Pierwszy wpis zaczynam z niezbyt dobrym humorem. Wszystko mnie denerwuje, jestem wkurzona sytuacją z koronawirusem i moją obecną sytuacją życiową. Odpadam w tym cyklu, wyłączam się, postaram się myśleć o czymś innym niż starania bo już mnie to męczy. Nie mogę pojechać na monitoring, bo zamknęli klinikę. Mojego męża wysyłają na granicę i cały weekend spędzę sama. Od dziecka jestem sama. Już się przyzwyczaiłam do tej mojej samotności i nawet ją polubiłam. Mam wtedy dużo czasu na rozmyślanie i układanie w głowie scenariuszy mojego życia.
Mam blokadę minetkową. W wieku 19lat od chłopaka, któremu się oddałam, usłyszałam, że dziwnie pachnę tam na dole. Poczułam się jakbym dostała w twarz. Wiecie, dorastająca kobieta, pierwszy chłopak, pierwsze przytulanki i usłyszeć takie coś.. zastanawiałam się co jest ze mną nie tak, może się nie domyłam, może jakaś infekcja, milion pytań w głowie. Rozstalismy się a ja do tej pory mam traumę i jak tylko mąż wkłada mi głowę między uda to udaję laskotki i proszę żeby przeszedł wyżej. Przed każdym seksem myje i szoruje dokładnie psiochę bo myślę, że może się przełamie, ale zawsze kończy się tak samo i w głowie słyszę słowa tamtego chłopaka.
Dziwna sytuacja. Zazwyczaj okres mam 7-9 dni, a tym razem 4 dni okresu + 2 dni plamienia. W 7dc zaczął mnie boleć jajnik i miałam delikatne bóle na dole brzucha. Obawiam się czy coś tam nie zaczyna się dziać niedobrego. Nie mam monitoringu w tym cyklu, wszystko odwołane. Zastanawiałam się czy brać lamettę, czy nie dojdzie do przestymulowania, ale skoro biorę ją już od kilku cykli i nigdy nic się nie działo to teraz też nie powinno. Wiecie co? Dorosłam. Czuję, że moje myślenie się zmienia, nie jestem nastawiona już tylko na cel, chcę zrobić coś dla siebie, zadbać o swój samorozwój. Nasłuchałam się monologów coachów motywacyjnych i jakoś mi lepiej. Otuchy dodaje mi też forum staraniowe. Wiem, że nie jestem sama z moją niepłodnością, że są dziewczyny, które miały dużo gorsze przeżycia, a nadal walczą i się nie poddają, więc dlaczego ja mam się poddać? NIGDY! Dzisiaj 10dc, nawet nie wiem kiedy mi to zleciało. Niedługo owulacja, tak bardzo na nią czekam, a z drugiej strony boję się, że jak się uda zajść to będę miała problemy z wizytami, a ja jestem panikara jeżeli coś się będzie działo to nerwowo nie wytrzymam. Bzyki były w 6dc wieczorem i 9dc rano. Jeszcze planuję dopaść mojego dzisiaj wieczorem, jutro wieczorem i pojutrze rano Jestem w 100% gotowa na potomka, poczułam to 2 dni temu, tak psychicznie, tak na serio. Także ten.. dawać mi bobasa!
