Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Ile jeszcze??? - IN VITRO iiii czekamy na maluszki:)
Dodaj do ulubionych
1 2 3

11 marca 2019, 09:51

Dziś 66dc i zarazem ostatni dzień na luteinie. Czuję że od razu po odstawieniu przyjdzie @ i zaczniemy dalej leki. Jestem osobą "w gorącej wodzie kąpaną" więc trochę mi nie leżą te 2 cykle na wyrównanie ale jeśli tak trzeba to wytrzymam... Ostatnio zauważyłam wysyp dobrych nowin, liczę że latem i ja dołączę do "fioletowej strony mocy"... Tak długo już czekam na to małe szczęście...

Weekend spędziłam na opiece nad moim 11-miesięcznym siostrzeńcem. Zawsze kiedy odwożę go do domu i wracam do siebie czuję taką ogromną pustkę i rozklejam się. Chciałabym bardzo, żeby taki słodki brzdąc zawitał w moim życiu na stałe. Chociaż wiem, że opieka nad takim bąblem jest ciężką pracą to daje ona tyle satysfakcji i radości, że chyba nic nie byłoby w stanie zniechęcić mnie do posiadania dziecka.



13 marca 2019, 11:34

Głupota level hard w moim wykonaniu...

Zamiast sobie odpuścić i z czystą spokojną głową czekać na wizytę w klinice, która ma być 17 kwietnia to ja co robię ? A tak... właśnie tak... Siedzę w internecie i szukam opinii.. Po co ? Pytam się po co? Byłam na wizycie, lekarza odebraliśmy oboje bardzo pozytywnie... Po co mi inna wiedza?
Moja klinika to małe, prywatne miejsce i niewiele jest o nich informacji w necie. Oczywiście trafiłam na uwaga! JEDNĄ ZŁĄ OPINIĘ i się zaczęło...

Po co ja to w ogóle robiłam, mogłam słuchać Męża, który stwierdził że jak się nie ogarnę i nie przestanę czytać i szukać informacji to odetnie mi internet. Wczoraj cały dzień biłam się z myślami, co jeśli to prawda, jeśli faktycznie jest tam coś nie tak? Wściekła jestem na siebie, że to czytałam, że w ogóle szukałam informacji na temat kliniki.

Wiadomo jako mała klinika nie mają tyle klientów co znane każdemu wielkie kliniki, mniej pacjentów = mniej opinii = inna proporcja między pozytywnymi a negatywnymi opiniami... Poza tym, ufam mojemu ginekologowi a skoro on z nimi współpracuje to wiem, że nie wpuściłby mnie w jakiś kanał.

Także zakładam sobie blokadę... Koniec czytania, koniec wyszukiwania informacji na jakiekolwiek tematy... Będę czytać od teraz tylko ulubione pamiętniczki i koniec, kropka. Muszę znaleźć sobie cel na ten miesiąc i na spokojnie, swobodnie oddychając będę czekać do 17go kwietnia.


14 marca 2019, 11:33

Hmmm... Taka byłam pewna, że jak tylko odstawię luteinę od razu dostanę @ a tu ciszaaa...
Ostatni dzień z tabletką był w poniedziałek, dzisiaj już czwartek i absolutnie nic się nie dzieje. Dziwi mnie to bardzo bo ostatnie dni na tabletkach były takie że pojawiało się niewielkie plamienie więc byłam pewna, że @ się od razu pojawi.
Z jednej strony wiem, że jeszcze jest czas, z drugiej jestem już niecierpliwa bo chciałabym jak najszybciej zacząć brać tabletki...
Po moich ostatnich wyliczeniach wychodzi że stymulację do ivf zaczęłabym na początku maja, nie chciałabym żeby się to wszystko opóźniło...
Czekam już tak długo, więc miesiąc nie powinien robić mi różnicy... Ale jednak robi...

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2019, 11:34

15 marca 2019, 09:38

No i przyszła miesiączka... Godzinę po moich wczorajszych żalach.

