X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Kronika starań po stracie - nowa nadzieja?
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

2 października 2015, 16:30

Zadzwonili właśnie z kolejnej firmy - przez weekend mam zrobić testy logiczne i w przyszłym tygodniu pewnie będzie kolejna rozmowa kwalifikacyjna :) Jak tak dalej pójdzie, to może jednak znajdę sobie fajną pracę zamiast mojej obecnej :)

A propos mojej obecnej pracy - zadzwoniła koleżanka, która przejęła część moich projektów. Spędziłam 40 minut na wprowadzaniu jej w temat. Z jednej strony chwyciła mnie nostalgia - przy niektórych z tych projektów pracowałam przez ostatnie 3 lata, kawał czasu i doświadczeń, tych przyjemnych i mniej przyjemnych. A z drugiej... nie wiem... może taka nieśmiała nadzieja, że czekające mnie nowe doświadczenia będą jeszcze lepsze? Że jakoś to się wszystko poukłada i na froncie pracowym, i na froncie ciążowym? Chyba znowu wreszcie, po tych miesiącach okropnej depresji, wychodzi z ukrycia optymistka :)

3 października 2015, 14:30

Dzisiaj dzień zaczął się od awantury z mężem. Skończyło się nad tym, że prawie cisnęłam miseczką, którą myłam o podłogę, taka byłam wściekła. Ledwo się powstrzymałam w ostatniej chwili i dobrze, bo bardzo tą miseczkę lubię. Ale chyba źle mi z oczu patrzyło, bo jak podniosłam tą miseczkę, to mąż aż odskoczył, chyba myślał, że to w niego ją zamierzam wycelować :D Tak mnie to rozśmieszyło, że zaczęłam chichotać i się pogodziliśmy :)

Zaraz zabieramy się za tapety w sypialni, niech nas wszyscy święci mają w opiece.

6 października 2015, 17:49

Remont sypialni postępuje powooooooooooooooli... ale postępuje :) Wczoraj kolejna ściana wytapetowana, zostały jeszcze dwie :) Jutro może mojemu tacie uda się wpaść i dokończyć też dwa ostatnie gniazdka :) Biorąc poprawkę na tempo prac, może skończymy remont w weekend albo nawet w przyszłym tygodniu i dopiero wtedy zabieramy się za zakup mebli. Z kasą jesteśmy bardzo na styk, więc zobaczymy, jak to wyjdzie. Chciałabym kupić szafę narożną, łóżko, materac, komodę, lustro i dwa stoliki nocne. Oczywiście stoliki nocne i lustro mogą poczekać, komoda ewentualnie też. Byle łóżko, materac i szafa zmieściły się w budżecie :)

Dziś niestety smutne wieści od jednej ze znajomych staraczek po poronieniu - puste jajo płodowe w kolejnej ciąży, zarodek się nie wykształcił :( Aż za dobrze wiem, jaki to ból - gdy zaszłam w drugą ciążę, tyle było we mnie strachu i nadziei - piorunująca mieszkanka - ale mimo wszystko mówiłam sobie, że teraz musi już być dobrze, że moja miara nieszczęść już się wyczerpała - gdy dowiedziałam się, że beta spada... Przeżyłam to chyba jednak jeszcze gorzej niż pierwsze poronienie :( Wydawało mi się to takie cholernie niesprawiedliwe. Domi, trzymaj się kochana!

My z mężem staramy się teraz intensywnie, owulka na dniach. Śluzu przynajmniej mam znacznie więcej niż w trzech ostatnich cyklach, choć jest mlecznobiały i wodnisty raczej niż białko jajka - ale przynajmniej widać jakiś postęp. Może organizm wraca wreszcie do normy.

Poszukiwania pracy trwają, na razie bez wyraźnych efektów. Przyjmuję wszystkie kciuki zarówno w tej sprawie jak i w sprawie ciąży! :)

11 października 2015, 13:48

Dziewczynki, a u mnie dylemat.

DOSTAŁAM PRACĘ!!!

