Nie wiem ile mogę jeszcze wytrzymać, ale już nie płaczę, już nie mam czym...
Teraz już tylko czekam...
Cały zabieg trwał może z 10 minut. Oczywiście rano zgłosiłam się na izbę przyjęć, całe szczęście że mój szpital ma osobną izbę przyjęć dla oddziału ginekologiczno-położnicznego więc nie czekałam długo. Potem standardowo pobranie krwi i czekanie aż przyjdzie lekarz przeprowadzić wywiad. Potem znów czekanie aż anestezjolog będzie wolny, znów wywiad. I w końcu o godz. 13.30 wykonano zabieg. Zrobił to mój lekarz.
Mamy sobie odpuścić 2 najbliższe cykle i możemy działać dalej. Pytanie tylko czy dam radę...
W ogóle dziś mija miesiąc od pozytywnego testu. Wtedy byłam pełna nadziei i wierzyłam że na pewno będzie dobrze. Ten miesiąc to był czas pełen radości...
Kocham Was kropeczki moje...
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 grudnia 2016, 19:49
Siedzę w domu i nie wiem co ze sobą zrobić, nie umiem znaleźć sobie miejsca. Kompletnie na nic nie mam ochoty, mogłabym nic nie jeść, nie pić, w sumie to nawet oddychać mi się nie chce.
Wszystko jest takie świeże, choć z drugiej strony ciągle mam wrażenie że to sen, że to nigdy się nie zdarzyło...niestety to nieprawda...
Płaczę gdy nikt nie widzi, płaczę mężowi w ramię. Tak mi cholernie ciężko, nawet nie mam z kim o tym porozmawiać.
Chciałam bardzo jechać dziś na cmentarz, na grób dziecka utraconego...ten pomnik stoi u mnie w mieście od niedawna, nie zdążyłam wcześniej odwiedzić tego miejsca...a teraz...teraz mam już 2 świeczki do zapalenia. Ale chyba jeszcze nie jestem na to gotowa, chyba jeszcze za bardzo boli...
Teraz wieczorem rozbolał mnie brzuch, nawet on przypomina mi o tym co się stało. Wciąż jeszcze plamię ale tylko trochę. l4 mam do końca przyszłego tygodnia, lekarz bez problemu mi wypisał i odebrałam je wczoraj razem z wypisem. W ogóle na wieczornym obchodzie po zabiegu nie pytał mnie czy mnie boli brzuch. On zapytał mnie o głowę...nic nie odpowiedziałam, co miałam mu powiedzieć...No ale to był mój lekarz, on wiedział...
Tęsknię...
Dziękuję dziewczyny za wsparcie :*
śniło mi się że mąż mnie zostawił. Tak po porostu. W sumie dwa razy mi się to tej nocy śniło, bo przebudziłam się na siku i po tym znowu sen trwał...masakra jakaś.
Oczywiście rano musiałam mu opowiedzieć o tym, popłakałam się przy tym, ciągle strasznie roztelepana emocjonalnie jestem. Przytulił mnie jak małe dziecko...
Pamiętam że dwa dni po pozytywnym teście też miałam taki realistyczny sen. Śniłam wtedy że jestem u lekarza na badaniu, że robi mi usg i widzę bijące serduszko.
Nie wierzę w sny, jednak one nie dają mi spokoju.
Kolejny dzień mija a marzę o tym by ten rok w końcu się skończył...
W ogóle to pierwszy raz byłam u endykrynologa, do tej pory to ciut wysokie tsh leczyłam u hematologa przy okazji nawracającej anemii. I pani hematolog nigdy nie zleciła mi do tego tsh np ft4...nigdy...ale człowiek jest czasem głupi...
Do hematologa i tak idę, na szczęście mam ogląd tej mojej morfologii i wiem że jest dobrze, mam wypis ze szpitala i widzę ze hemoglobina w normie, to najważniejsze . Na pobranie krwi szłam więc dziś bez stresu. Przy okazji zrobiłam też sobie badania na przeciwciała antykardiolipinowe. Wyniki najwcześniej za tydzień...
Oczywiście narobiłam kłopotu przy tym i sobie i babeczkom w laboratorium...ta sieć laboratoriów oferuje jakby zakupy przez internet, tzn. na stronie internetowej zaznaczasz badania jakie chcesz zrobić, robisz przelew i na drugi dzień idziesz do punktu badań na pobranie krwi...z tym ze w mojej zacofanej mieścinie byłam drugą osobą która na ten pomysł wpadła więc panie nie bardzo wiedziały co ze mną zrobić. No ale w końcu krew pobrały. Mają wysłać do Rzeszowa, niech się Rzeszów martwi...super, a przy okazji ja też...pierwszy i ostatni raz tak zrobiłam, a skusiłam się na tę formę tylko dlatego że badania są trochę tańsze, a w perspektywie kolejnych badań myślałam że choć trochę oszczędzę...
Wczoraj był u mnie mikołaj...dostałam słodką piżamkę, cudaśne skarpetki z reniferkami i serduszkami i coś słodkiego. Kocham tego mojego mikołaja...
