Ciężko mi uwierzyć, że to piszę ale 50 minut temu zaczęłam 40 tydzień ciąży. 🙈 A może skończyłam? Wciąż nie umiem się w tym połapać 🙄 Zgarnęłam je wszystkie. Wszystkie tygodnie ciąży 🎉
Nie spodziewałam się, że wytrwam do tego momentu. Nie spodziewałam się, że dotrwam do października, a tu termin porodu wybił i ani widu, ani słychu młodego. Zaparł się nogami i rękami i on nie wychodzi 🙄
Strasznie kisnę. Już tak bardzo. 🥺 Dziś wizyta u prowadzącego i ktg. Martwie się o malucha. Będę walczyć o szybkie wywoływanie. 🙏🏼 Nie wytrzymam jeszcze tygodnia martwiąc się o ruchy, o przepływy, o wszystko.
Już nie mogę się doczekać. Cholernie się boję ale jestem ogromnie podekscytowana. 😍
Byle tylko maluch wyszedł cały i zdrowy. Z resztą sobie poradzimy 💙
Edit:
Dziś wizyta u prowadzącego.
Najpierw miałm ktg i sie zgrzalam jak nic 🥺 nagle młodemu zaczęło tętno rosnąć i skoczyło chyba do 220 albo więcej. Bylo na pewno powyżej 210. Ja już normalnie miałam nagle czarno przed oczami. Polożna powiedziala, że na ucho slyszała inne tętno na pewno (mniejsze) ale zapis co innego. Kazała położyć się na plecach i tętno zaczęło się uspokajać, zeszło do 130. Generalnie poza tym skokiem tetno bylo w granicach 110-130.
Lekarz powiedział, ze młody chyba spał bo mało ruchów też było i coś go mogło przestraszyć i dlatego ze snu nagle wybodzemu mu tak skoczyło tętno. Ale żeby się tym nie martwić w ogóle i że jest okej.
Tylko, że ja dalej mam czarno przed oczami jak o tym pomyślę 🥺🥺
Lekarz zbadał mnie też dopochwowo usg. Szyjka ani drgneła. 14 mm i zamknięta 🙄🤦🏻♀️ Na poród się nie zanosi.
Młody nisko, ciężko było dobrze zmierzyć głowę. Ale wychodzi na około 3145 gram. 💙💙
Ma juz mało miejsca, ale lekarz stwierdził, że ma jeszcze wody wystarczająco i nie widzi pępowiny przy szyi lub plecach. Generalnie wszystko ok. Niemniej jednak jakoś nie jestem hiper uspokojona. Nie wiem czemu. Chyba ta historia z tętnem we mnie siedzi. 🙄
Udało się dostać skierowanie na wywołanie na piatek 💕
Totalnie nie liczę na to, że coś samo nagle ruszy więc jestem już mentalnie nastawiona, ze w piątek stawiam się na IP. Zaczynamy preindukcję z balonikiem (chyba, że szyjka nagle otworzy wrota to pewnie będzie zmodyfikowany plan) i jak do rana nic samo nie ruszy to zabieraja mnie na przedporodową salę i wjeżdża oxy. Wtedy już podobno mąż może do mnie dołączyć.
Trochę to dla mnie nierealne, że w sobotę, najpóźniej w niedzielę będę tulić mojego małego ananaska. 🙈🥺
Chrabąszcz dobrze miesza na końcówce. Mały uparciuch. 🙈
Najchętniej zamknęłabym oczy i obudziła się już w piątek rano. 🙏🏼
Zostały 2 dni. Mamuniu… 2 dni 😳🙈💙
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 października 2021, 23:24
Mój synek kończy dziś 2 tygodnie. Ignaś jest z nami. 🐻💙
O poranku dzień po wizycie maluch zrobił nam niespodziankę. Zaczęło się bólami miesiączkowymi. O 5:30. Potem pojawił się różowy śluz, który zamienił się w lekkie krwawienie. Ze 2-4 lekkie skurcze. O 7:40 obudziłam męża. Na luzie i bez spiny. O 8:00 wyjechaliśmy z domu, a o 8:40 byliśmy na parkingu pod szpitalem. Skurczy nowych brak. O 9:07 zbadali mnie na ip i okazało się, że mam 6 cm rozwarcia. Kolejne dwa lekkie skurcze. O 10:00 badanie lekarza i 9 cm rozwarcia.
Skurcze parte prawie przeze mnie niewyczuwalne.
13.10.2021 r. godzina 10:25 nasz cud był już z nami 💙
3300 gram najczystszej miłości i 56 cm ogromu szczęścia 🎈
Idealny… nasz… wymarzony… wyczekany. Synek. 🐻💙
Docieramy się. Nie jest łatwo. Poród i połóg mnie dojeżdża.
Nasz maluch ma małe problemy. Napięcie w buzi, wędzidełko do podcięcia. Ćwiczymy. Walczymy o kp. Nie jest łatwo.
Ale staram się myśleć ile przeszliśmy by był z nami. I jest. A ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. 🥺
Że leży mi przy piersi, że zasypia w ramionach, że wierci się na przewijaku. Że był w brzuchu, a teraz jest tutaj. Magia. 🥺
Są momenty, gdy sama się biczuję. Że nie podnoszę i nie przewijam prawidłowo, że nie mogę wykarmić piersią i muszę dać butlę z odciągniętym mlekiem (wywalczonym ze łzami), że denerwuję się na niego jak gryzie mnie w sutki.
Przychyliłabym mu nieba, ale czasem tęsknię za przespaną nocą, za wyjściem z domu, za swoim ciałem i kontrolą nad nim.
Chcę być najlepszą mamą jaką może mieć. Ale jestem tylko człowiekiem. Daję sobie czas. Staram się. Bo połóg i macierzyństwo nie jest łatwe. To, że jest wywalczone z zaciśnietymi zębami i łzami w oczach tego nie zmienia.
Kocham go nad życie. 💕
Ale wciąż to do mnie nie dociera.
Warto walczyć.
Mam syna.
Jestem MAMĄ 🥺
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 października 2021, 00:20
Macierzyństwo trochę mnie przytłacza. I nie chodzi tu o nieprzespane noce, o znoszenie płaczu, uwiązanie w domu.
Chcę dla mojego synka jak najlepiej. Żeby jadł, żeby spał, żeby był spokojny, szczęśliwy, żeby brzuszek go nie bolał.
A my ciągle walczymy z karmieniami. Na zmiane mam zastoje i mniejszą ilość mleka. Dalej wlacze z laktatorem, z kp. Młody mam wrażenie, że niedojada. Przeszliśmy na mm ze względu na żółtaczke to chlustał na odległość. Wróciliśmy do piersi i mojego mleka to jest go mniej, a młody ma problem ze zrobieniem kupy. Meczy sie od wczoraj wieczór a kupy dalej brak.
Przytłacza mnie to, że on ma swoje problemy, a ja nic nie moge z tym zrobic 😔
Kocham strasznie tego synusia, ale czasem to poczucie bezradności i frustracji mnie przerasta.
Do tego doszły problemy z laktacją. Udało mi się osiągnąć poziom 80-90 ml na odciąganie, a teraz po tych zastojach odciągam max 50. Z czego z jednej piersi zaledwie 15-20 ml 🥺 Boje się, czy jakieś kanaliki mi się nie uszkodziły permanentnie i stąd takie mikro ilości.
Do tego czuję jakbym straciła siebie. Swoje ciało, kontrolę nad nim. Aż wstyd się rozpisywać, ale czuję się jak 80latka.
Połóg dojeżdża mnie na maksa. Chciałabym w 100% cieszyć się z macierzyństwa. Przecież tak wywalczonego i obkupionego niezliczonymi łzami, zastrzykami, wizytami u lekarzy.