Cieszę się jak nie wiem, bo już zaczęłam się denerwować co będzie jak skończy mi się zwolnienie a tu niczego konkretnego na horyzoncie. To jest ta praca, o której pisałam parę tygodni temu - będzie się wiązać z wieloma zagranicznymi podróżami służbowymi, głównie po Europie, ale okazjonalnie też po innych kontynentach. Nie jest to tryb pracy, który najbardziej bym sobie teraz życzyła, ale warunki finansowe są bardzo dobre, umowa o pracę na rok (potem na czas nieokreślony, ale mam jednak nadzieję, że zajdę w ciążę wcześniej i wtedy mi pewnie nie przedłużą, no ale o to to będę się martwić później) i zawodowo dla mnie super perspektywa.

Ale... zaczęłam się po raz pierwszy martwić tym, co będzie, jeżeli się okaże, że jestem teraz w ciąży.

Jeżeli faktycznie zaszłam teraz i wszystko będzie dobrze z dzieckiem, mam gdzieś tą nową pracę. W starej mam umowę na czas nieokreślony, a wypowiedzenie jest nieważne w momencie stwierdzenia ciąży więc o finanse się nie martwię. Poszukałabym nowej pracy po macierzyńskim i tyle.

Ale... Nie potrafię przestać myśleć, co będzie jeżeli zaszłam w ciążę, zrezygnuję z nowej pracy, a znowu będzie coś nie tak? Straciłabym i dziecko, i tą świetną ofertę :( Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale nie mogę przestać :( Mam wrażenie, że siedziałabym przynajmniej do końca pierwszego trymestru jak na szpilkach, czekając tylko na uderzenie topora :( Ja nie chcę być w ciąży w takich okolicznościach, chcę się nią cieszyć kiedy w końcu by mi się znowu udało w nią zajść :( Jak tak ma być, to naprawdę zaczynam myśleć, że lepiej by było jakby to nie był ten cykl i jakbym zaszła dopiero w nowej pracy, kiedy przynajmniej decyzje zostały już podjęte i nic ode mnie nie będzie zależeć :(

12 października 2015, 13:47

Dzisiaj już jestem spokojniejsza i próbuję twardo nie rozważać czarnego scenariusza. W końcu w tej chwili i tak jest nieźle! :)

Opcja 1 - za tydzień na teście pojawią się 2 kreski - anuluję wypowiedzenie i przechodzę w listopadzie na ciążowe L4 albo najpierw wykorzystuję urlop, a w czerwcu witam na świecie moje maleństwo :)

Opcja 2 - przychodzi @, odchodzę z mojej starej pracy i zaczynam nową :) Starania wstrzymujemy do wiosny, żebym zdążyła trochę popracować i zrobić dobre wrażenie. W tym czasie oboje z mężem bierzemy się za dietę, ćwiczenia i łykanie suplementów, żeby w dobrym stanie wrócić do gry :)

Opcja 3 - o której staram się nie myśleć! - zaczyna się jak pierwsza, 2 kreskami na teście i odrzuceniem oferty nowej pracy, ale kończy się jak poprzednie ciąże... No cóż, wracam po prostu do punktu wyjścia i szukam pracy od nowa. Przynajmniej mam zaktualizowane CV.

Ale, jak sobie powtarzam, nie ma co koncentrować się na opcji 3. Wszystkie badania jak do tej pory wyszły mi dobrze. Mam z moją ginką ustalony plan leków na kolejną ciążę. Już teraz łykam acard i od dzisiaj zaczęłam luteinę żeby wspomóc tą moją krótką fazę lutealną. Mam umówioną kolejną wizytę u hematologa, żeby omówić jeszcze raz sprawę clexane. Cokolwiek się wydarzy, tym razem musi być dobrze!

15 października 2015, 12:39

Dzień Dziecka Utraconego... (*)

16 października 2015, 00:17

Powoli zaczynam się niecierpliwić w oczekiwaniu na test. Do tej pory udawało mi się odwracać moją uwagę od tego - rozważałam wszystkie możliwe scenariusze co by było, gdybym rzeczywiście zaszła teraz w ciążę, ale udało mi się nie myśleć w ogóle o tym, który to dzień cyklu i ile do testowania. No, ale właśnie mi ta osiągnięta ciężką pracą obojętność przeszła i zaczynam się, niestety, nakręcać.

Wg ovu owulacja była w 17dc, więc jeszcze za wcześnie na testowanie. Powinnam poczekać przynajmniej do niedzieli, a jeszcze lepiej do wtorku. Ale wg aplikacji w telefonie owulacja była już 15dc, więc teoretycznie jutro mogłabym testować...

