Wstałam rano, ogarnęłam się, poszłam na spacerek z kundelkiem Termometr pokazywał mi wówczas 8stC na dworze, ale wicher był okrutnie zimny Wtedy jeszcze miałam mnóstwo energii i planów na cały dzień. Fakt, do zrobienia mam dziś sporo, ale teraz już wiem, że połowy nie zrobię, już mi się nie chce, a wczesna godzina, ehhh muszę się zmobilizować.
Także tak:
- okna umyć i firanki wyprać
- szafeczki, mebelki, lodówka, kuchenka - wszystko co da się umyć trzeba umyć, no właściwie nie trzeba, ale lubię jak błyszczy
- łazieneczka, hmmm lubię czuć zapach domestosu i innych detergentów
- podłogi i kurze to standard, żadna robota, ale czas zabiera
- obiad, to najgorsze, bo pomysłu na niego na razie brak
- no i najważniejsze - ciasta upiec - sztuk 3, bo obiecałam, jutro urodzinki mojego chrześniaka i ciociunia na jego imprezkę się zadeklarowała, że pomoże, więc dzień intensywny
- do tego zakupy
- a jeszcze jakieś serducho planuję na wieczór, bo działać czas....
Zamiast się miotać po domu, to zaległam na ovu oczywiście, to też jakieś uzależnienie, czy da się to leczyć? Czytam, przeglądam...ileż to razy łzy mi ciekły z oczu czytając różne pamiętniki, dzisiaj tez tak było. Pewnie przez to złapała mnie niemoc, wkręciło się myślenie, którego ostatnio unikałam Nie dobrze, oj nie znowu zaczęłam się zastanawiać co jest nie tak, że się nie udaje i czy kiedykolwiek się uda... Kilka dni wcześniej kupiłam mężowi witaminki na poprawę płodności, chyba się na mnie obraził, zapytał czy innych nie było - takich typowych w stylu centrum czy coś tam podobnego. Dzisiaj zauważyłam, że żadna kapsułka nie zniknęła z opakowania, nie je ich Wydaje mi się, że mężu się stresuje... ja biegam po tych lekarzach, badania jakieś tam robię, cały czas się cieszę, że wszystko jest ze mną dobrze, że w normie....a jemu witaminki na polepszenie jakości nasienia kupiłam (juz pomijam, że ja też biorę codziennie). Zaczęłam się zastanawiać czy On właśnie nie myśli, że to jego wina, może dlatego nie chce zrobić badań, żeby czarno na białym nie było... Kurcze, ale ja tak nie myślę, nawet jeżeli coś tam byłoby nie tak, to przecież można leczyć, no i lepiej wiedzieć wcześniej niż później, bo czas czas....ja już taka młodziutka też nie jestem!
W środę byłam u endo-gina, to moja druga wizyta tam. W internecie opinie na temat tej pani oczywiście podzielone, na mnie wywarła dobre wrażenie. Jeszcze raz zerknęła na moje wszystkie badania, łącznie z najnowszym testosteronem i prolaktyną. Prolaktynę mam podobno piękną fajnie, testosteron też w normie, także znowu wszystko super... W 17dc pęcherzyk dominujący na prawym jajniku o średnicy 17x20 mm, mam się stawić na usg jutro rano w celu sprawdzenia czy pękł, wydaje mi się, że nie pęknie, jakieś mam przeczucia, że owulacja będzie w poniedziałek, no to wtedy tez tam zajrzę a co Doktor chce wprowadzić Duphaston 2x1, ale to dopiero jak sama oceni, że pęcherzyk pękł, nie wcześniej. Taką decyzję podjęła po obejrzeniu wyników badań i wykresów z ovu, bo miałam je przy sobie. Była zadowolona, że mierzę temperaturkę Na tej podstawie stwierdziła, że do owulacji dochodzi, ale nie zawsze tempka widocznie się podnosi (ale podnosi i to jest najważniejsze). Chce w ten sposób wyregulować troszeczkę cykl. Po wypisaniu recepty brać przez 11 dni (tyle fl wynosi) zrobić test, jeżeli + to brać dalej, jeżeli - do czasu pojawienia się krwawienia. No i od razu pomyślałam, że będę je brała max 12 dni no ale zobaczymy, póki co nie mam nawet recepty
Jeszcze trochę sobie pogadałyśmy, zaleciła zapisać się na jakiś kurs albo znaleźć inne wciągające zajęcie...hahaha jakbym nie wiedziała, ale ok, sympatycznie się rozmawiało :)Spędziłam w gabinecie ponad 40 min
To tyle z nowinek, muszę ruszyć tyłek i zająć się tym czym powinnam Ależ weekend będzie superowy, już to czuję Wszystkim życzę pięknego i spokojnego weekendu
Nie rozumiem dlaczego teraz one się tak wydłużają, teraz kiedy powinny być krótkie tak jak wcześniej, czyli 28-30 dni, to nie teraz muszą mieć ponad 35!! owulacja się przesuwa i przesuwa, już nawet na nią straciłam nadzieję Nie czuję tego cyklu, a myślałam, że może tym razem będzie owocny, tyle zielonych kropeczek się ostatnio pojawiło... na nas chyba jeszcze nie przyszedł odpowiedni czas a szkoda, bo w tym cyklu zupełnie nie steresowo uprawiamy sobie sex z częstotliwością średnią co 2 dni, mąż nie oponuje, chętny bardzo...no może poza niedzielą, ale czasem organizm się buntuje.