Czas przecieka przez palce. Dopiero co nasz synek pojawił się na świecie, a za tydzień kończyć będzie miesiąc 🥺
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 listopada 2021, 19:52
Okrutnie długo mnie tu nie było. Wiele razy zbierałam się, żeby wrzucić tu choć odrobinkę swoich myśli. Na zaś, na kiedyś, na pamiątkę. Ale wiecznie coś. Tego między innymi się nauczyłam. Z dzieckiem jest „wiecznie coś”
Co nowego? Wszystko. Minęło zaledwie ale zarazem aż 8 miesięcy. Za nami ogromna walka o kp. Wygrana. Trwała 3 ms ale udało się zostać 100% kp. Walka o zniwelowanie wzmożonego napięcia. Prawie udana. Troszkę nam zostało, ale już nie przeszkadza to maluchowi w rozwoju. Właściwie wystrzelił jak burza. Niedługo po 7 ms zaczął siadać, czworakować i wstawać. Teraz nie spuszczę go z oka nawet na milisekundę. Pierwsze guzy za nami.
Za nami walka o spanko. O drzemki, o sen w nocy. Jest prawie sukces. Drzemki w końcu w łóżeczku, dłuższe. Nad nickami pracujemy.
Za nami też (a właściwie nie za nami, bo to wciąż trwa) walka o rd. Młody jest niejadkiem. Czasem wsunie cały słoiczek, czasem wyrzucam wszystko do śmieci. Tak, karmię słoiczkami. Czy czuję się przez to gorszą mamą? Nie wiem. Być może. Może troszkę, ale tak nie do końca.
W ogóle kłębi się we mnie wiele różnych emocji, które nie do końca jestem w stanie sama przepracować.
Po pierwsze jestem ogromnie szczęśliwa i chyba spełniona. Ignacy jest z nami już prawie 8 miesięcy, a ja dalej niedowierzam, że to on. Że jest prawdziwy, że jest tutaj. Że jest mój. Kocham go nad życie. Ta miłość pojawiła się u mnie od razu, potem przechodziła kryzys przez mój baby blues. Chyba wręcz depresję poporodową, która był pokłosiem nieprzepracowanej depresji poczas starań. Ale teraz chyba mogę powiedzieć, że wychodzę na prostą. Miłość, ta wielka bezwarunkowa miłość wróciła. Kocham tego łobuza nad życie. Czasem się denerwuję. W ogóle brak mi nieco cierpliwości. Uczę się jej każdego dnia. Ale staram się jak mogę.
Ignacy to prawdziwy szogun. Taki mały słodki łobuz. Patrzę na niego i widzę te piękne ciemnobrązowe oczy, ten maleńki nosek, te słodkie usteczka, które uśmiechają się najszerzej jak mogą gdy gilgamy go pod szyją, pućki, które wierzę, że ma po mnie. Patrzę i widzę, że jest najpiękniejszym dzidziusiem na świecie. Już nawet powoli robi się bardziej chłopczykiem niż dzidziusiem. Patrzę i niedowierzam. On jest mój, jest prawdziwy, jest cały i zdrowy i jest ze mną. Tutaj. Bosz co za wzrusz. 🥺
Za nami wiele pierwszych razów. Pierwsza wspólna Gwiazdka, pierwsza Wielkanoc, pierwsze wakcje, pierwszy Dzień Matki, Dzień Dziecka i pierwsze wspólnie spędzone moje urodziny. To wszystko jest dla mnie wyjątkowe.
I choć często bywa ciężko, choć często jestem zmęczona to staram się pamiętać, żeby doceniać każdą sekundę. Teraz widzę jak czas szybko leci. Ten czas, który jeszcze niedawno wlókł się niemiłosiernie od okresu do okresu.
Czuję duże poczucie winy. Bo może czasem nie doceniam tak mocno jak powinnam? W głowie mam moje staraczkowe przyjaciółki poznane na forum. Choć zniknęłam stąd pochłonięta nowym etapem życia nie zapomniałam. Często myśle co u dziewczyn tylko czasu i samozaparcia brak, żeby wrócić. Przypominają mi się historie, które choć łamią serce na milion kawałków pozwalają mi znaleźć jeszcze więcej szczęścia w codzienności.
Mój synek jest ze mną. Muszę się uszczypnąć pisząc te słowa, aby upewnić się, że to prawda. Zaglądam do sypialni a on tam śpi. Leży na brzuszku w poprzek łóżeczka. Miarowo oddycha, wzdycha przez sen.
8 miesięcy, które wywróciło mój świat do góry nogami. Wiele zmieniłabym z perspektywy czasu ale zarazem nie zmieniłabym nic. Żałuję, że czasem się zdenerwowałam. Cieszę się z każdego śmiechu w głos i uśmiechu na ustach synka jaki dane mi było słyszeć i zobaczyć.
Wdzieczność. 💕
Dlaczego to piszę? Jeśli ktokolwiek to czyta może uzna, że to trochę nie na miejscu pisać o swoich troskach związanych z posiadaniem dziecka na forum kobiet, które oddałyby swoje serce za malucha przy sobie. Ale to dla mnie ważne. Czarno-szary staraczkowy świat często nie zmienia się w tęczę od rszu po urodzeniu dziecka. Trudne emocje wciąż mogą istnieć zwłaszcza, gdy te z okresu starań zostają nieprzepracowane.
Droga staraczko. Mocno wierzę, że na końcu Twojej drogi jest tęcza. Póki jesteś w tym miejscu zadbaj o swoje emocje. Żeby gdy pojawi się ten maluch zrobiło się miejsce wyłącznie na pozytywne emocje.
Jestem mamą. Mam cudownego synka.💕 Łapie każdy moment, bo zaraz wyfrunie mi z gniazda.
Czas leci, nie oszczędza nas ostatnio. Za nami fala ogromnych upałów i tak jak mnie by nie przeszkadzały tak widziałam, że małemu już mocno doskwierają.
Za nami 2 tygodnie fuck’upów. Przez upały nie dość, że marudek to nie sen się zepsuł - i drzemki ale to do przeżycia ale nasza noc z paroma pobudkami po godzine lub dłużej kończyła się przed 5 rano. Przez parę dni chodziłam jak żywy trup. Do tego dodam absolutny brak apetytu i niejedzenie stałych posiłków. Aby matce nie było za lekko na koniec tych pięknych tygodni prztrzasnęłam sobie palec drzwiami - pęknięty cały paznokieć i nieustanny ogromny ból. A no i jeszcze w najgorętszy dzień roku przyszedł do mnie niewyczekiwany okres 🙄
Ale wychodzimy na prostą. Nocki się polepszają, apetyt wraca, dwa zębulki są na pokładzie - tzw. przecinaki, ale chyba idą kolejne. Palec boli mniej, okres powoli się kończy i minął w miarę bezboleśnie.
Łobuz przemieszcza sie wzdłuż mebli. Za nami ostatnia wizyta Pani fizjo, wszystko z maluchem jest w porządku, a wręcz wyprzedza wiek z umiejętnościami. Mamy przygotować się na samodzielne tuptanie już w lecie 🙈
Za mna pierwsze wieczorne wyjście ! 💕 big city life, zimne piwko zero i te sprawy. 2,5 godziny, których bardzo potrzebowałam 💕
Szogun wszedł w fazę absolutnej, totalnej mamozy. Czasem ręce więdną, głowa pęka od wymyślania zajęć żeby go czymś zająć. Ale jest coś niesamowicie satsfakcjonującego w tym wszystkim. Teraz nikt nie utuli, nie pocaluje, nie pocieszy, nie przytuli i po prostu nie będzie jak mama 💕 czyli JA 🙈 jestem dla niego całym światem i jakkolwiek męczące momentami się to wydaje daje taki ogrom miłości i satsfakcji.