Jutro minie tydzień od zabiegu, jeszcze plamię ale bóle minęły...czekam na pierwszą @, mam nadzieję że przyjdzie jeszcze w grudniu. Poprzednim razem pojawiła się równo 30 dni po zabiegu...
Serce boli dalej...
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2017, 19:06
Wczoraj też przyszły mi wyniki krwi, hemoglobina jak nigdy idealna po prostu, 13,6, dla mnie był to wynik nieosiągalny, a jednak udało się
Nie wiem jakim cudem dostałam tez wyniki antykardiolipinów. Miałam przecież czekać na nie tydzień, a tu niespodzianka.
P/c antykardiolipinowe klasy IgG (N89) 4,7 GPL ujemny: < 15,0
watpliwy: 15,0-20,0
dodatni: > 20,0
wysoko dodatni: > 80,0
P/c antykardiolipinowe klasy IgM (N89) 8,3 MPL ujemny: < 12,5
watpliwy: 12,5-20,0
dodatni: > 20,0
Czyli generalnie ujemne...czyli szukamy dalej...
Już nawet nie plamię. Chyba mój organizm już doszedł do siebie. Będzie dobrze, musi być. Od poniedziałku wracam do pracy...
Poza tym mam migrenę, masakra...
Wczoraj po raz pierwszy zrobiłam kluski śląskie...nieskromnie powiem że wyszły super. I do tego sosik grzybowy. Za to dziś kompletnie nie mam pomysłu na obiad.
Powoli wyciągam dekoracje świąteczne, przestawiam i przestawiam...nie, choinki jeszcze nie ubieram
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2016, 10:34
Miałam obawy ale było ok, chociaż w sumie nie wychodziłam z pokoju. Oczywiście koleżanki z pokoju wiedzą, z jedną byłam w stałym kontakcie telefonicznym, druga dowiedziała się dziś. Koledze z pokoju oszczędziłam tych rewelacji, chociaż wiem że to facet z klasą
Główna księgowa tylko rzuciła tylko że gdybym wybierała się na dłuższe zwolnienie, to żebym dała znać wcześniej...ot taka aluzja...na 100% nie wiedziała ale jest inteligentna strasznie, więc pewnie się domyśliła, zwłaszcza widząc l4 z oddziału ginekologiczno-położniczego...co z tego że można się tam znaleźć z miliona innych powodów...
Umowę mam do końca marca 2017. Nie wiem co dalej, po nowym roku czekają nas duże zmiany, więc wszystko tak naprawdę jest możliwe.
Wróciłam do domu strasznie zmęczona, mężul na szczęście był dziś wcześniej w domu i zajął się obiadkiem.
Oj rozleniwiłam się na tym l4, strasznie ciężko było mi wstać dziś rano
W ogóle byli u nas ostatnio znajomi, oglądaliśmy płytę z naszego wesela...i kurcze ciężko mi się ogląda nasz plener...tacy jesteśmy na nim szczęśliwi, pełni wiary i nadziei...Myślałam że szybko zajdę w ciąże i za rok będę już swoje maleństwo tulić...heh...
tyle się przez te 15 m-cy zmieniło.
Miałam dziś wizytę u mojej hematolog, hemoglobina tak jak pisałam wcześniej w porządku, w końcu nie mam anemii.
Mam sobie sprawdzić witaminę B12 i przeciwciała przeciwjądrowe ANA. Jak wyjdą dobrze to nie muszę przychodzić, dopiero do kontroli z morfologią w marcu. Oczywiście wspomniałam jej o moich ostatnich przeżyciach i stąd te ANA.
Kuźwa tak mi ciężko, w dzień jeszcze jakoś funkcjonuję ale wieczorami to kompletnie się rozsypuję, czuję taką cholerną pustkę...wszystko wraca, jeden zabieg, drugi zabieg...a ja ciągle zakładam maskę silnej kobiety. Chciałabym być silna, staram się być silna ale to wszystko mnie powoli przerasta. Czasem jak mąż wraca wieczorem z pracy, to nawet nic nie mówię tylko szlocham mu w bluzę. Takie powitanie...
Mężul dziś miał wolne, ślicznie posprzątał mieszkanie, przytargał choinkę i ozdoby z piwnicy, wieczorem będziemy ją ubierać
Czekam na @, 20 dni temu miałam zabieg, muszę zadzwonić do szpitala i zapytać czy są już wyniki histopatologii, chociaż i tak wynik nie odpowie mi na to najważniejsze pytanie...
Zaczęliśmy znowu serduszkować...
A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
Jeżeli któraś z Was nie zna jeszcze tej pięknej kolędy to zachęcam do posłuchania...Kolęda Dla Nieobecnych. Ja zawsze sobie przy niej popłacze ale i tak bardzo pomaga i naprawdę daje nadzieję...
Postanowiłam nie płakać i prawie mi się udało...oczywiście w życzeniach pojawiał się temat dziecka...tylko garstka osób wie o mojej drugiej stracie...i to oni życzyli mi spełnienia tego mojego największego marzenia...