Także już zaczęłam brać tabletki i liczę że majówka będzie początkiem stymulacji. Czuję ogromną ekscytację i wielką nadzieję.
Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze i mam cichą nadzieję na sukces :)

20 marca 2019, 10:39

4 tygodnie... Tyle czasu zostało do wizyty a ja już ledwo wytrzymuje. Chyba nawet nie mogę powiedzieć, że to stres. Raczej powiedziałabym, że ciekawość tego co nas czeka, nadzieja na sukces i ogromna chęć zostania mamą. Staram się zająć głowę czymś innym ale średnio mi to wychodzi. Może od jutra będzie lepiej :)
Mąż zazwyczaj pracuje w delegacji a od jutra będę go miała codziennie na miejscu przez jakieś 2 miesiące :D Już się nie mogę doczekać. Oboje lubimy spędzać czas aktywnie więc oby tylko pogoda dopisała a będzie i rower i rolki i długie spacery. Dobrze mi to zrobi przed stymulacją bo mam jeszcze trochę zbędnego balastu. Odkąd zmieniłam w zeszłym roku endokrynologa i Pani Doktor wzięła się porządnie za moją tarczycę to na dobrze dobranych lekach waga zaczęła powoli spadać. Mam już 15 kg mniej. To mój największy sukces... Wcześniej czego bym nie robiła to nawet jeśli zeszło kilka kg to później wszystko stawało i waga ani drgnęła, aż w końcu rosła ponownie. Teraz proszę, tendencja spadkowa już od roku i baaaardzo mi się to podoba.

Chyba bo wczorajszym koszmarnym dniu dziś nastał ten lepszy... Dziś mogę nawet powiedzieć że czuję się szczęśliwa:)
Czas wracać do pracy;)
Miłego dnia Kochane :*

26 marca 2019, 11:55

No i koniec bajki...
Jestem na etapie robienia badań potrzebnych do procedury: wirusologia, wymazy itp.
Wczoraj zrobiłam ostatnie badania u ginekologa i zaczęły już spływać do mnie wyniki badań krwi. Te które dotarły do mnie wczoraj są ok. Natomiast dzisiaj dotarły kolejne. To że miałam różyczkę to wiedziałam, że przebyłam toxoplazmozę to podejrzewałam bo całe życie miałam zwierzaki, poza tym jestem fanką dań typu tatar. Tego wszystkiego się spodziewałam. Natomiast nie spodziewałam się, że wyjdą mi dodatnie p-ciała p/HbC. Świadczyć to może o wirusowym zapaleniu wątroby typu B. W tym momencie wszystko mi się wali. Nie rozumiem skąd to się mogło wziąć, nie mam kontaktu z chorymi, w laboratorium zawsze przy mnie otwierają igły, nie mam tatuażu, nie mam przekutych części ciała, nie miałam nigdy operacji... No nic takiego się nie działo. Mąż na szczęście jest zdrowy. Nigdy nie miałam innego partnera seksualnego. Nie wiem już co myśleć. Pojechałam od razu oddałam jeszcze raz krew do badania, jutro powinny być wyniki. Mam nadzieję że to tylko pomyłka w laboratorium.
Nie mam objawów, nic mnie nie boli, nic się nie dzieje... oczywiście sprawdziłam już co piszą na temat objawów. Zazwyczaj jak coś się sprawdza to widzi się u siebie wszystkie objawy. Ja nie widzę... No może krwawienie dziąseł podczas szczotkowania zębów, ale to chyba nie jest nic nadzwyczajnego i każdy kto ma wrażliwsze dziąsła może potwierdzić że takie sytuacje się zdarzają.

