążę. Na tej podstawie stwierdziłam właśnie u siebie prawdopodobieństwo występowania co najmniej kilkunastu chorób powodujących bezpłodność (ach ten dr Google...). To znak, że pora porzucić te bzdury i zająć się czymś innym ;)
Najgorsza w tym wszystkim jest niepewność i bezsilność. Ze wszystkim trzeba czekać: na wizytę do lekarza, na działanie leków, na okres, na owulację. Błędne koło. I nikt nie da gwarancji, że w tym cyklu (czy może w kolejnym lub piątym z kolei) się uda. A życie potrafi jeszcze bardziej skomplikować sprawę, co zdarzyło mi się kilkakrotnie: dni płodne-grypa+antybiotyk, dni płodne-mąż w delegacji, dni płodne-plamienie=cykl bezowulacyjny, decyzja o badaniu nasienia-mąż na antybiotyku. Sama sobie też często robię niepotrzebne nadzieje. Szukam u siebie oznak potencjalnej ciąży: pól piersi, podbrzusza, mdłości, plamienie implantacyjne itp. Ależ później jest zawód, złość i rozpacz :( Po traumatycznych przejściach z testowaniem staram się nie nakręcać, choć nie jest to takie proste. Mimo wszystko wciąż mam nadzieję, że uda się szybko i naturalnie :) (zawsze byłam naiwna) ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2013, 15:03

3 sierpnia 2013, 21:18

Sobotni grill ze znajomymi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie trzy ciężarne i dwie pary z małymi dziećmi... Dalszy komentarz uważam za zbędny :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 sierpnia 2013, 21:19

7 sierpnia 2013, 20:59

Drugi dzień cyklu. Prawie wcale nie robiłam sobie nadziei, a mimo to jakoś smutno, że znowu się nie udało :( Musiałam jakoś odreagować i zajęłam się pracami ogrodowymi. Pomalowałam kompostownik, mostek nad oczkiem wodnym, odrestaurowałam kilka staroci. Zdrowo się zmęczyłam, ale efekt końcowy był tego wart :) Warto było też choćby z powodu miny pana w sklepie budowlanym kiedy pytałam o zastosowanie lakierobejcy i ceny wiertarko-wkrętarek :) hihi

Jeszcze tydzień i badanie nasienia - strasznie się dłuży te oczekiwanie...

7 sierpnia 2013, 20:59

Anielska cierpliwość wymaga diabelskiej siły...;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2013, 21:02

14 sierpnia 2013, 18:28

I po badaniu nasienia ufff Dzielny mąż poszedł sam i "uwinął" się w 15 minut ;) Badanie w prywatnej klinice, 150 zł, bardzo dobre warunki, personel też miły. Tego się najbardziej bałam. Denerwowalam się bardziej niż mąż. Samo miejsce nasila we mnie stres. Tak już mam, źe nie lubię przychodni, klinik i całego zamieszania z nimi związanego. Jak pomyślę o tych wszystkich badaniach, które miałabym jeszcze zrobić (a które niektóre z was - odważne dziewczyny macie już za sobą) i stresie jaki musiałabym ewentualnie przejść, dochodzę do absurdalnego wniosku:

LECZENIE NIEPŁODNOŚCI NIE SPRZYJA ZAJŚCIU W CIĄŻĘ :)

Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie czuję: poziom stresu związany z tymi wszystkimi zabiegami i wizytami może zaburzyć gospodarkę hormonalną i namieszać w cyklu :p Jednak wciąż naiwnie się łudzę, że mnie to jakimś cudem ominie.

Mój mąż po raz pierwszy miał okazję nieśmiało "zwiedzić" tego typu miejsce. Byłam ciekawa jego relacji, choć nie spodziewałam się wiele, biorąc pod uwagę jego podejście do "sprawy" (póki co nie widzi problemu i niezbyt interesuje się tematem naszych długich starań). Krótko mówiąc, był w szoku. I nie chodziło mu ani o techniczną stronę badania, "obsługę" ani warunki lokalowe. Zdziwiła go sama atmosfera miejsca i zachowania par czekających na wizytę. Miał podobne spostrzeżenia do moich (a myślałam, że to raczej moje subiektywne odczucia). Nie mógł sie nadziwić, że ludzie są bardzo zestresowani, zawstydzeni, nie rozmawiają ze sobą, mają spuszczone głowy i w ogóle nie patrzą na siebie. Mi niestety ta atmosfera też się tam udziela :/ Smutne, że leczenie w tym kierunku to wciąż temat tabu. Dla mnie to proste: jedni mają kłopoty z cerą, inni z żołądkiem, a jeszcze inni z płodnością.

