Dzisiaj 4 dzień naszego 3 cyklu z of a więc i 3 cyklu "poważnych" starań. Nadal jesteśmy na etapie, wszystko ok, powolutku, pomalutku. Z jeden strony mamy czas, przecież 3 cykle to nic i niedługo na pewno się uda a jednak fakt, że poprzednim razem trafiliśmy 6-tkę w totka od ręki nie pomaga. No i druga rzecz, robimy wszystko jak trzeba wydawać by się mogło, serduszkujemy dla przyjemności, dbamy o siebie, nie wywieramy presji... A jednak z jakiegoś powodu tym razem tak szybko nie poszło. Jakoś tak człowiek stara się nie myśleć w kategoriach udało się lub na pewno się uda w tym cyklu a jednak gdy @ się zbliża i postanawiasz siknąć na test zawsze czujesz dokładnie to samo rozczarowanie. Ból, smutek, złość. Głupie, prawda?
Ciągle się zastanawiam czy to nie wina tarczycy, ale póki co wszystko w normie. Podobno. Czekam na tą wizytę próbując siłą woli przyśpieszyć termin by coś konkretnego usłyszeć, bo strasznie niecierpliwa jestem. A z drugiej strony trochę się boję. Co jeśli coś się zmieniło, jeśli tym razem to nie zadziała? Jeśli wyczerpaliśmy swój limit szczęścia?
Marzenie mam.
Chciałabym kiedyś, nie już, dzisiaj, za miesiąc, ale przynajmniej kiedyś kontynuować pisanie tego pamiętnika na fioletowej stronie. Ot, tylko tyle. I aż tyle.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 kwietnia 2016, 23:26
Kończę. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie na dzisiejszą bezsenną noc i długi jutrzejszy dzień.
Oby jutro wraz ze mną wstało słońce.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 kwietnia 2016, 22:09
Plany trafił szlag. Bo zmęczony, bo nie ma ochoty, bo to i tamto.
Yhhhh. Ostatnio mam potworne bóle krzyża, obiecałam sobie, że zainwestujemy w nowe łóżko za jakiś czas bo oszaleję. Ale póki co jakoś daje rade. Bo jak nie my to kto? Dwa dni temu dowiedziałam się też, że siostra mojego z mężem też 3 cykl się starają. Teraz dodatkowo czuję presję. Bo ciekawe, której z nas pierwszej się uda. Oczywiście wiem, że to tak nie działa, ale podświadomość jest innego zdania.
No i nie ukrywam, że marzę, żebyśmy obie szybko zaszły i cieszyły się z tego wspólnie. Dla nich to będzie pierwsze bobo dopiero.
Czasami mam wrażenie, że mój limit szczęścia się wyczerpał...
Sobota a więc dzień sprzątania. Właśnie biorę się za salon bo miałam dzisiaj masę roboty i dopiero teraz jest chwila na to. Potem jeszcze ze dwa prania i w końcu odpoczynek. Może jakiś dobry film albo wieczór z monopoly? Choć pewnie jak znam mojego to zwinie laptopa i sam zorganizuje sobie pomysł na wieczór, mnie nie uwzględniając, bo i tak nie lubimy tych samych filmów.
Dobra uciekam, bo zaraz wróci ze sklepu i odkryje, że zamiast sprzątać znów siedzę na ovufriend.
Dziś wieczorem gdy mój ukochany pójdzie do pracy chcę przeszukać internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu jakiś suplementów albo ziółek. Czas najwyższy się zaopatrzeć by ewentualnie nowy cykl zaczynać już ze wszystkim pod ręką
Wgl, dzisiaj pierwszy dzień ćwiczeń z Chodakowską. Oby nie ostatni, ale sądząc po zakwasach, które czuję w udach zapuściłam się, że ho ho ho. Raczej jestem fanką spacerów, rower, basen itp natomiast zorganizowane ćwiczenia to dla mnie koszmar. Ale co zrobić, lato się zbliża czas najwyższy podnieść dupkę z kanapy. No i dodatkowo mój małż ćwiczy razem ze mną więc i determinacja większa Zobaczymy co z tego będzie, póki co nie umiem się podnieść z pozycji siedzącej, a to tylko 20minut ćwiczeń hahahahaa.
