W ciągu ostatnich dwóch lat miałam coraz większy problem z tym, żeby akceptować ciążę pojawiające się w moim otoczeniu. Każdego dnia bałam się, że to właśnie dziś dowiem się o kolejnej ciąży w rodzinie, w pracy, wśród znajomych. W ostatnim czasie ten strach zamienił się w wręcz chora obsesję do tego stopnia, że najbliższych przyjaciółek pytałam mimochodem o to, czy dostały okres.... Gdy mówiły, że tak, uspokajałam się na kolejny miesiąc. Wstydzę się swoich myśli i swojej zazdrości.
Bóle miesiączkowe pojawiają się od czasu do czasu, nie są jakoś mega mocne, ale zapowiadają zbliżający się okres, zabierając resztki nadziei.
Ale, ale! Poczytałam kilka pamiętników z OF, poznałam historie mega walecznych i silnych kobiet, które ( ja w to wierzę!) juz wkrótce zostaną mamami. I postanowiłam wlać tu wiecej pozytywnych myśli, może jakoś w magiczny sposób uda się je przenieść do realnego życia?
Dużo mówi się o staraczkach, o kobietach które monitorują cykl, robią niezliczoną liczbę testów owulacyjnych, ciążowych, rozkładają grzecznie nogi w gabinecie u ginekologa, mierzą temperaturę, śluz i tak dalej.
Trochę mniej mówi się o staraczach, którzy przecież też pragną dziecka tak samo jak ich partnerki.
Mój mąż jest prawdziwym bohaterem staraczkowym ❤️❤️. Dzielnie znosi pierwszy dzień okresu, kiedy bywam nie do wytrzymania. Grzecznie oddaje nasienie do badania, potrafiąc się z tego śmiać. Wspiera mnie, pociesza i jest absolutnie najlepszym przyjacielem.
Codziennie dziękuję Bogu, że to właśnie mnie wybrał na swoją żonę, a od dziś będę dziękować za to, że wspólnie idziemy tą trudna drogą niepłodności, na końcu której czeka na nas nasz Mały Wielki Cud ❤️❤️❤️❤️
Trzy dni do okresu, na brodzie pryszcz, który spokojnie mógłby brać udział w festiwalu na największe przedokresowe pryszcze kobiecie i totalny DÓŁ. Przef wyjściem do pracy rozkleiłam się totalnie, dobrze że mąż czuwa , zaraz przytulił, pogłaskał i pozwolił się wypłakać. Pocieszał, że wszystko się ułoży, że na pewno będziemy mieć swoje upragnione dziecko i wiecie co? Uwierzyłam mu. Bo niby dlaczego mielibyśmy nie mieć ? Nie wiem jak długa jest droga do naszego Maleństwa, nie wiem gdzie ona się tak naprawde zacznie - na sali porodowej, a może w sądzie przy podpisywaniu papierów adopcyjnych? Jedno jest pewne - będziemy kiedyś rodzicami , koniec i kropka.
Ze staraczkowych kwestii: dzielnie wyklejamy naklejki w tablicach modelu Creightona, w przyszłym tygodniu mamy spotkanie z instruktorką, może dowiemy się czegoś nowego. Tymczasem wykorzystując luz w pracy zabiorę się za zamówienie suplementów , bo nasze zapasy się już skończyły, a w braniu tabletek jestesmy mało konsekwentni.
Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził.
Dziś pierwszy dzień kolejnego cyklu. Przyszła znienawidzona, niechciana @, a wraz z nią koniec nadziei, że w tym cyklu się uda.
Zaczynamy od nowa. I tak już kolejny raz. Dzieciaku, gdzie jesteś? Czekamy na Ciebie!!!
Dziś drugi dzień cyklu, myślałam, że bardziej będę przeżywać nadejście znienawidzonego okresu, ale nie jest tak źle.
