I to jeszcze nie koniec absurdów z mojego życia: jak to jest, że mając regularny cykl, wyczuwalną owulację, śluz płodny ciągle nie jestem w ciąży?! Tracę już cierpliwość
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2013, 21:31
Piszecie o badaniu nasienia. Hm... mój mąż póki co jest wykluczony z kręgu "podejrzanych"
I mi jakoś trudno uwierzyć, że problem mógłby leżeć po jego stronie. Wysportowany, niepalących, niepijący, zdrowo się odżywia, a u mnie zawsze "coś". Plan jest taki: zgodnie z zaleceniem lekarza poczekam jeszcze miesiąc i pewnie pójdę na szczegółową diagnostykę. Wspominałam już, że nienawidzę klinik i wizyt u lekarzy? Po mojej pierwszej wizycie w klinice leczenia niepłodności byłam trochę zdziwiona tajemniczą atmosferą tam panującą. Ludzie w poczekalni dwojakiego rodzaju, jedni milczący i ewidentnie zawstydzeni, inni wgapiający się w każdą nowoprzybyłą kobietę, styl czekania tzw "niezrczny - noga na nogę", pani w administracji wywołuje pacjentów anonimowo i niemalże szeptem "Pani Ania" (ale ciiiiii bo Pani Ania ma problemy z zajściem w ciążę, a to pewnie wstyd). Nie wspomnę już o cenach i dorabianiu się lekarzy na cudzej krzywdzie... To wszystko sprawia , że przeraża mnie myśl o konieczności badania i wciąż się łudzę, że mnie to ominie...Ale wróćmy na ziemię. Zapewne jak już się przełamę i dołączę do "tajemniczego kręgu"
to pierwszym badaniem będzie badanie nasienia. Jak to właściwie się odbywa, ile kosztuje? Czy trzeba to zrobić na miejscu czy można dostarczyć materiał? Czy muszę się wcześniej umawiać na wizytę do lekarza czy mogę przebadac męża na "własną rękę"?
Ciekawa jestem jak wasi Panowie to przeżyli? Wstydzili sie, krępowali, czy nie było problemu?
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2013, 10:46
I nie chodzi o to, że się nie cieszę ich szczęściem. To już kolejni, którzy twierdzili, że w ogóle nie planowali dziecka. Tak jakoś się nagle zdecydowali i udało im się - oczywiście za pierwszym razem. Nie wiem ile w tym prawdy, a ile przechwałek. Nie umiem tego wyjaśnić, ale jest mi z tym bardzo ciężko
Innym się udaje, a nam już tyle czasu nie. W dodatku mam właśnie dni płodne, a mój mąż daleko w delegacji. Cykl "zmarnowany"
Staram się o tym nie myśleć, ale nie jest łatwo. Sprzątam, piorę, zmywam, porządkuje - pomaga na chwilę...