Z jednej strony próbuję poprawić sobie nastrój tym, że staramy się dopiero 3 cykl i co to jest, czytając historie kobiet, które przez lata walczą o swoje szczęście. Ale z drugiej strony coraz częściej do głowy dobija się myśl, że bez zabezpieczenia, wyliczając dni płodne na chybił-trafił i nie specjalnie uważając nie udało nam się zajść w ciążę już od ponad roku. Może i to nie były właściwe starania ale nie nazwałabym tego przesadną antykoncepcją. Yh... Powoli czuję jak narasta we mnie frustracja. To głupie, ale tak jest. Muszę znaleźć sobie jakąś pasję/zajęcie żeby móc się wyładować i zrestować czasami. Inaczej oszaleję.
Jutro teoretycznie powinno zacząć dziać się coś z temperaturą.
Proszę, proszę, proszę. Niech ten cykl zaskoczy nas pozytywnie!
Tyle wspaniałych historii przeczytałam w pamiętnikach na of... Wiele smutnych- bo jeszcze nie skończonych, ale i wiele szczęśliwych. Dłuższych, krótszych... Z większym i mniejszym optymizmem... Kobiet spełnionych zawodowo i spełniających się w domu, przy boku męża, wychowujących już dzieci i starających się o rodzeństwo dla nich, mam Aniołków których nigdy nie dane im było zobaczyć i wyczekujących na swój cud, młodszych i starszych, szarych myszek i głośnych gaduł. Wszystkie łączy jeden cel. Marzą by wziąć na ręce niemowle, krew z krwi i móc dać mu cząstkę siebie, najlepszą... Oddać mu wszystko i nauczyć je wszystkiego. Marzą by usłyszeć od niego MAMO, KOCHAM CIĘ... w przyszłości...
Moja wspaniała koleżanka marzyła o dziecku wiele lat. Gdy zaszła w pierwszą ciąże myślała, że nic nie może zniszczyć jej szczęścia... Niestety w 28tc okazało się, że jej synek nie żyje, musiała urodzić go by go pochować... Rok później zaszła w drugą ciążę... sytuacja powtórzyła się, aż przerażająco identyczna... 28 tydzień, martwe dziecko, poród... Dwa lata później 3 ciąża. 28 tydzień... poród. Córeczka... żyje... I niestety umiera po 3 godzinach z powodu nierozwinięcia dróg oddechowych... Potem 3 lata przerwy. Załamanie, ból, smutek, wściekłość. I ta myśl, że już nigdy więcej. Pamiętam gdy rozmawiałam z nią o tym, że jestem w ciąży. Pamiętam jej smutek, ból w oczach... Płakałam razem z nią... Nie chciała już nigdy próbować. Powiedziała, że więcej tego nie przeżyje... Dzisiaj jej córeczka, Haneczka ma prawie rok. Jest cudowna. Piękna. I zupełnie zdrowa. Ciąże donosiła... I choćby nie wiem co, choćby nie wiem jak źle, jak ciężko i jak bardzo zrezygnowana, myślę o tej niesamowitej kobiecie. I o tym, że wszystko jest możliwe. I wierzę.
Wierzę i wy proszę też wierzcie Kochane...
trzymam za Was wszystkie mocno kciuki...
dobranoc
Wczoraj wieczorem miałam koszmarny ból jajników, taki ból jak nigdy, nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam coś takiego i to na bank nie było po porodzie. Dodatkowo znalazłam wtedy śluz rozciągliwy (pierwszy raz tak mocno w tym cyklu). Wydaje mi się, że owu mogła być wczoraj w takim razie choć wcześniej już zupełnie nie wierzyłam, że będzie... Wróciła mi chyba nadzieja, że może... Kto wie?