W środę byłam na wizycie u Pani doktor, pęcherzyk 17x20 mm był na prawym jajniku. Wyglądało to bardzo ładnie. Kolejny monit w sobotę, niestety pęcherzyk nie pękł, ale spodziewałam się tego. Pęcherzyk podrósł do 22mm. Wydawało mi się, że w niedzielę czuję ten jajnik, wyraźnie coś tam cały czas czułam. Byłam prawie przekonana, że to owulacja i trochę zła byłam, że sex był dzień wcześniej rano, a w niedzielę widoków na niego nie było ale tempka się nie podniosła znacząco, także raczej mi się wydawało. Także działamy dalej, ale zaczyna mi się odechciewać... W sobotę na rozmowie z Panią doktor miałam bardzo dobry nastrój, bo jednak przeczuwałam, że pęcherzyk nie pęknie, potem jakoś gorzej. Wspomniała o pregnylu na następny cykl jakby teraz się nie udało. Ale są i plusy, doktor poznaje mój organizm, widzi, że przydałoby się cykle skrócić, przyspieszyć owulację, jakieś tam sobie w głowie plany układa, daje mi nadziei, że przecież "pojawi się u Pani to upragnione serduszko".... Daj mi Panie tyle siły, abym nadal była w stanie walczyć....
O, znowu czuje ten jajnik. Chyba już sobie zaczynam sama wmawiać, że tam coś się dzieje. Wydaje mi się, że nie umiem już słuchać mojego organizmu, albo robi mnie w konia, albo nigdy tego jeszcze nie umiałam....
Gdzie się podział mój optymizm i dobry nastrój? No gdzie?
Oj jest, jest, wystarczyło za okno spojrzeć, cudne słoneczko, buzia sama się uśmiecha Wiosna, wiosna, ach to Ty!!!! A Ty pęcherzyku do czwartku masz pęknąć, tyle daję Ci czasu!
Z drugiej jednak strony, jak się dobrze zastanowię, to nigdy w dniu owulacji nie było sexu... Może to jest tak, że tak naprawdę nie jestem jeszcze gotowa na dzieciaczka i organizm sam się przed tym broni? Bo serducho bywa zawodne, to właśnie ono podpowiada mi, że nie pragnę niczego bardziej na tym świecie jak poczuć maleńką, naszą własną istotkę na rękach. Bo strach oczywiście jest, ale raczej każda "w miarę normalna" osoba odczuwa go przed tak ważną zmianą w życiu.