Czekanie jest dla mnie jak tortury, a biorąc pod uwagę czas naszych starań - aż dziw, że jeszcze żyję
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2013, 19:11
Nie umiem tego wyjaśnić, ale boję się o tym komukolwiek powiedzieć. I nie chodzi mi nawet o wstyd, ale o pewnego rodzaju presję. Mam wrażenie, że w dobie baby-boom'u temat "bezpłodności" jest traktowany jako ciekawostka przyrodnicza, a kobieta z problemami jak pożądany obiekt plotek. Niby współczują, trzymają kciuki, a tak naprawdę tylko czekają na okazję żeby podać tę "poufną" informację dalej. Nie ufam żadnej obcej osobie na tyle żeby podzielić się moim problemem. W rodzinie też raczej nie uzyskam wsparcia. Staram się nie kierować stereotypami, ale gdzieś w tyle głowy mam obiegową opinię, że kobieta, która nie może zajść w ciążę jest niepełnowartościowa. Oczywiście nie zgadzam się z tym prostackim twierdzeniem, ale wiem też, że wiele osób tak myśli.Długi czas świadomie nie planowałam ciąży. Miałam pewną styczność z trudnymi dziećmi, co skutecznie zniechęcało mnie do macierzyństwa. Rok temu postanowiłam zaryzykować z nadzieją, że własne dzieci to inna kategoria;) Często pytana o plany "rozrodcze" stwierdzałam kategorycznie, że może po 30. Zauważyłam, że z każdym rokiem zwiększa się liczba tego typu pytań, a nawet docinek i uszczypliwości. Zastanawiam się jak długo uda mi się udawać zanim będę musiała powiedzieć prawdę...i już słyszę komentarze w stylu "tak długo nie chciała zajść w ciążę to teraz ma nauczkę". Martwię się też, że spotkam w klinice kogoś znajomego...Eh... dużo bym dała żeby się wreszcie udało
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lipca 2013, 21:14
Mam (a właściwie powinnam napisać "miałam") jedną bardzo bliską koleżankę z dzieciństwa. M. mieszka daleko, a nasze kontakty są głównie internetowo-telefoniczne. M. to do niedawna typ bardzo imprezowy, niezbyt poukładany i niezbyt odpowiedzialny. Często wspominała o naszych ciężarnych koleżankach, mówiąc jak bardzo się im dziwi, że w tak młodym wieku się decydują i że ona się na pewno nie będzie spieszyć do pieluch. Jakiś czas temu, co było wielkim szokiem, poznała pewnego obcokrajowca. Jeszcze bardziej zdziwiła mnie informacją o tym, że rozpoczynają starania o dziecko:0 Tydzień przed tym jak powiedziała mi o swoich planach, godzinami opowiadała o ulubionych, mocno zakrapianych imprezach, przypadkowych noclegach i nocnych eskapadach w stanie upojenia alkoholowego. Mimo, że mam niewiele wspólnego z takim trybem życia, lubiłam te nigdy niekończące się historie. Pierwsza opowieść o planowanym poczęciu nie należała do tych lubianych. Miałam wrażenie, że rozmawiam z zupełnie inną osobą. M. komunikując mi o swoich planach rozrodczych tłumaczyła jak bardzo czuje się gotowa do macierzyństwa, jak nagle (w ciągu tygodnia) poczuła potrzebę bycia mamą i mówi wszystkim żeby nikt nie posądził jej o przypadkową "wpadkę" (nie mieli ślubu). Oniemiałam! Jasnym było, że chodzi o obywatelstwo i złapanie ustawionego faceta "na ciążę". Po 4 miesiącach oznajmiła, że spodziewa się potomka. I to był moment, w którym straciłam jedyną bliską koleżankę.
Każda kolejna próba rozmowy z M. skupiała się na tematach ciążowych i okołociążowych. Nie poznawałam jej. Stwarzała przede mną pozory, była sztuczna i nieszczera. Czułam się poniekąd oszukana przez nią. Doskonale wiedziałam jaki jest cel poczęcia dziecka - narzędzia manipulacji. Udawała przede mną kogoś, kim nie była. Znałam ją od tylu lat i wiedziałam, że dziecko (a co za tym idzie domowy tryb życia) nigdy nie było dla niej priorytetem. Postanowiłam delikatnie ograniczyć nasze kontakty.