Matko pierwszy raz czuję taki optymizm ... Boję się, tak cholernie boję się rozczarowania... A jednak nie potrafię przestać o tym myśleć bo to dla mnie zupełnie nienormalne...
Dzisiejszy dzień to mój ulubiony dzień w miesiącu Wypłata *_*' jako, że przystawiam się do paru istotnych zakupów w tym miesiącu mam nadzieję, że kwota bardziej pozytywnie mnie zaskoczy niż mniej.
Koniec roztrząsania owulacji bo co to da i co to zmieni? Dla mnie była ale to jeszcze nie znaczy co będzie dziać się z temperaturą teraz. A póki co żyjemy pozytywami wczoraj byłam na cudownym spacerku z moimi mężczyznami... Kapselek wybiegł się jak szalony, pokopał piłę, pobujał z tatą a mama robiła zdjęcia i myślała o tym jak wspaniale byłoby gdyby biegali we dwójkę... Kapsel i jego brat lub siostra... Oh jak to człowieka potrafią dopaść marzenia w każdej chwili... Nawet tej z pozoru najbardziej normalnej...
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 maja 2016, 09:00
Dużo na głowie, dużo poza nią...
Dzisiaj- właściwie za niedługo wybieramy się na weekend do pl, do rodziców. Mój najlepszy przyjaciel przyjmuje dziś święcenia kapłańskie i zostaliśmy zaproszeni na jutrzejsze prymicje. Poza tym mój mąż liczy na małą fetę jeśli jego ukochany Piast jakimś cudem wygra puchar.
Dużo się ostatnio dzieje w moim życiu, z rzeczy bardziej ciekawych. Dzisiaj mam termin @. Wczoraj robiłam test, jest cień cienia. W niedzielę będę powtarzać i jeśli będzie lepiej widoczna krecha w poniedziałek szybko skoczę na betę, bo we wtorek nad ranem wracamy do de. I trzeba będzie czekać na lipiec, na urlop
Nie dociera do mnie możliwość pozytywnego testu. Chciałabym bardzo, ale już nie raz test mnie oszukał. Boje się. Boję się rozczarowania tak cholernie bardzo...
Groszku... jesteś tam?
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 maja 2016, 03:34
Smutno mi.
Nawet nie wiem czy jest sens nadal prowadzić obserwację. Heh.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 maja 2016, 21:59
Dwa tygodnie temu we wtorek mój mąż miał wypadek w pracy, paleta zmiażdżyła mu nogę. Już jest ciut lepiej ale nadal nie wiadomo co dalej. Czekamy na kolejną konsultację tym razem z głównym ordynatorem chirurgii. Od tego czasu mam masę rzeczy na głowie, bo wszystkim zajmuję się sama a mąż dopiero niedawno zaczął być mobilny, choć nadal trzeba pomagać mu we wszystkim.
@ ma być u mnie w środę. I czuję, że będzie, wydaje mi się że wgl nie występuje u mnie takie zjawisko jak owulacja. Co prawda wykres coś tam wyznaczył ale nie wydaje mi się, żeby to było wiarygodne. Dzisiaj choć przez chwilę chciałam się poczuć jak szczęśliwie zafasolkowana w związku z czym po wciągnięciu talerza ryżu z truskawkami zjadłam śledzia z ogórkami. Obłęd Ale jedyne czym to się skończy to pewnie wielką sraką
Dziwnie się czuje przez ostatnie dni, wczoraj czułam się tak koszmarnie jak dawno. Bolały mnie jajniki, nic nie pomagało, żadnej ulgi zupełnie. Chodziłam zgięta i odbijałam się od ścian. Dopiero po 3-4h puściło też nie całkiem, w sumie lepiej było jak w końcu zasnęłam dopiero. Nie mam pojęcia z czego mogą brać się takie bóle w trakcie cyklu- choć za wcześnie by zwiastowały @.
