Mój mąż bardzo się przejął ostrzeżeniami mojej mamy, że powinniśmy odczekać parę miesięcy po poronieniu żebym doszła do siebie. Chciał czekać pół roku (dziękuję, mamo! wrrr!), ale wytargowałam odczekanie 3 cykli i wznowienie starań od drugiej połowy kwietnia. Czasami myślę, że zwariuję od tego czekania.
Mam podstępne plany, żeby przekonać go do starań już w nadchodzącym cyklu - na USG wszystko ok, ja czuję się świetnie, jaką różnicę zrobi miesiąc w tą czy w tamtą - ale chwilę później opada mnie jednak strach - a co jeżeli mama ma rację? Sama przeszła przez dwa poronienia zanim udało jej się donosić ciążę ze mną i później moim bratem, poza tym wszyscy lekarze których do tej pory widziałam kazali czekać te 3 cykle Do tego dochodzą względy praktyczne - powinnam załatwić kwestie ósemki, lepiej by było chwilę poczekać ze względu na pracę, jakbym teraz zaszła możliwa wizyta na porodówce w święta, kiedy większość lekarzy szusuje na nartach... Ech, zwariuję sama ze sobą
Druga myśl - mama mnie zabije, tak mi do głowy kładka, ze mamy poczekać przynajmniej 3 cykle po poronieniu!
Trzecia myśl - myślałam, ze doszłam już do etapu w życiu gdy nie będę się bała powiedzieć rodzicom o niespodziewanej ciąży
Oczywiście wszystkie te rozważania są absolutnie bezcelowe, bo owulacja na pewno była w terminie, a teraz tempka spada i wysypalo mnie na twarzy, wiec okres prawdopodobnie pojawi się dziś wieczorem lub jutro. Ale co szkodzi pomarzyć czekając na rozpoczęcie właściwych starań w kwietniu
Mój ukochany niestety chory i to w paskudny sposób - zapalenie chrząstki stawu kolanowego, kolano boli go tak, że nie może chodzić ani spać
Oczywiście jestem ponad tydzień przed owulacją, więc z tego przytulania nic nie będzie, ale jestem taka szczęśliwa, że przestał nalegać na czekanie z wznowieniem starań Dziś przepełnia mnie spokój i pewność, że niedługo musi się udać zajść w ciążę po raz kolejny, tym razem ze szczęśliwym finałem. Może będę miała prezent na urodziny w kwietniu, może na Dzień Matki, może na wakacje - nie spinam się, przynajmniej dzisiaj, że musi się udać jak poprzednio w pierwszym cyklu. Może zajmie to kilka miesięcy, ale dziś przynajmniej wierzę, że będzie dobrze
Generalnie jestem dzisiaj jednym kłębkiem nerwów.
Moja mama mówi, że powinnam odczekać dłużej ze staraniami, bo teraz jak zajdę w ciążę to będę świrować, że coś jest nie tak. Ale ja widzę, że im dłużej czasu mija, tym bardziej się boję. Wcale nie wierzę, że jeżeli w kolejną ciążę zaszłabym latem, a nie teraz wiosną jak planowaliśmy, to byłoby lepiej. Ja już teraz zawsze będę się bała.
Najgorsze w tym, co się stało, było dla mnie jak kompletnie nieoczekiwana była wiadomość, że ciąża obumarła. Nie miałam żadnych objawów - żadnego plamienia, żadnego bólu, żadnych skurczy. Czułam się świetnie całą ciążę, z objawów miałam tylko bolące piersi i senność. Mój organizm nie wysłał mi żadnego sygnału, że dzieje się coś złego. Wiem, że na tym etapie ciąży nawet gdybym zauważyła coś wcześniej nic by się nie dało zrobić, ale nie o to chodzi. Wiem, że kiedykolwiek zajdę ponownie w ciążę nie będę już mogła uspokoić mojej paranoi myślą, że przecież czuję się dobrze, nie plamię, nic mnie nie boli - bo co z tego, że czuję się dobrze, to nic nie znaczy!
