Kurczę, nigdy nie przypuszczałam, że długo przyjdzie mi się starać o dziecko. Słyszałam różne przypadki, ale zawsze miałam przekonanie, że jak już się pojawi ten moment to nie będzie problemu, ohhh jak bardzo się myliłam.
Kilka miesięcy zajęła mi obserwacja samej siebie, uczę się cały czas. Przemknęło mi przez myśl, że ten cykl będzie owocny, nie nakręcam się jeszcze, jeszcze nie...
Co jakiś czas dowiaduję się o kolejnych ciążach koleżanek, kuzynek...bardzo się z nich teoretycznie cieszę, ale towarzyszą mi również przy tym inne myśli - tak, dlaczego to nie ja? Dlaczego mi się nie udaje pomimo starań? Czy naprawdę to może być problem psychiczny i lepiej nie planować, nie starać się, tylko czekać na bieg wydarzeń...? Haaaa, zapewne tak byłoby najłatwiej, ale czy jest jakieś lekarstwo na to, by nie myśleć? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi
Postanowiłam ostatnio zająć się prezentami świątecznymi, cała masa znajomych jeszcze ich nie ma, więc chciałam zrobić coś przed innymi...jaka schiza w ogóle, mój mózg chyba jest już na wyczerpaniu jak takie rzeczy wymyśla tylko właściwie takie rzeczy, bo pomysłów na prezenty brak!!!
Kilka dni temu dowiedziałam się, że koleżanka z pracy również zaczęła starania, ja milczę, że to mój szósty miesiąc nieustannych myśli w tym temacie, ale co mój mózg wyprodukował: "pewnie uda się jej szybciej niż nam!" ZAZDROŚĆ, nieuzasadniona, nieopisana i niedorzeczna... Nie chcę tak myśleć...ale chyba jestem IDIOTKĄ i nie umiem inaczej, help!
Wierzyłam, że zajdę w ciążę do końca roku, jeszcze rok się nie skończył więc powinnam mieć nadzieję, ale jakoś tego nie czuję
Strasznie mi tylko smutno, bo mam wrażenie, że tylko mnie to obchodzi Mąż już ma mnie za histeryczkę, nie chce ze mną rozmawiać. Mówi tylko, żeby nie myśleć, a samo się pojawi. Ale nie da się nie myśleć!!! Mam wrażenie, że to mu obojętne, że tylko ja pragnę mieć moje maleńkie serduszko, by je kochać i opiekować się nim....Chyba prędzej zajdę w ciążę z jakimś "listonoszem" jak to się mówi
Rodzina powtarza, że mam być cierpliwa, że dla każdego przychodzi właściwy moment...ale kiedy on przyjdzie dla mnie? W tym miesiącu? za dwa? za pół roku, rok, siedem? Tak się nie da żyć
Piersi nadal mnie bolą, raczej sutki - one są najbardziej wrażliwe, są pełniejsze, zawsze tak jak przed @ . Swoją drogą, szkoda, że zawsze tak nie wyglądają Piszą, iż wczesną oznaką ciąży są również zmiany w piersiach...wczoraj wieczorem w łazience bardzo długo się im przyglądałam. Dojrzałam nawet żyłki, chciałam też zobaczyć ciemniejsze brodawki...rany, co to umysł wyprawia z człowiekiem dzisiaj rano nic już nie widziałam nawet zaczęłam sobie wmawiać, że wargi sromowe mam ciemniejsze i że może jednak jestem jednak w ciąży...ale w końcu walnęłam się w łeb.
Postanowiłam, że nie będę już nic czytać i się nakręcać! Takkkk, ale znając mnie to będzie postanowienie jednodniowe...
Serduszko rozwiń się we mnie...nic więcej mi do szczęścia nie brakuje...
Ginek na ostatniej wizycie powiedział, że do roku czasu starań to norma, dopiero potem można zacząć się zastanawiać nad dokładniejszymi badaniami, wcześniej nie da mi skierowania. Tak zaczęłam o tym myśleć... jesteśmy zdrowi, żadnych problemów nie mam, nie przyjmuję żadnych leków "stałych". Jest też duże prawdopodobieństwo w takich "nieskomplikowanych teoretycznie" przypadkach, że do poczęcia dochodzi w okresie 6ciu miesięcy, tak przeczytałam... ależ byłoby szczęście jakby w tym cyklu się powiodło, jakież mielibyśmy szczęśliwe święta!!!!
Niedługo po teście zobaczyłam różowawy śluz, czyli @ za jakieś 2-3 dni
Marzenia o wspaniałym grudniowym cyklu prysły jak bańka mydlana...