Gość jest przeuroczy. Zbój, ale przeuroczy 😍 wciąż gdy się uśmiecha topnieje mi serce. To sie chyba nie zmienia nigdy co? Nawet gdy będzie po 30stce serce pewnie będzi mi bić mocniej na widok uśmiechu na jego twarzy ❤️ Chcę zapamiętać to uczucie 💕
Co poza tym? Chyba oficjalnie wracam do staraczek skoro okres postanowił zawitać w moje progi. 🤷🏻♀️ Troszkę przeraża wizja jak to by było z dwójką ale daje też dreszczyku emocji. Zawsze chcieliśmy dwójkę, nawet trójkę ale realistycznie patrząc szansa jest maks na dwójkę 🙄
Jest ramowy plan. Staramy się naturalnie około pół roku -> wracamy po zamrożone oocyty -> zaczynamy 2 rundę ivf -> ewentualnie zaczynamy 3 rundę ivf. To jest koniec planu. Dalszych etapów nie przewiduję. Cieszymy się z tego co mamy. Spróbujemy zawalczyć o więcej do kochania, ale mamy moment, gdzie powiemy sobie stop.
Jestem najszczęśliwsza na świecie, że mam Pucia. Jest dla mnie całym światem wraz z moim mężem. Spróbujemy powiększyć nasze szczęście ale nie kosztem wszystkiego.
Czas spać. Synek jeszcze się nie przebudził. Popatrzę na niego przez chwilkę i spróbuję zasnąć. Może właśnie dziś zrobi mi prezent i prześpi większość nocy? 💕
Jestem bardzo zła na siebie. Ostatnie dwa tygodnie były ogromnie wymagające. Synek złapał trzydniówkę. Mąż wyjechał. Zostałam sama z młodym z babcią z doskoku (dzięki wszechświatowi za babcie !!! 🙏🏼)
Samą chorobę przemilczę bo kosztowało mnie to ogrom stresu, strachu…Ważne, że szybko i powiedzmy, w miarę to przeszedł 🙏🏼🥺
Ale to co się podziało potem to istny hardcore. Zepsuło się jedzenie, które dopiero co się naprawiło. Zepsuły się drzemki z w miarę bezpłaczkowych wróciły do płaczu przez 15 minut. Zepsuły się, o zgrozo!, noce, które z pobudek co 3h na cycucha i odkładaniu śpiącego bobka zmieniły się na histerie i wrzaski. Kulminacja nastąpiło wczoraj gdy przez 3 godziny próbowałam odłożyć małego szatana do łóżeczka. Zasnęłam o 4 nad ranem.
Doszły histerie, ale te z zapowietrzaniem się, zmianą koloru na purpurowy itd, podczas przebierania pampersa, mycia po jedzeniu.
Pękłam. Dzisiaj pękłam. Krzyknęłam na niego. Nie raz. Zszokowany wbił we mnie oczy i zaczął płakać jeszcze mocniej. Przytuliłam, przeprosiłam. Przepraszałam tuląc, aż w końcu sama się popłakałam. Łzy leciały same, oddech stał się nierówny, nie mogłam powstrzymać szkochu. A on sie popatrzył i zaczął śmiać i wspinać do mnie. Zaczął przytulać się i wołać mama. A ja szlochałam jeszcze bardziej. A on? Śmiał się jeszcze głośniej. I patrzył na mnie. Oczkami pełnymi miłości. Tymi wielkimi, pięknymi oczami. Mimo wszystko. 💙
Jak mogłam na niego krzyknąć? Jak mogłam do tego dopuścić? Zmęczenie nie jest wytłumaczeniem. Wiem, że nie jesteśmy robotami.
Czasem potrzebuję być nie-mamą przez chwilę. Chroniczne zmęczenie, nieprzespane noce i przemarudzone dni dały mi się we znaki.
Tylko skąd czerpać nowe pokłady cierpliwości?
W jego oczach, w jego uśmiechu i słowach mama.
Skąd czerpać siłę gdy kolejna nieprzespana noc sprawia, że świat się rozmazuje?
W jego małych rączkach, które otulają mi szyje, w jego śmiechu, gdy dmucham mu w szyjke.
Mama to ja. Ja to mama. Tak będzie już zawsze. 💙
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lipca 2022, 09:53
Przyszła i pora na nas. Dziś mój szkrab kończy rok 🥺 Od rana łapie mnie ogromny wzrusz i co chwila sobie leciutko popłakuję.
To był niesamowity rok. Pełen ogromnych wzlotów ale też bolesnych upadków. Wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Wyczekany, upragniony. Który przeleciał nie wiadomo kiedy.
Ten rok upłynął nam pod znakiem walki o kp, a potem rozkoszowaniu się (wciąż) wypracowaną przez nas magią. Pod znakiem bolących brzuszków, histerii o nic, nieskończonych nocnych pobudek i walki o drzemki.
Ale też pod znakiem pierwszych uśmiechów, śmiechu w głos, a teraz uścisków tych maleńkich rączek wokół szyi. Pierwszego mama i tata.
Pod znakiem walki o leżenie na brzuszku w 4 ms po samodzielne śmiganie na dwóch nogach w wieku niespełna 11 ms.
Ostatnie miesiące upłynęły nam na wspólnej zabawie z psem, turlaniem się po dywanie, zbieraniem kolejnych guzów (tak, na zakończenie urodzinowego dnia młody spektakularnie spitolił się z sofy na ziemię prosto głową w dół) i tańczeniem do melodii krecika.
Gdyby ktoś powiedział mi wcześniej, że można TAK kochać i być przy tym jednocześnie tak zmęczoną i zadowoloną nie uwierzyłabym. I choć czasem ręce więdną, głowa pulsuje, a nerwy trzymają się na skrawkach to były najbardziej magiczne chwile mojego życia. Każda sekunda bólu w krzyżu w ciąży, bólu porodu i połogu, bólu fizycznego i psychicznego w naszej mlecznej drodze, każda nieprzespana noc, wykrzyczane bóle brzucha i ząbków. Wszystko to było warte choćby jednego uśmiechu na jego twarzy. A tych uśmiechów były już niezliczone ilości.
Wiele sobie wyrzucam, wiele zrobiłam źle, ale staram się być najlepszą mamą jaką potrafię.
Mój mózg nie ogarnia. To maleństwo, z którym dopiero co wróciliśmy ze szpitala właśnie skończyło ROK. R O K. To jest niepojęte, że człowiek ledwo mrugnął a z maleństwa wyrósł już nawet nie niemowlak, a chłopczyk.
Jestem mamą małego chłopczyka. Nasz wyczekany, wywalczony cud, jedyny zaroduś właśnie kończy rok. I jest otoczony całą miłością wszechświata.
Dziś był Twój dzień skarbie. Dziś tonęłam w Twooch oczach niedowierzając, że to jesteś na prawdę Ty. Taki duży, taki śliczny. Taki nasz.
Rośnij zdrowy i szczęśliwy synku. Spełniaj marzenia i wiedz, że jesteś kochany najbardziej na świecie. 🎂
Dzień dziecka utraconego.
Jestem tęczową mamą, moje tęczowe dziecko śpi teraz we własnym łożeczku. Ale byłam też niedoszłą mamą.
Ciąża III poród I
Dziś w pamięci mam swoje dwa, właściwie 3 aniołki. 2 cb. 1 cp. Trzy kropelki, które mogłyby być ze mną. W pamięci mam też wszystkie ovu przyjaciółki, które traciły swoje dzieci w takich samych bądź nawet bardziej dramatycznych okolicznościach. Przytulam i tak po ludzku współczuję.