Będzie co ma być, każdy z nas ma jakąś wytyczoną ścieżkę, którą podąża...ja będę trzymała się swojej, wiem, że kiedyś w końcu się uda i to będzie ten najwłaściwszy moment dla nas Wierzę w to
Często nie piszę, bo leniwa jestem i kompa nie chce mi się odpalać, a na telefonie to tylko krótkie komentarze pisze się dobrze
Pierwszy cykl biorę duphaston i zastanawiam się jak on właściwie działa. Naczytałam się trochę i różne oczywiście opinie są na jego temat. Po pierwsze, czy podnosi temperaturę ciała? Większość uważa, że nie podnosi, ale są osoby które maja odmienne zdanie. U siebie nie mogę tego stwierdzić, bo co cykl to inaczej. Było już tak, że wykres był ładny z wysoką temperaturą i na drugi dzień okres oczywiście. Teraz mam 11dpo, teoretycznie powinnam @ dostać jutro, ale jeszcze duphaston mam brać przez 3 dni, czy oznacza to, że dostanę @ po odstawieniu leku i tym samym wydłuży mi się faza lutealna o te 3 dni? Tak byłoby dla mnie najlogiczniej....
W pewnym momencie ovu przesunęło mi termin owulacji z niedzieli na sobotę i zrobiło mi to niepotrzebne nadzieje, włączył mi sie myśliciel oczywiście.... W sobotę 14 marca była u ginki na monitoringu, pęcherzyk miał wówczas 22mm i bardzo cienką ściankę. Miało to wskazywać, że niebawem pęknie. Faktycznie czułam w brzuchu coś w sobotę, ale miałam dużo na głowie więc nie przywiązywałam wagi do tego, w niedzielę na spokojnie, wydawało mi sie, że bardziej odczuwam ból. W czwartek na usg pęcherzyka nie było, endometrium 11,2 mm. Wynik estradiolu z soboty był bardzo wysoki, ginka podejrzewała owulację w sobotę lub niedzielę...hahahah tyle to ja tez wiedziałam. Ale zastanowiło mnie to bardziej, bo sobota byłaby odpowiedniejsza dla mnie
Nie wiem już sama co mam myśleć. dodam tylko, że nie mam żadnych objawów ciążowych ani okresowych, jakbym była w jakimś 6dc, dosłownie nic nie czuję, nic sie nie dzieje...
Niestety zrobiłam ten test! Nie wiem, co mnie podkusiło, chyba tylko to, że właśnie dzisiaj powinnam dostać okres.
TEST NEGATYWNY
Kolejna I kreska, widzę tylko w którym miejscu powinna być druga. Wykres ładny, objawów na @ na razie nie mam, coś zaczęłam czuć w podbrzuszu wczoraj, ale jeszcze nie wiem co to, tak po prawej stronie, delikatny ból...? No nie wiem, ale w takim układzie myślę, że @ się przesunie jednak ze względu na ten duphaston, czyli mam jeszcze 2 dni
Nie, nie jestem smutna, raczej się tego spodziewałam. Podobno się czuje, że się jest w ciąży, ja tego nie czuję....może nawet nigdy nie poczuję...
Jeżeli ktoś tam również dojrzał drugą kreskę, pomimo złej jakości zdjęcia, to znaczy, że coś tam jest, a jak jest na teście to i w moim brzuszku raczej też....
Z tego wszystkiego posłałam mmsa do męża, oj głupia ja, głupia, nie pomyślałam....Mogłam najpierw to sprawdzić a potem robić nadzieje i jemu, bo przyznam szczerze, że o pierwszym teście wiedział i był mocno smutny, rozczarowany, zawiedziony....było to po nim widać.
Nigdy nie miałam tak długiej fazy lutealnej, jeśli to nie ciąża, to na pewno jakaś choroba... Nie czuję się w dalszym ciągu ciążowo ani okresowo, no nic nie czuję!
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 marca 2015, 09:38
Różowy - owulacyjny
Niebieski - ciążowy
Co czuję? Sama nie wiem, więcej emocji było wczoraj: najpierw uśmiech, potem szok, łza pociekła po policzku.....a dzisiaj nic....
Nie wiem, czy ja jestem jakaś nienormalna? Ciąża wyczekiwana, wystarana, 9 miesięcy nam to zajęło. no może to może jeszcze nie aż tak długo, ale jednak.
Nie wiem co czuję, nie wiem co myślę, chyba jestem w szoku, nic do mnie nie dociera. Pierwszy raz ujrzałam dwie kreski na teście i nie wierzę, po prostu nie wierzę....
Na becie nie byłam, poleciałam z to do pracy, oczywiście byłam spóźniona... Dobrze się składa, bo jutro mam umówioną wizytę u lekarza na nfz, liczę, że da mi skierowanie na badanie.