Jeśli jakimś cudem małpa nie pojawi się 15 to w piątek-sobotę może zatestuję. Choć jestem właściwie pewna, że mam jakieś problemy z prl i nic z tego nie będzie póki co.
A w ramach zajebiście dobrych wieści w niedziele dowiedziałam się, że siostra mojego jest w ciąży. Starali się 2 cykle tylko. Dzisiaj lekarz potwierdził- 7 tydzień. A ja doła złapałam jak nie wiem. Co prawda nie jestem zazdrosną suką- wydaje mi się, że daleko mi do tego, w końcu ja mam już dwuletniego syneczka. A jednak... chwilowo czuję spadek formy, po prostu.
Dawno mnie tu nie było...
Teoretycznie prowadzę obserwację choć bardziej z przyzwyczajenia niż konkretnych starań. Obecnie mam tak złe wyniki, że nie ma szans na dziecko- czekam na lekarza.
Poszłam niedawno tutaj do lekarza po skierowanie do endo- sprawdziłam sytuację i jest jeden jedyny endo u nas w mieście- no ale więcej mi nie potrzeba, ważne że choć jeden jest. Ale ona spojrzała na mnie jak ciele na malowane wrota no i do mnie, że kto, że nie rozumie itd... Myślałam, że padnę. No ale dobra- myślę sobie wytłumaczę babie o kogo mi chodzi to da mi to cholerne skierowanie. Dupa. Jeszcze czego. Jak dowiedziała się, że chodzi o tarczycę to powiedziała, że aaaaa czyli dostanę skierowanie do nuklearmedizin. No ale niech jej będzie. Wyczytałam w necie, że też może być bo w de też zajmuje się tarczycą ten lekarz. No ale co z tego. U nas w mieście jeden jedyny specjalista przyjmuje tylko w klinikum, więc czeka mnie szpital- zobaczymy, póki co czekam na termin. Oby jak najprędzej. W związku z czym starania zawieszone, a właściwie kontynuowane zupełnie bez przekonania... No i czas pokaże.
Poza tym mam nadal ciągnie się za nami wypadek mojego męża. Pierwsza diagnoza- zwichnięcie rzepki. No i 3 tygodnie po okazało się, że to jednak coś gorszego, trzeba operować. Dopiero wtedy zrobiono mu tomograf- wcześniej miał tylko rentgen w dniu wypadku... Podczas operacji okazało się, że zmiażdżył mu kość która się pokruszyła, trzeba usnąć ją plus łękotkę bo tak samo zniszczona plus naderwane więzadło. Generalnie zajebiście. Jutro miną dwa tygodnie od operacji. Generalnie to była artroskopia więc dość szybko wrócił do domu, we wtorek po operacji, no a teraz intensywnie się rehabilituje i zobaczymy co będzie dalej. Póki co jest poprawa choć nadal zbiera się płyn w kolanie, zobaczymy. 9 lipca mieliśmy zacząć dwa tygodnie urlopu i raczej tego nie widzę. Już ponad 5 tygodni minęło a zapowiada się kolejne minimum 7. Więc kiepsko. No ale nie ma co się dołować, tak to już w życiu bywa...
Mam nadzieję, że ten lekarz bez względu na specjalizację w miarę szybko i skutecznie postawi mnie do pionu z moją tarczycą i niedługo będziemy mogli powrócić do starań...
Póki co nawet nie wiem który mam dzień cyklu. Chyba 12. Tylko co z tego skoro ja nadal twierdzę, że u mnie zjawisko zwane owu nie występuje?
Na koniec zupełnie z innej beczki- trzymamy kciuki za Polaków jutro! Ronaldo jest koszmarny i zdecydowanie przereklamowany
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 czerwca 2016, 12:13
"Stary chcesz sie kochać?... No chcę. Serio?! No jakoś bardzo to nie ale w sumie mogę cię bzyknąć..." Jak tu się nie załamać?! Mój kochany gremlinek hahahahaha. Zamiast coś działać najpierw usiadłam i zapisałam sobie ten tekst żeby nie zapomnieć jutro hahahahaha.