Mam ambitny plan, żeby wstrzymać się z testowaniem do niedzieli. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Chyba zaczyna do mnie docierać, że to jest mój cykl ostatniej szansy przed zmianą pracy. Jeżeli teraz się nie uda, musimy zawiesić starania na jakiś czas. Planowo do wiosny przynajmniej, bo jednak nie do końca wyobrażam sobie rozpoczęcie pracy i zajście w ciążę zaraz potem. Ale nie będę czekać roku na stałą umowę. Licho wie, ile potrwałyby te wznowione starania, bo w nowej pracy będę bardzo dużo podróżować służbowo i może być ciekawie ze wstrzeleniem się w dni płodne :/ Więc jeżeli teraz się nie uda, to pewnie do gry wrócimy marzec/kwiecień.

Wcześniej dostawałam lekkiej histerii na myśl o kolejnym opóźnieniu, ale chyba wyluzowałam. Jestem bardzo zmęczona psychicznie tym, jak całe moje życie kręci się dookoła tej jednej sprawy. Chciałabym się trochę oderwać, zająć myśli czym innym. Nowa praca w tym momencie brzmi fantastycznie. Do tego miałabym czas zrzucić parę kilo przed powrotem do starań, a to by mi się bardzo przydało, bo niestety przez tą depresję przybyło mi trochę :/ Więc ogólnie liczę, że podładuję baterie i wrócę za parę miesięcy z nowymi siłami do walki.

A jeżeli jednak uda się w tym cyklu? Byle wszystko skończyło się trzymaniem zdrowego maluszka w ramionach za 9 miesięcy, a płakać na pewno nie będę :)

21 października 2015, 14:47

No i niestety wczoraj przyszła wredota.

Przerwa w staraniach na najbliższe miesiące. Od 9 listopada zaczynam nową pracę.

Myślałam, że lepiej zniosę to niepowodzenie. Że jestem podekscytowana perspektywą nowej pracy, wyjściem do ludzi. Że może lepiej by było jakby jednak zrobić sobie tą przerwę...

Akurat.

Siedzę właśnie i ryczę. Wczoraj też miałam już sesję płaczu i tylko wystraszyłam męża. Dobrze tylko, że już niedużo zostało z tego cholernego roku.

2014 to był najszczęśliwszy rok w moim życiu: wyszłam za mąż, kupiliśmy mieszkanie, w pracy dostałam awans i znaczącą podwyżkę, a Boże Narodzenie spędziłam w ciąży z wymarzonym dzieckiem.

2015 - dwa poronienia, depresja, strata pracy, nieudane próby ponownego zajścia w ciążę.

Mam dosyć. Mam po prostu dosyć.

Jedyne, co mnie podtrzymuje, to mój absolutnie cudowny mąż. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.

Wiem, że jutro muszę wziąć się w garść. Mam nawet plan. No, to może nie jest takie niezwykłe, bo ja zawsze mam plan. Obmyślanie planów mnie uspokaja, nawet jak później wszystkie biorą w łeb. Więc według tego planu przede wszystkim biorę się za siebie. Depresja zostawiła po sobie 15kg nadwagi, zerową kondycję i problem ze zmieszczeniem się w jakiekolwiek ciuchy do pracy. Pierwsze kroki już poczynione. Byłam u fryzjera i skontaktowałam się z moim trenerem fitness. Wracam do treningów. Kupię sobie parę ciuchów do pracy, żebym nie straszyła nowych współpracowników. Biorę się za zdrową dietę. W nowej pracy daję z siebie wszystko, żeby zrobić pozytywne wrażenie. Wiosną wracamy z mężem do starań i mam nadzieję, że do tego czasu będę znowu szczupła, wysportowana i w dobrej kondycji. Ok, szczuplejsza niż teraz, powrót do pełnej formy pewnie zająłby dłużej :)

Ale to wszystko jutro, a dzisiaj jeszcze sobie popłaczę, że 2015 jest dla mnie osobiście zupełnie do dupy, a życie za diabła nie chce iść według żadnego z moich planów.

Cholera jasna.