Mój mąż - w totalnym szoku, przytulił mnie, potem to już zachowywał się bardzo dziwnie, raczej się nie spodziewał. Cały czas powtarzał: "będę tatą, będę ojcem" Wspomniał, że będzie też armagedon, bo nasze spokojne ustabilizowane życie stanie na głowie! Ma racje, tak będzie! Ogólnie, jesteśmy w szoku! ja się raczej po sobie spodziewałam, że pod sufit skoczę, jak II krechy zobaczę, że będę biegać tam i z powrotem i wrzeszczeć...ale nie było takiej reakcji...
Wszystkim dziewuszkom bardzo dziękuję za każde ciepłe słowo, za wsparcie, którego udzielałyście, bądźcie ze mną nadal!!! Chcę Was wszystkie mieć przy sobie na fioletowej stronie!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2015, 09:15
Z tymi facetami tak to właśnie jest - jak tak to skorzy i z ochotą na wszystko, seksy sruty tuty, a jak przychodzi co do czego to zawijają ogon pod siebie i chowają głowę w piasek. Tak samo mam z moim - co prawda, jestem na 100% przekonana, że z nim wszystko ok - ale jak to on stwierdził - on woli nie wiedzieć, kiedy mam te dni, bo wtedy się zestresuje i nie stanie na wysokości zadania - nosz masz babo los... A ja jeszcze na CLO i po Pregnylu - więc trzebaby zwiększyć częstotliwość starań. Jak wyskoczę z seksem 3x dziennie to mnie chyba do psychiatry odeśle i stwierdzi, że coś mi się stało :) nie mówię już, że od razu będzie wiedział, co jest grane. Fajnie, że masz takiego kompetentnego lekarza - to samo powiedziała moja wczoraj. Duphaston dopiero jak zobaczy na USG, że pęcherzyk pękł. Ja się strasznie boję, że mimo Pregnylu nie pęknie :( jakoś sobie ubzdurałam po tych ostatnich 3 cyklach, gdzie pęcherzyk był przerośnięty i się wchłaniał razem z @...
Matko... Lista zadań długa :p Wierzę w Ciebie, tylko jakieś rezerwy sił zostaw na wieczorne <3 :)
Rudzia, kochana, pogadaj z nim na spokojnie. Moj po tych ostatnich kiepskich badaniach tez mi marudzi czasem, ze to moze jego wina, i ze ciezko mu... na co ja odpowiadam, ze i tak dobrze, ze jest ze mna, w koncu jestem inwalidka bez jednego jajowodu ;) Odkad pogadalismy sobie, posmialismy sie nawet z tego - mam wrazenie, ze sie oczywiscila atmosfera i ze lepiej jest teraz w lozku :) A co OF - to uzaleznienie jest chyba nieuleczalne ;) Powodzenia, niech pecherzyk peka i dzieciatko sie ladnie zadomowi! :)
Oj dziewczyno przepracujesz się ;) Czy to nie za dużo na jeden dzień, mam nadzieję, że Cię nie przewiało przy myciu okna/okien. Ja troszkę ogarnęłam domek ale bez szału. Bardziej generalne porządki bliżej świąt. Ja płakałam wczoraj, dziś jest trochę lepiej, zaczynam się z tym wszystkim oswajać. Mąż mnie podtrzymuje na duchu i chwała mu za to i za ten jego optymizm :) Świetnie, że jesteś zadowolona z lekarki. Miłego weekendu :) Aaaa... działać tam :D
Hmm przeczuwam, że niedługo i Ty dołączysz do grona narzekających na te dolegliwości co ja i mój mąż :D widzę że trafiłaś na sensownego lekarza. Myślę że wyprowdzi on Cię na prostą :)
Ja mojemu S. jak kupiłam witaminki to miał taką minę jakby chciał powiedzieć: Ale mi przecież staje... Tylko co ma piernik do wiatraka. Często tak jest, że pojęcia nie mają w tym wszystkim i może lepiej nich nie uświadamiać jeśli to nie jest konieczne. Mój sam tez nie weźmie. Gada, że zapomina. Więc ja mu codziennie przygotowuję na talerzyku zaraz koło herbatki by wymówki nie było. Wtedy grzecznie łyka bez komentarza ;-)