Nie wiem, co robić. Czy próbować już w tym cyklu, czy poczekać i liczyć, że z czasem podejdę do tego spokojniej? Tylko nie wiem, na czym miałabym budować ten mój spokój...
W zasadzie jedyne, co mnie kusi we wcześniejszych staraniach to fakt, że gdyby się udało, dostałbym dodatni test ciążowy na urodziny. Trochę głupi powód na rozpoczęcie starań wbrew lekarzom, którzy wszyscy uparli się na standardowe wytyczne pod tytułem "3 cykle po poronieniu".
No, byłaby jeszcze jedna potencjalna zaleta, maleństwo urodziłoby się przed świętami (z przyczyn zdrowotnych będę miała cesarkę, więc nie byłoby zbytniego ryzyka przenoszenia ciąży) i nie musiałabym się denerwować, że wyląduję w szpitalu w święta, gdy wszyscy najlepsi lekarze szusują na nartach.
Idę zaraz po pracy na konsultację w sprawie ósemki, więc to mi tak naprawdę odpowie na pytania co do starań w weekend - jeżeli umówię się na zabieg w przyszłym tygodniu, to raczej i tak trzeba będzie się wstrzymać
Potrzebowałam tych dobrych wiadomości, bo tuż przed wizytą dowiedziałam się, że moja dawna koleżanka z pracy jest w ciąży i ma termin dokładnie taki, jaki ja miałam mieć. Potrafię cieszyć się z ciąży koleżanek, autentycznie ucieszyłam się, gdy zaszła moja przyjaciółka, która starała się 1,5 roku. Ale ta wiadomość uderzyła mnie podwójnie. Po pierwsze, nigdy tej dziewczyny nie lubiłam, więc trudniej było mi ucieszyć się z jej szczęścia. Po drugie, dlaczego jej udało się zachować ciążę a mi nie? Wiem, że na to pytanie nie ma odpowiedzi, wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale bardzo trudno jest mi słyszeć o ciążach z tego samego terminu co moja.
Termin wypada dokładnie w moje 30te urodziny i mam szczerą nadzieję na najpiękniejszy prezent w postaci 2 kresek
A jeżeli się nie uda w tym cyklu, starania w następnym mogłyby mieć rezultat w postaci prezentu na Dzień Matki, więc też byłoby pięknie
Jakie to cudowne uczucie, że wreszcie robię coś w kierunku ciąży!!!
A tak sobie obiecywałam, że wrzucę na luz i nie będę się przejmować... <oj, naiwna, naiwna>
Na moim ulubionym wątku starających się po poronieniu ostatnio prawdziwy wysyp ciąż, aż mi się cała gęba śmieje z radości jak na to patrzę Pomimo opisanych powyżej schizów czuję coraz większą pewność, że już niedługo dołączę do brzuchatego grona. Jak nie w tym cyklu, to w następnym
I wtedy dopiero zacznę schizować...