Jestem przerażona, jestem wściekła i kompletnie skołowana. Nie mam pojęcia co myśleć. Do czasu jutrzejszych wyników chyba kompletnie osiwieję. Jeśli wynik się potwierdzi to niestety marzenia o dziecku legną w gruzach. Nie wiem czy na zawsze, czy tymczasowo. Nie wiem z czym choroba będzie miała związek, co będzie wolno a czego nie. Boję się, strasznie się boję tego co mnie czeka :(

27 marca 2019, 11:19

Burza - też tak w pierwszej chwili pomyślałam, bo faktycznie byłam szczepiona ale z tego co wyczytałam to szczepienie nie ma wpływu na wynik tego badania, nawet podpytywałam Panią w laboratorium i twierdzi że szczepienie nie powinno wyjść w tym badaniu.

Do dzisiejszego poranka liczyłam, że może to jakiś błąd w laboratorium. Niestety odebrałam wyniki powtórnego badania i nie pozostawiają złudzeń. Jednoznacznie wynik dodatni.
Napisałam już do kliniki, wysłałam wyniki i mają pokazać je Doktorowi żeby dał mi znać co i jak dalej, czy może muszę jakieś dodatkowe badania zrobić. Na popołudnie umówiłam się też na wizytę do lekarza internisty, może da mi skierowania na jakieś dodatkowe badania.
Przeszukałam też internet, trafiłam na wyniki takie jak moje czyli antygen HbS ujemny, p-ciała p/HbC dodatnie i według tego jak zinterpretował wyniki lekarz to pacjent ten nie zarażał (ujemny antygen) natomiast dodatnie przeciwciała świadczyły o przebytym w przeszłości zapaleniu, które organizm samodzielnie zwalczył. Ta informacja to takie moje światełko w tunelu, nadzieja że nie wszystko stracone i że może jestem jednak zdrowa. Wirus z organizmu nie zniknie nigdy ale może być nieaktywny. Wtedy trzeba uważać na stany silnego wyczerpania organizmu i odporności bo właśnie w takich sytuacjach może się reaktywować. Zobaczymy co powie lekarz.

Zastanawia mnie tylko ile jeszcze kłód pod nogi rzuci nam los w tych naszych staraniach o poczęcie dziecka. Nie wiem czy to jakaś kara? Nigdy nie zrobiłam nikomu nic złego, staram się pomagać jak tylko mogę, często nie patrząc na swoje uczucia tylko kierując się dobrem innych. Więc za co to właśnie nam się przytrafia. Latem miną 4 lata starań, 4 długie lata pełne badań, tony leków, setek wizyt... Broniłam się przed wizytą w klinice, nie sądziłam że mój problem jest tak poważny żebym musiała korzystać z metod wspomaganego rozrodu... Oczywiście nigdy nie byłam im przeciwna ale nie spodziewałam się że kiedyś moją drogą do szczęścia stanie się in vitro. Kiedy już pogodziłam się z tym co nas czeka, zebraliśmy pieniądze, zaczęłam brać leki to wychodzą kolejne problemy. Pozbywamy się jednych, przychodzą kolejne... Jak długo to jeszcze będzie się ciągnąć. Ile jeszcze musimy cierpieć? Czy potwierdzenie choroby przekreśli nasze szanse na posiadanie biologicznego dziecka?
Pytania mnożą mi się w głowie, nie mogę się na niczym skoncentrować, nie chce bezczynnie siedzieć. Żałuje że nie mogłam wziąć dzisiaj wolnego i od rana ruszyć do lekarzy, robić badania... Robić wszystko żeby nie trzeba było przerywać przygotowań do procedury, a tak jeszcze 6 długich godzin do wizyty... Czuję jak całe moje ciało się napina i czuje takie wewnętrzne drżenie... Czuje czasem jak ogarnia mnie cicha panika... Nie płaczę, nie krzyczę, nie lamentuję... Za to czuje jak kurczy się moja klatka, jak zaczyna brakować powietrza... Przerażenie blokuje moje myśli, jestem w stanie myśleć tylko o tym... O prawdopodobnym wyroku, który może znowu nas oddalić od naszego małego cudu. Staram się odpychać te myśli od siebie, trzymać się tej informacji o której pisałam wcześniej ale nie zawsze się udaje.