Do rzeczy: badanie zrobione = duży krok naprzód. Jutro wyniki (co mnie bardzo cieszy, bo pierwotnie miały być aż w piątek). Myślę, że bedą ok, ale jak czytam wasze wpisy na ovufr to widzę, że różnie z tym bywa. Jeśli będą złe to wiadomo - leczenie. A co jak bedą w normie? Hmmm I tu nie wiem. Mój lekarz (znany specjalista w dziedzinie) już na poprzedniej wizycie pare miesięcy temu powiedział mi, że nie wie na co miałby mnie leczyć skoro cykl regularny i stwierdzona owulacja. Pewnie będzie kazał czekać ... :/

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2013, 21:03

14 sierpnia 2013, 18:37

Dziewczyny, dziękuję wam za wszystkie komentarze pod moimi wpisami :* Nie zawsze je komentuję, ale każdy mnie cieszy i pociesza. "Na żywo" nie mam nikogo życzliwego, kogo można by się poradzić, a tu wiele mądrych rad. Dzięki wam doszłam do wniosku, że warto już teraz zbadać męża (choć nie wiedzieć czemu, w planach tego nie miałam). Jutro wpiszę wyniki i będę prosiła was - wprawione w analizach tego typu, o ocenę sytuacji. Mam nadzieję, że wpiszecie swoje sugestie. Buziaki dla was kochane :*

15 sierpnia 2013, 10:59

No i mamy wyniki! Są bardzo szczegółowe i ciągle jeszcze je analizujemy. Poniżej wpiszę parametry. Proszę was ovu-koleżanki o analizę i mądre sugestie (mile widziane uzasadnienie lub komentarz) :) Z góry dziękuję za pomoc :*

15 sierpnia 2013, 11:21

WSTĘPNA OCENA MIKROSKOPOWA

abstynencja: 4 dni
upłynnienie: całkowite norma: całkowite
objętość ml: 4,2 norma: 1,5 - 6,0 ml
pH: 7,9 norma: >7,2
lepkość: + norma +
wygląd: prawidłowy norma: prawidłowy
aglutynacja (-,+,++,+++): + norma -
leukocyty i komórki okrągłe: 2-4

RUCHLIWOŚĆ PLEMNIKÓW

w % (norma: a+b>=32% lub a+b+c>=40%

ruch postępowy szybki a: 19,3%
ruch postępowy wolny b: 16,8%
ruch niepostępowy c: 18,5%
nieruchome d: 45,4%

w ml (norma łącznie >15)

ruch postępowy szybki a: 5,5
ruch postępowy wolny b: 4,8
ruch niepostępowy c: 5,3
nieruchome d: 12,9

w ejakulacie (norma łącznie >39)

ruch postępowy szybki a: 23,1
ruch postępowy wolny b: 20,1
ruch niepostępowy c: 22,1
nieruchome d: 54,2

LICZBA PLEMNIKÓW

liczba plemników: 100%
liczba plemników ml: 28,5 norma: >15
liczba plemników w ejakulacie: 119,5 norma: >39

MORFOLOGIA PLEMNIKÓW

plemniki o prawidłowej budowie: 9,0% norma: 4%
plemniki o nieprawidłowej budowie: 87,0%
- główki 87,0%
- wstawki 10,0%
- witki 0,0%
- krople cytoplazm 2,0%
nieprawidłowości pojedyncze
- tylko główki 81,0%
- tylko wstawki 4,0%
- tylko witki 0,0%
morfologia ogólna
- prawidłowa 9,0%
- nieprawidłowa 91,0%

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 sierpnia 2013, 15:22

15 sierpnia 2013, 15:22

Dziewczyny, na pewno macie porównanie i większe doświadczenie w analizie. Na moje oko jest raczej ok, ale czy to są bardzo dobre, dobre, czy średnie wyniki to nie wiem :/ Problem jest z aglutynacją bo +, ale z tego co czytałam to jest pierwszy stopień więc nie aż tak źle?

16 sierpnia 2013, 20:47

Kurcze, 11dc a tu cały dzień brązowe plamienia :( Pewnie będzie bezowulacyjny (miewam cykle bezowulacyjne średnio 2 razy w roku). Tak czuję bo oprócz plamień bolą mnie jajniki, a zazwyczaj do 15dc nic takiego się nie dzieje. Jestem zła bo liczyłam na ten cykl - nawet wróciłam do mierzenia temperatury :/ eh... i zajdź człowieku w ciążę jak tu zawsze coś...