Zastanawiam się dzisiaj, dlaczego niepłodność spotkała właśnie nas. Dlaczego akurat to my musimy tak długo czekać na nasz Mały Wielki Cud. Hm, no może właśnie dlatego? Może właśnie po to, żebyśmy wiedzieli, że to prawdziwy Cud. Że posiadanie dziecka to nie tylko odpowiedź na nasze instynkty, ale przede wszystkim wielki Dar i odpowiedzialność. Może chodzi o to, żebyśmy docenili to Życie jeszcze przed jego poczęciem ?
Jedno jest pewne: niepłodność jest najlepszą nauczycielką pokory. Ja tą lekcję pokory mam już od wielu, wielu miesięcy i z niecierpliwością oczekuje na jej zakończenie.
@ powoli dobiega końca, chociaż lepiej by było, gdyby w ogóle go nie było. Ale skoro był, to trzeba się cieszyć, że już go nie ma.
Wczoraj miałam rozmowę z moim Starym. To naprawdę mądry gość. Poszło o to, że dowiedziałam się, że moja dobra znajoma jest w ciąży no i nie wytrzymałam- poryczałam się. A on znowu wytłumaczył mi, jak krowie na rowie 🐮, że nasz czas jeszcze nadejdzie. I wiecie co jeszcze mi powiedział , co siedzi mi w głowie? Że nie powinniśmy traktować dziecka jako etap do zaliczenia w życiu.
I tego się będę trzymać i Wy wszystkie kochane staraczki też miejcie to z tyłu głowy.
Nie jest zaskoczeniem dla nikogo czytającego te moje wywody fakt, że jestem osobą wierzącą, wszak wskazuje na to nawet tytuł pamiętnika.
Niepłodność ciągle wystawia moją wiarę na próbę. Początkowo prosiłam Boga o dziecka, po kilkunastu miesiącach zaczęłam się z nim kłócić, a teraz? Sama nie wiem. Nie mam odwagi już prosić, bo nie czuje się wysłuchiwana. Z drugiej strony mam w sobie potrzebę kontaktu z Bogiem, zaufania mu w 100 procentach, chociaż to cholernie trudne. Bo dlaczego Bóg nie chce obdarować nas nowym życiem, skoro to właśnie to nowe życie jest największą wartością ?
Wczoraj na kazaniu ksiądz powiedział, że czasem Bóg zsyła na nas cierpienie po to, żebyśmy popatrzyli na coś z szerszej perspektywy, że cierpienie potrzebne jest do zbawienia innych osób z naszego otoczenia.
Jeśli tak rzeczywiście jest i moim krzyżem jest niepłodność, to dźwignę go z godnością. Mimo, że serce ❤️ tak bardzo pragnie dziecka.
Nie pisałam tu przez tydzień, nawet nie zauważyłam kiedy to zleciało. Jutro podobno owulacja, w walentynki 🥰. Jeszcze kilka cykli temu powiedziałabym, że to znak, ale ja już w żadne znaki nie wierzę. Miałam już owulację w dzień matki, na mikołaja, i chyba nawet w dzień dziecka- każdą traktowałam jak znak, a wyszła z tego klapa 😔.
Jesteśmy po spotkaniu z instruktorką modelu Creightona. Nadal mam mieszane uczucia, nie wiem czy to nam cokolwiek pomoże, ale już nie traktuje tego jak stratę pieniędzy. Spotkanie z instruktorką sprawiło, że poczuliśmy się zaopiekowani. Dokładnie przeanalizowała to co wykleiliśmy dotychczas na karcie, wszystko wyjaśniła i rozwiała wątpliwości. Nie oceniała, wsparła i dała nadzieję. Aczkolwiek ja nie chcę tej nadziei przyjmować, nie chce się nastawiać, że to coś da.
Dziś ładny dzień, od rana świeci słońce ☀️☀️, idziemy na spacer korzystać z pogody
Już po owulacji. Tym razem obserwowałam tylko śluz, ale miałam mocne bóle owulacyjne i trądzik, który zawsze ją zapowiada, więc liczę na to że była i że to w końcu ten cykl. Proszę, proszę, proszę! Nie wiem jak dużo siły jeszcze jestem w stanie w sobie znaleźć.