Dostałam @, ale humor mam zadziwiająco dobry Wczoraj troszkę się zasmuciłam tym testem, potem przemyślałam kilka spraw, może dlatego teraz jest dobrze
Od teraz będę pełna optymizmu, mam plan zarażać humorem i energią wszystkich dookoła!!!! Tak, koniec zamartwiania się, płaczu i wiecznej udręki - wmawiania sobie, że jestem beznadziejna...bo przecież nie jestem!!!! jest wiele spraw, które potoczyły się pomyślnie
Oczywiście winka się napiję wieczorkiem, ale już od teraz wprowadzam zasady dla samej siebie!!!! Nowy cykl, nowe możliwości, nowe nadzieje...wierzę, że to wszystko doprowadzi mnie do szczęścia, do pojawienia się małego serduszka... jak nie teraz to później, heh to prawie przypomina słowa mężulka...
Tak, zmiany będą i to wielkie, nadchodzi nowy rok, czuję, że 2015 będzie dla mnie rokiem szczególnie dobrym, bo co trzeci chyba mógłby być no nie? Ostatnio 2012 był szczęśliwy 2013 i 2014 najlepiej bym wykreśliła z pamięci, no może poza jednym ważnym wydarzeniem jak narodziny dziecka siostry
Szykuję już listę postanowień noworocznych:) hehehe
Postanowiłam po prostu zadbać o siebie, bardzo prozaicznie, ale małymi kroczkami zrealizuję kilka zamierzeń..
W styczniu ponownie zrobię badania, by sprawdzić, czy nadal jest wszystko OK. Zmieniam ginekologa, bo do obecnego jakoś nie mam zaufania. Muszę też przebadać męża, przed czym cały czas się wzbrania, ale może się tym razem uda...
Co do męża, nie będę wymuszać na nim tematu powiększania rodziny, bo widzę jak bardzo się tym denerwuje, być może faktycznie odczuwał presję. Bardziej martwi mnie, że tryb życia prowadzi taki sobie - dużo stresu, dieta uboga w warzywa, owoce je chętnie, ale to za mało. Muszę się bardziej postarać popracować nad nim, tak żeby nie zauważył oczywiście
Mam nadzieję, że mężuś mój zauważy mój lepszy humor i lepiej pójdą nam starania Oby to nastawienie mi pozostało na długo!!!!
Dosyć uzależniło mnie ovuF, więc mężowi odpuszczam pogaduchy na temat dni płodnych, o kolejnych wyczytanych nowinkach i ekstra niusach na temat zapłodnienia i ciąży. Mam jeszcze na szczęście cudowną mamę, z którą mogę porozmawiać nie wstydząc się nic a nic. Mamcia bardzo wspiera i trzyma kciuki Do tego równie wspaniała siostra.... czyli jednak życie moje jest szczęśliwe, trzeba je tylko wzbogacić...
Rower - muszę sobie kupić rower!!! Już w tym roku sobie chciałam go sprawić, ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie, w nowym roku nie odpuszczę, nieeeee
Fryzura, makijaż i paznokcie - będę pilnowała siebie, by zawsze wyglądać przynajmniej dobrze:P znajdę czas na malowanie pazurków, bo z tym zawsze najgorzej u mnie, ale pomalowane są takie śliczne...będę się starała je ogarnąć w dni wolne
Bardzo, oj bardzo bym chciała - od dawna zresztą - podszkolić swój angielski, bo bez niego teraz ani rusz.....a 2015 będzie też rokiem zmiany pracy...musi być, bo człowiek zasiedział się w jednej firmie a perspektyw rozwoju już nie ma większych niestety
Chcę obdarzać miłością i dobrocią wszystkich członków rodziny, dobrą energią znajomych i współpracowników, chcę sama czuć się szczęśliwa...tak jak w 2012 !!!
Tak, rok 2015 będzie rokiem wielkich zmian!!! Szczególnie rokiem przemiany samej siebie, chcę być człowiekiem takim jak kiedyś, a przynajmniej lepszym niż teraz!!!!
Mam też jeden wolny zupełnie pokój w mieszkaniu, puściutki...chciałabym postawić w nim mebelki dziecięce...
UDA MI SIĘ!!! MUSI MI SIĘ UDAĆ!!!
Żeby ta dzisiejsza myśli i energia ze mną pozostały na długo...