Wczoraj na wieczór zrobiłam owulaka i wyszedł chyba pozytywny. Nie do wiary, że przez ponad 3 lata starań tylko kilka razy robiłam test owulacyjny. Jestem zielona w temacie mierzenia temperatury, wykresów, sprawdzania szyjki macicy, aż mi głupio. Ostatnimi czasy miałam cykle stymulowane i dobrze wiedziałam kiedy mam owulację, bo brałam zastrzyk na pęknięcie pęcherzyków, ten cykl jest inny. Oczywiście dorwałam wieczorem męża, nawet nie protestował, też miał na mnie ochotę. Cieszę się, że mam go przy sobie, że mamy takie samo libido, że chce tego dziecka tak samo jak ja i widać, że bardzo się stara żeby się udało. Mam w cyklu dni kiedy mam takiego doła, że nie chce mi się dosłownie nic, ale mam też dni kiedy jestem naładowana pozytywną energią. Chciałabym cały czas myśleć pozytywnie, ale czasem życie mnie łamie. Wiem, że jest na świecie mnóstwo kobiet, które mają dużo gorzej ode mnie, które mają niewyleczalne choroby z którymi muszą się borykać na co dzień, ale pozwalam sobie na chwilę smutku i użalania się nad sobą. Robię to w swojej głowie, tylko przez chwilę, bo potem pukam się w czoło i zaczynam doceniać to co mam i szybko mi przechodzi. Kiedyś przecież będę mamą! Staram sobie nie zakładać ram czasowych, w których ma się udać bo z doświadczenia wiem, że to nie zdaje egzaminu i tylko bardziej dołuje. Już kilka takich ram przekroczyłam:
* mój pierwszy chłopak będzie moją jedyną miłością i ojcem moich dzieci
* urodzę pierwsze dziecko przed "30"
* urodzę w 2020 roku.
Same widzicie, nie ma sensu sobie narzucać czegokolwiek. Trzeba cieszyć się z tego co daje nam los. Jak zaczniemy się cieszyć z małych rzeczy to przyjdą też te większe, na które czekamy.
Poniedziałek zaczął się kiepsko, bo dowiedziałam się o 3! śmierciach osób z otoczenia, w tym jedno potrącenie śmiertelne 23-letniego chłopaka prze pijanego recydywistę, który miał ponad 3 promile, szok! Okazało się, że ten chłopak to siostrzeniec koleżanki, której w nocy umarł ojciec. Trzecia śmierć to żona jednego z pracowników w naszej firmie. Takich poniedziałków nie lubię. Na szczęście na forum staraniowym dzisiaj wysyp pozytywnych testów i trochę to podniosło mnie na duchu i mega się cieszę szczęściem dziewczyn. Przez weekend najadłam się strachu, że będę musiała mieć kwarantannę. Kolega mojego męża w pracy kaszlał krwią. Ciężko powiedzieć co czułam czekając na jego wynik, strach, niepewność, żal, nawet trochę się cieszyłam, że posiedzimy z mężem w domu. Na szczęście wynik negatywny. Od razu pojechałam do sklepu zrobić zakupy.
Dzisiaj chyba 6 dpo i jestem spokojna, na razie nie myślę co będzie, aczkolwiek piersi od czasu do czasu czuję, nie bolą, nie szczypią, po prostu czasem dają znaki, że tam są.
Niestety moje piersi zrobiły mnie w konia i dzisiaj już ich nie czuję, ale wiem, że szansa i tak jest. Nie nastawiam się na nic bo wiem, że kiedyś na pewno zajdę w ciążę, może to będzie teraz, a może za miesiąc/dwa, nie poddaję się!
Wczoraj zadzwoniła do mnie jakaś Pani na telefon służbowy i mówi: "pani jest mamą Janka? wysłałam do pani wiadomość na librusie, ale widzę, że pani nie odczytała..." szybko ją wyprowadziłam z błędu choć w duszy się zaśmiałam, że to może jakiś znak od losu. Opowiedziałam tę historię mojemu, a on mówi, że nawet podoba mu się imię JAN. Mi też się podoba, ale mam wybrane inne. W ogóle to mam wybrane kilka imion dla chłopców, a dla dziewczynki się waham i mało które mi się podobają. Odkąd zaczęliśmy się starać mam dziwne uczucie, że pierwszego urodzę syna. Fajnie będzie za kilka lat, jak już będę mamą, wrócić się do tych wspomnień.