Po dziewięciu miesiącach urodziła córkę, a kilka miesięcy później (osiągnęła swój cel) wyszła za mąż. Teraz siedzi z dzieckiem w domu i jest jeszcze gorzej: ciągłe prośby o "wideokonferencje" z niemowlakiem w roli głównej, ciągłe pytania "a kiedy wy?", docinki, uszczypliwości, opowieści o tym jak jest wspaniale i uroczo (mimo, że przyznała pewnego razu, że jest bardzo ciężko). Było mi bardzo przykro, nie wytrzymałam napięcia - ograniczyłam kontakt do minimum. Wniosek? Życie jest niesprawiedliwe
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lipca 2013, 20:51
Czytam fora i strony poświęcone trudnościom w zajściu w ciążę. Na tej podstawie stwierdziłam właśnie u siebie prawdopodobieństwo występowania co najmniej kilkunastu chorób powodujących bezpłodność (ach ten dr Google...). To znak, że pora porzucić te bzdury i zająć się czymś innym 
Najgorsza w tym wszystkim jest niepewność i bezsilność. Ze wszystkim trzeba czekać: na wizytę do lekarza, na działanie leków, na okres, na owulację. Błędne koło. I nikt nie da gwarancji, że w tym cyklu (czy może w kolejnym lub piątym z kolei) się uda. A życie potrafi jeszcze bardziej skomplikować sprawę, co zdarzyło mi się kilkakrotnie: dni płodne-grypa+antybiotyk, dni płodne-mąż w delegacji, dni płodne-plamienie=cykl bezowulacyjny, decyzja o badaniu nasienia-mąż na antybiotyku. Sama sobie też często robię niepotrzebne nadzieje. Szukam u siebie oznak potencjalnej ciąży: pól piersi, podbrzusza, mdłości, plamienie implantacyjne itp. Ależ później jest zawód, złość i rozpacz
Po traumatycznych przejściach z testowaniem staram się nie nakręcać, choć nie jest to takie proste. Mimo wszystko wciąż mam nadzieję, że uda się szybko i naturalnie
(zawsze byłam naiwna)
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2013, 15:03
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 sierpnia 2013, 21:19
Musiałam jakoś odreagować i zajęłam się pracami ogrodowymi. Pomalowałam kompostownik, mostek nad oczkiem wodnym, odrestaurowałam kilka staroci. Zdrowo się zmęczyłam, ale efekt końcowy był tego wart
Warto było też choćby z powodu miny pana w sklepie budowlanym kiedy pytałam o zastosowanie lakierobejcy i ceny wiertarko-wkrętarek
hihiJeszcze tydzień i badanie nasienia - strasznie się dłuży te oczekiwanie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2013, 21:02
Badanie w prywatnej klinice, 150 zł, bardzo dobre warunki, personel też miły. Tego się najbardziej bałam. Denerwowalam się bardziej niż mąż. Samo miejsce nasila we mnie stres. Tak już mam, źe nie lubię przychodni, klinik i całego zamieszania z nimi związanego. Jak pomyślę o tych wszystkich badaniach, które miałabym jeszcze zrobić (a które niektóre z was - odważne dziewczyny macie już za sobą) i stresie jaki musiałabym ewentualnie przejść, dochodzę do absurdalnego wniosku:LECZENIE NIEPŁODNOŚCI NIE SPRZYJA ZAJŚCIU W CIĄŻĘ

Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie czuję: poziom stresu związany z tymi wszystkimi zabiegami i wizytami może zaburzyć gospodarkę hormonalną i namieszać w cyklu :p Jednak wciąż naiwnie się łudzę, że mnie to jakimś cudem ominie.
Mój mąż po raz pierwszy miał okazję nieśmiało "zwiedzić" tego typu miejsce. Byłam ciekawa jego relacji, choć nie spodziewałam się wiele, biorąc pod uwagę jego podejście do "sprawy" (póki co nie widzi problemu i niezbyt interesuje się tematem naszych długich starań). Krótko mówiąc, był w szoku. I nie chodziło mu ani o techniczną stronę badania, "obsługę" ani warunki lokalowe. Zdziwiła go sama atmosfera miejsca i zachowania par czekających na wizytę. Miał podobne spostrzeżenia do moich (a myślałam, że to raczej moje subiektywne odczucia). Nie mógł sie nadziwić, że ludzie są bardzo zestresowani, zawstydzeni, nie rozmawiają ze sobą, mają spuszczone głowy i w ogóle nie patrzą na siebie. Mi niestety ta atmosfera też się tam udziela
Smutne, że leczenie w tym kierunku to wciąż temat tabu. Dla mnie to proste: jedni mają kłopoty z cerą, inni z żołądkiem, a jeszcze inni z płodnością.Do rzeczy: badanie zrobione = duży krok naprzód. Jutro wyniki (co mnie bardzo cieszy, bo pierwotnie miały być aż w piątek). Myślę, że bedą ok, ale jak czytam wasze wpisy na ovufr to widzę, że różnie z tym bywa. Jeśli będą złe to wiadomo - leczenie. A co jak bedą w normie? Hmmm I tu nie wiem. Mój lekarz (znany specjalista w dziedzinie) już na poprzedniej wizycie pare miesięcy temu powiedział mi, że nie wie na co miałby mnie leczyć skoro cykl regularny i stwierdzona owulacja. Pewnie będzie kazał czekać ...