No to się rozpisałam ahhh
Bardzo długo myślę już o otworzeniu własnej działalności, gdyby nie M to miałabym już ją od marca zeszłego roku... teraz postanowiłam, że nie będę aż tak polegać na jego opinii, więcej samodzielności na pewno wyjdzie mi na dobre. Okazało się, że szwagier również myśli podobnie, więc może razem coś rozkręcimy. Trzeba coś robić, w obecnej firmie już przyszłości nie ma niestety szybciej zostanę bezrobotna niż myślałam, co prawda przygotowujemy się do likwidacji firmy już od roku, ale im bliżej tym bardziej jest to przykre
Pogoda zrobiła się fatalna, deszcz i straszny wicher mam nadzieję, że będzie jeszcze trochę zimy z prawdziwego zdarzenia, takiej ze śniegiem, mrozem i słońcem ;P
Jestem trochę zła - 20ego grudnia zamawiałam z allegro testy owulacyjne i do dzisiaj nie dotarły tak - zdecydowałam się na nie trochę będę się musiała z nimi ukrywać, ale to co. Może M się odmieni i sam zacznie myśleć inaczej... Co do M, w zasadzie dziwi mnie jego postawa względem naszego starania się, mówi, że chce by się udało, bo lubi dzieci i chce mieć własne. W naszej rodzinie urodziła się czwórka małych brzdąców- ostatni kilka godzin temu. Widziałam dzieciątko, piękne, urocze....M patrzył, wpatrywał się wręcz. Mężuś ma bardzo dobre podejście do dzieci, wszystkie go uwielbiają, wiem, że będzie dobrym ojcem, wiem. Ale nie ma mowy o żadnych badaniach, suplementach - nic - nie rozumiem tego
Życzenia świąteczne brzmiały prawie tak samo jak w zeszłym roku...wszystkie kłębiły się wokół dziecka, którego nie ma... uśmiechałam się, co miałam zrobić
Próbowałam się umówić na wizytę do gin - oczywiście bez sukcesu, będę musiał się tam wybrać osobiście jak zwykle
Pewnie podświadomie nie chcę się cieszyć, żeby później znowu się nie zamartwiać.
Oby tak było zawsze!!! nie chcę się już nakręcać!!! wolę już tą obojętność, sama siebie nie poznaję.
Jest dobrze, porażka będzie mniej bolała
Biorę pieska i śmigam na spacerek M będzie dopiero wieczorem, oby miał dobry nastrój
Rozgoryczenie
Smutek
Żal
Mnóstwo myśli kręci mi się po głowie w tym momencie.... Najwięcej miejsca zajmuje ta: tylko ja chcę mieć dziecko w tym związku, więc odpuść, bo sama go sobie nie dasz rady zrobić!!!
Do jasnej cholery no!!! Do tej pory chyba się tylko łudziłam, że chcemy dzieciątka oboje... Więc co zrobiłam? Badania, włóczę się po ginekologach, łykam suplementy, mierzę temperaturę, obserwuję się na każdym kroku, ograniczyłam kawę, piję wodę,staram się lepiej odżywiać, unikam tabletek przeciwbólowych i przeciwgrypowych... no i po co? po co? tak po prostu chyba, bo do upragnionego serduszka mnie to nie doprowadzi bez udział męża!!!!
Dzisiaj wolne oboje, bo święto przecież dzień zapowiadał się dobrze, cieszyłam się, miałam bardzo dobry nastrój, byliśmy na spacerku długim i przyjemnym, zjedliśmy obiadek, oglądaliśmy jakieś filmy... podchody delikatne robiłam, bo owulacja dzisiaj, więc a nóż może tym razem udałoby się...serduchowania oczywiście nie było, bo jeszcze na sam wieczór musieliśmy się pokłócić, mój M doskonale wyczuwa te momenty chyba, jakby wiedział, że to ten moment i się usuwa... Dzisiaj nie wytrzymałam, poleciała mi łza, niejedna ... Nawet powiedziałam, że owulacja dzisiaj i że to bardzo ważne dla mnie, pomimo tego iż się wcześniej nie nakręcałam. Dzisiaj, jak już przyszedł ten dzień nagle pojawiło się we mnie tyle pozytywnych myśli, nigdy wcześniej tak precyzyjnie nie umiałam określić owulacji...miesiące obserwacji przyniosły efekty
Najgorsze jest to, że M jeszcze na samym końcu powiedział, że przecież nie będzie się ze mną kochał jak płaczę....a rozpłakałam się jak już praktycznie leżałam w łóżku... usłyszałam jeszcze, że "nie za wszelką cenę", "niepotrzebnie się nakręcasz", "po co mierzysz temp. o 7 rano" i kilka innych sformułowań...
Byłam przekonana o tym iż oboje pragniemy tego samego pomimo wszystkich oporów odnośnie lekarzy itp ze strony M, ale teraz wiem, że chyba jest inaczej tak, aż się odechciewa mieć to dziecko....bo jak w takich warunkach?
Jestem strasznie przygnębiona, nie spodziewałam się takiej końcówki wieczoru
Pewnie dlatego nie cieszyłam się z tej owulacji wcześniej...
Ostatnio na kolędzie ksiądz powiedział, że siła modlitwy ma wielką moc, że będzie nas wspierał w tych staraniach i na następnej wizycie już będziemy trzymać dzieciątko w rękach... tak, to byłby chyba cud
W styczniu jeszcze porobię nowe badania, od lutego zaczynam jeszcze z większą siłą!!! Ha, płodne dni wypadną mi w okresie około walentynkowym:) Mężu bądź przy mnie, bez Ciebie nie dam rady!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2015, 14:17
Nie udało się również począć dzieciątka co w obecnej sytuacji oznacza, że trzeba będzie "zawiesić" na jakiś czas starania Tak wiem, mój cykl się jeszcze nie zakończył, ale po prostu mam przeczucie, że i tym razem poniosłam klęskę. Zaczyna mi się wzdymać brzuszek, czuję delikatne pobolewania jajników, piersi zrobiły się wrażliwe, czyli okres już za rogiem, jakieś 3, max 4 dni.