Wkręciłam się w mówienie do brzucha i swojej macicy. Nie robię tego zbyt często, ale czasem mnie coś natchnie. Dzisiaj, jak myłam zęby szczoteczką elektryczną to zabolał mnie brzuch na dole i tak mnie ciągnęło jakiś czas. Pomyślałam, że pewnie dzidzia szuka miejsca na zagnieżdżenie i mówię do niej: "Nie bój się, mamusia tylko zęby myje. Jak już się urodzisz to cię nauczę, nauczę cię wszystkiego, pokażę ci cały świat". Po tym momentalnie przestało boleć
Czy mam jakieś objawy? Niezbyt. Pobolewa mnie brzuch od czasu do czasu, delikatnie mnie wysypało na policzku, jestem zmęczona, ale ja przez większość cyklu czuję się zmęczona. Wczoraj na wieczór nie wytrzymałam i zjadłam pół paczki chipsów, których nie jem już od ponad miesiąca. Dzisiaj, na przeprosiny mojego organizmu, planuję zrobić jakiś dobry, zdrowy obiad. Zostało kilka dni do okresu, a ja zupełnie nie wiem czego się spodziewać. Staram się nie myśleć zbyt dużo, ale wiadomo jak jest. Za dużo czas spędzam sama i mam wtedy natłok myśli. Próbuję namówić męża na jakieś zwierzątko, bo na prawdę czuję się samotna kiedy go nie ma, ale uparciuch nie chce się zgodzić. Za rok wprowadzamy się do swojego mieszkania, może wtedy da się przekonać. A może do tego czasu będziemy już we 3 kto wie, kto wie.
Wczoraj po zrobieniu testu (negatywny) odstawiłam luteinę dopochwową. Miałam nadzieję na ten cykl, chociaż nie byłam na monitoringu i nie brałam zastrzyku na pęknięcie pęcherzyka. Najgorsze jest to, że ja w głowie ciągle mam myśl, że się udało. Dopóki nie dostanę okresu będę wierzyć. Zastanawiałam się jak to jest jakbym była w ciąży, testy mi jej jeszcze nie wykryły, a ja odstawiłam luteinę. Czy ciąża by się utrzymała?
Dzisiaj obudziłam się z dobrym humorem i pełna energii. Dawno tak się nie czułam. To chyba dzięki pogodzie. W końcu jest cieplutko, w końcu można wyjść na balkon i posiedzieć na działce. Kocham to, kocham życie!
Edit: Dodam jeszcze, że zamówiłam wczoraj suplementy i zdrowe jedzonko. Będę przygotowana na następny cykl. Dzieciątko szykuj się! Niedługo przeprowadzka do brzusia mamusi
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2020, 09:06
Jestem z powrotem bez dobrej nowiny, ale to nic. 27dc rozpoczęłam nowy cykl: nowe szanse, nowe nadzieje. Jestem wyjątkowo spokojna, nie przeżyłam rozczarowania. Już chyba idzie się przyzwyczaić do tej bieli na testach po 3 latach starań i człowiek nie spodziewa się niczego innego. Ale to będzie zaskoczenie jak pojawi się jakiś cień, chyba nie uwierzę.
Ostatnimi czasy bardzo wkręciłam się w duchowość i próby pełnej akceptacji siebie. Przez tyle lat straciłam pewność siebie, nie czułam się kobietą, głównie przez komentarze matki, która wmawiała mi, że może jestem jeszcze niedojrzała skoro nie udaje mi się zajść w ciążę. Staram się myśleć, że wszystkie komentarze na temat mojej osoby i ciąży są wypowiedziane w dobrej wierze i osoby, które je wypowiadają chcą dla nas dobrze. Długi czas ukrywaliśmy, że się staramy, ale męczyło mnie to psychicznie, musiałam się wygadać. Myślałam, że mi to pomoże, ale teraz czuję jeszcze większą presję, każdy czeka na nowinę, a ja już nie wiem co mogę więcej zrobić. W tym cyklu biorę metylowany kwas foliowy, wit.E, wit.D i staram się zdrowo jeść. Chciałabym pójść na monitoring, bo ostatni raz byłam w lutym, ale na tą chwilę korona dalej rządzi światem.
Byłam dzisiaj w laboratorium, zostawiłam tam 380zł. Musiałam "odświeżyć" wyniki bo coś czuję, że moja tarczyca, a raczej jej połowa (drugiej połowy nie mam), niedomaga. Zrobiłam TSH, FT3, FT4, D-dimer, Ferrytynę, Fibrynogen, Homocysteinę, Wit.B, Wit.D. Czuję się zmęczona, w pracy nie mogę się skupić, jestem nerwowa i mam suchą skórę. Może to tarczyca, a może co innego. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na wyniki.