Nie chodzi nawet o to, że z tego cyklu nic nie będzie, bo i tak się nie nastawiałam, że znowu uda nam się za pierwszym podejściem, ale o to, że myślałam, że znam już mój cykl i potrafię go przewidywać, a tu taki numer normalnie jakby moje ciało pokazało mi wielką figę
U teściów spęd rodzinny w celu oglądania zdjęć ze ślubu - tłok jak nie wiem, teść ma 6 rodzeństwa 0_0 Ale bardzo serdecznie i miło, wszyscy komplementowali nasz ślub i wesele, aż się poczułam mile połechtana I fajnie było popatrzeć na nas, takich ślicznych i zakochanych Nikt nie może powiedzieć, że byłam nieszczęśliwa wychodząc za mojego męża, bo szczerzyłam się jak głupia całą ceremonię
Niestety było też trochę smutnych momentów. Moja teściowa ma okropne kłopoty z sercem, miała wszczepiony rozrusznik, ale okazał się źle skalibrowany i popsuł jej serce jeszcze bardziej. Teraz nosi zewnętrzny rozrusznik 24h na dobę póki serce nie zregeneruje jej się trochę i lekarze nie stwierdzą, że jest wystarczająco silna, żeby wszczepić jej nowy rozrusznik. Na dodatek dowiedzieliśmy się, że jedną z ciotek mojego męża musiało zabrać pogotowie tuż przed świętami - też problemy z sercem, a jeden z wujków miał sercowe problemy po podróży na nasz ślub. Teść jest po dwóch zawałach, boję się o mojego męża, zwłaszcza że ma sporą nadwagę
Jeszcze gorsza była wizyta u babci mojego męża w domu opieki. Dom opieki był bardzo fajny, wyglądał znacznie lepiej niż to sobie wyobrażałam, ale straszne było widzieć jak postarzała się jego babcia i jak mało zostało z jej osobowości. Ma zaawansowaną demencję i gaśnie strasznie szybko. Kiedy poznałam ją kilka lat temu tylko osoby bardzo jej bliskie dostrzegały, że coś jest nie tak, teraz nie pamięta do czego służy dzwonek do drzwi i rozmawia o tym, kim chce być jak skończy szkołę Mój mąż strasznie to przeżywa, bo zawsze był bardzo związany z babcią i z jednej strony ma wyrzuty sumienia, że mieszka tak daleko od niej, a z drugiej czuje ogromną ulgę, że nie musi na to patrzeć i jest w tym wszystkim strasznie rozdarty.
Z wieści z frontu ciążowego wygląda na to, że w końcu miałam owulację. Wg owu w 19dc, wg aplikacji w telefonie 18dc (najpierw apka w telefonie wyznaczyła mi owulkę w 21dc, ale przypomniałam sobie, że powinnam zignorować temperaturę, którą mierzyłam w zeszły weekend po 11). Hmm, zobaczymy, co z tego będzie. Serduszkowanie zakończone szczęśliwym finałem udało nam się w 15dc (rano) i 18dc (wieczorem). To 15dc pewnie było więc za wcześnie, z tym 18dc mogłam trafić równo w owulację, ale boję się, czy nie za późno z kolei. No nic, wszystko okaże się w przyszłym tygodniu i żadne analizy wykresu z mojej strony tego nie przyspieszą. Raczej nastawiam się na starania w kolejnym cyklu, ale tak chciałabym wiedzieć na 100% już, teraz, zaraz. Nigdy nie należałam do cierpliwych
Najgorsze jest to, że w ten weekend mama uparła się świętować moje urodziny w Krakowie. Generalnie super, uwielbiam Kraków, a kolacja z rodzicami i potem romantyczna noc z mężem w hotelu brzmią cudownie, ale jak pomyślę, że mogłabym w weekend nadrobić część tych koszmarnych zaległości, a tak cały mi przepadnie, to płakać mi się chce
Cóż, jeżeli w tym cyklu się nie udało zafasolkować, to przynajmniej ten piękny wykres potwierdza, że hormony wracają do normy po poronieniu Nie ten cykl, to może następny? Ale jeżeli udało się w tym cyklu, to data serduszkowania wypadłaby 1 kwietnia, poczęcia na Wielkanoc, a przewidywana data porodu według mojej aplikacji w telefonie to byłby 24 grudnia
Z rzeczy pozaciążowo-staraniowych, Kraków odwołany. Za nic nie zdołałabym wyrobić się z robotą. Więc mój urodzinowy dzień spędzę zakopana w papierach przy laptopie. Ech... Z drugiej strony wieczorem wyrwę się na wieczór panieński mojej przyjaciółki, więc nie jest najgorzej A urodziny z rodzinką poświętujemy z lekkim opóźnieniem i kto wie, jak dobrze pójdzie może będę im miała jakieś nowiny do zakomunikowania? Nadzieja umiera w końcu ostatnia!