19 sierpnia 2013, 13:24

Porada
Ciekawy artykuł zawierający wyniki badań i statystyki związane ze współżyciem i staraniami o dziecko. Może komuś się przyda :)

http://zdrowie.wm.pl/75805,Jak-sie-starac-o-dziecko.html#axzz2cPe7XUwQ

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2013, 13:25

22 sierpnia 2013, 15:23

Wydaje się, że cykl wrócił do normy: plamienia ustały, przyszedł ból owulacyjny, pojawił się śluz płodny. I znów wróciła nadzieja :) Dziś 17dc i temperatura poszła lekko w górę. Od 5 dni zachodzą intensywne starania fizyczne ;) Mam nadzieję, że owulacja była, choć ovufr jeszcze jej nie zaznaczył.
Stwierdzam, że kobieta to jednak naiwna istota-mam już za sobą około 12 wzorowych i nieudanych cykli, a wciąż się łudzę, że tym razem się uda. Niby się nie nastawiam i staram się nie nakręcać, to gdzieś z tyłu głowy tli się nadzieja, że może tym razem się uda. Niestety najgorszy czas jeszcze przede mną - oczekiwanie na okres...przyjdzie czy nie...
Postanowiliśmy wspólnie z mężem dać sobie jeszcze 3-4 cykle na "bezstresowe", naturalne starania, a jeśli do tej pory się nie uda - zdecyduję się na pełną diagnostykę. Eh...w głowie mętlik...i ta ogromna nadzieja, że uda się po drodze ominąć wyłudzaczy=lekarzy i miliony stresów...

24 sierpnia 2013, 16:39

09079a5176bd6275620c9e955beb9b78.png

Ovufriend zaznaczył owulację... Może tym razem wreszcie się uda... bo nie wiem jak zniosę rozczarowanie nr 14 :/ Najgorsze jest teraz czekanie...

Staram się od pewnego czasu nie wsłuchiwać w swoje ciało po owulacji zbyt mocno bo psychika robi mi psikusa. To niesamowite jaki może mieć wpływ na fizyczne odczucia. Starając się o ciążę, realnie czuję wiele jej symptomów: wrażliwe piersi, mdłości, ciągnięcie w podbrzuszu itp. Wiele razy już miałam nadzieję graniczącą z pewnością, że na pewno się udało. Niestety za każdym razem kończyło się inaczej :/ Ciężko jest się nie nastawiać, a już nie myśleć- to niemożliwe! "Wyluzuj, zapomnij, zajmij się czymś" typowe niewykonalne rady dla starających się. Ciekawa jestem czy faktycznie istnieje (tak bardzo rozsławiona) blokada psychiczna przed ciążą. Że niby podświadomie się nie chce lub nie jest gotowym na dziecko - ilu z przyszłych rodziców na świecie może stwierdzić jednoznacznie, że są w 100% gotowi?! Odpowiedzialne osoby, mające świadomość powagi sprawy jaką jest nowe życie, nigdy nie będą do końca pewne czy podołają. Paradoks...

Mówi się też, że taka blokada może wynikać ze złych doświadczeń i wzorców z okresu dzieciństwa. Jeśli tak rzeczywiście jest, to moje szanse na macierzyństwo, są bliskie 0 ;) Tak sobie myślę, że musi jednak w tym coś być skoro wciąż pojawiają się historie o tym, jak to po wakacjach i relaksie ludzie zachodzą... Nic już nie wiem - za głupia jestem na to wszystko... Buziaki

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2013, 16:59

30 sierpnia 2013, 16:49

25 dc. Temperatura 37,14. Objawy ciąży zerowe. Jedynie piersi nadwrażliwe i 2 rozmiary większe- jak zwykle o tej porze. Oglądałam wykresy ciążowe dziewczyn. W większości przypadków miały objawy już w kilka dni po zapłodnieniu. I z tego powodu nie daję się ponieść emocjom. Nie powiem, tli się we mnie nadzieja (temperatura ładnie rośnie), ale w poprzednich "mierzonych" cyklach było tak samo: piękny wzrost i w dzień przed okresem tak samo "piękny" spadek :/

W dodatku nastał koniec urlopu. Dziś pierwszy dzień w pracy. Ogrom zamieszania, spraw, obowiązków na zaraz, na wczoraj. Z jednej strony będę mniej myślała o tym wszystkim, a z drugiej, dołączy codzienny stres, który jest zazwyczaj bardzo duży i na pewno nie sprzyja staraniom...
1 2