Ale ten czas szybko leci. Od wczoraj mam chyba największe załamanie nastroju od początku starań. Nigdy tak nie miałam, choć powodów było wiele: dostałam okres w swoje urodziny, w wigilię, w dzień mamy, w urodziny męża, w nowy rok... Od wczoraj nie mogę się pozbierać, łapią mnie ataki paniki, że już nigdy, przenigdy nie zostanę mamą. Serio, myślałam że jestem silniejsza. Wieczorem płakałam w poduszkę, dziś rano tak samo. A co jest najgorsze? Że odsuwam się przez to od mojego męża, nie chcę żeby mnie przytulał, nie mówię mu o co chodzi, ale widzi moje czerwone oczy i spuchnięty nos. Nie wiem czym to jest spowodowane. Może tym cholernym poczuciem niesprawiedliwosci, gdy ostatnio zobaczyłam 18letnią gówniarę w 5-6miesiacu ciąży, beztrosko palącą fajki? Może tym, że chyba już WSZYSCY wkoło mają dzieci, bez względu na to czy je planowali czy nie? Może tym poczuciem bezradności gdy widzę tęsknotę w oczach mojego męża, który patrzy na małe dzieci? Boże, proszę daj mi siłę do walki i wiarę w to, że jesteś,bo wątpię w to ostatnio coraz bardziej.
Już wiem, że w tym cyklu ZNOWU się nie udało. Wczoraj trafiłam na pogotowie i beta, którą musieli mi wykonać pozbawiła mnie nadziei. No cóż, comiesięczne dwutygodniowe oczekiwanie zakończyło się szybciej.
Nie wiem co mam tu pisać. Ostatnio zrobiłam sobie listę rzeczy, które dostałam w pakiecie z niepłodnością, może opublikuje ją w kolejnym wpisie.
W lipcu kolejna wizyta u lekarza od niepodnosci, co do którego mam mieszane uczucia. Pieniądze na leczenie się ulatniają, a efektów brak. Znów tracę siły 😟😟
Czas leci szybko, gdy walczy się z niepłodnością. Kolejne kobiety z otoczenia zachodzą w ciążę, rodzą, zachodzą w kolejną ciążę, a my? A my staramy się jakoś żyć.
Po lipcowej wizycie u lekarza w moim mieście uznałam, że to strata pieniędzy. Zdecydowaliśmy się na Lublin, na dra Barczentewicza. Czy ktoś z Was ma jakieś doświadczenia z tym lekarzem ?
Cóż, z dwóch kresek po relaksie wakacyjnym nic nie wyszło. Przyjmuję ten okres ze spokojem, bez większego żalu. Dlaczego? Bo uświadomiłam sobie, że choć moja droga przez niepłodność, choć trudna, jest do zniesienia. Przede wszystkim, nie jest to tylko moja droga, ale NASZA- moja i mojego męża, który jest cierpliwym, dobrym towarzyszem, podporą i najlepszym przyjacielem. Doceniam to, że na tej drodze spotkałam tak wiele wspaniałych osób, których w innych okolicznościach prawdopodobnie bym nie poznała. Doceniam też to, że pomimo rosnącej inflacji i cen wszystkiego, stać nas na leczenie, badania, wizyty. Wiem, że wiele niepłodnych par jest w znacznie gorszej sytuacji, rozpadają się ich związki, nie mają pieniędzy na leczenie. Dlatego tak bardzo cieszę się z tego, co mam.
Z wieści staraczkowych: od kilku dni jesteśmy na diecie Akademii Płodności, letnie jadłospisy wymiatają !( To nie jest płatna reklama ) . Czujemy się na niej świetnie, a przede wszystkim mamy poczucie, że oboje działamy w kierunku poprawy naszego zdrowia i płodności.
Twój wpis odzwierciedla moje odczucia z przed kilku/kilkunastu miesięcy...jakbym czytała swoją historię...jedno jest pewne: po gorszych dniach w człowieka wstępuje motywacja i siła do dalszej nierównej walki! Zwyciężysz!