Na ogół to ignoruję no ale odkąd się staramy to może być potencjalny powód do kłótni, więc mnie to ukuło
Dzisiaj 13dc i śluz rozciągliwy, właściwie od wczoraj wieczór. Dziwna sprawa, temp w miarę wysoko, choć pewnie jeszcze spadnie. Ciekawe co będzie dalej.
Nasze szczęście ma prawie 25 miesięcy. Jak ten czas leci. Masakra.
Owu? Czy ja wiem? Dzisiaj albo jutro. Wczoraj kosmiczny spadek, dzisiaj znów u góry. Właśnie zaczęły naparzać mi jajca. Ale to tak, że chodzę pokurczona. Dwa cykle temu też tak miałam. Dzisiaj znowu zrobiłam test owu. Wczoraj negatyw. Dzisiaj pozytyw. Krecha trochę mocniejsza od drugiej. Nie mam pojęcia czy to coś znaczy- czy może coś znaczyć a jednak od samego początku cyklu czuję, że to ten cykl. Na razie nikomu o tym nie mówiłam, coś tam bąknęłam małżowi- ale to bardziej takie tam buczenie. Nie wiem dlaczego mam taką myśl z tyłu głowy, ale mam. I to już podczas @. Hahaha. Jestem dziwnym zjawiskiem- to wiem. Ale coraz bardziej irytuje mnie to, że w codziennych czynnościach przebija się gdzieś w podświadomości... Staram się nie przywiązywać do tego wagi, bo cóż to może znaczyć. Zwłaszcza jeszcze przed potencjalną owulacją- skoro nawet nie wiadomo czy występuje. Ale ten cykl jest specyficzny jeszcze z jednego powodu. Jeśli już będę testować to w pl, bo dokładnie za tydzień jedziemy na urlop. Mam nadzieję, że może? Może to coś znaczy? Hahaha. Jestem szalona.
W sumie nawet nie wiem jaki mam nastrój. Co prawda bolą mnie jajniki (zwłaszcza prawy- ciut mocniej) więc w sumie nie jestem w jakieś zajebistej formie, ale z drugiej strony dziś dość pozytywnie. Zobaczymy jak długo.
mam ochotę na drinka.
dobranoc
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2016, 23:31
Jutro, znaczy się rano dzisiaj wyruszam na spotkanie z przeznaczeniem. Nasiusiam na patyczaka. Haha. Boję się jk diabli, zwłaszcza przez mój książkowy wykres, objawy i mdłości /wymioty od dwóch dni.
Jesteśmy w pl, ale w pon już wracamy do domu. Jeśli przyjdzie @ to już się boję tylu godzin w pociągu. Yh. No ale niestety nie ma wyjścia...
Kładę się właśnie spać a w głowie tysiące myśli. Z jednej strony lepiej powiedzieć sobie głośno, że nic z tego, nie tym razem. A z drugiej? No właśnie... To moje dziwne przeczucie, że może to ten cykl, że kto wie? Że od początku tak sądziłam...
Mam nadzieję, że nie wyjdę na idotkę jeśli okaże się, że moje przeczucie to nie intuicja a cholerna nadzieja i naiwność. Ot co.
Dobranoc i oby jutro dla nas wszystkich był dobry dzień.
nie mogę w to uwierzyć...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2016, 22:17
Ale boli.
Jak diabli.
Siedzę i ryczę.
Nie wiem już co myśleć o moim organiźmie. Dalej nie ma @. A może te plamienie to był okres? I za dwa dni zaczynam płodne? Od paru dni mega dużo wodnistego śluzu... No ale jak to? Teraz? Co jest? Nie wiem, z tego wszystkiego nawet co zrobić z wykresem, zakończyć go? Oznaczyć nowy? Czekać dalej? Kurde no...