Jestem wręcza załamana... przez cały okres starania się o serduszko stałam się inną osobą. Płakałabym prawie cały czas, nadawałabym się teraz na aktorkę, rozpłakałabym się chyba na zawołanie czego nigdy wcześniej nie umiałam. Cały czas wydaje mi się, że będę miała ogromny problem ze znalezieniem nowej pracy, a jak ją znajdę to czy będę z niej zadowolona na tyle, że będę wykonywać ją dobrze, czy będę chodziła tam tak jak teraz z uśmiechem na twarzy, czy odnajdę się w nowym towarzystwie...no pewnie tak, ale.... kwestia umowy o pracę, wysokość wynagrodzenia itp itd...a gdzie tu znajdzie się możliwość na nowe starania...kurczę tak pragnę tego maleństwa a tu nawet ono nie chce u mnie zamieszkać
Jednym z założeń było znalezienie nowej pracy, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko to nastąpi i jestem zaskoczona, smutna, zła....do tego wszystkiego dochodzi informacja, którą usłyszałam wczoraj od znajomej, która zmroziła mi krew w żyłach... Jakaś tam młoda dziewczyna zaszła w ciążę jakiś czas temu, oczywiście nie uważała na siebie nic a nic, a wręcz szkodziła poczętemu maleństwu - głodziła się, bo bała się przytyć więcej niż to konieczne!!! w trzecim trymestrze jak trafiła na oddział szpitalny lekarze uratowali dzieciątko, ale urodziło się bardzo słabe... Kilka miesięcy później kolejna nowina na temat ów dziewuchy - dziecku, które ma zaledwie kilka miesięcy do mleka dolewała wódkę, bo wtedy mała nie płakała i długo spała!!!!! Czy ktoś to rozumie???? Oczywiście odebrano jej prawa rodzicielskie, dziecko jest obecnie w rodzinie zastępczej, ale krew się w żyłach gotuje na takie wieści!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A my nie możemy doczekać sie naszego szczęścia, które byśmy kochali i opiekowali się jak tylko najlepiej codziennie prosząc o łaskę zdrowia dla dzieciątka i wszystkie inne...
No płakać mi się chce!!!
Przez cały piątek odczuwałam dziwny ból, cały czas czułam swoje jajniki, co oczywiście może być naturalne przed @, ale dołączył do tego bliżej nieznany ból w lewej pachwinie promieniujący aż do nogi, dzisiaj od rana to samo.... Przyznam, że w ostatnim czasie bardzo zaniedbałam ćwiczenia, więc na pewno niczego nie nadwyrężyłam, nie biegałam, nie rozciągałam się nawet, a boli
Ovu pokazuje, że jutro powinna mnie odwiedzić @, mi się wydaje, że powinna przyjść we wtorek - no i mam nadzieję, że przyjdzie we wtorek najprędzej po południu, bo z rana bym chciała zrobić badania (krew,mocz) i lepiej żeby przy tym @ nie było, wyniki będą "prawdziwsze". Wczoraj wybrałam się do kliniki ginekologicznej zarejestrować się do nowego lekarza, polecanego z dobrymi opiniami no i co - termin na 5ego marca!!!! Od razu wpadłam na to by się wcisnąć prywatnie, za kasę to terminy dużo bliższe, ale nagle coś mnie odrzuciło od tej myśli. Stwierdziłam, że marzec jest ok może coś w mojej sytuacji zawodowej zaświta do tej pory...poczekamy, nie ma co się już nakręcać.
