Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Ile jeszcze??? - IN VITRO iiii czekamy na maluszki:)
Dodaj do ulubionych
1 2 3

24 maja 2019, 08:46

Anuśla odpowiadając na Twoje pytanie. Lekarz powiedział, że zdarzają się takie przypadki jak mój ale tak naprawdę to do końca nie wiadomo co jest przyczyną, jak leczyć. Opowiadał że jak trafił mu się taki pierwszy przypadek to skontaktował się z konsultantem krajowym i na jego pytanie odpowiedział tylko że on też miał taki przypadek. Postanowiliśmy że podejdziemy raz jeszcze. Lekarz chce tym razem spróbować krótkiego protokołu. Wiemy już że lepiej działa na mnie menopur więc od tego leku zaczniemy, natomiast na koniec zamiast ovitrelle poda mi inny lek który stosuje się domięśniowo. Powiedział mi też że mogło być tak że ovitrelle poszło w tkanki i nie wchłonęło się do organizmu i zwyczajnie nie zadziałało.
Zastanawiające jest to że u mnie nie było w pęcherzykach nawet ziarnistości... No nic kompletnie sama woda...
Gdzieś wczoraj wyczytałam, że na stymulacji często jest tak że pierwsze pęcherzyki które od razu wystartują po lekach mogą zawierać komórki jajowe, natomiast to co dorasta później jest puste... Ile w tym prawdy, nie mam pojęcia.
Najgorsze że pytania rodziły się w mojej głowie dużo później albo już dzisiaj i nie zadałam ich lekarzowi.
Umówiliśmy się już na kolejną wizytę 1 sierpnia i to będzie miesiąc naszego drugiego podejścia. Do tego czasu będę brała znowu cyclo-progynovę żeby te moje jajniki się uspokoiły i przede wszystkim żeby mieć jako takie cykle bo bez leków całkiem mi się rozjechały.

Co do samej punkcji. Bałam się strasznie, że będą puste pęcherzyki. Niestety się sprawdziło, ale ogólnie jestem mega zadowolona z opieki. Fantastyczni, troskliwi ludzie. Fakt że boli mnie brzuch ale po takiej ilości wkłuć to w sumie nic dziwnego.

Mam teraz 2 miesiące czasu na to żeby zrobić coś dla siebie, dla nas. Zająć czymś głowę i odpocząć.

A może któraś z Was kochane miała taką sytuację? Może możecie mi podpowiedzieć co zrobić lepiej, co zmienić, może jakiś suplement?

26 sierpnia 2019, 10:09

Sporo czasu mnie tutaj nie było...

Po wyjściu z szoku po nieudanej próbie in vitro, zajrzałam tu ale coś było nie tak... nie potrafiłam czytać już swoich ulubionych pamiętników. Każda informacja chociażby o walce o 2 kreski na teście dołowała mnie niesamowicie. Postanowiłam odpocząć, od pamiętników, od różnych grup, od leków i witamin. Odstawiłam wszystkie suple, został tylko letrox na tarczycę.
W sierpniu mieliśmy zrobić kolejne podejście do in-vitro. Dużo o tym nie myślałam, planowaliśmy z mężem na zasadzie: "jak się w sierpniu już okaże że się nie udało to jedziemy na Ibizę w przyszłym roku". Zapisałam się na kurs żeby zmienić pracę, chcieliśmy zrobić prawo jazdy na motor wiosną... Cała masa planów w sytuacji jeśli nie wyjdzie.

Stres zaczął się budzić ok tygodnia przed wizytą w klinice. 26 lipca pojechałam do Doktorka, rozpisaliśmy leki na nowy cykl, zrobiłam badania. 31lipca przyszła @ i od 1 sierpnia zaczęłam leki, tym razem krótki protokół. Reakcja była bardzo ok, praktycznie bez dolegliwości tym razem. Pęcherzyki rosły... 10 sierpnia wieczorem - Pregnyl 10000j i 12 sierpnia punkcja.
Nastawiona na negatywne wiadomości, płakałam gdy usłyszałam że mamy 10 komórek. Następnego dnia telefon, 2 były niedojrzałe, 2 degenerujące, 6 zapłodnili - zapłodniły się 4. Transfer 15 sierpnia. Chcieliśmy 2 zarodki, uczucie gdy zobaczyliśmy ich zdjęcie - niesamowite. To były 3-dniowe zarodki a więc zlepek 7-8 komórek, ale dla nas to były najpiękniejsze zarodki - to były nasze dzieci. Po transferze mąż obchodził się ze mną jak z jajkiem, był długi weekend więc razem leniuchowaliśmy a od poniedziałku do pracy. W domu bym oszalała. Pierwsze dni co prawda były bardzo spokojne ale później coraz gorzej. Ból głowy, ból piersi, ból brzucha i koszmarne zawroty głowy. W niedziele (10dpt) rano obudziły mnie zawroty głowy, zaczęłam wymiotować. Zadzwoniłam szybko do męża żeby wracając do domu kupił testy ciążowe. Robiłam test z myślą, że nic z tego nie będzie, a nawet jeśli miałoby być to za wcześnie na zwykłego sikańca...