Serduszko dalej boli i żałuje tych 3 kropelek. Tęskni za każdym nieusłyszanym serduszkiem, za każdym niepoczutym kopniakiem, za każdym nieusłyszanym krzykiem. Moja najstarsza kropelka mogłaby mieć teraz ponad 2 latka. Ale ich nie ma. Tak jak niepłodną jest się już do końca życia, tak jak emocje starań nie przemijają tak tęsknota za każdą kropelką nie znika. Ten ból zaciera się w codzienności. Ale wciąż jest. Wciąż się tli.
Jeszcze innym rodzajem straty jest utrata naszych zarodusiów. Było ich trzy. Trzy piękne zarodusie. To już były nasze dzieci. Z trzech zarodków został tylko 1.
Ale miałam też ogromne szczęście i zostałam tęczową mamą. Czuję wdzięczność. Nie żałuję, że mój synek jest tęczowym dzieckiem. Może gdyby było inaczej nie byłoby właśnie NIEGO. A bez niego nie wyobrażam sobie jak miałby wyglądać świat.
I Ty przyszła mamo. Ogromnie wierzę, że nią zostaniesz. 🌈
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2022, 21:02
Wczoraj były Mikołajki. Drugie Mikołajki z moim małym cudem. Tym razem już świadomy, radosny z prezentów. Niesamowite było oglądać go rano jak z zaciekawieniem idzie do prezentów, ogląda i zaczyna sie bawić.
Mój maluch już nie jest maluchem. Jest już taki duży, tyle wie, rozumie, potrafi. Zadziwia mnie z każdym dniem.
Ale to nie to sprawiło, że wczorajszy dzień na zawsze pozostanie dla mnie wyjątkowy.
Odliczałam (trochę tak, trochę nie) czas do wiosny. Do nowego podejścia do ivf, w drodze po drugi cud. Wszystko na spokojnie. Ignaś jest taki malutki jeszcze, potrzebuje tyle uwagi, opieki, bliskości. Musi troszke podrosnąć bo dwójka małych szkrabów to chyba za dużo na raz. Jak udałoby się poświęcić każdemu tyle czasu ile potrzebuje. ?
Wczoraj rano czekałam na okres, już któryś dzień. Przestałam nawet liczyć dni cyklu po tym jak w poprzednim cyklu endo miało 3 mm po owulacji. Do tego przecież mam 1 jajowód, a z procedury wyszedł tylko 1 zarodek, ten, który teraz drzemkuje.
35 dc, dużo nawet jak na mnie. W ostatniej chwili sięgnęłam po test. Trudno, odżałuje te pare zł. No i przecież dalej karmie młodego, co prawda od miesiąca ograniczone już do 2 razy na dobę ale jednak.
Trudno, test odpakowany to trzeba już wykorzystać.
Mój szok był nie do opisania. Szok, niedowierzanie, radość, strach. Przecież to niemożliwe. O pierwsze dziecko staraliśmy się prawie 2 lata. Musiało skończyć się na ivf. Był tylko 1 zarodek. A tu nagle ciąża?
Staraliśmy się, tak. Ale to było po to, żeby było. Żeby było odbębnione przed procedurą, że wszystkie etapy zaliczone.
Panika, przecież jestem teraz sama z synkiem do końca tygodnia. A jak to ciąża pozamaciczna? Moc kreski daje wiarę, że usg może coś powie. Szybki sms do lekarza i mogę pojawić się w gabinecie.
Endometrium 11 mm. Pęcherzyk w jamie macicy - 3 mm. Jajowód wygląda na czysty. 🥺
4+6
Wygląda na to, że drugi cud kiełkuje w moim brzuchu. Zupełnie niespodziewany, bardzo chciany jednak z pewnymi wątpliwościami i ogromną dozą strachu.
Czy wszystko będzie dobrze? Czy to się w ogóle uda? Czy poradzę sobie w ciąży z niewiele ponad roczniakiem na pokładzie? Czy urodzę zdrowe dziecko? Czy uda mi się być dobrą mamą dla dwójki?
Pragnęłam Cię kropeczko od dawna. Teraz gdy jesteś strasznie się boję. O Ciebie, o siebie, o Twojego braciszka.
Leki brałam w kratkę, o kwasie foliowym zapominałam i to przez dłuższy czas. Jeszcze w piątek piłam drinka z mamą. Tyle rzeczy robiłam nie tak, a Ty już tam byłaś kropeczko. 🥺 Czy nie zaszkodziłam Ci czymś nieświadomie? 🥺
Ale przecież musi być dobrze? 🥺 Taki cud w dniu Mikołajek nie może skończyć się źle, prawda?
Jeszcze Cię nie zobaczyłam ale już Cię kocham. I tata Cię kocha. A brat, pokocha na pewno 🥺
To się na prawdę dzieje. Jestem znów w ciąży 🥺🤰🏻
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2022, 13:40
8+0 🤰🏻
Czas przecieka mi przez palce. Rzeczywistość dalej mnie nie dogoniła, wciąż wszystko dopiero do mnie dociera choć odkąd powiedzieliśmy najbliższej rodzinie jakoś łatwiej mi się przyzwyczaić do tej myśli.
Dzidziutek jak to dzidziutek. Troche kochany aniołeczek, troche kraken z czeluści. W święta się rozchorował, wysoka gorączka i nagle rano bez temperatury zaczął się trząść, zsiniały mu rączki, stópki i usta. Byliśmy przerażeni, dzwoniłam na pogotowie, przyjechała karetka i karetką zabrali nas do szpitala. Epizod zasinienia najprawdopodobniej spowodowany centralizacją krążenia gdy nagle wywaliło mu wysoką gorączke. Po podaniu p.gorączkowego dzidziutek „zdrów jak ryba”. 6 h na sorze, badania fizykalne i krwi. Ostatecznie wyszedł adenowirus. Zagoraczkował jeszcze w nocy, a nastepnego dnia nic. I kolejnego też nic. I kolejnego. I tak od wtorku na sorze dzidziutek nagle ozdrowiał. Cieszę się, że jednak rozeszło się po kościach. Nic tak mnie nie stresuje jak choroba dziecka. 🥺 Ale to jak czułam się w ten wtorkowy poranek … Strach nie do opisania. Do tej pory jak sobie przypomnę mam łzy w oczach, a ze stresu robi mi się niedobrze. Staram sie skupić na tym, że już jest dobrze.
Dobrze do tego stopnia, że zaczął dziś już tak dokazywać w swoim krakeńskim nastroju, że po poludniu uciekłam do mamy bo potrzebowałam chwili ciszy i spokoju.
Dzidziutek 2 wysysa ze mnie jakiekolwiek resztki pokładów energii, które zostawia dzidziutek 1. Od tygodnia chodze jak zombie … zmęczona, słaba, śpiąca.
Poranki są tragiczne. Mdłości męczą mnie okropnie od paru dni i już zaliczone zostało pierwsze ciążowe 🤮 i to męczą mnie przez cały dzień, ale poranki są w tym najgorsze.
Dziś wg usg powinno być 8+0. Dopiero. A już wyskoczył mi brzuszek. 😳 chyba taki jak w 15 tc z Ignasiem 😅 jak tak dalej pójdzie to będę OGROMNA.
Tydzień temu zaczęłam plamić. I nagle cała ta surrealistyczna kwestia bycia w ciąży do mnie dotarła. Ogromnie się przestraszyłam. Zrozumiałam, że jakkolwiek niespodziewana ta ciąża nie jest, już kocham maluszka. I co, że nie ekscytuje się tak bardzo jak pierwszą ciążą? Co, że nie myślę o tym 24/7? Czy to umniejsza mojej miłości do fasolki? Nie wiem, nie wydaje mi się. Sytuacja jest inna o 180 stopni w porównaniu z pierwszą ciążą więc ciężko wymagać od siebie takich samych reakcji.
