W końcu weekend!!!
bardzo szybko mi ten cykl płynie, już 23 dc, poprzedni trwał tylko 25 dni, jak będzie teraz nie mam pojęcia...
Dwa dni temu w końcu wybrałam się do szpitala odebrać wynika badania histopatologicznego materiału pobranego podczas łyżeczkowania. Zrobiłam to dopiero teraz, ponieważ wiedziałam że ten wynik nie odpowie mi na pytanie dlaczego tak się stało. Oczywiście miałam rację, wynik: Doczesna i łożysko częściowo martwicze i ropiejące. Standardowy wynik po zabiegu łyżeczkowania przy poronieniu.
Taka zmęczona po tym tygodniu jestem, zaraz zapakuję się w piżamkę i kocyk i chyba się położę...a nie, jeszcze kolację zrobię dla siebie i mojego mężula, w planach kuskus z warzywami
Czekam na @, nie mam pojęcia kiedy przyjdzie. Dziś w aptece gdy kupowałam sobie Femibion Natal 1 (akurat mi się skończył), przeszło mi przez myśl aby poprosić jeszcze o test ciążowy. Ale na to jeszcze za wcześnie, obiecałam sobie że jak już, to zatestuję w sobotę, ale znając życie to pewnie @ się do tego czasu zjawi.
W sobotę rodzina od strony męża powiększyła się malutką cudowną gwiazdeczkę. Mała jest do schrupania i zacałowania...Naprawdę bardzo się ciesze ich szczęściem, ale w głębi serca czuję smutek, mój aniołek przecież byłby starszy tylko o miesiąc, drugi aniołek o te parę m-cy młodszy. W moim serduchu zawsze zostaną...
Jak długo tym będzie mi dane się cieszyć?
Czy w końcu zostanę mamą?
Przed chwilą zrobiłam test. Są dwie kreski, dwie krechy jak nic.
Nie wierzę, po prostu nie wierzę...
Radość miesza się ze strachem...
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lutego 2017, 07:13
a jednak...
Zabieg odbył się we czwartek, od razu wieczorem wyszłam do domu, po wypis idę w poniedziałek. Skierowanie do poradni genetycznej mam już w ręce, w poniedziałek będę dzwonić żeby umówić się na wizytę. Nie zostawię tego tak...
jest mi tak cholernie ciężko. Ja już nawet nie płaczę, po prostu nie mam na to siły, już mi to nie pomaga. Otoczyłam się murem obojętności...tak mi łatwiej...ale boli, bardzo boli...
Fizycznie czuję się dobrze, krwawienie bardzo małe, czasem zaboli, zakłuje gdzieś w brzuchu, czasem dół pleców...da się przeżyć...ale tego ukłucia w sercu już nie, aż dech czasem
zapiera...
Odkładamy starania na bliżej nie określony czas...mamy się zrelaksować i wrzucić na luz...to zalecenie doktorka...w miedzy czasie ogarniemy genetykę, pewnie też głębiej immunologię...gdzieś musi być przyczyna
jakoś się trzymam, po prostu muszę, nie mam wyjścia...
Byłam dziś po wypis ze szpitala, wszystkie wyniki ok, tylko potas trochę podwyższony. hemoglobina znowu idealna, dla mnie to mały sukces bo od lat walczę z anemią.
Miałam zlecone też INR i niby wyszły w normie ale ja nie bardzo się na tym znam...może jakaś mądra głowa to przeczyta i mi podpowie czy faktycznie są ok?
czas protrombinowy 12 sek (min. 10,4-max.13)
wskaźnik protombiny 100% (min:80 max 120)
INR 1,00 (min. 0,8 max 1,2)
Ostatnio pisałam ze jakoś się trzymam. Chyba jednak nie, jest coraz gorzej. Nie umiem sobie sama z tym poradzić. Nie potrafię się ogarnąć...
Czuję się pusta w środku, nic mnie nie cieszy...tak bardzo pragnę tego dziecka, że powoli staje się to moja obsesją, a tego nie chcę...