Wczoraj również odwiedziłam okulistę. No i dobrze nie jest, ale lekarka była zaskoczona, że przy takiej głębokiej wadzie widzę tak dobrze!!! Przyznam szczerze, że ja tez jestem w szoku!!! Byłam na konsultacji, bo bardzo poważnie zastanawiałam się nad zabiegiem laserowym, a że nie wszystkie przypadki się kwalifikują to chciałam najpierw zbadać "mój przypadek" zanim wydam 300 zł na konsultację kwalifikacyjną, no i dobrze zrobiłam. Pani doktor powiedziała, że przy tak dużych cylindrach (-9dp na lewym oku) zabieg byłby bardzo ryzykowny.... mam się u niej stawić jeszcze za miesiąc, mówiła, że pomyśli czy coś tu można jeszcze zdziałać mam nadzieję, że jest jakiś sposób, kurcze, tak liczyłam na ten zabieg
A teraz czas na posprzątanie mieszkanka, muszę wymyślić jakiś dobry obiadek dla mojego mężulka a co do niego - po ostatnim wylaniu wszystkich żali zauważyłam, że zmieniło się jego zachowanie częściej ma dobry nastrój, rozmawia ze mną bardziej serdecznie i aż tak szybko się nie denerwuje, optymistycznie podchodzi do badań - moich oczywiście, ale to już ogromny postęp
Właśnie wracam do pracy po krótkim ośmiodniowym urlopie....nie chce mi się, bo na samej końcówce urlopu rozłożyliśmy się z mężem - i nas wiruski dopadły także na lekach, z bólem gardła wracam .... Co do samej pracy, decyzje zmieniają się w gwałtownym tempie. W styczniu byłam na kilku rozmowach kwalifikacyjnych, niestety nie zdecydowałam się na żadną z tych ofert, a chcieli mnie przygarnąć w trzech miejscach. Warunki niestety kiepskie więc postanowiłam czekać, nic na wariata, jeszcze pracę mam, wypowiedzenia nie dostałam, a jest już luty
Chce nas przejąć inna firma, trwają jakieś rozmowy, nie nastawiam się jeszcze pozytywnie, bo nie chcę później dołować siebie i męża przy okazji, póki co na razie jestem nastawiona na działanie, więc myślę i szukam innych opcji aczkolwiek byłoby miło zostać w obecnym miejscu, mówią, że jak wszystko dobrze się potoczy to kierownicy mają zostać, więc spokojna byłabym o pracę i nie musiałabym przerywać starań o serduszko czas pokaże co z tego będzie... mąż mówi, że będziemy się starać dopóki wypowiedzenia nie dostanę, a potem będziemy myśleć co dalej....
W styczniu zrobiłam powtórne badania ogólne, wszystko jest ładnie pięknie poza TSH, bo jest na poziomie 2,68. Lekarz ogólny mówi, że jest oczywiście w normie, razem z FT3 i FT4 wszystko pięknie się komponuje i nie powinno to być przeszkodą w zachodzeniu w ciążę, ale wszystkie staraczki wiedzą, że TSH powinno być na poziomie 1-1,5 - wtedy jest idealnie. Zasmucił mnie trochę ten wynik, bo w lipcu miałam 1,08, a teraz tak wysoko. Endokrynolog omówiony, przed wizytą u gina będę miała komplet. Progesteron jeszcze będę powtarzać, ale to jeszcze kilka dni.
Najbardziej cieszy mnie, że mąż trochę inaczej się zachowuje w tej sprawie, więcej potrafi mówić, może musiał sam to sobie dokładnie przemyśleć po ostatniej awanturze i teraz jest dobrze
czas już na mnie, Boże proszę daj mi siły i cierpliwość której mi brakuje.....
Tak na poważnie, jestem strasznie chora, dzisiaj temp z 7 rano 37,25, zanim wstałam 37,44. Czuję się strasznie, nawet chyba owulacji w tym cyklu nie będzie, tak mi się wydaje. Mąż wcale nie lepiej, kicha prycha, z nosa cieknie...to nas powaliło
Wczoraj byłam u endo-gina z moimi wynikami, prywatnie rzecz jasna, bo skoro ten cykl odpuszczam to przynajmniej chciałam mieć pewność, że nowy cykl zacznę dobrze
Czyli tak:
TSH - 2,68 norma 0,27-4,20
FT3 - 3,53 norma 2,00-4,40
FT4 - 1,04 norma 0,93-1,70
anty TPO - <0,80 norma <0,80
anty TG - 9,50 norma <18
czyli wszystko w normie, ale..... przy staraniach nie koniecznie, zalecenia Eutyrox 0,5 tabletki na czczo. USG tarczycy wykazało jakąś minimalną zmianę ogniskową hipoechogenną, pani doktor dowie się, czy specjalista inny jakiś tam podejmie się biopsji, bo przy takich zmianach to konieczność, ale moja jeszcze jest bardzo maleńka. tak czy inaczej zauważyłam, że ktoś zaczął się mną interesować "na poważniej". Ostatnio cały czas byłam nieco zbywana, bo okres starań nie przekroczył roku, a ginekologicznie wszystko ok...ale co mnie to obchodzi, nie chcę czekać.
W zaleceniach również pojawiło się badanie nasienia - yyyyyy już? byłam przerażona, jak powiedzieć mojemu mężowi o tej sprawie, jak nie bardzo chce rozmawiać, przecież jak ma być to będzie....Pani doktor bardzo miła, zaproponowała, że sama pogada z M jak przyjedziemy na usg tarczycy Na szczęście wczoraj M miał lepszy humor, nie powiedział od razu NIE zapytał tylko czy już teraz zaraz? Może nie będzie tak źle, z badaniem mamy czekać do mojej miesiączki, która zapewne w tym cyklu się przesunie ze względu na to straszne przeziębienie. Z badaniem progesteronu czekamy do nowego cyklu, bo teraz może być zakłócony, no to czekamy.