To moja siostra. Wiem, że zachowuję się jak ostatnia suka, że jutro będzie nowy dzień, że będzie lepiej... ale co mam począć? Dzisiaj mam ochotę wyć i krzyczeć całemu światu jaka jestem nieszczęśliwa.!!! A dodatkowo kuzynka również spodziewa się drugiego maleństwa. Mama miała dla mnie "podwójnie dobre wieści" !!!
A jeszcze na koniec mój mąż rozmawia ze mną na ten temat mega oschle. Chyba boi się że zacznę przesadzać. Hamuję się gdy z nim gadam, bo wiem, że będzie się wkurzał że jestem zazdrosna, że mam z tym problem i zazdroszczę własnej siostrze. Ale co mam zrobić skoro to prawda? Skoro dzisiaj zaczynam myśleć, że ja swój limit szans na szczęście już wyczerpałam?
Rozmawiałam właśnie z moim najlepszym przyjacielem, który w maju miał święcenia. Myślałam, że nie będzie pochwalał naszych starań (wcześniej nie mówiłam o tym nikomu z naszych bliskich) dlatego, że to trochę nie po kolei... Nie mamy ślubu kościelnego (chcielibyśmy jak coś odłożymy, mamy na razie cywilny) itp. Ale jednak stanął na wysokości zadania. Pocieszył, pokrzepił. Obiecał modlitwę, powiedział, że bardzo często się za mnie modli i o mnie myśli podczas odprawiania Mszy Świętej. Bo tam jest taki fragment by pomyśleć o kimś najbliższym... Kochany.
Może teraz, z takim wsparciem w końcu nam się uda? Tak bym chciała pojechać następnym razem do polski już " z brzuchem". Nie musi być widoczny. Byle bym była zagroszkowana. Heh. Nie wyobrażam sobie póki co wigilii. Siostra mojego małża rodzi na początku lutego. Moja siostra na końcu lutego. NO KURWA JA WYSIADAM. PODDAJE SIĘ. KONIEC.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 sierpnia 2016, 23:54
Dzisiaj 8dc. Tydzień temu przyszła @ i w końcu wyglądała jak ona. Stara, dobra kumpela... Na szczęście już jest historią, a ja nabrawszy nowych sił do walki zakupiłam 25 testów owu i 5 testów ciążowych. Dzisiaj postanowiłam oszczać pierwszy z nich. W sumie z głupoty bo moja owu jest zawsze w okolicach 15-17dc. A tu proszę... coś już widać. A to może znaczyć, że owu będzie trochę szybciej niż za tydzień. Hahaha.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/1906aaa487fa.jpg
Wiadomo, że to jeszcze nie pozytyw ale sądziłam, że raczej zupełnie nic nie będzie widać a tymczasem to już coś więcej niż zwykły cień.
Wracając do wieści przez które ostatnio miałam "doła". Moja siostra będzie miała syna. Siostra męża córeczkę... No cóż, jakoś się z tym oswoiłam, zaakceptowałam i życzę im jak najlepiej. Może niedługo i my będziemy czekać na nasze szczęście...
Parę dni temu spięłam się też z jedną laską na forum. Zdaję sobie sprawę, że jest to miejsce pomocy, rady itd. ale niesamowicie wkurwia mnie jęczenie "Staramy się już drugi cykl i nadal nic z tego... Nie wiem co z nami jest nie tak, że nam się CIĄGLE nie udaje". No kurwa ja pierdolę weź i wyjdź. Serio?!... Ale postanowiłam zakończyć nic nie znaczącą dyskusję bo b. źle na mnie wpływają wszelkiego rodzaju konflikty.
Tymczasem u mnie już 8 cykl starań. Ciekawe czy sikanie na testy owu potwierdzi owulację (choć w 75%) i da troszkę wytchnienia- mniej wątpliwości. Czas pokaże. Póki co zastanawiam się jedynie czy sikać na testy owu teraz codziennie czy jednak poczekać dwa/trzy dni bo tak blade kreski na bank nie pokażą owu przez najbliższe dwa dni. Dziwne to dla mnie, bo nie mam w tym wielkiego doświadczenia (do tej pory sikałam 3 razy i w sumie 14-15-16 dc i 15 były kreski takie same). Więc nie wiem jak interpretować taki wynik. Ile dni po takich kreskach macie pozytywny test? Tak wiem.