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2013, 21:03
Z góry dziękuję za pomoc :*
abstynencja: 4 dni
upłynnienie: całkowite norma: całkowite
objętość ml: 4,2 norma: 1,5 - 6,0 ml
pH: 7,9 norma: >7,2
lepkość: + norma +
wygląd: prawidłowy norma: prawidłowy
aglutynacja (-,+,++,+++): + norma -
leukocyty i komórki okrągłe: 2-4
RUCHLIWOŚĆ PLEMNIKÓW
w % (norma: a+b>=32% lub a+b+c>=40%
ruch postępowy szybki a: 19,3%
ruch postępowy wolny b: 16,8%
ruch niepostępowy c: 18,5%
nieruchome d: 45,4%
w ml (norma łącznie >15)
ruch postępowy szybki a: 5,5
ruch postępowy wolny b: 4,8
ruch niepostępowy c: 5,3
nieruchome d: 12,9
w ejakulacie (norma łącznie >39)
ruch postępowy szybki a: 23,1
ruch postępowy wolny b: 20,1
ruch niepostępowy c: 22,1
nieruchome d: 54,2
LICZBA PLEMNIKÓW
liczba plemników: 100%
liczba plemników ml: 28,5 norma: >15
liczba plemników w ejakulacie: 119,5 norma: >39
MORFOLOGIA PLEMNIKÓW
plemniki o prawidłowej budowie: 9,0% norma: 4%
plemniki o nieprawidłowej budowie: 87,0%
- główki 87,0%
- wstawki 10,0%
- witki 0,0%
- krople cytoplazm 2,0%
nieprawidłowości pojedyncze
- tylko główki 81,0%
- tylko wstawki 4,0%
- tylko witki 0,0%
morfologia ogólna
- prawidłowa 9,0%
- nieprawidłowa 91,0%
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 sierpnia 2013, 15:22
Problem jest z aglutynacją bo +, ale z tego co czytałam to jest pierwszy stopień więc nie aż tak źle?
Pewnie będzie bezowulacyjny (miewam cykle bezowulacyjne średnio 2 razy w roku). Tak czuję bo oprócz plamień bolą mnie jajniki, a zazwyczaj do 15dc nic takiego się nie dzieje. Jestem zła bo liczyłam na ten cykl - nawet wróciłam do mierzenia temperatury
eh... i zajdź człowieku w ciążę jak tu zawsze coś...

http://zdrowie.wm.pl/75805,Jak-sie-starac-o-dziecko.html#axzz2cPe7XUwQ
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2013, 13:25
Dziś 17dc i temperatura poszła lekko w górę. Od 5 dni zachodzą intensywne starania fizyczne
Mam nadzieję, że owulacja była, choć ovufr jeszcze jej nie zaznaczył.Stwierdzam, że kobieta to jednak naiwna istota-mam już za sobą około 12 wzorowych i nieudanych cykli, a wciąż się łudzę, że tym razem się uda. Niby się nie nastawiam i staram się nie nakręcać, to gdzieś z tyłu głowy tli się nadzieja, że może tym razem się uda. Niestety najgorszy czas jeszcze przede mną - oczekiwanie na okres...przyjdzie czy nie...
Postanowiliśmy wspólnie z mężem dać sobie jeszcze 3-4 cykle na "bezstresowe", naturalne starania, a jeśli do tej pory się nie uda - zdecyduję się na pełną diagnostykę. Eh...w głowie mętlik...i ta ogromna nadzieja, że uda się po drodze ominąć wyłudzaczy=lekarzy i miliony stresów...