Jakoś wytrzymam do czerwca, maj mi szybko zleci, dużo będzie się dziać.
Dam radę, muszę, po prostu muszę...
Czekam na @, dziś 25 dc (licząc od dnia zabiegu)
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2017, 19:28
Dokładnie rok temu, 18 maja 2016 miałam pierwszą wizytę u lekarza. Pamiętam jak szłam na nią pełna nadziei. Wyszłam pełna obaw, jest zarodek 3mm, ale nie ma jeszcze akcji serca. To nic, jeszcze przecież może być...nie wiedziałam wtedy jeszcze, jak długa droga nas czeka, ile przepłakanych nocy przede mną. 2 tygodnie później dostałam skierowanie na zabieg...
Póki co odpuściłam, czekamy na czerwiec i wizytę u genetyka. Gdybym nie sprawdziła, nawet nie wiedziałabym który dziś dzień cyklu. Nie liczę, nie obserwuję.
Końcem kwietnia byłam na kontrolnym USG po zabiegu. Macica ok, wszystko ładnie się oczyściło, jajniki super, szyjka też ładna.
Biorę teraz tylko Femibion Natal 1, po @ wracam do Acardu.
Zaczynam nowy cykl...24 dni, tylko tyle trwał ten miniony już cykl. @ kompletnie mnie zaskoczyła. Ale może to i dobrze, w sobotę idziemy na wesele, mam nadzieję że do tego czasu @ już się skończy i będę mogła poszaleć
Jajniki pulsują mi dziś jak szalone...
Jutro minie rok od zabiegu...pierwszego zabiegu...nadal boli, nadal pełno myśli w głowie, pełno pytań. Dlaczego jest mi tak ciężko, dlaczego nie mogę tak po prostu utrzymać ciąży jak miliony kobiet na świecie. Kuźwa, dlaczego?
Za dwa tygodnie wizyta u genetyka...boję się...sama nie wiem czego, mam ochotę odwołać to wszystko. Ale jednocześnie wiem że nie mogę, nie mogę odpuścić. Jeszcze tylko miesiąc, dwa i wrócimy do starań, odrzucimy gumki w kąt. I będzie dobrze, musi być...
Biorę Acard
Już tylko kilka dni zostało do wizyty w poradni genetycznej. Boję się, cholernie się boję. Boję się że zostaną odebrane nam złudzenia. Czasami myślę że może lepiej żyć w nieświadomości? Ale częściej myślę o tym, że im szybciej poznamy przyczynę tym lepiej. Będziemy znać wroga.
Robiłam ostatnio TSH...wynik 5,56 nie nastraja optymizmem. Czekam na wizytę u endokrynologa. zrobiłam też przy okazji przeciwciała przeciwjądrowe ANA, czekam jeszcze na wynik.
Od niedzieli czuję lekki ból brzucha, to @ się zbliża, standardowo wysyp krost na twarzy i migrena. Ale poczekaj @ jeszcze choć 2 dni, nienawidzę mieć krótkich cykli, cykle ok. 26 dni dają mi poczucie normalności...
Dziś zaczyna się długi weekend, ja niestety w piątek pracuję. Na długi urlop wybieram się dopiero w pierwszej połowie sierpnia, mam nadzieję że będzie to owocny urlop
W ogóle to korci mnie aby wrócić do starań już teraz, w najbliższym cyklu, ale sama nie wiem.
Tym które zaczęły już dziś weekend życzę cudownie spędzonego czasu!
@ przyszła dziś rano. Cykl trwał 26 dni...powoli wracamy do "normalności".
Odebrałam wczoraj wyniki przeciwciał przeciwjądrowych ANA1...
Wynik dodatni,stwierdzono obecność przeciwciał przeciwjądrowych o typie świecenia ziarnistym w mianie 1:640... zajebiście, po prostu zajebiście...
Poczytałam o tym trochę, muszę zrobić jeszcze ANA3, chyba powtórzę jeszcze przeciwciała antykardiolipinowe... O immunologa u mnie bardzo ciężko, nikogo nie znalazłam.
Mam dość, po prostu dość...