Po epizodzie plamienia na cito pojechałam na usg. I zobaczyłam. Fasolka równo tydzień starsza niż usg w poprzednim tygodniu. I serduszko. 126 ud/min. Rytmicznie pulsujący punkcik. Zero krwiaka, zero odklejania kosmówki, zero nieprawidłości. 🥹 Później już nie plamiłam. Luteina zwiększona do 2x100. I tyle.
Staram się oszczędzać, ale średnio mi to wychodzi. Przy Ignasiu się nie da, bo gdy tylko jestem w zasięgu wzroku to chce żebym była w 101% zajęta nim. A jest ruchliwy, nerowowy, zaborczy. Wymaga na prawdę ogromu uwagi. Odpoczynek? W ciągu dnia bardzo rzadko. Brakuje mi go najbardziej. Żeby usiąść na sofie, okryć się kocykiem i obejrzeć serial.
Trochę obawiam się jak to będzie dalej w las. Będę coraz większa, coraz bardziej zmęczona. A Ignaś będzie dalej potrzebował takiej samej mamy. 😞
Jutro ostatni dzień roku. Ten rok był niesamowity, nieprzewidywalny, niezapomniany. Ignaś z amebuśki zmienił się w małego chłopca. Nasze wspaniałe wakacje w Toskanii, kolejne święta we trójkę. I druga ciąża, zupełnie niespodziewana, która w nadchodzącym roku na nowo wywróci nasz świat do góry nogami.
2023 czy jestem gotowa? Nie wiem, chyba nie. Ale nie mam wyjścia. 2023 nadchodzisz i bezpowrotnie znów zmienisz nasze życie. I choć teraz mogę się bać, mogę się zastanawiać i martwić jak to będzie to wiem, że będzie dobrze. Tak miało być więc nie widzę innej opcji.
A Wam życzę spokoju ducha i siły. Bo ta szalona podróż musi mieć swój szczęśliwy koniec, co nie raz i nie dwa udowodniło to forum. A ja będę za Was mocno wierzyć, że ten szczęśliwy koniec będzie (lub zapoczątkuje się) właśnie w nadchodzącym roku. 🍀
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 grudnia 2022, 20:17
8+5 🤰🏻
Dziś znów zobaczyłam fasolkę nr 2. Ma już prawie rączki, prawie nóżki i balonik na sznureczku 🙈 Serduszko pika, krawiaków brak. Wszystko pięknie 🥹
Wg usg 8+5, wg OM 8+6. TP 9.08.2023.
Shit just got real.
Młody wciąż nie może dojść do siebie po chorobie. Wczesne pobudki, wrzaski o wszystko, bunt… Przerasta mnie to będąc permanentnie zmęczoną z wiecznymi mdłościami.
Jestem coraz bardziej przerażona wizją jak to będzie z dwójką z tak małą różnicą wieku. 🥺
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 stycznia 2023, 19:38
19+3 🤰🏻
Czas leci bez opamiętania. Jest zupełnie inaczej niż w pierwszej ciąży. Różnica o 180 stopni. W ciągu jednego dnia potrafię tyle przejść, przenieść, posprzątać ile nie nie zrobiłam w ciągu pierwszej ciąży. Nie ma nerwowego odliczania, te tygodnie lecą przez palce. Świat leci bez opamiętania do przodu, a ja wplątana w ten wir wraz z nim. Ani się obejrzałam a jestem właśnie po połówkowych.
Z dzidzią wszystko w porządku. 🥰 Maluszek jest zdrowy, wyniki i pomiary prawidłowe. Waży już 300 gram 🥰 Ze mną też okej. Krwiaków brak, szyjka trzyma, łożysko na tylnej ścianie nisko, ale ze wzrostem macicy się podniesie.
No i pewne jest, że w moim brzuszku mieszka drugi chłopiec 💙 Nie będę ukrywać, że po cichu marzyłam o córeczce, pewnie jak wiele kobiet. Nie będę ukrywać, że przez ułamek sekundy zrobiło mi się odrobinę przykro. Ale to było mgnienke oka. Potem zobaczyłam oczami wyobraźni tą niepowtarzalną więź jaką będą mieli jako bracia. Będą mogli zbudować relacje, która prawie nie zdarza się między bratem a siostrą. To zupełnie inna więź. Nie żałuję, że nasz drugi cud jest chłopcem. Cieszę się 😍 A córcia? No cóż, jeśli przeżyjemy z dwójką szogunów może spróbujemy szarpnąć się na córeczkę 🤣
Od paru tygodni czuję już ruchy. 🥰 Najpierw delikatne puknięcia, teraz już wyraźne wiercenie się i mikro kopniaczki. Choć ruchy dalej są nieregularne i nieczęste ale wprowadziło mnie to na kolejny etap tej ciąży. Zaczął się magiczny okres, czuję, że zaczynam budować więź z drugim synkiem i już kocham go nad życie. Da się w ogóle kochać dwójkę tak samo mocno? 🥹
Ignacy jest całym moim światem, kocham go jak niv na świecie, a tu niebawem ma pojawić się druga istotka, która będzie potrzebowała tyle samo miłości. Jakim cudem serce matki może tak się podzielić? 🥹
Ignaś mnie rozczula … na pytanie kto mieszka w brzuszku mamy mówi „dzidzia”, przytula się do dzidzi i daje jej buzi gdy go poprosze 🥹🥰 to najsłodsze na świecie. Na pytanie czy kochasz braciszka odpowiada „tak tak” ale on na wszystko tak odpowiada 😅😍
Mamy lepsze i gorsze momenty. Ignaś jest absorbujący, wymagający. Jest atencjuszem i ma absolutną mamozę. W perspektywie czasu martwi mnie to, co to będzie po porodzie. Ale mamy jeszcze prawie 5 miesięcy. On też będzie starszy.
Prawie codziennie zaskakuje mnie czymś nowym. Powolutku łapie nowe słowa lub raczej dźwięki, ma już swoje fascynacje i ulubione zabawki. Jest 200% chłopcem bo autka to żyćko 🤣
Bywa wiele ciężkich momentów i tak samo jak milion razy dziennie mam ochote wyjść bo zaraz wyjde z siebie tak samo milion razy rozpływam się z czułości i wzruszenia 🥹
Macierzyństwo to istny rollercoaster, a niedługo zacznie pędzić ze zdwojoną mocą. 🙈
22+4 🤰🏻
I znów … czas leci jak szalony, dzień za dniem, tydzień za tygodniem umykają mi chwile. Cenne chwile z moim na razie jedynakiem i chwile - raczej pewnie już ostatni raz - w dwupaku.