Ovufriend zaznaczył owulację... Może tym razem wreszcie się uda... bo nie wiem jak zniosę rozczarowanie nr 14
Najgorsze jest teraz czekanie...Staram się od pewnego czasu nie wsłuchiwać w swoje ciało po owulacji zbyt mocno bo psychika robi mi psikusa. To niesamowite jaki może mieć wpływ na fizyczne odczucia. Starając się o ciążę, realnie czuję wiele jej symptomów: wrażliwe piersi, mdłości, ciągnięcie w podbrzuszu itp. Wiele razy już miałam nadzieję graniczącą z pewnością, że na pewno się udało. Niestety za każdym razem kończyło się inaczej
Ciężko jest się nie nastawiać, a już nie myśleć- to niemożliwe! "Wyluzuj, zapomnij, zajmij się czymś" typowe niewykonalne rady dla starających się. Ciekawa jestem czy faktycznie istnieje (tak bardzo rozsławiona) blokada psychiczna przed ciążą. Że niby podświadomie się nie chce lub nie jest gotowym na dziecko - ilu z przyszłych rodziców na świecie może stwierdzić jednoznacznie, że są w 100% gotowi?! Odpowiedzialne osoby, mające świadomość powagi sprawy jaką jest nowe życie, nigdy nie będą do końca pewne czy podołają. Paradoks...Mówi się też, że taka blokada może wynikać ze złych doświadczeń i wzorców z okresu dzieciństwa. Jeśli tak rzeczywiście jest, to moje szanse na macierzyństwo, są bliskie 0
Tak sobie myślę, że musi jednak w tym coś być skoro wciąż pojawiają się historie o tym, jak to po wakacjach i relaksie ludzie zachodzą... Nic już nie wiem - za głupia jestem na to wszystko... Buziaki
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2013, 16:59

W dodatku nastał koniec urlopu. Dziś pierwszy dzień w pracy. Ogrom zamieszania, spraw, obowiązków na zaraz, na wczoraj. Z jednej strony będę mniej myślała o tym wszystkim, a z drugiej, dołączy codzienny stres, który jest zazwyczaj bardzo duży i na pewno nie sprzyja staraniom...

kochana a może wyślij małżonka na badania? ja pomimo, ze problemy są również z mojej strony, żałuję, że mojego nie wysłałam wcześniej, bo niestety u mężczyzn dłużej czeka się na poprawę wyników
i nie martw się! :)
Dzięki za wsparcie :) Lekarz po przeprowadzeniu wywiadu ustnego na temat trybu życia mojego męża, póki co, nie wskazał na konieczność badań. I ja w to wątpię: abstynent, niepalący, sportowiec, zbilansowana dieta. U mnie zazwyczaj jakieś zawirowania :/
niech się mąż abada na własną rękę nigdy nie wiadomo.. życie to ciąg absurdów , nie trać nadziei
nasienie nie zależy tylko od trybu życia niestety.. może to moje skrzywienie, ale jeśli nie możecie znaleźć przyczyny, to przebadać małżonka nie zaszkodzi, przyczyny po stronie mężczyzn występują równie często to co po stronie kobiet. Ja też myślałam, że to zapewne tylko z mojej przyczyny, a tu się okazało, ze może nawet "bardziej" ze strony męża... Nie namawiam, z serca radzę, wiem że to stresujące badanie dla facetów, ale jeśli wszystko wyjdzie ok. to tylko się utwierdzi w swojej "męskości" :)
Tak jak dziewczyny mowia niech sie maz zbada, my mamy dziecko a teraz przy staraniach o drugie wyniki nasienia nie za dobre i kto by pomyslal ze jak juz dziecko ma to przy drugim bedzie mial problemy. Zbadac nie zaszkodzi
U nas koszt badania to 60 zł. Ale niestety nie ma pomieszczenia w którym mogłoby się oddać materiał na miejscu, dlatego trzeba dowieźć. Do 30 min dostarczyć do laboratorium.