W całej tej beznadziejnej sytuacji cieszę się tylko że mam przy sobie męża. Jest ze mną zawsze i mimo wszystko. Wspiera mnie i jak nikt inny potrafi pocieszyć... Bez niego nie dałabym rady

28 marca 2019, 11:43

Skontaktowałam się wczoraj z kliniką. Dostałam odpowiedź od lekarza, że trzeba ustalić co się dzieje i skąd dodatni wynik. Jeśli okazałoby się, że to przedawniona sprawa to żeby działać dalej w kierunku in vitro potrzebuje zaświadczenie od lekarza zakaźnika z informacją skąd ten wynik i że nie ma przeciwwskazań do procedury. Doktor nawet podał nazwisko zakaźnika do którego mogłabym się zgłosić, po czym dodał że wie że to nie mój rejon i mogę u siebie na miejscu iść do kogoś innego. Więc od razu zaczęłam szukać ale wyświetlił mi się tylko lekarz z średnią z opinii 1,1. Od razu go odpuściłam i stwierdziłam że za bardzo mi zależy i jest to zbyt poważna sprawa, żeby zdawać się na przypadek. Udało mi się znaleźć w internecie prywatny numer telefonu do tego zakaźnika poleconego przez klinikę i walcząc ze sobą zadzwoniłam. Było mi trochę niezręcznie dzwonić na numer prywatny ale nakreśliłam sytuację w jakiej się znalazłam, lekarz bardzo miły zapytał o dodatkowe wyniki które wyszły mi ujemne i powiedział że wszystko jest ok, nie ma przeciwwskazań żebym się jak to określił "in vitrowała". Za tydzień jadę do niego na wizytę, wystawi mi potrzebne zaświadczenia. Prawdopodobnie mój organizm walczył z wzw ale je zwalczył a przeciwciała przecież zostają do końca życia. To samo powiedział mi internista na wizycie po południu. Nie zarażam, nie zagrażam ani mężowi ani ewentualnemu dziecku. Jest ryzyko że z badaniami trafiliśmy w okienko serologiczne ale podobno to niewielkie szanse. Liczę że na wizycie u zakaźnika dowiem się więcej szczegółów. Póki co kamień spadł mi z serca i mogę znowu cieszyć się przygotowaniami do in vitro. Oczywiście to nie koniec historii wątrobowych bo do końca życia będę się musiała kontrolować. Zwłaszcza że wirusy typu b mają działanie często onkogenne, ale na razie staram się o tym nie myśleć. Jak doczekamy się naszego maleństwa pójdę do kliniki leczenia chorób zakaźnych i przebadam się w każdym kierunku. Póki co, nasz cel to maluszek. Tym bardziej że dolegliwości ze strony wątroby nie mam.

Czuje ogromną ulgę... Ostatnie dwa dni to był jakiś koszmar... Bardzo wam Kochane dziękuje za wsparcie, słowa pocieszenia, za to że byłyście... Ten pamiętnik, wasza obecność w nim daje mi ogromne wsparcie. BARDZO DZIĘKUJE :*

1 kwietnia 2019, 09:46

Kwiecień... Zostało 2,5 tygodnia do wizyty w klinice. Mam nadzieję, że już nic nie stanie nam na przeszkodzie. Czekam jeszcze na wynik cytologii i chlamydii. Oby nic już nas nie zaskoczyło.

W środę wizyta u zakaźnika, mam nadzieję że jest tak jak mówił przez telefon, niczego się już nie dopatrzy i wypisze dokumenty i brak przeciwwskazań do in vitro.

Niech ten czas szybciej leci...