Ostatnio zastanawiam się nad tym, jak wyplewić z siebie zazdrość z powodu ciąż innych osób. I wpadło mi do głowy jedno porównanie: Czy gdybym zachorowała np. na nowotwór to czy zazdrościłabym innym, że też nie zachorowali?
Od wczoraj czuję delikatne kłucie w brzuchu, które pozbawia mnie złudzeń- okres nadchodzi. Chociaż to pozbawienie jest tylko pozorne, bo nadzieja będzie aż do pojawienia się plamienia.
Ehh, jakie to wszystko jest już przewidywalne, doskonale wiem jakie emocje będą mną targały w najbliższych dniach. Znam ta nadzieję przychodzącą wraz z zakończeniem okresu, tę radość i podekscytowanie gdy zauważam płodny śluz, ten stres, że "już po" w kolejnych suchych dniach i ten ból współgrający z bólami miesiączkowymi.
Mimo wszystko cieszę się z tej przewidywalności, doceniam to że moje cykle są regularne, bo sporo dziewczyn- nawet na tym forum- nie może się nimi cieszyć a to znacznie dezorganizuje czas starań.
Jeszcze wyjdzie dla nas słońce ☀️
Okres przyjdzie, nie robię sobie już nadziei, że nie. Muszę się w tym tygodniu mocno na niego przygotować, żebym jakoś przetrwała ten najcięższych moment miesiąca 😔😔😔😔.
W przyszłym tygodniu idziemy na kolejne spotkanie z instruktorką metody Creightona, myślę że po tej wizycie zadzwonię, żeby umówić się do ginekologa. A może zrobię to wcześniej? Podobno średni czas oczekiwania do niego to ok miesiąc, a instruktorka kazała nam się umówić na przełomie marca/kwietnia.
Nie lubię bezczynności i tym bardziej wkurza mnie to, że nie znamy przyczyny naszej niepłodności. Mamy wroga, a nawet nie wiem jak z nim walczyć. Dziś przeglądałam moje dawne wyniki TSH, wówczas wynosiło 3,49- olalam to bo mieściłam się w normie, ale może warto skonsultować to z endokrynologiem?
Czasami sama nie wiem już co robić, tak bardzo chciałabym przytulić nasze kochane dzieciątko 😭
Bóle miesiączkowe odpuściły na kilka dni, ale teraz wróciły, subtelnie dając znać, że @ już za rogiem. Jeszcze dwa dni i zaczynamy nowy cykl z nową nadzieją
Chyba za bardzo wkreciłam się w pamiętniki na OF, spędzam tu sporo czasu, przez co cały czas się nakręcam i myślę o staraniach.
W moim najbliższym otoczeniu są dwie ciąże, ale ja nie potrafię się nimi cieszyć chociaż świetnie udaje.
Miałam dziś sen. Śniło mi się, że mój mąż przeczytał ten pamiętnik i był zły, że pisze o naszych prywatnych sprawach na forum, gdzie każdy może to przeczytać. Obudziłam się i pomyślałam, że to pisanie dużo mi daje, wiem że jestem tu anonimowa i wiem że wszystkie dziewczyny, które to czytają znają uczucia mną targające.
1 dzień marca, pierwszy dzień cyklu. Zaczynamy od początku.
Nie udało mi się wyprosić u Boga ciąży w tym cyklu, ale wymodliłam spokój i opanowanie. Nie było łez, nie było złości i wkurzania. Była... Obojętność? Też nie do końca. Raczej smutna świadomość na czym stoję.
Od jutra Wielki Post, a ja zaczynam Nowennę Pompejańską. Chciałam modlić się o dar rodzicielstwa dla nas, ale mam pewną wątpliwość. Bo dziś posłuchałam modlitwy "Jezu Ty się tym zajmij" i chcę powierzyć to Panu Bogu. Pytanie do wierzących staraczek: można jednocześnie o coś się modlić i zawierzyć to Bogu?
Chwilę mnie tu nie było, ale nie działo się nic, o czym mogłabym wspomnieć. Czekam na owulację, obserwuje śluz i wiem, że pojawi się jak co miesiąc.