Dzisiaj mam w planach przygotować romantyczną kolację z dobrym jedzonkiem i winkiem. Nie byłam ostatnio żoną marzeń, wypadałoby się jakoś zrehabilitować w oczach męża Niech chłop też ma coś z tego życia. W tych staraniach często myślimy egoistycznie i traktujemy partnerów jako samców zapładniaczy, nie zapominajmy, że oni też mają uczucia.
Oficjalnie witam Was jako 30-latka Myślałam, że to będzie dla mnie traumatyczne przeżycie wejść w ten wiek, ale aż sama siebie zaskoczyłam jak szczęśliwa wczoraj byłam. Czułam się jakbym drugi raz przeżywała 18-tkę. Dzięki moim znajomym i rodzinie zapomniałam na chwilę o tych sprawach, które mnie męczą i dręczą, poczułam się wolna i kochana, naładowałam się energią na kolejne lata. Wszyscy pytają jak się czuję jako 30? Hmmm... może to dziwne, ale czuję się dojrzalsza, spokojniejsza, szczęśliwsza, czuję, że to mój czas!
Dopiero przy pisaniu tego wpisu widzę, że dzisiaj już 8dpo i wiecie co? Nic. Nawet mnie nie ciągnie do robienia testu. Czuję delikatne kłucia w podbrzuszu, mam dość śluzu i swędzą mnie sutki, ale jak już skapnęłam się, że jestem blisko przed @ to tych objawów będzie przybywać Miłego dnia!
Obudziłam się dzisiaj godzinę przed budzikiem. Nie dlatego, że się już wyspałam albo ktoś mnie obudził, nie. Wieczorem kochaliśmy się z mężem po dłuższej przerwie i było super. Taka byłam wymęczona, że leżąc "po" zasnęłam i obudziło mnie uczucie mokrej Bożeny i że coś z niej wypływa. Nie wiem dlaczego rano mnie to obudziło, a nie w środku nocy, dziwne. Może w nocy byłam tak zaciśnięta, że nic nie było się w stanie przecisnąć. Jest już południe, a u mnie nadal mokro i pobolewa mnie brzuch tak okresowo, a do okresu jeszcze dobrych kilka dni. Obym tylko nie dostała szybciej, bo jutro planujemy zrobić grilla na działce (taki ala' urodzinowy) i czułabym się niekomfortowo. Teraz siedzę i planuję co przygotować na tego grilla. Dziewczyna przyjaciela jest na diecie i raczej nie zje kiełbasy czy boczku rolowanego. Na razie wymyśliłam dla niej tylko camemberta i szaszłyki warzywne, jeszcze jakąś sałatkę zrobię. Polecacie coś jeszcze? Jak Wasze plany na majówkę?
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 kwietnia 2020, 11:47
Kilka dni temu (nie pamiętam dokładnie który dc, nie zapisałam) miałam straszne bóle kręgosłupa lędźwiowego, ale to takie, że ledwo chodziłam. Z początku myślałam, że mnie przewiało, ale na drugi dzień przeszło. Nie wiem czy to może coś z ciążą.. tak jakby coś zaczynało się dziać, ale znowu poszło na straty. Nie wiem co się dzieje, dlaczego się nie udaje, za dużo czasem analizuje. Ciesze się, że kliniki są już otwarte, mogę w końcu się umówić i sprawdzić czy w środku wszystko OK. Nie popuszczę mężowi. Miał zlecone badanie DNA plemnika, ale zaszłam w cb więc uznał, że z nim wszystko dobrze i że nie musi nic więcej robić. Potem jak już go namówiłam na badanie to zamknęli kliniki i próbowaliśmy sami, ale jak widać z marnym skutkiem. Szczerze to od kilku dni już jestem zrezygnowana, może dostanę kopniaka po wizycie u swojego doktorka, ale na tę chwilę jakoś odeszły mi chęci na dalsze starania. Może się trochę poddałam, nie mam za bardzo wsparcia w bliskich.. Ci którzy wiedzą to tylko dopytują czy już się udało i tak co miesiąc, co mnie wpędza w jakieś głupie myśli, poczucie beznadziejności i utratę wiary w siebie. Co raz częściej kłócę się z mężem o pierdoły, a raczej czepiam się bez sensu. 30 wskoczyła i jakaś taka zrzędliwa się zrobiłam, ale ja po prostu potrzebuję zrozumienia i przytulenia, nic więcej.