Jutro idę do nowej ginki i tym też się trochę stresuję, choć zupełnie nie mam czym. Ale nie wiem, od czego zacząć, jak wyjaśnić, czego w zasadzie oczekuję. Głównie chyba tego, żeby znaleźć lekarza, z którym poczuję się bezpiecznie. A wiem, że jak tylko zajdę faktycznie w ciążę, zacznie się etap strachu o maleństwo. Bo jak się nie bać, kiedy poprzednio wszystko szło tak dobrze, a maleństwo straciłam?
Nie wierzę... Zrobiłam test ciążowy, bardziej z niecierpliwości - nie mogłam znieść tej niepewności, udało się czy nie - a tam blada, ale wyraźna druga kreska!
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 kwietnia 2015, 22:16
Dziś wierzę, że jeszcze nam się uda. Że zrobimy badania, może konieczne będą leki, może po prostu było za wcześnie po poronieniu i organizm nie był gotowy albo była to wina stresu w pracy i nadgodzin w ostatnich tygodniach. Nie wiem. Może nigdy się nie dowiem. Ale dzisiaj przynajmniej wierzę, że jeszcze zostaniemy rodzicami. Chcę to dzisiaj napisać, żeby mi przypominało w dni, kiedy będzie mi bardzo trudno odnaleźć znowu ten optymizm i spokój - bo wiem, że te dni, kiedy cały świat jest smutny i nieprzyjazny i chce mi się wyć z tęsknoty za moim maleństwem, które w sierpniu miało się szykować na świat - te dni na pewno jeszcze nie raz nadejdą.
Do tej pory powtarzałam sobie, że muszę tylko odczekać do rozpoczęcia starań, a jak zajdę w ciążę, wszystko będzie dobrze. Pierwsze poronienie miało pozostać jedynym, wypadkiem przy pracy, czymś co się często zdarza i o niczym nie świadczy. A teraz?
Nawet nie mogę sobie powiedzieć, że w tym cyklu wznawiamy starania, bo nie odważę się na to teraz zanim nie porobię badań. Ale co jeżeli w badaniach nic nie wyjdzie? Następne badania, następni lekarze? Jak uwierzyć, że z następną ciążą będzie wszystko dobrze, skoro z dwiema już nie było?
Co z tego, ze zachodzę w ciążę tak szybko i bez problemów, skoro jak na razie nie potrafię jej utrzymać?
Na dodatek dowiedziałam się, że przez moją depresję po poronieniu najprawdopodobniej stracę moją ukochaną pracę. Pracuję w korporacji, gdzie wymagania co do zaangażowania i jakości są bardzo duże. A ja, co tu ukrywać, widać po poprzednich postach, nie dawałam w ostatnich miesiącach rady psychicznie. Zdawałam sobie sprawę, że nie jest najlepiej, ale myślałam, że będę miała gorszą ocenę, pewnie polecą mi po bonusie rocznym - niestety, jest gorzej niż myślałam.
W rezultacie tego wszystkiego ledwo miałam przez ostatnie dwa tygodnie siły i motywację, żeby zwlec się z łóżka.
Od wczoraj jest trochę lepiej. Zaczynam znów wierzyć, że w końcu będzie dobrze. Third time lucky - do trzech razy sztuka. Byłam u hematologa, robię badania na zespół anytfospolidowy, zapisałam się na 5.06. do poradni genetycznej. Moja mama poroniła dwie pierwsze ciąże, moja teściowa też, a obie doczekały się potem dwójki zdrowych dzieci. Ja też muszę wierzyć, że będę miała takie zakończenie.
Praca... Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale też sobie poradzę.
trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie :) ja jestem 4 miesiąc po poronieniu i w 2 cyklu (normalnym) dostałam zielone światło do starań :) najlepiej zapytać lekarza co o tym myśli :) życzę powodzenia :)
Dżejzi, dzięki za kciuki, na pewno się przydadzą! :) Trzymam kciuki i za Twoje starania :)
Kochana miło było zobaczyć twój wpis w pamiętnikach :) Kibicuje i jak każda trzymam kciuki za Ciebie :)