Obserwuję swoje ciało.
Porządkuję swoje życie.
Piszę pracę i zaczynam myśleć o opcjach zatrudnienia.
Staram się nie starać o dziecko. To strasznie trudne powiedziec sobie STOP, to nie jest najlepszy czas, kiedy tak bardzo się chce. Teraz ważne jest żeby jak najlepiej przygotować swoje ciało i ogarnąc sytuację życiową na nadejśćie tej Cudownej Chwili:]
Zatem do roboty.
Liczę że pamiętnik mi pomoże.
Małpiszon szaleje tak, że aż musiałam sięgnąć po Środek Ostateczny w postaci ketonalu. Na chacie istny sajgon, wszędzie kurz i pył, remont ciągnie się w nieskończoność.
Niby to tylko jedno pomieszczenie, a pył wszędzie.
Na każdej powierzchni Caryca zostawia słodkie białe ślady łapek, które M ściera, a ona za chwilę robi to samo i tak w koło Macieju:P
Pozatym jest smutno i nerwowo.
M piszczy że nie znajdzie pracy. Mamusia oczywiście mu nagadała, że jest do niczego itp. Mistrzyni motywacji.
Ja rozumiem że oni się też denerwują naszą sytuacją, ale mogliby doprawdy zostawić te nerwy dla siebie, bo my mamy dość własnych.
Dziś "pokłóciliśmy się" kto jest w czarniejszej dupie zawodowej i kto bardziej kogo nie rozumie:D Po 5 minutach wydzierania się na siebie stwierdziliśmy że chyba nas po%@#ło.
Prawda jest taka, że po cichu liczę że obecna sytuacja da nam kopa i motywację do działania i, że wyjdzie nam na dobre. Liczę na przyspieszenie PROJEKTU PRZEPROWADZKA.
Napisałam dziś 2 zdania. Congratulations to myself
---
Dziękuję za miłe przywitanie i słowa wsparcia:) Też będę do Was zaglądać
btw. Jak udostępnia się wykres?
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 stycznia 2015, 23:26
Pamiętam jak na 2 roku studiów pękła gumka.
Nie wiem co bardziej mogło mi zaszkodzić, dawka hormonów zatrzymująca owulację, czy ogromny stres przez jaki przeszłam zanim połknęłam tę tabletkę. Obstawiam to drugie i cieszę się, że teraz zostanie to oszczędzone wielu kobietom.
Nieprzesna noc, mnóstwo stresu, 4 lekarzy ,trzech pierwszych ma klauzulę sumienia(czyli wyjebane) a ostatni(w państwowej klinice) wypisuje receptę jako "usługa płatna" - 100 zł (8 lat temu - większy kawał pieniądza niż teraz)
Sama tabletka też kosztuje 100 zł. Szczęśliwie, wtedy nie było jeszcze paranoidalnej klauzuli sumienia aptetarzy i udało się ją kupić w pierwszej aptece.
Do następnego stypendium wchrzaniałam ziemniaki i makaron, szczęśliwa, że będę mogła spokojnie skończyć studia.
A potem znaleźć tego właściwego Ojca dla mojego dziecka
Edit: dziś napisałam 5 stron! dumna! Czas na basen:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2015, 21:03
Ale już widać koniec i nastraja mnie to pozytywnie!
Mąż właśnie siedzi na rozmowie o pracę. Oby się udało!
Narazie prawie bez zarzutów udaje mi się zrealizować mój plan na obecny cykl czyli
- jakaś magiczna mikstura ziółek (czytaj placebo w płynie)codziennie wieczorem
- olej z wiesiołka 3 tab/dzien (czytaj 3x placebo)
- basen 2x w tyg ja i mąż ( z tego to może coś będzie)
- joga 1x w tyg ja i mąż (narazie brak miejsc)
- pilnowanie M, żeby brał suple (w zasadzie nie muszę bo sam pamięta)
Musiałam też odpuścić wizytę u gina w tym cyklu bo na NFZ dopiero koniec lutego:/ Ale jestem umówiona! Poszłabym prywatnie ale liczę, że wypisze mi skierowanie na hormonki i nie będę musiała płacić za wszystko. Najwyżej dokupię dodatkowe badania jak mi wypisze tylko jakies podstawowe.