Dodam jeszcze, że testowałam 1 i 2 maja i biało. Prawdopodobnie był to 10 i 11dpo, ale wiadomo mogło się coś przesunąć. Moje ciało nie daje mi jednak żadnych objawów. Nie testuje więcej, czekam na okres.
Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu to sprawdziłam czy majtki czyste. Dlaczego jeszcze nie ma okresu? Nie robiłam testu od razu, zrobiłam go 5 min przed wyjściem do pracy i tylko na niego zerknęłam, ale nic tam nie było. To jeszcze nie jest duża obsuwa, czasem mi się zdarzało mieć cykle 28-dniowe. Obawiam się problemów ze zdrowiem. Wczoraj bolało mnie w klatce piersiowej, nie mogłam wziąć głębszego wdechu, wszystko mnie piekło, trochę się wystraszyłam, ale położyłam się i po jakimś czasie przeszło. Od wczoraj też boli mnie głowa i mam problemy z koncentracją, jestem osłabiona i zmęczona.
Po dłuższej przerwie umówiłam siebie i męża do kliniki. Nie sądziłam, że okres mi się przesunie i będę musiała zmienić datę wizyty. Mąż nawet nie protestował na kolejne badanie nasienia. Zapytał się tylko co to za badanie i czy będę mogła wejść z nim do pokoju. Niestety nie ma takiej możliwości, dlatego ja idę do gabinetu gina, a on do "pokoju uciech". Chciałam go od razu zapisać do androloga, ale wyniki dopiero po 3 tyg. więc nie ma sensu iść wcześniej. Cierpliwie poczekamy.
Miłego dnia
Tak, znowu się nie udało. Od początku czułam, że to nie będzie ten cykl. Mój okres był jakiś dziwny, możliwe, że nie miałam owulacji, ale już trudno, nie ma się co załamywać, trzeba walczyć dalej. Pomału kończy mi się okres więc nowe siły zaczynają we mnie wstępować.
Wczoraj miałam okropny dzień, jakbym mogła to bym wymazała go z pamięci.
Zaczęło się od tego, że robiąc biszkopt wbijałam do miski osobno białka i żółtka, 6szt.. i przy ostatnim się pomyliłam i wbiłam żółtko do białek 🤬 chciałam wyjąć, ale mi się tak zajebiś**e rozlało wrrrr.
Wieczorem matka wyprowadziła mnie z równowagi. Rozmawiałyśmy przez telefon i rozmowa była nawet ok, pomijając fakt, że cały czas mi dogryzała. Zaczęłyśmy rozmawiać o fb, mówię jej, że nie wchodzę tam bo za dużo teraz wysypu ciąż i narodzin dzieci, że muszę sobie zrobić przerwę od oglądania tego, że mnie to boli itd. Skończyłyśmy gadać.. za jakąś godzinę wysyła mi screena zdjęcia, uwaga!! mojego byłego! Świeżo upieczonego tatusia, a na zdjęciu jego kciuk i malutka dłoń trzymająca go 😭 to był dla mnie cios w serce. Specjalnie sobie zablokowałam jego posty żeby nie trafić właśnie na takie zdjęcie, a ona co? bezczelnie mi to wysłała! Ciężko przeżyłam to, że będzie miał dziecko. Jak byliśmy razem byłam na etapie, że już chciałam, a on jakby mógł to by założył 2 prezerwatywy żeby go nie było 🙁 bardzo mu zazdroszczę i tak bardzo mnie boli to, że mi się nie udaje 🤯😥 nie wyrabiam, psychika mi ostatnio siada.
Mam wrażenie, że moja matka robi mi po złości.. jej się w życiu nie udało i robi wszystko żebym ja nie była bardziej szczęśliwa od niej (to nie są tylko moje spostrzeżenia).