23 października 2015, 22:32

Dziś już nastrój dużo lepszy, tak jak się spodziewałam. Opłakałam moje rozczarowanie i biorę się w garść. Dzisiejszy dzień dużo w tym pomógł :) Dostałam kolejną propozycję pracy :) Teraz to klęska urodzaju :) Pewnie zaakceptuję raczej tą, bo wynagrodzenie to samo, ale bez ciągłych podróży służbowych, które byłyby konieczne w tej pierwszej, a to, jak wiecie, nie do końca współgra z moimi planami ;) Pierwsza umowa na okres próbny na 3 miesiące, ale jak się sprawdzę, od razu potem na czas nieokreślony, więc faktycznie za parę miesięcy, tak jak planowaliśmy, będziemy mogli wrócić do gry :)

Co więcej, zamówiliśmy dzisiaj w Ikei łóżko, materac i wielką szafę do sypialni! Jeszcze tylko ostatnie poprawki i za parę dni będziemy wreszcie znowu spali na normalnym łóżku, a nasze rzeczy przestaną być upychane w kartonach i jedynej małej szafie którą mieliśmy do tej pory!!!

27 października 2015, 01:14

Popołudniu właśnie zaczynaliśmy się zastanawiać czy źle dobraliśmy kolor farby do tapety czy tylko tak wygląda póki jest mokra, gdy niestety przepalona żarówka w łazience spowodowała takie zwarcie, że prąd zdechł w całym mieszkaniu na dobre :( W związku z tym, że G. i tak wybierał się na nockę do pracy, ja postanowiłam spędzić noc u rodziców zamiast siedzenia samej w egipskich ciemnościach. Jutro tata ma wpaść ze mną do mieszkania i spróbować zreanimować naszą instalację. Oby obyło się bez wzywania elektryka i większych wydatków, bo mam plan zakupów rzeczy do sypialni rozpisany na 3 miesiące naprzód :D

Psychicznie dalej nieźle, ale kłuje mnie jednak w sercu gdy czytam pamiętniki po fioletowej stronie. Nie oczekuję zbyt radośnie tegorocznych świąt. W zeszłym roku byłam w święta taka szczęśliwa... 23.12. miałam USG na którym widziałam bijące serduszko mojego maleństwa... Jak się okazało, po raz ostatni. Styczeń 2015 nie przyniósł mi dobrych wieści. Boję się wspomnień i boję się życzeń od rodziny. W zeszłym roku wszyscy życzyli mi dziecka, jak to zwykle bywa w przypadku młodej mężatki. Wtedy się tylko tajemniczo uśmiechałam, bo nie chciałam zawiadamiać całej rodziny w drugim miesiącu ciąży, wiedzieli tylko moi rodzice i brat. Ale w tym roku... Nie wiem jak wytrzymam bez płaczu. Mam nadzieję, że oboje dostaniemy urlop i pojedziemy do teściów za granicę. Tam nikt nie powinien się wyrywać z tego typu życzeniami.

Może to i lepiej, że skoro nie udało nam się zajść w poprzednim cyklu robimy przerwę póki nie minie mój okres próbny w nowej pracy. Gdybym teraz zaszła w ciążę, znowu w święta byłabym na podobnym etapie co wtedy. Nerwy chyba by mnie zjadły a przez okres świąteczny oczywiście miałabym znowu ograniczone możliwości uderzania do lekarza żeby się uspokoić. Mam nadzieję, że uda nam się szybko zajść i kolejne święta będę celebrować z moim maleństwem.

1 listopada 2015, 21:12

(*)(*) zapaliłam dziś światełka dla moich maleństw, zarówno te pod krzyżem jak i tutaj te wirtualne.

Wróciłam do domu z cmentarza i rozpłakałam się w samochodzie. Myślałam, że już ze mną lepiej, że pogodziłam się w miarę z tym, co się stało. Ale po drodze zaczęliśmy rozmawiać o świętach i nagle uderzyło mnie, że dokładnie rok temu, w listopadzie, zaszłam w ciążę. Przypomniały mi się te wszystkie momenty: dwie kreski na teście, nasza radość, pite na potęgę soki warzywne (jak mnie na nie napadło!), bolące piersi, egzamin do którego w ogóle się nie uczyłam bo senność złapała mnie taka, że zasypiałam jak kłoda natychmiast po przyjściu z pracy, wymówki od picia na wigilii służbowej, serduszko na USG, zarodek idealnie odpowiadający wiekowi ciąży, święta ze słodką tajemnicą, modlitwa w kościele o zdrowie maleństwa... modlitwa niewysłuchana...