Łódź już za nami...chciałabym odetchnąć z ulgą, powiedzieć że już po wszystkim...że teraz już wszystko będzie dobrze...ale jeszcze nie mogę, jeszcze muszę poczekać.
Wyniki za ok. 6 tygodni, mamy dzwonić. Jeszcze sama nie wiem jak się na to zdobędę. Pobrano mi duuużo krwi, normalnie w szoku byłam, cztery potężne fiolki. Będę mieć badany kariotyp, mutacje i homocysteinę. Mąż tylko kariotyp. Wstaliśmy o godz. 3, wyjechaliśmy o 4, na miejscu byliśmy ok godz. 8, wizyta była o 9.30, jak w końcu po 14 wróciliśmy do domu to byłam tak zmęczona że poszłam spać.
Może to głupie, ale jadąc na wizytę, a także potem już w drodze powrotnej widzieliśmy dwa bociany na łące, w tym samym miejscu. I tak oboje pomyśleliśmy że to znak. Dobry znak...
Dawno nic nie pisałam...jakoś nie mam o czym. Czekam na wyniki badań genetycznych. Przed wizytą u endykrynologa zrobiłam pakiet wszystkich badań tarczycowych, FT3,FT4, do tego jeszcze przeciwciała TPO I TG. TSH już drugi raz nie robiłam, poprzednie było 5,56
FT4: 0,978 (0,93-1,7)
FT3: 3,09 (2-4,4)
Przeciwciala TPO: <0,8 (0,0-8.0)
Przeciwicała ATG: <6,4 (0-18)
Endykrynolog powiedziała że faktycznie jest niedoczynność ale ona większego problemu nie widzi. Kolejna wizyta we wrześniu. Dostałam Letrox 50, biorę pół tabletki dziennie, czyli 25.
Bardzo chciałam wrócić do starań już w tym cyklu, i to niezależnie od wyników badań. No ale od połowy sierpnia idę na urlop, okres mam dostać gdzieś na początku sierpnia, gdybym jakimś cudem zaszła w ciąże to nie miałabym możliwości pójścia do lekarza bo wyjeżdżamy. Ale akurat na urlopie wypadną mi dni płodne więc może coś uda się podziałać...ahh odstresuję się w końcu
Aha, od nowego cyklu wdrażam wiesiołka. A oprócz tego w dalszym ciągu 1x Acard, 1x Femibion, 1x Magnez
Tadaaam. Zaczynam nowy cykl. Bilans poprzedniego: 24 dni, płodnego śluzu nie zaobserwowałam. Od dzisiaj wdrażam wiesiołka.
Od wczoraj bezskutecznie próbuję dodzwonić się do Łodzi. Powinny już być wyniki naszych badań genetycznych. Taką informację uzyskałam dzwoniąc tydzień temu (też dzwoniłam kilka dni). Boję się...
Jeszcze tylko tydzień i zaczynam urlop. W końcu odpocznę, mam nadzieję że psychicznie też...
KARIOTYPY są OK.
Czekając na tę informacje, przeżyłam najdłuższe dwie minuty w moim życiu...serce chciało mi wyskoczyć z piersi, a biło tak mocno i głośno, że miałam wrażenie że zaraz eksploduje, że wszyscy wokół słyszą to bum bum, bum bum.
Rozmawiałam też z panią genetyk przez telefon, nie wyszła u mnie żadna z badanych mutacji. Miałam badania w kierunku mutacji w genie protombiny oraz mutacji czynnika V Leiden. Do tego homocysteina. Wszystko ok. oprócz przeciwciał ANA
Wyniki przyjdą pocztą, po urlopie zabieram wszystko co mam i idę do mojej hematolog. Babeczka zna się na rzeczy i ma ogromną wiedzę nie tylko w swojej dziedzinie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 sierpnia 2017, 19:20
Odpoczywaj sobie i regeneruj siły, mam nadzieję, że @ u Ciebie nie zawita :) ja dzisiaj jestem w piżamce od godz. 20, a jutro musze wstać przed 5 rano :) udanego weekendu!