Tymczasem wyszedł bladzioch!!! Dziś powtórzony już dużo wyraźniejszy, więc rano pobiegłam jeszcze na betę. Późnym popołudniem powinnam mieć wynik.

Nareszcie po 4 latach walki JESTEM W CIĄŻY!!!

Jestem najszczęśliwsza na świecie.

Teraz tylko czekam na wyniki, w czwartek muszę powtórzyć dla kliniki. No a później oczekiwanie do USG serduszkowego. Mam jednak nadzieję, że to koniec naszej walki, że nareszcie się udało i na początku maja zostaniemy rodzicami :)

26 sierpnia 2019, 21:43

Odebrałam wyniki bety.

11dpt - beta 186,41 😁

29 sierpnia 2019, 21:58

Dziękuję dziewczyny😘 Jestem najszczesliwsza na swiecie.
Krąsi no niestety i forum i pamietniki nie dzialaly na mnie po tej porazce zbyt dobrze i musialam na jakis czas sie odciac.
Dzisiaj wracam z kolejnymi dobrymi wiadomosciami.
14dpt
Hcg - 669
Progesteron - 127
😁

11 września 2019, 12:23

Dzisiaj miałam wizytę. USG potwierdziło ciążę, słyszałam nawet bicie serduszek :)

ZOSTANIEMY RODZICAMI BLIŹNIĄT!!!!:d

W końcu po 4 latach walki mamy sukces, podwójny sukces:)

Chyba nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi ...

26 września 2019, 19:02

Czy to sie nigdy nie zmieni? Czy nie może już byc wszystko dobrze? Czułam sie naprawde dobrze. Bez mdłości, wymiotów, jedynie lekkie zawroty głowy. Dzisiaj sie bardzo nasiliły. Poszłam do pracy jedynie na godzine. Dłużej nie dałam rady. Chwile po 12 poszlam do toalety a na papierze krew... zawał serca na miejscu ale próbowałam sie ogarnąć. Po 3 minutach jak poszlam po raz drugi sprawdzić wkładka już cała czerwona. Krwawilam... mocno, żywą krwią... Zadzwoniłam po mamę, w miedzy czasie usilowalam zapakowac torbe na wszelki wypadek. To co wtedy czułam... nie da sie tego opisać. Strach ogromny, poczucie beznadziei i pustka... mialam zostac podwójna mama a teraz nie wiadomo czy wogole nia zostane. Straszne emocje... dotarłam na IP chwile trwalo zanim mnie przyjęli. Nie moglam opanowac łez, drżenia całego ciała. W koncu lekarz zabrał mnie na USG. Najdluzsze minuty w moim życiu. Na szczęście maluszki żyją. Mam krwiaka. Więc nic nie jest w tej chwili pewne. Nadal wszystko moze sie zdarzyc. Stan zagrozenia poronieniem. Wrocilam z nowym arsenalem lekow do domu i leżę. Tak poki co bedzie wyglądało moje życie... ale dla tych dwóch okruszkow zrobie co bedzie trzeba. Jutro po południu mam termin wizyty u lekarza ktory ma prowadzic ciążę. Mam nadzieje ze mnie zbada i bedzie dobrze. Krwawienie póki co sie zmniejszyło. Oby ustapilo calkowicie.

Bardzo Was proszę trzymajcie kciuki zeby wszystko bylo juz dobrze.

28 września 2019, 13:27

Dziękuję Kochane za wsparcie :*

Wczoraj byłam na wizycie u lekarza prowadzącego. Sytuacja wygląda na opanowaną, krwawienie ustąpiło pozostało jedynie delikatne, brązowe plamienie ale mam się tym nie martwić. Maluszki żyją, wielkością odpowiadają terminowi transferu więc rozwijają się prawidłowo. Dostałam skierowanie na badania prenatalne na NFZ - super, bo liczyliśmy się że bedziemy musieli zrobić to odpłatnie. Mam nadzieje, że to koniec problemów. Oczywiście lekarz nie chciał słyszeć o powrocie do pracy, mimo że mam lekką pracę biurową. W tej sytuacji oczywiście nie ryzykujemy i grzecznie będę siedzieć w domu. Jeszcze 3-4 tygodnie i zacznie się ten "bezpieczniejszy" czas i mam nadzieje że odetchnę...

10 stycznia 2020, 16:35

23+3
Dawno mnie tu nie było... Leci już 24 tydzień ciąży, półmetek za nami. Wiemy już że nasza rodzina powiększy się o 2 chłopców. Dzisiaj byłam na badaniach prenatalnych, Maluszki miały echo serduszek. Na szczęście wszystko jest w porządku. Rosną jak na drożdżach co zaczynam już coraz mocniej odczuwać. Bóle podbrzusza, bioder i w pachwinach towarzyszą mi każdego dnia, ale dla nich zniosę wszystko. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać tak długo jak to będzie potrzebne.
Za wszystkie walczące nadal mocno trzymam kciuki :*
1 2 3