Od 14dc nowego cyklu oczywiście zaczynamy monit owulacji, a potem jest jeszcze do zrobienia PCT, czyli test po stosunku, to tak na wypadek gdyby M. jeszcze nie dojrzał do swojego badania. Rzadko teraz stosowane są te badania, ale jeżeli mężuś się nie przebada, to po tym badaniu będzie widać jak się zachowują jego żołnierzyki w moim organizmie, czy nie ma przeciwciał i innych nieprawidłowości...
Trzeba czekać, a potem działać. Jestem zadowolona, że znalazłam osobę, która nie odesłała mnie mówiąc "przecież problemu nie ma, proszę cieszyć się sexem". A jak widać TSH podwyższone, więc coś robić trzeba, a nie tylko cieszyć się staraniami...cieszyć się? mnie już to zaczyna pomału dobijać...
Trzeba wziąć się w garść na lato będę chodziła z brzuchem
Nigdy tak niecierpliwie nie czekałam na @ !!! Już bym chciała żeby przyszła...Kiedyś moje cykle zawsze były 30dniowe, odkąd się obserwuję, nagle się rozregulowały tym razem wiedziałam, że się przedłuży ze względu na przeziębienie, które trwało dobre dwa tygodnie, ale na szczęście dobrze wszystko już teraz
Ten cykl w ogóle jakiś dziwny, śluzu bardzo mało, piersi wcale mnie nie bolą, już powinny zwiększać objętość, ale nic się nie dzieje. Trzeba czekać, a tego najbardziej nie lubię...wg ovu do 36 dnia mam czekać...jeszcze tylko 4 dni, chociaż nie wieżę temu zupełnie...
Wczoraj z M. byliśmy na Popielcu, dostaliśmy skarbonkę na jałmużnę wielkopostną...hmmmm, ale tak sobie myślę, że nie piję, nie palę, nie objadam się słodyczami, nie mam innych "nawyków" - to co mam tam wrzucać... jedyną moją obsesją jest obserwacja cyklu....może to sygnał, że trzeba odpuścić?
Ostatnimi czasy i tak się dużo zmieniło...chociażby moje nastawienie, a to było najważniejsze Pracy nie szukam, okazało się, że styczeń tylko groźnie brzmiał, ale nowe decyzje się pojawiły, zostaję na starym miejscu i cieszę się z tego Humor dopisuje, cieszę się z wszystkiego i z wszystkimi Nie nerwowo, na spokojnie....czyżby okres niestaraniowy tak na mnie korzystnie wpłynął? Nie wiem, ale oby tak zostało
Cieszyć się życiem każdego dnia!!! Ono daje nam tyle radości, której często nawet nie zauważamy...
Jakby pisała go zupełnie inna osoba, może ze dwa czy trzy wpisy podobne do mnie, a reszta? Kurcze, czy ja naprawdę już tak się zmieniłam? Wpisy mają faktycznie jakiś wydźwięk histeryczno-maniakalny.... Pragnienie posiadania dziecka jest ogromne, to prawda, przeczyć nie będę, ale nastrój jaki temu towarzyszy jest okropny
Najgorsze jest to, że ja zawsze byłam optymistką, cieszyłam się szczegółami, po prostu byłam wesoła i doceniałam to co mam hmmm, dalej się cieszę, że męża, dom, oboje jesteśmy zdrowi, mamy po dwie ręce i dwie nogi, praca jaka jest ale jest, mamy rodzinę, która nas kocha i wspiera gdy tylko potrzeba. Codziennie widzę, że jest ogrom ludzi, którzy zmagają się ze złym stanem zdrowia, z ludzką krzywdą i niesprawiedliwością tego świata. A my TYLKO ALBO AŻ nie możemy zajść w ciążę.... to oczywiście przykre i bolesne, myślę, że niejedna kobieta wie co to znaczy. No jakże, wystarczy poczytać pamiętniki tu na OF...przeczytałam ich sporo i widzę tu różne rzeczy...wolę walki, komplikacje medyczne, ból po utracie maleństwa....Wszystkie dziewczyny dają jakąś naukę, każdą można podziwiać w inny sposób i za inne cechy Cieszę się, ż tu trafiłam w listopadzie Kiedy trafiam na pamiętnik, który kończy się wpisem "ciąża rozpoczęta...." to wierzę, że mój również się tak zakończy i cieszę się, że któraś z dziewuch doszła do swojego upragnionego szczęścia, nie ważne, czy naturalnie czy z pomocą medyczną....to już traci znaczenie...