Ach, żeby mi tak pisanie szło!
Obawiam się, że instynkt macierzyński aż tak zawładnął moją mózgownicą, że podświadomie "Projekt Kraken" dostał większy priorytet niż Projekt Doktorat.
Albo to tylko (jak kiedyś stwierdziła jakaś posłanka) mój spuchnięty mózg podczas okresu..
Spadł pewnie gdzies pod biurko i teraz nie mogę go znaleźć.
Dziura po kręgosłupie boli, szczególnie w krzyżu. Dobrze, że nieprędko będzie mi ów kręgosłup potrzebny. Nie zamierzam w najbliższym czasie oddalać się od biurka...
Pisanie in progress.
Jest tu i na forum tyle dziewczyn, które pojawiają sie na chwileczkę i kończą zieloną kropą, a ja tylko zielenieje coraz bardziej z zazdrości.
Wiadomo że się cieszę i w ogóle, ale myślę sobie czasem czemu w tym cyklu to ZNOWU nie ja;/
Teraz odkąd zawiesiliśmy starania postanawiam czeprać jedynie pozytywną energię z zieleniejących się wykresów. Bo w końcu na każdą z nas przyjdzie kolej? prawda?
Postanowiłam też, że zacznę opisywać moją historię. Powiedzmy, od początku.
Na początku był aniołek, tzn nie ja bo ja zdecydowanie aniołkiem nie jestem. Właściwie to było ich pięć.
Potem urodził się mały diabołek - czyli ja, a potem brat - jescze gorszy przypadek.
Tak sobie żyłam i dorastałam w dość konserwatywnej rodzinie, gdzie o seksie i zdrowiu kobiety niewiele się mówiło.
Miesiączek nie miałam regularnych raczej nigdy. Pierwszy raz poszłam do gin dopiero kiedy wyjechałam na studia, i od razu zasugerował mi że coś jest nie tak. (Spytał się mnie - wówczas dziewicy, czy miałam kiedyś robiony monitoring owulacji wtf?) Potem okazalo się, że mam hiperprolaktynemie.
Dostałam parlodel, który nie zadziałał a potem bromergon, po którym o mało co nie wezwałam karetki - zamiast iść na zajęcia, to pół dnia leżałam w łóżku i patrzyłam sufit, który mi wirował nad głową.
Zmieniłam gina. Nowy gin, pan profesor stwerdził że je*ać prolaktyne, skoro nie staram się o dziecko to on mi zapisze tabsy. Przyklasnęłam, jako że miałam juz wtedy faceta i zaczynałam odkrywać uroki seksu, co z resztą pewną nocą skończyło się historią opisaną powyżej.
Tabletki miały skutki uboczne w postaci wojny z moją mamą. Krzyczała że biore to świństo a potem w ciąze nie zajde, że będą problemy. I tak przez pięć lat kiedy to brałam sobie te tableteczki z małymy przerwami na zawirowania w życiu.
Moja mama była strasznie pohizowana na tym punkcie, pamiętając własne poronienia i pięć lat starań o dziecko. Przez to ja sama jestem poshizowana, i szczerze przyznam, ciężko mi z tym..
Kontynuując.. po studiach, będąc już jedną nogą za granicą poznałam faceta mojego życia. Miłość od pierwszego wejrzenia i pozamiatane, musiałam zmienić plany:)
Po dwóch latach związku odstawiłam tabsy, ale zabezpieczaliśmy się inaczej - w perwpektywie miałam roczy wyjazd za granicę bez M....
to be continued
Wracając do mojej histori..
Po odstawieniu tabletek przez dwa pierwsze cykle wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku, poczym się zj*bało - bo delikatniej tego określić sie nie da.
Zaczeły się takie paskudne plamienia, brudzenia przez cały czas - ani śladu cykliczności. Najpierw czekałam, aż sie samo ogarnie. Pół roku po odstawieniu tabsów, a miesiąc przed wylotem zbadałam hormony - wszystko OK. Poszłam do gina, który stwierdził, że tak może być i do pół roku po odstawieniu moge nie mieć okresu, a że akurat pół roku niedługo mija to napewno zaraz się wszystko cudownie naprawi.