Nadeszła Wielkanoc. Zupełnie nie czuję tych świąt, dla mnie to bardziej tradycja. I chcę zacząć budować nowe tradycje. Naszej rodziny. Prezenty od zajączka, szukanie jajek (w tym roku jeszcze się wstrzymałam bo organizacja tego z dzieciem w brzuchu mnie przerosła na rzecz chwilki odpoczynku 😅) w ogrodzie. Chcę, żeby moje dzieci wyniosły z domu piękne wspomnienia z dzieciństwa z okresu świątecznego. 🐰
Ignacy daje popalić, a ja cały czas staram się uczyć panować nad emocjami. Często przytłacza mnie to, że czuję się po prostu bezdradna i tłumaczenie, prośby, próby „oszustwa” kończą się fiaskiem. A dźwięk jego płaczu powoduje, że mój mózg przestaje funkcjonować, nie potrafię po prostu „przeczekać”. Chyba to dalej te wczesno-matczyne hormony. Plus moja natura nerwusa… po kimś musiał odziedziczyć charakterek i niestety byłam to ja 🙄
Wciąż mamy problemy żywieniowe. Gość jest amatorem śniadań choć i tu repertuar jest ograniczony. Już totalnie poddałam się z „turbo zdrowym” żywieniem gościa bo co próbowałam mu ugotować kończyło w koszu… Daje mu parówki, domowe ciasta … Może ktoś powie, że to moje lenistwo ale jego wybredność mnie pokonała. I tak czuje się przez to gorsza. 😔
Ignaś bywa diabłem ale ma też swoje przecudowne momenty. Gdy przytula się do mnie całym ciałkiem i szepcze „kocha” ❤️ rozwala mnie na łopatki za każdym razem i wynagradza wszystko 🥹 dziś mając go na rękach spojrzałam w lustro i nie mogłam uwierzyć kiedy on tak strasznie urósł. Jego nogi dyndały sobie wesoło, głowa na ramieniu i on taki duży… 🥹
Tak samo nie mogę uwierzyć, że jestem już za połową tej ciąży 🙊 brzuszek już duży, ewidentnie ciążowy i zaczyna być problematyczny. 😅 Dużo szybciej zaczynam się męczyć, zaczyna mni boleć miednica i łapać zgaga niż w poprzedniej ciąży.
A Franuś też chyba będzie charakterny. Ma dni gdzie ledwo mogę policzyć niemrawe ruchy, a są dni gdy brzuch mi szaleje. Ruchy stały się już wyraźne i choć nie są to mocne kopniaki czy wiercenie się już raczej nie zdarzają się sytuacje, że muszę się zastanawiać czy to były ruchy czy mi się wydawało.
I możnaby pomyśleć, że teraz już będzie spokojniej, ale nic bardziej mylnego. Teraz dłuższy brak ruchów paraliżuje, a ruchy zbyt intesywne martwią. Z jednej strony chciałabym być na tym etapie ciąży jeszcze tak długo, żeby dobrze go zapamiętać, a z drugiej marzę, żeby Franio był już z nami cały i zdrowy. 🥹
Boję się okropnie jak to będzie ale nie mogę się doczekać, aż go poznam. 🤱🏻
Znów prawie nie mam zdjęć w ciąży choć obiecałam sobie, że tym razem będę tego pilnować. Guzik. Może teraz w końcu coś zacznę robić. Pewnie to mój ostatni raz 🤰🏻
Czekam na wiosnę. Na sukienki i balerinki. Na spacery na lody. Na długie godziny na placu zabaw. Na słońce, ciepły wiaterek. Na kompletowanie wyprawki i zabawy z Igasiem na balkonie. Czekam 🥹☀️
34+6 🤰🏻
Dawno mnie tu nie było. Czas niezmiennie leci jak szalony. Powinnam tak zaczynać chyba każdy mój wpis. Ciężko znaleźć chwilę dla siebie, gdy jest się pochłoniętą atencyjnym starszakiem, ogarnianiem domu i *w końcu* przygotowywaniem się na pojawienie się drugiego małego misia w domu 🧸
Do niedawna jeszcze nie czułam, że jestem w ciąży. A raczej zdarzało mi się zapominać bo na szczęście ominęło mnie wiele dolegliwości. Ale od niedawna wszystko zaczęło doskwierać na raz. Krzyż boli, brzuch twardnieje, kopniaczki nie są już słodziutkie, a po prostu bolesne. Do tego Franio to mała wiercipięta i jest jeszcze większym szogunem w brzuchu niż był Ignacy. Nie wiem czy to dobrze wróży dla mojego zdrowia psychicznego na przyszłość 🙄 Doszły też bardzo duże bóle miednicy i strzykające boleśnie kości, nacisk na żebra, nocne pobudki i problemy ze snem, zgaga. Można wymieniać i wymieniać. Mąż przyzwyczajony, że ogarniam chate naeet w ciąży sam nie wyjdzie z inicjatywą żebym sobie odpoczęła. A bardzo bym chciała. Nie tylko odpocząć ale usłyszeć i zostać „zmuszoną” - „zostaw to, ja to zrobie” „usiądź sobie, zrobie Ci wode z miętą”. Brakuje mi takiej troski o mnie. Może to szalenie samolubne, ale na prawdę mi tego brakuje. To ja troszczę się o Ignasia, a o mnie w ciąży już się tak nie pamięta jak w ciąży pierwszej. Nawet taka głupia kwestia jak babyshower. Głupio mi było się prosić „hej zorganizujecie mi babyshower?” … nieśmiało zagadywałam do przyjaciółek, potem rzuciłam że może sama zorganizuje jakieś spotkanie. Nikt nie podchwycił tematu. Troszke zrobiło mi się przykro. Bo druga ciąża już nie jest taka ważna? Bo już raz miałam? Franek jest mniej ważnym dzieckiem bo drugim?
Dopiero na dniach moja przyjaciółka podchwyciła temat i pojęła się organizacji. Ale mam wrażenie że teraz ma do mnie żal, że organizuje mi babyshower gdy ona od ponad pół roku nie może zajść w drugą ciążę. Wgl czuje, że nasze relacje się zmieniły od kiedy okazało się, że ja jestem w drugiej ciąży a oni starają się na razie bezskutecznie o drugie po pierwszej szybkiej ciąży.
I ja ją rozumiem, każda tutaj ją rozumie… ale jednak ta niemożmość przeżywania tego radosnego momentu z najbliższą przyjaciółką też jest dla mnie ciężka. Bo co się dzieje teraz u mnie - dziecko, dom, ciąża… u niej podobnie tylko jest jeszcze praca. Moje obecne przemyślenia, strach czy rozterki krążą wokół ciąży, a czuje że to temat tabu między nami. W ogóle ostatnio mam wiele przemyśleń i znów problemy, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Depresja poporodowa, a właściwie depresja jeszcze ciągnąca się z okresu starań nie minęła całkiem i teraz kładzie się cieniem na drugiej ciąży i prawdopodobnie na drugim macierzyństwie. Za każdym razem gdy próbuję się zebrać w sobie i poszukać pomocy jest lepszy okres i myślę sobie „dam radę”. Ale to jest jak sinusoida.
To prawda, każda ciąża jest inna. Ta też była, wciąż jest. Jestem dużo bardziej aktywna ale mniej uważna. Jestem bardziej otwarta i mniej przestraszona, ale też mniej świadomie podchodzę do wszystkiego. Jestem mniej w ciąży, a bardziej mamą.
Jestem rozdarta jak to będzie gdy Franio pojawi się na świecie. Ignacy jest oczkiem w głowie całej rodziny, nie przeczę pewnie troszkę rozpieszczony. Jest intesywny, wymagający, charakterny. Jest złośnikiem, bardzo emocjonalnym. Jest strasznym słodziakiem ale też ogromnym uparciuchem. To wciąż mała dzidzia, choć wiele rozumie to jednak wciąż za mało. Boję się, że Franio będzie poszkodowany, że nie będę mogła poświęcić mu tyle czasu i uwagi co Ignasiowi. Boję się, że zaniedbam Ignasia, że będzie czuł się w jakiś swój sposób odrzucony. Boję się o siebie - jak zniosę poród, połóg, karmienie piersią a potem całą nową rzeczywistość z dwójką. Też jestem nerwusem. Jak ja sobie dam rade z dwoma urwisami gdy już przy jednym czasem nerwy mi puszczają. Boję się, że przez 1,5 roku z jednym nie znalazłam pełnej 1 doby dla siebie więc z dwójką tym bardziej tego czasu nie znajdę jeszcze przez dłuższy okres.