Nowenna pompejańska daje mi spokój i ukojenie. Chyba po raz pierwszy tak naprawdę uda mi się zawierzyć moje przyszłe macierzyństwo, nasze rodzicielstwo Bogu. Moja pierwsza pompejanka to było żebranie u Boga o dziecka i wielka obraza majestatu, gdy się nie udało.
Teraz wiem, że Bóg nie jest złotą rybką do spełniania marzeń. Ma dla nas swój plan i trzeba mu zaufać chociaż to tak CHOLERNIE TRUDNE!
Kolejne ciążę bolą tak samo, a my ciągle w jednym punkcie. Ale czy na pewno? Może właśnie po to jesteśmy doświadczani trudną droga do rodzicielstwa, żeby jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga?
Z przyziemnych spraw. Byłam na kolejnym spotkaniu z instruktorką metody Creightona. Powiedziała, to co już wiem- że z mojej strony wygląda na to, że wszystko jest ok. Czas zapisać się do lekarza, ale odwlekam to w czasie. Chyba boje się tej wizyty
Coraz ładniejsza pogoda za oknem, już wkrótce zacznę dojeżdżać rowerem do pracy. Jestem po owulacji, wydaje mi się, że była, choć nie potwierdzałam jej monitoringiem, szkoda kasy. Mam dziś spadek formy psychicznej, jestem w drugiej części cyklu, w której pojawiające się za chwilę subtelne bóle miesiączkowe pozbawią mnie złudzeń na kolejny miesiąc.
Tak bardzo, bardzo, bardzo chciałabym mieć już dziecko, to pragnienie wzrasta we mnie mam wrażenie każdego dnia.
Trudno, coraz trudniej jest mi się pogodzić z kolejnymi miesiączkami.
Na 22 kwietnia jestem umówiona do ginekologa, w końcu odważyłam się zadzwonić. Liczyłam że uda się zapisać na wizytę nieco wcześniej, no ale sama jestem sobie winna, mogłam zadzwonić szybciej. Mam nadzieję, że ta wizyta wskaże jakiś plan, kierunek dalszych działań. Chciałabym mieć jakikolwiek punkt zaczepienia, szlag mnie trafia gdy słyszę, że dotychczasowe badania są w normie. W jakiej normie, skoro seks jest, owulacja jest a ciąży brak??
Miałam dziś dziwny sen 😄 chodzimy od jakiegoś czasu do instruktorki metody Creightona, na kwiecień jesteśmy umówieni do lekarza. Dziś mi się śniła ta wizyta, podczas której do lekarza co chwilę przychodziły jakieś dzieci wyoblepiane zielonymi i czerwonymi znaczkami, takimi jak wykleja się tablice w tym modelu 😄 sen był pozytywny, ale uświadomił mi, jak mocno niepłodność siedzi w mojej psychice, skoro nawiedza mnie już nawet w snach
Chwilę mnie tu nie było,chociaż parę razy zabierałam się do tego, żeby napisać. U nas bez zmian- ciąży nie ma, ale jest jakiś taki spokój, mimo że wraz z okresem pojawił się smutek.
Kwiecień upłynął mi pod znakiem lekarzy,byłam u endokrynologa, który przepisal mi eutyrox 25 na moje niestabilne tsh, byłam też u "nowego" ginekologa,specjalizującego się w modelu Creightona. No i właśnie... Słyszałam o nim dobre opinie, ale sama mam mieszane uczucia. Był dość chaotyczny, wizyta trwała jakieś 30-40 min, ale przez prawie połowę czasu milczał, notując coś w komputerze. Zlecił mi badania, m.in. progesteron i estradiol, zrobił USG z którego wynikało że w 25dc mam jakiś pęcherzyk i w zasadzie nie tyle. Kolejna wizyta za dwa miesiące. Sama nie wiem co o tym myśleć, może czuję zawód bo za dużo oczekiwałam po pierwszej wizycie? Na ten moment jakoś ciężko mi jest mu zaufać, zobaczymy co dalej.
A z innych, trochę bardziej pozytywnych rzeczy: powoli planujemy wakacje, pewnie wyjedziemy początkiem lipca, już nie mogę się doczekać 🥰