Z taką też nadzieją poleciałam sobie za ocean, na rok.
Oczywiście nie naprawiło sie absolutnie NIC, a ja raz że nie chciałam łazić po tamtejszych lekarzach, dwa - moje ubezpieczenie obejmowało tylko przypadki nagłe. Pierwszy okres dostałam po 8 miesiacach od wylotu, na tydzień przed przylotem M i naszymi Wakacjami Życia. M przywiózł mi w urodzinowym prezencie pierścionek zaręczynowy, byłam więc w siórmym niebie. Ale żeby nie było tak pięknie po urlopie zj*bane plamienie powróciło.
A potem nagle zniknęło, co spostrzegłam na etapie pakowania powrotnych walizek. Wróciłam do domu, odespałam jet lag i dostałam (drugi w tamtym roku) okres i cykle (niezbyt regularne) cudownie powróciły.
Znów ogarnęłam hormony i gina. Hormony OK, gin stwierdziła ze może PCO.
Chcieliśmy zacząć starania o dziecko jak najszybciej, więc w poł roku po moim powrocie wzieliśmy ślub.
Na poczatku po prostu kochaliśmy się bez zabezpieczeń, potem zaczełam robić testy ovu, ale podchodziliśmy do tego z luzem. Z każdym kolejnym cyklem jednak ciśnienie rosło. Mamie nic nie mówię o staraniach, ale jak każda mamuśka od ślubu zaczęła cisnąć, i kracze, że będą problemy. Powiedziałam że dopóki nie dostane umowy o prace to sie nie zacznę starać (gdyby tylko wiedziała, że to znaczy nigdy:P)
Około pół roku temu poleciałam na tydzień do UK. I co? Powtórka z rozrywki. Brak okresu + plamienie. Myślę sobie że albo mój durny organizm ma uczulenie na zagranice, albo moja jescze durniejsza psycha nie wytrzymuje nawet tygodnia bez M? W maju lece do Włoch, też sama wiec już się boję.
Teraz cykle mam w miarę ok, przy czym nie wiem czy są owulacyjne. Głowę ryje mi instynkt macierzyński, który jakoś od jesieni, kiedy moja siostra i przyjaciółka zaciążyły, nie daje mi spokojnie żyć.
Natomiast obecna sytuacja wygląda tak sobie
- Ja: 28,5 roku - stypendium kończy mi się w kwietniu
- Mąż - właśnie szuka nowej pracy - liczę że szybko znajdzie
- Kot - póki starcza nam $ na karmę, ma wyjebane
- Projekt Dzidziuś - Kompleksowe badania w planie,obserwacja cykli in progress, starania zawieszone
- Projekt przeprowadzka - wiercę mężowi dziurę w brzuchu żeby szukał pracy w WaW
-Projekt doktorat - ...się pisze (jak widać)
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 stycznia 2015, 21:56
Czy ja podświadomie aż tak się tym wszystkim denerwuję?
Mam nadzięję że to nie żadne choróbsko, bo jutro idziemy na ĄĘ bal karnawałowy...
Czytałam dziś ciekawy artykuł o seksie w Japonii, a raczej o jego braku. Tzn że ludzie wolą być singlami i nie angażować się w związki bo mają karierę i inne rozrywki. Szczególnie kobiety, które po urodzeniu dziecka musiałyby automatycznie zrezygnować z kariery.
dziś czuję się jak taka Japonka:P nawet na sex nie mam ochoty po pisaniu tej cholernej pracy tyle godzin
Obserwację cyklu również trafił szlag.
W piątek - wstaję zamroczona i szukam termometra - szukam 10 min. po czym stwierdzam że to i tak bezsensu, bo już mi temp i cisnienie skoczły pod sufit.
Okazało się że poczwara kot zrzucił termometr z parapetu i wtargał pod łóźko...
W sobotę - budzę się o 13.00 rano, jeszcze z solidną dawką % we krwi i stwierdzam że pomiar temp mi za wiele nie powie
W niedzielę - powtórka z soboty
W poniedziałek - śpię najdłużej jak tylko mogę żeby odespać weekend po czym o mało nie spóżniam się do pracy, gdzie uświadamiam sobie że nie zmierzyłam temp.