Także, nam też się uda,kiedy przyjdzie na nas pora Być może kiedy sami oswoimy się z tą myślą tak na 100% i nie będzie żadnych przeszkód zdrowotnych to właśnie wtedy będzie ten moment. Byłam owładnięta tym jednym tematem tylko i widzę ile czasu zmarnowałam na niepotrzebnym dołowaniu się, płakaniu, kłótniach z mężem (ha, tych pewnie jeszcze będzie sporo...). Dzisiaj uświadomiłam sobie - lepiej późno niż wcale - że trzeba powrócić do normalności. Oczywiście nie rezygnować ze starań, nieeeee o to chodzi, albowiem o to by przyjąć to jako radość, błogosławieństwo, prezent od losu...
Nie będę się dołowała, a tym bardziej innych - no męża. Chociaż człowiek ten zasługuje na kilka słów. Kocham go i uwielbiam strasznie, jest moim szczęściem i towarzyszem....ale ostatnio zrobił się też bardzo nerwowy Chciałabym, żeby umiał ze mną rozmawiać na temat poczęcia naszego maleństwa, ale nie lubi nawet słuchać za dużo....zazwyczaj ja prowadzę monolog, on się denerwuje, ja wrzeszczę i tak to się kończy. Zależy mi, by zrobił podstawowe badania ogólne oraz badanie nasienia i on o tym dobrze wie. W żadnym wypadku nie próbuję mu wmawiać, że nasze niepowodzenia są jego winą, a nawet jakby tak było to przecież lepiej wiedzieć i leczyć niż czekać na cud w nieskończoność....no to raczej logiczne moim zdaniem, ale moje zdanie ostatnio bardzo różni się od zdania mojego męża. mam nadzieję, że zdoła to przemyśleć zanim dopadnie mnie menopauza...oczywiście jeżeli nie zaciążę do tego czasu
Z mojej strony sprawa wygląda tak: przebadam się na wszystko, co tylko trzeba będzie, zrobię wszelkie niezbędne badania jakie zlecą mi lekarze, nie odpuszczę niczego dopóki nie okaże się, że jestem okazem zdrowia i u mnie nie leży przyczyna braku sukcesu, albo w końcu się jakaś znajdzie i zacznę stosowne leczenie. po prostu muszę mieć pewność, że naprawdę wszystko gra, do tej pory nic nie znaleziono, no może poza tym TSH na poziomie 2,68, na co zresztą od lutego biorę leki. wiem, że może to zająć trochę czasu i tym bardziej szkoda, że badań nasienia mąż nie chce zrobić, bo gdyby okazało się, że coś mu tam jednak należy podreperować to robilibyśmy to w jednym czasie....bo przecież na czasie najbardziej zależy.... No ale cóż, na siłę przecież nie zaciągnę....
Zmieniam nastawienie, to już postanowione Wiem, że ono tym razem szybko mi się nie zmieni, już nie płaczę gdy dostaję okres, no chyba, że z bólu brzucha, bo ten to wówczas daje okrutnie w kość W temacie miesiączkowym jeszcze zauważyłam, że niestety zaczął mi się wydłużać cykl przy jednoczesnym skróceniu czasu samego krwawienia do 4-5 dni (zawsze miałam ponad 7, tak do 9), ból brzucha cały czas bez zmian, od zawsze i na zawsze chyba. Owulacja występuje od 18 do 24 dc, faza lutealna zazwyczaj 11 dni, przydałoby się ją wydłużyć...ale zobaczę co lekarz na to, w marcu mam dwie albo 3 wizyty, do jakiś wniosków lekarze myślę dojdą, od tego są, przynajmniej powinni być, bo trafić na dobrego to tez ciężko...
Tak na rozpoczęcie nowych starań... kupiłam sobie nowe wiosenne kozaczki na wysokim obcasie, a co Jak je tylko zobaczyłam przypomniała mi się koleżanka, która również kupiła sobie buty na nowy sezon z równie wysokim obcasem i nawet ich nie założyła, o zaciążyła i niebezpiecznie było w takich bytach chodzić, no i mało wygodnie przede wszystkim Nie zastanawiałam się długo nad zakupem, podobają mi się i już Zaciążę czy też nie, w bytach raczej zdążę trochę pochodzić, coraz cieplej się robi na dworze Plan żeby do lata chodzić z brzuchem, albo po prostu z malutką fasoleczką pozostaje
Robię sobie również listę rzeczy do zrobienia na ten rok, takich alternatywnych żebym miała o czym myśleć i co planować. Na razie mam kilka punktów na liście:
- wycieczka w nasze Polskie góry - to fakt zupełnie pewny, zaplanowana na maj - czerwiec
- lot balonem nad Kaszubami lub Mazurami, no chyba, że w górach znajdę tą opcję
- z górki na pazurki w specjalnej kuli - nie wiem, czy to ma jakąś nazwę, muszę się dowiedzieć
- gokarty, mała rzecz a cieszy
- ścianki wspinaczkowe muszą powrócić w tym roku
- marzy mi się skok ze spadochronem, ale jeszcze nie wiem, czy mam dość odwagi, najwyżej w przyszłym roku spróbuję
- weekendowy przynajmniej pobyt w spa, od czasów studiów chyba mnie tam nie było
- rower, rower i jeszcze raz rower....
to na razie na tyle, ale pewnie coś mi do głowy jeszcze wpadnie
Tym optymistycznym akcentem zbieram się za porządki, bo ileż można przy tym kompie siedzieć
To mi się dobrze dzisiaj trafiło
Wyglądam sobie przez okienko, a tam nieśmiało jeszcze zagląda do mnie słoneczko Termometr pokazuje 12stC.....i tak już będzie coraz częściej, coraz cieplej, bardziej słonecznie, jeeeee Dobrze, brakowało mi takich dni.