Czuję się bardzo nieidealną mamą i czasem mam myśli, czy zasługuje na to, żebym to ja miała dwójkę dzieci. Mąż jest cudownym tatą. Na prawdę cudownym. Ale czy ja jestem cudowną mamą? Nie określiłabym siebie w ten sposób. Jestem mamą ogarniającą.
Ignaś spędził swój pierwszy weekend bez rodziców u dziadków „na wsi”. Był super dzielny i w ogóle nie tęsknił, nie płakał. Bawił się świetnie i jestem z niego ogromnie dumna. My w tym czasie zakasaliśmy rękawy i przygotowaliśmy misiowy kącik w naszej sypialni dla Franuli. Wszystko stało się takie bardziej realne.
W końcu, w 34 tc zapakowałam torbę do szpitala, ale muszęnją jeszcze dopakować. Z Ignacym wszystko dawno było na tip top w tym czasie już.
Franio 3 tygodnie temu ważył prawie 1800 gram, jestem ciekawa ile waży już teraz. Musiał coś przykoksić bo brzuchol już na prawdę ciąży. Wizyta za dwa dni i może uda się go jeszcze podejrzeć bo ostatnio wystawiał tylko kuper.
Czasem czuję się nierealnie. Nie mogę uwierzyć, że niespełna miesiąc dzieli nas od poznania drugiego okruszka, który znów wywróci nasze i tak jeszcze nieco poturbowane życie do góry nogami. 🙈🧸
34+6 🤰🏻
Dawno mnie tu nie było. Czas niezmiennie leci jak szalony. Powinnam tak zaczynać chyba każdy mój wpis. Ciężko znaleźć chwilę dla siebie, gdy jest się pochłoniętą atencyjnym starszakiem, ogarnianiem domu i *w końcu* przygotowywaniem się na pojawienie się drugiego małego misia w domu 🧸
Do niedawna jeszcze nie czułam, że jestem w ciąży. A raczej zdarzało mi się zapominać bo na szczęście ominęło mnie wiele dolegliwości. Ale od niedawna wszystko zaczęło doskwierać na raz. Krzyż boli, brzuch twardnieje, kopniaczki nie są już słodziutkie, a po prostu bolesne. Do tego Franio to mała wiercipięta i jest jeszcze większym szogunem w brzuchu niż był Ignacy. Nie wiem czy to dobrze wróży dla mojego zdrowia psychicznego na przyszłość 🙄 Doszły też bardzo duże bóle miednicy i strzykające boleśnie kości, nacisk na żebra, nocne pobudki i problemy ze snem, zgaga. Można wymieniać i wymieniać. Mąż przyzwyczajony, że ogarniam chate naeet w ciąży sam nie wyjdzie z inicjatywą żebym sobie odpoczęła. A bardzo bym chciała. Nie tylko odpocząć ale usłyszeć i zostać „zmuszoną” - „zostaw to, ja to zrobie” „usiądź sobie, zrobie Ci wode z miętą”. Brakuje mi takiej troski o mnie. Może to szalenie samolubne, ale na prawdę mi tego brakuje. To ja troszczę się o Ignasia, a o mnie w ciąży już się tak nie pamięta jak w ciąży pierwszej. Nawet taka głupia kwestia jak babyshower. Głupio mi było się prosić „hej zorganizujecie mi babyshower?” … nieśmiało zagadywałam do przyjaciółek, potem rzuciłam że może sama zorganizuje jakieś spotkanie. Nikt nie podchwycił tematu. Troszke zrobiło mi się przykro. Bo druga ciąża już nie jest taka ważna? Bo już raz miałam? Franek jest mniej ważnym dzieckiem bo drugim?
Dopiero na dniach moja przyjaciółka podchwyciła temat i pojęła się organizacji. Ale mam wrażenie że teraz ma do mnie żal, że organizuje mi babyshower gdy ona od ponad pół roku nie może zajść w drugą ciążę. Wgl czuje, że nasze relacje się zmieniły od kiedy okazało się, że ja jestem w drugiej ciąży a oni starają się na razie bezskutecznie o drugie po pierwszej szybkiej ciąży.
I ja ją rozumiem, każda tutaj ją rozumie… ale jednak ta niemożmość przeżywania tego radosnego momentu z najbliższą przyjaciółką też jest dla mnie ciężka. Bo co się dzieje teraz u mnie - dziecko, dom, ciąża… u niej podobnie tylko jest jeszcze praca. Moje obecne przemyślenia, strach czy rozterki krążą wokół ciąży, a czuje że to temat tabu między nami. W ogóle ostatnio mam wiele przemyśleń i znów problemy, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Depresja poporodowa, a właściwie depresja jeszcze ciągnąca się z okresu starań nie minęła całkiem i teraz kładzie się cieniem na drugiej ciąży i prawdopodobnie na drugim macierzyństwie. Za każdym razem gdy próbuję się zebrać w sobie i poszukać pomocy jest lepszy okres i myślę sobie „dam radę”. Ale to jest jak sinusoida.
To prawda, każda ciąża jest inna. Ta też była, wciąż jest. Jestem dużo bardziej aktywna ale mniej uważna. Jestem bardziej otwarta i mniej przestraszona, ale też mniej świadomie podchodzę do wszystkiego. Jestem mniej w ciąży, a bardziej mamą.
Jestem rozdarta jak to będzie gdy Franio pojawi się na świecie. Ignacy jest oczkiem w głowie całej rodziny, nie przeczę pewnie troszkę rozpieszczony. Jest intesywny, wymagający, charakterny. Jest złośnikiem, bardzo emocjonalnym. Jest strasznym słodziakiem ale też ogromnym uparciuchem. To wciąż mała dzidzia, choć wiele rozumie to jednak wciąż za mało. Boję się, że Franio będzie poszkodowany, że nie będę mogła poświęcić mu tyle czasu i uwagi co Ignasiowi. Boję się, że zaniedbam Ignasia, że będzie czuł się w jakiś swój sposób odrzucony. Boję się o siebie - jak zniosę poród, połóg, karmienie piersią a potem całą nową rzeczywistość z dwójką. Też jestem nerwusem. Jak ja sobie dam rade z dwoma urwisami gdy już przy jednym czasem nerwy mi puszczają. Boję się, że przez 1,5 roku z jednym nie znalazłam pełnej 1 doby dla siebie więc z dwójką tym bardziej tego czasu nie znajdę jeszcze przez dłuższy okres.
Czuję się bardzo nieidealną mamą i czasem mam myśli, czy zasługuje na to, żebym to ja miała dwójkę dzieci. Mąż jest cudownym tatą. Na prawdę cudownym. Ale czy ja jestem cudowną mamą? Nie określiłabym siebie w ten sposób. Jestem mamą ogarniającą.
Ignaś spędził swój pierwszy weekend bez rodziców u dziadków „na wsi”. Był super dzielny i w ogóle nie tęsknił, nie płakał. Bawił się świetnie i jestem z niego ogromnie dumna. My w tym czasie zakasaliśmy rękawy i przygotowaliśmy misiowy kącik w naszej sypialni dla Franuli. Wszystko stało się takie bardziej realne.
W końcu, w 34 tc zapakowałam torbę do szpitala, ale muszęnją jeszcze dopakować. Z Ignacym wszystko dawno było na tip top w tym czasie już.
Franio 3 tygodnie temu ważył prawie 1800 gram, jestem ciekawa ile waży już teraz. Musiał coś przykoksić bo brzuchol już na prawdę ciąży. Wizyta za dwa dni i może uda się go jeszcze podejrzeć bo ostatnio wystawiał tylko kuper.