A dziś.. cóź.
Dziś to nie wiem co.
Odpowiedzialna będzie ze mnie mamuśka, nie ma to tamto.
Congratulations to myself.
Istnieje nawet ryzyko (choć wprawdzie niewielkie) że odpowiedzialność przyjdzie wcześniej niż planuję, jako że po piątkowej imprezie byliśmy w zbyt dobrym humorze żeby pamiętać o takiej głupocie jak zabezpieczenie.
Nie byłby to strzał w 10, bo M dalej bez pracy:/
Dlatego zastanawiam się czy miałam już owu czy może jeszcze nie:>
Termometr pod poduszką to jest myśl! To powinno być kotoodporne miejsce:D W miarę:]
Na poczatku odebrałam maila od szefowej, i jak zrozumiałam - zjebaliśmy coś na maksa.
Wylądowałam chwile potem na dywaniku u Szefa Wszystkich Szefów. Wchodze z miną jak na ścięcie, a tam on i moja szefowa w szampańskich nastrojach i mówią że "gratulacje"
Myśle - drwią sobie ze mnie, albo im mózg odjeło.
Okazało się że źle odczytałam mail i mamy coś poprawić, ale sprawa jest do przodu.
Najadłam się tyle stresu przez to, że ledwie chodziłam po zakładzie, a potem poszłam na piłe (z resztą z ludźmi z pracy) i dziś też ledwo chodzę od zakwasów.
Zapowiada się cały weekend w pracy i i następny tydzien 12h/dobe. Ale dam rade. W ciąży nie jestem ani nie będę więc oszczędzać się nie muszę.
To już prawie ostatnia prosta w tym projekcie.
Dziś 18dc i owulacji jak nie było tak nie ma. Przynajmniej tyle wynika z temperatury. Termometr przeniosłam pod poduszke i już o nim nie zapominam.
Po cichu liczyłam że M oleje nasze postanowienie o niestaraniu się, ale jednak nie zapomina się i w porę kończy przytulanki.
Kiedyś mi to nie przeszkadzało, a teraz troche smuteczek.
Nie będzie nawet po co testować w walentynki:/
Stoję sobie z drinkiem(!!!) i z kimś tam gadam.
Aż tu nagle wyskakuje kumpela: "O jeeeej jesteś w ciąży?"
Ja: <facepalm>
Ona: Naprawdę nie? Pokaż no tego drinka - wącha czy czuć wódkę.
Ja: <double facepalm> Nie no po prostu gruba jestem.
Wniosek - czas na dietę.
Praca ostatnio daje mi mocno w kość 12h/dobę to mało + weekendy. Jest pięknie.
Pierwszy cykl obserwacyjny - bezowulacyjny. A niech go diabli.
za 3 tyg jestem u gina.
Czas się ogarnąć.
Myśmałam już że ter straszny czas się skonczy niedlugo i nastaną spokojne dni, a tutaj wyraźnie widać że sinusoida jeszcze nie sięgneła dna, żeby odbić choć troszkę do góry.
Dziś po raz pierwszy od 2 tyg wyszłam z pracy wczesniej niz o 21. Relaksuje się w kuchni - zupa dyniowa i mus jabłkowy in progress - chociaż powinnam pisać doktorat. Ale już nie mogę.
Mąż dalej bez pracy, a nastroje coraz gorsze.
Ja mam makabrę w pracy, to co wyprawia szefowa podchodzi już powoli pod mobbing. Najgorsze, że projekt moze zakonczyć się fiaskiem, więc ona całe swoje flustracje wyładowuje na mnie. Taka kolejność dziobania.
Wczoraj dzwoni do mnie przyjaciółka i mówi: "Słuchaj, dzwonię żeby Cię przestrzec przed macierzyństwem" (w tle jej prawie dwuletni smarkacz drze się w niebogłosy)
Ona też próbuje skończyć doktorat, a mały choruje od 4 tyg i nie daje jej żyć. I znikąd pomocy. Teściowa i mamusia się wypieły.
Bo to tak zawsze jest. Rodzice cisną, zajdź w ciąże! My chcemy wnuka, pomożemy wam! A potem takiego wała.