Mam żal, mam taki straszny żal, że to właśnie nas spotkało to nieszczęście. Wiem, że to się zdarza. Wiem, że wiele osób dotykają gorsze tragedie. Wierzę, że jeszcze uda nam się zostać rodzicami. Ale dzisiaj znowu płaczę, bo to tak cholernie nie fair. Dlaczego tak wielu parom udaje się mieć kilkoro dzieci bez najmniejszych problemów, a my musieliśmy stracić dwa maleństwa? Dlaczego zamiast zastanawiać się, w co ubrać moje dziecko na cmentarz musiałam mu zapalać znicz? Wiem, że nie ma odpowiedzi na te pytania, ale dziś jestem rozżalona i nie potrafię przestać ich zadawać. Czuję, że zostaliśmy tak niesprawiedliwie potraktowani przez los. My tego maleństwa tak pragnęliśmy, tak je kochaliśmy od tych pierwszych dwóch kresek na teście. Tak się cieszyliśmy na tegoroczne święta, pierwsze z maluszkiem. Nie mogę teraz znieść myśli o świętach, chcę wyjechać jak najdalej byle tylko nic mi nie przypominało, jak bardzo byłam szczęśliwa rok wcześniej i jak bardzo miałam być szczęśliwa w tym roku, a zamiast tego wciąż odkrywam nowe fazy żałoby. Mam dość zachwycania się cudzymi dziećmi, kiedy w środku wyje we mnie pustka po stracie moich. Myślałam, że jest lepiej, że wracam do normalności, ale zaczyna do mnie docierać, że normalnie już nigdy nie będzie. Może będę jeszcze szczęśliwa, jeżeli uda mi się urodzić zdrowe, żywe dziecko, ale już nigdy nie wrócę do stanu, kiedy nie przeszłam przez piekło straty tego pierwszego, wymarzonego maleństwa. Te straty będę już zawsze częścią mnie i nienawidzę tego.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 listopada 2015, 21:12

11 lutego 2016, 11:33

Ciąża rozpoczęta 14 stycznia 2016

Nieśmiało cieszę się z bledziutkich dwóch kresek... Zobaczymy, jak będzie dalej.

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2016, 12:45

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

10 maja 2018, 13:12

Hurra! Udało mi się przenieść pamiętnik z powrotem na ovufriend :) Jakoś nie dałam rady przyzwyczaić się do tego kidzfriend :P No i najważniejsze: ovufriend to bardziej odpowiednie dla mnie teraz miejsce, bo wracam do gry :) Oficjalnie zaczęliśmy się starać o rodzeństwo dla Adasia :) Jestem taka podekscytowana, że nie mogę przestać się uśmiechać jak o tym myślę :)

Ten cykl to pierwszy cykl po porodzie, w którym wykres wygląda jako tako - chyba pierwszy owulacyjny. Pierwszy okres dostałam dopiero 14 miesięcy po porodzie i dalej karmię Adasia piersią, więc niby liczyłam się, że te pierwsze cykle mogą być w cały świat, ale i tak strasznie mnie to irytowało. Nie lubię nie wiedzieć na czym stoję i poczucia, że nie mam czegoś pod kontrolą. Ale ten cykl daje mi wreszcie nadzieję, że wszystko wraca do normy :) Nawet jeśli jeszcze nie zajdę w ciążę, przynajmniej wygląda na to, że sprawy idą we właściwym kierunku :)

11 maja 2018, 12:18

Zrobiłam dziś test, ale okazał się felerny i nic nie pokazał :/ Pierwszy raz zawiodłam się na Check&Go z Rossmanna. Nie spodziewam się co prawda, że udało nam się w pierwszym w miarę normalnym cyklu, ale gdzieś tam jednak siedzi cichutko odrobina nadziei...