Czasem czuję się nierealnie. Nie mogę uwierzyć, że niespełna miesiąc dzieli nas od poznania drugiego okruszka, który znów wywróci nasze i tak jeszcze nieco poturbowane życie do góry nogami. 🙈🧸
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca 2023, 23:52
Typowo ciążowo. Franula waży już 2584 gramy. 😳 Gość w przeciwieństwie do brata idzie na mase. Ignaś tydzien wcześniej w ciąży ważył 2131 gram więc różnica jest znaczna. Mam nadzieje, że Franio zwolni niedługo bo nie wycisnę z siebie dużo większego dziecia niż za pierwszym razem, a to było też niemało bo 3300 gram. 🙈
Szyjka długa na 32 mm. Luteina i acard odstawione. Nie zapowiada się na poród w najbliższym czasie. Czuję, że już jesteśmy w tym „bezpiecznym” momencie ale dalej mam w głowie wiele czarnych myśli. Wiele smutnych historii tu poznałam i wiem, że nigdy nie jest bezpiecznie.
Franio ma pępowinkę przy rączce koło głowy. Lekarz mówi, że nie ma nic wokół szyjki czy na pleckach i jest tylko z przodu… ale niektóre myśli… historie… spędzają mi sen z powiek. Franiu kochanie. Już tak blisko. Przestań szaleć i relaksuj się ostatnimi tygodniami gdy masz mamusie tylko dla siebie, gdy jesteśmy tak blisko jak już nigdy nie będziemy.
Jeszcze 4 tygodnie i 6 dni do TP. 🤱🏻
37+6 🤰🏻
Ciąża donoszona. Ba! Już prawieże 38 tc. Nie wiem kiedy to zleciało. Oficjalnie jesteśmy już (prawie - bo to są już pierdółki) gotowi. Franula może przybywać, pokoik czeka, braciszek przytula i całuje brzusio, w teorii gra i trąbi wszystko.
Ale … ja nie ogarnełam jeszcze NIC pod kątem przygotowania do porodu. Zero ćwiczeń, filmików, zajęć… Moje przygotowania ograniczają się do wizyty u fizjo raz w tygoddniu od 2 tygodni. Musze coś ogarnąć. To samo tyczy się opieki nad noworodziem. Niby dopiero co zajmowałam się maleńkim Ignatkiem, ale wydaje się jakby było to już sto lat temu. Nic nie pamiętam.
Boję się porodu - czy w ogóle zdążę do szpitala? Czy może tym razem będzie inaczej i będę się męczyć pare(naście) godzin …? Jak zareaguje starszak? Jaki będzie junior? Tyle niewiadomych, które powodują u mnie ogromny, ale to ogromny stres.
Jak poradzi sobie Ignaś. Widać że robi się coraz bardziej kumaty, z dnia na dzień zaskakuje. Parę dni temu zaczął łapać słowa i powtarzać mniej lub bardziej dokładnie. Nauczył się jak ma na imię (Gigi 🥰) ale też imię mamusi i tatusia. ❤️ ale biega też po domu krzycząc „kur.a” 😅🤦🏻♀️ czemu zawsze złapią to co nie powinny?
Mamy przeboje jedzeniowe - jogurt jest TOP i jadłby milion dziennie. Obiady albo w ogóle albo tylko podziubie makaronu z sosem pomidorowym, klisek z sosem lub pierogów. Nic innego. Ręce mi opadają. Do tego wchodzimy na pełnej w bunt dwulatka. Aferki i awantury to codzienność, a moje hormony i poziom zmęczenia już przy tym nie wyrabia. Zdarza się że wybuchnę płaczem mówiąc mu „dlaczego ty mi to robisz” albo coś w tym stylu. Czasem się reflektuje i przychodzi i mnie przytula mówiąc kocha. A czasami furioza wbija tylko level za levelem.
Mi jest już bardzo ciężko. Z dnia na dzień doszły bóle ogromne - głównie żeber i miednicy a także przeogromne zmęczenie. Chciałabym żeby młody już wychodził gdyby nie strach o pozostałe rzeczy. Ale wie, że niezależnie kiedy zdecyduje się pojawić na świecie ja nie uciekne od tego.
To się dzieje i to się dzieje lada moment.
39+5 🤰🏻
Dwa dni. Zostały dwa dni do terminu porodu. Nie wiem kiedy to zleciało. Z trybu „nie jestem gotowa i nie ogarniam, że w ogóle jestem w ciąży” przeszłam w tryb „chce już urodzić mimo, że dalej nie jestem gotowa” 🤦🏻♀️
Wszystko mnie boli, od miesiąca dosłownie śpie na siedząco bo leżenie powoduje ogromny ból w miednicy. Boli bardziej niż za pierwszym razem.
Boję się porodu, kiedy i jak sie zacznie, stres czy dojedziemy do szpitala … boję się tego co przed nami. Połogu, nieprzespanych nocy, karmienia, jak Ignaś odnajdzie się w nowej rzeczywistości, jak zareaguje na brata. Patrząc wstecz Ignaś był na prawdę łatwym bobaskiem. Zero ciemieniuchy, zero wysypek/trądzików, zero przepukliny, nie aż tak wiele kolek …
Łapię się na tym, że wszystko mierzę miarą z poprzedniej ciąży, z poprzedniego porodu, z Ignasia i tego jakim był maluszkiem. A jak się okazuje wszystko może być inaczej (ciąża) i pewnie będzie. Mimo, że już raz przeszliśmy to „rodeo” czeka nas zupełnie nowe wyzwanie.
Na dniach Franuś będzie z nami. Na dniach wezmę go w ramiona i przytulę, a potem zaledwie pare dni będzie nas dzieliło od rozpoczęcia wspólnego życia we czwórkę.
Ignacy wchodzi w bunt dwulatka. Za nami sporo nerwowych dni, pełnych krzyków i awantur. Ale też ogrom pięknych momentów. To jak rozwija się z dnia na dzień jest niesamowite. Nagle z dnia na dzień zaczął powtarzać ogrom słówek. Często po swojemu ale często też wychodzi mu to pięknie 🥹 staje się coraz większym i bardziej świadomym chłopczykiem.
Dalej martwi mnie jego (nie)jedzenie. Silna atencyjnkść i nerwowość. To na pewno nam nie pomoże na starcie.
Jestem przerażona, zestresowana, podekscytowana.
Tyle sprzecznych uczuć. Ale najważniejsze jest jedno. Żeby Franula cały i zdrowy pojawił się na tym świecie już niebawem. Żeby sam zdecydował, że to już czas.
Z resztą sobie poradzę. Poradzimy sobie. Bo mam cudownego męża, który jest niesamowitym tatą i wspaniałego, mądrego synka.
Franula, czekamy. 🥹
Prawie 3 miesiące 👶🏻
14 sierpnia przyszedł na świat mój drugi syn. Przyszedł na świat każąc na siebie długo czekać w 40+5 tc. Przyszedł na świat jako największe zaskoczenie i cud mojego życia. Przyszedł na świat o 5:44 upalnego sierpniowego poniedziałku. Przyszedł na świat (nie)zaskakująco szybko w ciszy i spokoju jaki ogarniał blok porodowy.
Zaraz minie nam 3 miesiące razem. Długo zbierałam się, żeby coś tu wyskrobać, ale gdy myślałam, że z dzieckiem jest „zawsze coś” to z dwójką jest „zawsze coś” razy dwa.
Bardzo chciałabym mieć tu opis tych naszych ostatnich dni w dwupaku, porodu. Więc niebawem tu wrócę.
A teraz w obliczu wszystkiego co dzieje się wokół chciałam sobie tylko przypomnieć jak bardzo ich kocham, jak ogromne mam szczęście, że są ze mną: cali, zdrowi, radośni, piękni.
Moje dwa chłopaki. Spełnienie moich marzeń i snów. Moje serca poza ciałem. Moje wszystko.
🩵🩵
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 listopada 2023, 01:22
Jeszcze chwila, chwileczka <3