3 kwietnia 2019, 10:08

Wczoraj doświadczyłam czegoś magicznego :D

Byłam świadkiem przyjścia na świat mojej siostrzenicy... Cudowne emocje...
Narzeczony siostry nie czuł się na siłach aby być przy porodzie, kiedy zobaczył wyraz bólu na jej twarzy podczas pierwszych skurczy, zbladł i kazała jechać mu do domu. W alternatywie byłam ja.. Właściwie to już kilka dni wcześniej ustaliliśmy, że jeśli on nie da rady to ja czekam w pogotowiu.
No i po 11 wczoraj zadzwonił że wraca po mnie do naszego miasta (siostra rodziła w mieście jakieś 40 km oddalonym od naszego) bo podali jej oksytocynę i już ma skurcze. Cała akcja poszła szybko od pierwszych skurczy jakieś 5-5,5 godz. Miała cudowną położną, wspaniałego lekarza... Naprawdę jeśli miałabym rodzić to chciałabym mieć taką opiekę.
Miałam ten zaszczyt przecinania pępowiny, nawet dostałam nożyczki na pamiątkę od położnej. Wspaniałe doświadczenie, niesamowite emocje...
Później okazało się, że byłam przy porodzie mojej chrześnicy :D

Bardzo się cieszę, że miałam okazję tego doświadczyć. Nigdy nie byłam pewna czy chciałabym żeby Mąż był przy porodzie naszego dziecka. Z jednej strony tak bo jest dla mnie ogromnym wsparciem... Z drugiej nie, bo nie chciałabym żeby to co zobaczy wpłynęło na nas. I wiecie co? Możecie się ze mną nie zgodzić bo każdy ma prawo do własnego zdania ale uważam że to nie są widoki dla faceta. Warto mieć kogoś przy sobie, kto chociażby poda wodę, ale u mnie na 100% będzie to mama bądź jedna z sióstr. Nie chcę żeby mój mąż to wszystko widział. Dla mnie nie było to nic strasznego, gorszącego czy obrzydzającego. Ale ja jestem kobietą, mam świadomość tego jak to wygląda i dla mnie liczy się tu cud narodzin. Czytałam, że zdarzają się często sytuacje gdzie związki się rozpadają bo mężczyzna po tym co widział w czasie porodu nie chce zbliżyć się do kobiety. Także według mnie, z mężem wszędzie ale nie na porodówkę:)

4 kwietnia 2019, 10:20

Mam oficjalny dokument od zakaźnika dający zielone światło do in vitro:D
Dodatnie p-ciała p/HbC świadczą o przebytym zapaleniu wątroby typu B. Mam silny organizm który zwalczył chorobę, ale wirus wbudował się w komórki wątroby i już nigdy nie zniknie. Nie stanowi dla mnie ani dla dziecka zagrożenia. Tylko w stanach skrajnego upośledzenia odporności może się reaktywować, więc w przypadku choroby nowotworowej, HIV, AIDS musiałabym na to uważać.
Lekarz stwierdził że na 90 % jest to zakażenie z wczesnego dzieciństwa. Urodziłam się w 1992r a wtedy jeszcze przez jakiś czas stosowano igły wielorazowe i szklane strzykawki. Na dodatek nie przykładano takiej wagi do dezynfekcji więc gdzieś w przychodni podczas szczepienia albo pobrania krwi ktoś mnie uraczył tym świństwem. Całe szczęście że organizm zawalczył i nie mam problemów z wątrobą.

Teraz już tylko chwila niepokoju do poniedziałku bo powinny być wyniki chlamydii, cytologia i badanie czystości i mam nadzieje, że tam będzie wszystko ok i 17go dostanę już rozpiskę do stymulacji.

9 kwietnia 2019, 10:02

1dc
No i mam komplet badań do in-vitro. Nic już nie powinno stanąć nam na przeszkodzie. Zostało 8 dni do wizyty i poznamy więcej szczegółów. Póki co L4, leże i odpoczywam bo przypałętała się jakaś jelitówka. Swoją drogą strasznie mocny wirus. Objawy miałam jakieś 6 godz po kontakcie z chorym... Masakra

15 kwietnia 2019, 10:00

Zostały dwa dni do wizyty, nie mogę się już doczekać... Z jednej strony strach, z drugiej ekscytacja. Widzę, że bardzo się nastawiam na sukces, ostatnio w pamiętnikach i na forach wysyp pozytywnych testów... Może to już też nasz czas? ...
Boje się tylko rozczarowania, bo co jeśli się nie uda... Stanowczo za dużo myślę...