14 maja 2018, 13:50

Jak mi się cholernie nie chce dzisiaj siedzieć w pracy! Masakra. Zazwyczaj lubię bardzo swoją pracę i sprawia mi ona sporo satysfakcji, ale dzisiaj po prostu nie mam weny i już. Nie mam też żadnego deadline’u, który zmusiłby mnie do wzięcia się w garść (tzn. mam deadline’y, ale żadnego jeszcze w tym tygodniu).
Dziś 4dc. Nie mam zbytnich nadziei, że to będzie szczęśliwy cykl – myślę, że jeszcze nie wszystko wróciło do normy, choć poprzedni cykl wreszcie wyglądał na owulacyjny, więc sprawy idą chyba w dobrym kierunku ;) Ale mam wrażenie, że wykres nie wygląda jeszcze dokładnie tak jak powinien, cykl jest trochę za długi, a okres zbyt skąpy – chyba endometrium za cienkie. No ale to dopiero trzy cykle od powrotu okresu po porodzie, a Adaś pozostaje małym cycoholikiem, więc licho jedno wie, jak wygląda mój poziom prolaktyny i jak wpływa na moje cykle. W kolejnym cyklu planuję zbadać poziom hormonów, ale najpierw muszę doczytać których i w jakich dniach cyklu – tak dużo z tej całej wiedzy dotyczącej zachodzenia w ciążę zapomniałam!
Moje emocje to straszna huśtawka. Z jednej strony mówię sobie, że nie ma pośpiechu z kolejną ciążą, jak się uda w tym cyklu to super, ale jak za parę miesięcy to nawet z kilku praktycznych względów jeszcze lepiej i że nie ma potrzeby się nakręcać, ale chwilę później szlag mnie trafia z niecierpliwości i chcę być w ciąży teraz, zaraz, już! Zwariuję sama ze sobą jeżeli to się nie uspokoi :D
Dłuższe starania byłyby lepsze ze względu na specyfikę mojej pracy i fakt, że jestem w niej z powrotem dopiero od listopada – chyba wyglądałoby to lepiej gdybym w niej chociaż pełen rok przepracowała... Zaczęłam też dojeżdżać do pracy rowerem (co sprawia mi mnóstwo frajdy!) i powoli wprowadzam zdrowe zmiany w mojej diecie, więc za parę miesięcy będę pewnie w lepszej kondycji na ciążę. No i po babsku cieszę się, że fajnie teraz wyglądam ;) Ale mój organizm cały już krzyczy o nowe dziecko i wszystkie te mniej lub bardziej praktyczne rozważania spadają na drugi plan.
Boję się trochę jak to będzie z dwójką dzieci – czy damy radę, czy Adaś na tym nie ucierpi. On jest takim kochanym dzieckiem, za nic nie chcę, żeby był smutny! Z drugiej strony bardzo doceniam, że sama mam fajnego brata i chciałabym, żeby Adaś miał rodzeństwo. Mam nadzieję, że długofalowo na tym zyska, a nie straci. Po cichu marzy mi się trójka dzieci... Zobaczymy, czy nie zmienię zdania po drugim. No i oczywiście najpierw muszę to drugie mieć!
Staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że znowu może coś pójść nie tak – chociaż zawsze ta myśl gdzieś z tyłu głowy siedzi, skłamałabym mówiąć, że nie. Ale nie chcę teraz myśleć o czarnych scenariuszach. Chcę cieszyć się staraniami o kolejne maleństwo i czuć tą ekscytację, która przepełnia mnie teraz. No i mam nadzieję, że w ciągu następnego pół roku nam się uda :)

22 maja 2018, 10:42

Strasznie mi się dłuży ta pierwsza faza cyklu do dni płodnych. Ani nie ma ekscytacji, że seks może zaowocować maleństwem (choć sam w sobie jest przyjemny, więc jak najbardziej z mężem korzystamy ;) ), ani nie ma napięcia w oczekiwaniu na test. Nudny czas :D Mam nadzieję, że cykle dalej będą mi się skracać, a owulacja wróci na swój 16-17 dc, szybciej przynajmniej ten czas minie.

Wczoraj się dowiedziałam, że brat męża żeni się 1 czerwca przyszłego roku, 800 kilometrów od nas. No to mam rozkminkę, czy gorzej będzie jechać tam z maluszkiem czy w zaawansowanej ciąży :D Byle mi termin porodu nie wypadł w tych dniach, bo nie chciałabym, żeby mężowi przepadło wesele jedynego brata.