W niedzielę w nasze święto też pogoda nam dopisała, była wręcz rewelacyjna Po śniadanku szybki seksik, a potem piękny cudowny dzień na dworze... Postanowiliśmy pojechać do Gdyni, dawno nas tam nie było ludzi pełno, nie dziwić się przecież - niedziela, wolne, pogoda przecudowna Długo tam jednak nie zabawiliśmy, odezwali się znajomi wszyscy razem wybraliśmy się nad morze do Władysławowa, a co, tez nas tam dawno nie było spacerkiem brzegiem morza dotarliśmy pod Jastrzębią Górę, po drodze Przylądek Rozewie, latarenka też zwiedzona....no i droga powrotna, bo auto daleko, ogólnie jakieś 20km marszu, ale to nic, tak udanego dnia dawno nie miałam
Właściwie ostatnio humorek mnie nie opuszcza, cały czas chodzę jakaś radosna, z mężusiem dawno już się nie pokłóciłam, może stąd ten mój dobry nastrój niech tak zostanie
W ostatni czwartek byłam sobie u ginekologa na NFZ, takiej wizyty to ja jeszcze w życiu nie miałam...no porażka Byłam u doktorka w zasadzie drugi raz, ale wcześniej tylko jak potrzebowałam zrobić cytologię, wówczas wydał się spoko, no i też znajome polecały... ale to nie jest lekarz dla mnie. Wchodzę do gabinetu, ani dzień dobry ani proszę usiąść, nic. Sama się rozsiadłam wygodnie no i mówię, że ciąży brak, powiedziałam, że staram się ponad rok, tak na wszelki wielki, by mnie nie odesłał z kwitkiem. Wówczas doktorek na mnie spojrzał no i mówi tak: "To może wypisze Pani skierowanie do kliniki leczenia niepłodności". No a ja zdębiałam w pierwszym momencie, no bo że co? Już? Bez żadnych badań laboratoryjnych, wywiadu, usg, no czegokolwiek!!!! Troszkę może wtedy się uniosłam rzeczywiście... Na to wszystko doktorek tak: "Ewentualnie mogę Pani zrobić usg". Ewentualnie? Ja znowu zdziwiona...to niech Pan ewentualnie zrobi, no i może ewentualnie jakieś skierowania wypisze (estradiol, FSH, LH, prolaktyna i progesteron) na początek wystarczy....Tym razem doktorek zdziwiony. Na kozetce leżę sobie, monitorek tak odwrócony, ze nic nie widziałam, ten tam gapi się i gapi, zero komentarza. Dopytuję więc o pęcherzyki, endometrium, ba specjalista nie jestem, ale coś powinno tam już chyba być widoczne do jasnej cholery....no i wtedy padło pierwsze pytanie: "A miesiączka kiedy była?" hahahahahaaa, ale myślałam, że nigdy nie zapyta, lepiej późno niż wcale Z tego co chciałam się dowiedzieć usłyszałam tylko "Wszystko w normie jak na ten czas". No kuźwa!!!!!
Aha, wypisał skierowanie na prolaktynę, jak chciałam więcej, przynajmniej to co wymieniłam wcześniej to dodał TESTOSTERON, bo "Pani tak ostro reaguje"... Wyznaczył wizytę na za miesiąc z wynikami. Zapytałam jeszcze w międzyczasie o TSH (moje 2,68) - doktorek stwierdził, że nie powinnam brać na to leków bo jest dobrze....ale endo uważa inaczej
Potem żałowałam, że nie wzięłam od razu skierowania do kliniki, ehhh
Byłam na tej wizycie z moim mężulkiem, opowiedziałam mu wszystko, tez się zdenerwował i zaznaczył, że takowe skierowanie nie będzie nam potrzebne Oj mężu obyś Ty miał rację Więc działamy, mam nadzieję, że w następnym cyklu uda mi się lubego nakłonić na badania....
A tymczasem kolejna wizyta jutro, już u endo-gina, wierzę, że będzie bardziej owocna
Pogoda zrobiła sie rewelacyjna, sezon rowerowy otwieramy, jupi!!!!!
doskonale Cię rozumiem! wspieram i trzymam kciuki :)