Generalnie jakoś mało cieszą mnie te Święta, nie wiem, po prostu nie umiem się nimi cieszyć...
@ jak nie było tak nie @...a tak liczyłam na to że rok 2017 rozpocznę już nowym cyklem...jedynie to że jestem bardzo wredna dla męża jest nadzieją że to małpisko się zbliża...
Kochane, mam nadzieję że ten Nowy Rok będzie dla nas lepszy niż ten właśnie się kończący. Że nie będzie już żadnych łez, chyba że te radości. Że zostaniemy mamusiami, a nasze połóweczki tatusiami. Że w końcu wszystko będzie dobrze. TEGO ŻYCZĘ SOBIE I WAM. Buziaki, i ściskam mocno na Nowy Rok
Mam nadzieję że Tym razem będzie też początkiem szczęśliwego roku...
@ skończyła się w piątek, dziś troszkę poserduszkowaliśmy
W głębi serca bardzo chciałabym aby ten cykl okazał się szczęśliwy, ale boję się do tego przyznać...może jeszcze jest za wcześnie...tak bardzo pragnę tego dziecka i tak bardzo się boję... generalnie, podjęliśmy decyzję że co będzie to będzie. Ale głośno nie mówimy o tym że się znowu staramy.
Owulka myślę że będzie ok. piątku, ale tak do końca to nie wiem czego się spodziewać, przecież mógł mi się ten cykl poprzestawiać. Po pierwszej stracie drugi cykl trwał tylko 17 dni, dopiero kolejne były prawie normalne bo trwały 25-26 dni (wcześniej było to 27-28).
Ale mnie dzisiaj nosi, zła jak osa chodzę. Śluz jakiś tam jest, wygląda na płodny, szyjka też dość wysoko, wygląda to wszystko dobrze. Jajników jeszcze nie czuję.
Super, rozłożyło mnie na całego, wczoraj nie mogłam się ruszyć, dziś już trochę jakby lepiej ale niestety bez leków się nie obyło. Kaszel i bolące gardło, do tego stan podgorączkowy, no po prostu rewelacja...choroba nadeszła tuż po owulce (tak mi się wydaje)...I co teraz...heh...
19 stycznia...na ten dzień miałam wyznaczony termin porodu mojego 1 aniołka...ciężko mi...cholernie mi ciężko...to takie trudne i niesprawiedliwe...
Od wczoraj jestem na l4, infekcja dopadła mnie na dobre. Dostałam antybiotyk ale taki który jest w ciąży dozwolony...Tak na wszelki wypadek...
Dostałam okres, a przynajmniej na to mi to krwawienie wygląda. Wynika z tego że cykl trwał tylko 25 dni. Owulacja, jeżeli w ogóle była to musiała być ok 12 dc., chociaż jest też możliwe że skróciła mi się II faza cyklu, niestety bez monitoringu ciężko mi to ocenić. Jutro mam zamiar kupić kapsułki z olejem z wiesiołka, zawsze coś to pomoże na śluz
W sumie to byłam chora i to porządnie, to też na pewno miało wpływ na ten cykl.
Teraz mężul chory, niby człowiek stara się dbać o siebie, jednak ciężko czasem uniknąć jakiegoś choróbska. Najważniejsze żeby doleczyć się do końca i jeśli trzeba to wyleżeć.
w tym cyklu jajniki czuję od samego początku...
dziś czeka mnie samotny wieczór, mężowi trafiło się nadprogramowe zlecenie. Za to wczoraj byliśmy na kabarecie neo-nówka, uwielbiam ich, uśmiałam się strasznie. A jutro będziemy )))
mam cholernego doła. Dziś nie wierzę w to że jeszcze może się udać... moje szczęście uleciało dwa razy i po prostu nie wierzę w to że kiedykolwiek do mnie wróci.
Ostatnio dowiedziałam się że kompletnie nieodpowiedzialna osoba, dziewczyna w moim wieku, urodziła 6 dziecko...troje już jej odebrano. Ona tak po prostu zachodzi w ciąże na zawołanie i bezproblemowo rodzi zdrowe dzieci...a ja nie mogę...to jest tak niesprawiedliwe...takie historie bolą mnie najbardziej...
Zegar tyka...w tym roku skończę 32 lata, nie mam już tak dużo czasu...
Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo ciężki. Byłam dziś świadkiem domowej sesji brzuszkowej, oglądałam śliczne łóżeczko, pościel, wózek i nosidełko. I uśmiechałam się choć wszystko we mnie płakało, gdy brałam w dłonie małe różowe skarpeteczki.
Jeszcze wczoraj śluz był lekko rozciągliwy, dziś zmienił się na gęsty i biały. No zobaczymy co ten cykl nam przyniesie. Oby okazał się szczęśliwy.
My kobiety mamy w sobie tę siłę, dzięki której zniesiemy bardzo wiele, żeby dotrzeć do celu - a dotarcie do niego to tylko kwestia czasu, przecież kiedyś MUSI się udać :) trzymaj się i nie poddawaj !!!
Bedzie dobrze:*