Najbardziej jednak przeraża mnie myśl, że mogę do tego czasu jeszcze w ogóle nie zajść w ciążę. Przy tak długich staraniach na pewno chodziłabym już po ścianach.

30 maja 2018, 10:58

Dzisiaj mam dzień, w którym mam kompletnie dosyć mojej pracy i naprawdę mam nadzieję, że ten cykl okaże się dla nas szczęśliwy. Tak strasznie chciałabym być w ciąży i mieć ich wszystkich gdzieś, wrr.

Generalnie bardzo lubię moją pracę, ale ostatnio mam gorszy okres. Cały czas mam wrażenie, ze zawalam, nie daję rady. Nie wiem, może po prostu jestem jednak zmęczona.

A propos zmęczenia, wczoraj to był wręcz komiczny widok: ja i mój mąż siedzimy na kanapie, wyglądamy jak zombie i tak dyskutujemy, że w zasadzie wypadałoby spróbować coś podziałać, bo jednak dni płodne i śluz jest, ochotę w zasadzie na siebie mamy, ale jednak tacy zmęczeni jesteśmy... I tak gadamy o tym seksie, a jedno i drugie praktycznie na tej kanapie przysypia na siedząco :D Ostatecznie podziałaliśmy i fajnie było ;) Ale ta gra wstępna to po prostu komedia :D

4 czerwca 2018, 11:57

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na cykl bezowulacyjny :(

7 czerwca 2018, 10:27

Temperatura wreszcie drgnęła, alleluja! Zobaczymy czy to jednorazowy wybryk czy organizm wreszcie zaskoczył. Ovufriend wyznaczył mi owulację 4 czerwca, ale ja nie jestem do końca przekonana. Śluzu to ja wtedy już praktycznie nie miałam. Z drugiej strony temperatura wcześniej do bani... A licho wie, co się z tym cyklem dzieje. Zobaczymy, kiedy dostanę okres, wtedy sobie policzę 10 dni wstecz.

Jeżeli z tego dziwacznego cyklu wyjdzie ciąża chyba zemdleję ze zdziwienia. Zwłaszcza, że jeśli ovufriend ma rację z owulacją, za cholerę nie wstrzeliliśmy się w nią z serduszkami :/

11 czerwca 2018, 18:01

Ha, właśnie się dowiedziałam, że moja przyjaciółka, która urodziła swojego drugiego synka dwa dni przed urodzeniem Adasia i z którą wspólnie spędziłam sporą część macierzyńskiego, jest w niespodziewanej ciąży :D 12tc, termin na święta. Zaszła karmiąc piersią i to chyba karmienie tak samo jak u mnie niespodziewanie wydłużyło jej cykl, miała nagle owulację w 30dc, podczas gdy z tego co mi mówiła jej najdłuższy dotychczasowy cykl w życiu to 33 dni, więc nie uważali specjalnie :D

Tłumaczę sobie oczywiście na tej podstawie, że jest jeszcze nadzieja dla mojego porąbanego cyklu z możliwą owulacją w 29dc ;)

Ale tak serio to raczej w ten cykl nie wierzę. Bardzo chciałabym się mylić, ale jakoś tak nie czuję tego i już. No i ponieważ tak sie niespodziewanie wydłużył wygląda na to, że w lipcu podczas naszych 2 tygodni urlopu, kiedy zaplanowałam dzikie seksy, za nic nie wstrzelimy się w dni płodne :( Ech...

Dla pamięci, chciałam tu jeszcze odnotować słowa jakie mówi Adaś w wieku 20 miesięcy:
- oko / Auge (to słowo mówi w dwóch jezykach!)
- hau hau (piesek)
- brum brum (pojazdy wszelkiego rodzaju, ale również jazda w wózku)
- mama
- papa
- opa
- oma
- baba
- dada (dziadzia)
- mniam mniam (kiedy jest głodny albo mu coś smakuje)
- bach
- czuczu (pociąg)
- grugru (gołębie)
- pić (podobno poprosił mojego męża o picie, ja jeszcze nie słyszałam)
- ała (lubi pokazywać na swoje zdarte kolana :D )

W ostatnim tygodniu zaczął też po raz pierwszy powtarzać za nami wyrazy :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2018, 18:02

1 2 3 4 5