18 kwietnia 2019, 13:01

Wczoraj byłam na wizycie w klinice... Dokumenty podpisane, recepty wystawione... Jeszcze w tym cyklu zaczynam zastrzyki z gonapeptylu. 6maja wizyta, musze mieć na nią zrobione wyniki estradiolu i LH, jeśli wyniki będą dobre to zaczynamy właściwą symulację puregonem. Nie moge się już doczekać. Mam nadzieję że maj bedzie dla nas szczęśliwy 😊

7 maja 2019, 14:10

Dawno mnie tu nie było, ale w majówkę całkowicie odpoczywałam... Przynajmniej się starałam.
In vitro - długi protokół - DZIAŁAMY!

Od ponad tygodnia biorę gonapeptyl, wczoraj byłam z wynikami LH i estradiolu w klinice. Mieliśmy już rozpisać puregon ale muszę jeszcze poczekać bo LH niestety za wysoko (ponad 10). Dzisiaj przyszła miesiączka więc jutro powtarzam badanie i zobaczymy. Wiem już że pierwsze 3 dni stymulacji będę miała 150j puregonu a dalej zobaczymy.

Nie zdawałam sobie sprawy z jak ogromnym stresem się wiąże cała procedura. Nocne koszmary albo w ogóle problemy ze snem, absolutny brak koncentracji, zrobiłam się płaczliwa, już nie wspominając o bólach podbrzusza, piersi i głowy... Staram się wrzucić na luz ale ciężko mi to idzie.

W całym tym zamieszaniu zapomniałam że w maju mam kontrolę u endo, zadzwoniłam dzisiaj zapytać kiedy ta wizyta bo gdzieś zgubiłam karteczkę a tu się okazało że wizytę mam jutro. Nie mam zrobionych badań, pojechałam na szybko oddać krew ale nie zrobiłam wszystkich badań, bo po co robić insulinę i glukozę jeśli nie byłam na czczo. Teraz się stresuję, że Pani Doktor urwie mi głowę. Jest bardzo specyficzna, jeśli się przychodzi przygotowanym do wizyty to wszystko jest ok, miła z ogromną wiedzą. Wystarczy że przyjdzie się nieprzygotowanym to zaczyna się piekiełko bo jest wtedy okropna, uszczypliwa i złośliwa a na dodatek krzyczy... Masakra... Nie znoszę jak ktoś na mnie krzyczy a odezwać się nie potrafię... Taki dziwny ze mnie typ...

Stres stresem poganiany... Wykończę się niedługo. Jak tu wyluzować? Jakieś złote rady?

Oby tylko jutro LH spadło a Pani Doktor musi mieć dobry humor ;)

9 maja 2019, 09:53

Wczoraj zbadałam ponownie estradiol i LH, rozmawiałam z lekarzem i od jutra zaczynam już brać puregon i w poniedziałek USG. Mam nadzieję, że na niego zareaguje i będą rosły piękne pęcherzyki. Byłam też na kontroli u Endo, mam dobre wyniki TSH - 0,71 także jest super. Tarczyca ustabilizowana.
Oczywiście nie ze wszystkim jest tak kolorowo. Jakiś czas tamu całkowicie połamał mi się ząb po leczeniu kanałowym, Pani Doktor go oczyściła, wypełniła i na korzeniu go odbudowała. Wszystko było w porządku ale po pewnym czasie zaczął się pojawiać dziwny posmak w ustach. Rozmawiałam z nią przez telefon, kazała płukać szałwią a jeśli będzie się utrzymywał to przyjść na wizytę.
Szałwia pomogła nic się nie działo. Niestety od wczoraj zaczęło się na nowo, z większą mocą a na dodatek coś mnie pobolewa, więc dzisiaj muszę się na szybko umówić do stomatologa bo nie chciałabym żeby coś nam teraz stanęło na przeszkodzie. Pewnie będzie trzeba wyrwać... Do punkcji pewnie zostały ok 2 tyg więc czas na zaleczenie będzie. Oby to był koniec problemów...