Cóż. Obecnie ten problem mnie nie dotyczy. Zero stabilizacji = zero starań
Zastanawiam się co jest, temp mi trochę wzrosła.. ale nie wiem czy niałam owu. Pewnie nie.
Wiecie może czy w cyklach bezowulacyjnych temp też wzraasta przed okresem???
Ciekawe czy go w ogóle dostanę.. taki ten cykl z czapy zupełnie.
Mam nadzieję, że z następnym wpisem napiszę coś pozytywnego.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2015, 20:58
Dziś 37 dzień cyklu. Temp raczej wysoko. Cycki zdechłe (nie bolą, nie są nabrzmiałe jak to zwykle przed okresem)
Zero objawów na @.
Zero szans na ciążę, więc nawet szkoda $ na test, tymbardziej, że M dalej bez pracy a do kompletu zepsuł nam się samochód i naprawa pochłoneła okrągły tysiączek. Także nie ma co sikać na próżno na te 10 zł.
Pytam sama siebie co jescze się spier&%$*^? Nieszczęścia miały chodzić parami u nas wygląda to na przemarsz batalionu!
Stres skopał mi ten cykl na maksa Ostatni tydzień był jakąś koszmarną jatką.
Jutro szefowa wyjeżdza na urlop. Może adrenalina mi spadnie i dostanę okres?
A żeby nie było! Pozytyw: Lecę do Włoch na konfę. Ciekawe co na to powie mój genialny cykl.
Edit!
Ostatno centralnie jestem w ciąży. Gastrycznej. Kolega z uczelni zaczął się pewnego dnia przyglądać namolnie mojemu brzuchowi i zdążył tylko powiedzieć "Czyżbyś... " zanim mało kulturalnie kazałam mu Iść Daleko I Bardzo Szybko. Matko! Dr przed nazwiskiem a słoma z butów wystaje po kolana!!!
Jak tak można szczupłej kobiecie, która niechcący przytyła 2 kilo
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2015, 23:18
Mamy rekord.
Głupia, zrobiłam test. Negatyw jak byk, bo i z czego by miało coś być?
Jeszcze po 20 min poszłam i wyciągnęłam ze śmietnika i patrzę czy coś się nie pojawiło czasem:P
Ponownie: Congratulations to myself.
ufff. Pojawiło się plamienie i ból brzucha zwiastujący ostatni dzień męczarni z obecnym cyklem.
A teraz pytanie retoryczne:
Jeżeli umówię z 2 miesięczmym wyprzedzeniem wizytę u ginekologa na NFZ tak żeby wypadła w środku cyklu, przy w miarę regularnych cyklach 32 -36 dniowych to jakie jest prawdopodobieństwo że będę miała WŁASNIE WEDY okres?
Tak, dokładnie - z moim szczęściem - 100%.
Ponowne, serdeczne gratulacje.
https://www.facebook.com/events/372187839627008/
Tymczasem 15dc - pozytyw na teście ovu?
no way
Ten cykl sobie ze mnie dosłownie jaja robi.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 20:28
Chociaż za oknem szaro i ponuro, to w mojej pokomplikowanej ostatnio rzeczywistości powoli zza czarnych chmur przenikaja jasne promyki nadzieji:]
Ololololo. Ależ ze mnie poetka :]
Nadciągnęły dobre wieści! Mąż dostał pracę!
Kamień z serca, albo raczej cała tona gruzu. Pomimo, iż dwoiłam się i troiłam, żeby udzielać mu wsparcia, zrozumienia, pocieszać i motywować to chwilami w głębi duszy miałam ochotę go udusić.
Cierpiące męskie EGO to najgorsze facetowe schorzenie. Może poza kamicą nerek.
(btw. ponoć istnieje jakaś lista najgorszych bóli, w której poród zajmuje 2 miejsce po ataku ostrej kolki nerkowej - założe się że tą listę układali mężczyźni:P)
Co więcej. Mąż dostał pracę w Warszawie, a co za tym idzie - Prokejt Przeprowadzka - przystępujemy do realizacji.
Niech tylko skończę ten durny doktorat!