A jeszcze jedno. Z rzeczy mega pozytywnych- dla mnie. Pogadaliśmy z małżem ostatnio szczerze na temat wymarzonego ślubu kościelnego. Chyba doszliśmy do porozumienia. Ślub odbędzie się w czerwcu 2018r. i zaczynamy oficjalnie na niego zbierać. "Niestety" nasza najbliższa rodzina to prawie 60!! osób.* Więc czeka nas dość spora inwestycja. No nic mam nadzieję, że uda nam się zrealizować to marzenie i że do tego czasu pojawi się już nasze drugie dzieciątko. Czas pokaże.
*z czego 40 jest moich
Branoc.
Dzisiaj 17dc. I dziś w końcu zobaczyłam pozytyw. Sikałam i sikałam na te testy myślałam, że cały zapas zużyje a nie doczekam się pozytywu. Wczorajszy był póki co najciemniejszy ale trochę brakowało. Dziewczyny uprzedzały, że przy testach z amazonu, allegro bądź innego ebaya może tak być i to już należy uznać za pozytyw. Ale w moim przypadku wyszło coś takiego:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/2100d801a1f3.jpg
Więc odnotowałam zielony + na wykresie i przy okazji złapałam małża przed nocką na małe Teraz pozostaje tylko czekać. Chyba wstąpiła we mnie nowa nadzieja. Coś w tym stylu. Co z tego będzie? To się okaże...
Tak bym chciała zobaczyć w końcu moje dwie kreski... Ostatnio czytam bardzo dużo pamiętników różnych dziewcząt, na różnych etapach... Bardzo wiele z nich kontynuuje swoje historie na fioletowych kartkach Chyba troszkę ogarnia człowieka w takiej chwili zazdrość. Oczywiście bardzo się cieszę ich szczęściem, zwłaszcza gdy podczytuje jak wiele trudnych momentów przeszły, jak wiele razy miały pod górkę... Jakimi wyrzeczeniami okraszone jest ich szczęście... Ale nie powiem są takie chwile gdy chciałabym szukać wózka, łóżeczka... kupować znów body w najmniejszych rozmiarach... To musi być takie ekscytujące... to radosne oczekiwanie na cud życia...
Yh. Rozmarzyłam się.
Ale wiem, że niedługo nam wszystkim się uda. I będziemy to przeżywać Wierzę w to!
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2016, 21:02
Dziś rozmawiałam z siostrą na skype. Ma już ładny brzuszek. To 5 miesiąc już! Wygląda super i podobno tak się czuje, mam nadzieję, że wszystko będzie nadal dobrze i jej kręgosłup jakoś udźwignie "nadplanowego" lokatora
Mój małż ma cały następny tydzień urlop. Chcieliśmy wyskoczyć nad morze, pokazać je małemu. Ciekawe co z tego wyjdzie. Plan super Już nawet oglądałam różne nadmorskie niemieckie miejscowości żeby rozeznać się gdzie warto się wybrać Cieszę się jak dziecko, tak dawno nie mieliśmy normalnego "urlopu"... W tym roku trzymiesięczne l4 małża wymuszone wypadkiem to jedyne co było nam dane. Ale jeśli nawet się teraz nie uda to koniec października/ początek listopada chcemy wybrać się do mamusiek do Polski, odwiedzić rodzinkę. Więc zobaczymy jak to się rozwinie
Jeśli wszystko dobrze pójdzie to od listopada rozglądam się za pracą, przynajmniej po kilka godzin w tygodniu, żeby wyjść do ludzi. Już się nie mogę doczekać.
A tymczasem. Najdłuższy tydzień w moim miesiącu się zaczął. No trochę więcej. 10 dni do terminu @.
branoc
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 września 2016, 23:26