14 maja 2019, 09:37

Pierwszy monitoring za mną. Od piątku brałam puregon 150j... Nie wiem czego się spodziewałam po wczorajszym USG, ale czegoś na pewno. Może że będzie kilka pęcherzyków, albo chociaż jeden... A tu nic... Same maluchy. Doktor zwiększył mi dawkę do 225j i jutro znowu sprawdzimy. Gdzieś głęboko w sercu tli się nadzieja że jeszcze będzie wszystko dobrze... Ale ogarnia mnie powoli smutek, że znowu to samo... Ładujemy ogromne dla nas pieniądze w coś co nie daje nam pewności, że kiedykolwiek zostaniemy rodzicami. Dlaczego mój organizm jest tak oporny na leczenie, dlaczego takie dawki leków nie przynoszą rezultatu.
Tak bardzo bym chciała, żeby jutrzejsze USG pokazało coś... cokolwiek...

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 maja 2019, 09:38

16 maja 2019, 10:16

Wczoraj kolejna wizyta w klinice. Jest już lepiej, ale pęcherzyki nadal małe bo głównie do 1cm ale ruszyło się coś. Endometrium ładne 9mm. Doktor stwierdził że jestem trudnym przypadkiem. Wysokie AMH dużo drobnych pęcherzyków a przy tym oporność na gonadotropiny. Jak to powiedział "tykająca bomba zegarowa". Pęcherzyki słabo reagują na leki, ale jak w końcu zadziała to bardzo duże ryzyko hiperki... Od dzisiaj zmiana leków, zamiast puregonu przyjmuję teraz menopur 225j. Jutro kolejne USG, mam nadzieje że będzie jeszcze lepiej niż wczoraj i okaże się ile faktycznie pęcherzyków wystartowało.

20 maja 2019, 11:43

Po piątkowym i sobotnim USG dawki leków znacząco zmniejszone bo pęcherzyki wystartowały... Znaczna większość, jeśli nie wszystkie. Czekam na wynik estradiolu i dziś kolejne i chyba już ostatnie USG. Prawdopodobnie w środę punkcja, jeśli wszystko pójdzie ok.
Niestety Doktor obawia się przestymulowania i na sobotniej wizycie wspomniał o odroczeniu transferu :(
Mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. Czuje się już w miarę ok, wiadomo lekki dyskomfort jest bo jajniki są trochę powiększone ale nie dzieje się nic złego. Początkowo po zmianie puregonu na menopur był koszmar. Dwie nieprzespane noce... Ale po zmniejszeniu dawki jest już ok.
W tej chwili boję się tylko tego odroczenia. Nie wiem jak zniesie to moja psychika, jest mi ciężko. Człowiek nie zdaje sobie sprawy patrząc z boku jak wielkim obciążeniem dla kobiety jest in vitro. Wizyty co drugi dzień, zastrzyki, badania krwi... Dużo tego... Nie żałuje i nigdy nie będę że podjęliśmy decyzję o podejściu do procedury ale przyznaję, że jest to bardzo trudne doświadczenie...

23 maja 2019, 11:14

Dzisiaj rano punkcja. Masa pęcherzyków, sporo pobranego płynu... który nie zawierał nic. Absolutnie nic. Nie mamy żadnej komórki... Nie było nawet ziarnistości.
Czuje sie okropnie. Psychicznie i fizycznie...

Czekamy dwa miesiące i spróbujemy tym razem krótkiego protokołu i na trochę innych lekach... ale to bedzie ostatnia próba. Zbyt dużo nas to kosztuje. Mam dość
1 2 3