U mnie na froncie dalej bez zmian na lepsze, ale walczę do upadłego.
Liczę na zastrzyk energii i sił do działania w związku z tym, że jestem lżejsza o tę tonę gruzu;)
Na froncie starań - kolejny cykl zawieszenia broni.
Wizyta u gina została przełożona na 25.03. w związku z moim ostatnim 45 dniowym (WTF) cyklem, który zawdzięczam swojej zrąbanej szefowej.
Kontrolnie robię testy ovu, które ku memu wielkiemu zdziwieniu wychodzą pozytywnie.
Śluzu płodnego brak, coż..
Uzbrajam się w cierpliwość.
Dzięki bardzo! Ja mam juz pozamiatane w tym cyklu. Ovum czaiła się, czaiła i w końcu odwróciła się na pięcie trzasnęła drzwiami i tyle jej było.
Temp ostro w dół.
Boli mnie głowa prawie codziennie od 2 tygodni. Probowałam się ratować Ibupromem. No i sobie poprawiłam. Ach.
Mąż wyjechany u rodziców. Znalazł już mieszkanie w Waw i zaraz po świętach jedzie pracować do stolycy a ja zostaję sama w tym nudnym jak *^^% mieście.
Kiedyś byłam w nim zakochana (tzn. w mieście, nie mężu:P) a teraz już mi tu źle i niedobrze.
Daję sobie jeszcze 3 miesiace i spadam stąd, cokolwiek by się nie działo.
Zima była zła.
Ale teraz jest wiosna i wszystko może być lepiej:)
Postanowiłam na początek, że będę bardziej dbać o siebie. Zaczęłam już z reszta jakiś czas temu, ale posypało się w związku z całym tym bałaganem w pracy.
Tak więc plan od dziś: kwas foliowy, witaminki, basen, rower (niedługo zacznę jeździć nim do pracy) i bieganie.
Przydałoby się tak z 4 kg mniej, coby nie wyglądać na ciężarną póki narazie (niestety ;( )się nie zapowiada.
Jeśli liczysz na to, że wylanie swoich myśli, odczuć, pragnień w pamiętniku czy w ogóle na tym forum pozwoli się zdystansowac do 'pragnę mieć dziecko', to niestety raczej tak nie będzie. To tak nie działa, przynajmniej na większość z nas wręcz odwrotnie :) Ale na pewno pozwoli spuścić ciśnienie narastającej frustracji. Tym miłym wstępem... chciałam tylko powiedzieć Cześć! :)
Witamy w naszym skromnym gronie :) Ja zaś uważam, że prowadzenie pamiętnika i wykresu pomoże ale fakt faktem nakręcamy się czasami zbyt mocno np. patrząc przez pół dnia w swój wykres szukając w nim znaków przeróznych:))))))) A tak na marginesie napisz proszę w ramach porady jak się wykonuje samodzielnie badanie plemników??????? jescze o tym tu nie czytałam:)
Haha Witaj!! Dodaje do ulubionych i będę śledzić Twe poczynania :D
Chciałabym jescze dodać, że jeśli chcesz abyśmy obserwowały Twój wykres tudzież czasem cos radziły możesz udostepnic nam swój wykres. na razie go nie widzimy:) Wierz mi na słowo, są tu dziewczyny z ogromną wiedzą i wiele pomagają:) pozdrawiam
Witaj na ovu Kocia mamo ;)) Dziewczyny już napisały czego możesz się spodziewać - i wszystko to prawda: czasem się nakręcamy same/wzajemnie, czasem wzajemnie stawiamy do pionu, czasem dajemy dobre rady, czasem zupełnie od czapy, czasem śmiejemy się razem, a czasem tylko wirtualnie przytulamy. Odliczamy dpo i sprawdzamy wykresy po 10 razy patrząc jak ta przysłowiowa sroka w gnat. Wszystko tu jest ;) Ale od Ciebie zależy co z tego weźmiesz dla siebie ;) Powodzenia!
Witamy :) pamiętnik jest super, jak chcesz się czymś pochwalić - CHWAL SIĘ, chcesz się pożalić - ŻAL SIĘ, a jak coś/ktoś Cię wkurza to też PISZ! :)