Wczoraj też była 3 rocznica śmierci mojego ojca. Nie miałam z nim jakiegoś super kontaktu, nie był tatusiem, z którego można by brać przykład, ale był. Tak dziwnie jest bez niego. Mój mąż też nie ma już ojca, oboje jesteśmy półsierotami. Cmentarz mam 4km od domu rodzinnego, w którym mieszka matka z moim bratem, a 20km od miejsca w którym teraz mieszkam. Ona nie jest zadowolona, że odwiedzam tatę, dlatego też, wczoraj nic jej nie powiedziałam, że byłam. Gdybyśmy miały normalne, zdrowe relacje to pewnie bym zajechała na herbatę, a tak pojechałam prosto do siebie. Nie żałuję, bo te nasze spotkania kończą się zawsze tak samo, zawsze ona musi pokazać swoje racje i mnie ustawiać, ale ja już nie jestem małą dziewczynką, którą można dyrygować..
3 dni temu byłam w klinice po dłuższej przerwie. Stresowałam się jakbym była przed ważnym egzaminem, bałam się co lekarz mi powie, bałam się, że narobiłam sobie krzywdy łykając tabletki na stymulację owulacji bez monitoringu i moje obawy okazały się słuszne. Prawdopodobnie mam torbiel w prawym jajniku, ale jest szansa, że jest to po prostu przerośnięty pęcherzyk: 28mm. Zaraz obok niego jest pęcherzyk 18mm, a raczej był, bo wzięłam już zastrzyk na pęknięcie. Nie jestem zbytnio zadowolona z wizyty. Poszłam tam z listą chyba 15 pytań, na które uzyskałam odpowiedź, ale lekarz nie zaproponował nic więcej, żadnych dodatkowych badań, żadnych nowych rozwiązań. Stymuluje mnie już ponad pół roku i tylko raz byłam w ciąży biochemicznej. Zapytałam się czy może warto zagłębić się bardziej w immunologię, to powiedział, że jeszcze za szybko. Jak za szybko?! Staramy się już ponad 3 lata!! Dla niego liczy się czas od kiedy przyszłam do kliniki, czyli nie minął jeszcze rok. Powiedział, że nawet nie może mi zrobić invitro, musi minąć rok udokumentowanych starań.
Dowiedziałam się, że biorę tabletki, których nie powinna łykać kobieta starająca się o dziecko/na początku ciąży, ponieważ powoduje poważne wady płodu. Mowa o żelazie i wit.E. Byłam w szoku, bo przecież mówi się, że wit.E to witamina płodności hmm… żelazo przepisał mi lekarz rodzinny, który wiedział, że jestem w fazie starań. Każdy lekarz mówi co innego, ale słucham się tego, który pomaga mi zajść, jemu ufam najbardziej. Odstawiam.
Co do mojego cyklu i starań (przemyślenia 3,5 letniej staraczki):
Nie wierzę, że będę w ciąży, a jak już uwierzę to się boję, że ją stracę, albo nie podołam roli matki. Mam dużo wątpliwości. Nie chcę ich mieć, ale co raz częściej mnie nachodzą. Jak teraz się nie uda to przepadnie nam cały kolejny miesiąc, bo jestem sama, mąż wyjeżdża. Trochę mnie to dobiło. Wieczne czekanie, myślenie, liczenie i tak bez końca, bez happy endu ehh..
Dzisiaj jest nasza I rocznica ślubu. Z tej okazji byliśmy wczoraj na randce. Zabrałam męża na obiad do pałacu. Nie było tak klimatycznie i romantycznie jak myślałam że będzie, ale i tak było fajnie. Jedzenie dobre, mąż uśmiechnięty więc czego chcieć więcej Dzisiaj niestety cały dzień spędzę sama. Usiądę z winkiem i będę wspominać oglądając zdjęcia ze ślubu i wesela. Czas tak szybko leci… już rok po ślubie, za 5 miesięcy będzie 7 lat wspólnego pożycia, a ja nadal zakochana jak nastolatka. Czasem jestem wredna i czepliwa, ale która z nas nie jest? Jest takie fajne powiedzenie: „Kobiety nie zmienisz. Możesz zmienić kobietę, ale to i tak nic nie zmieni”. Jak facet będzie Wam truł, że jesteście takie czy siakie to mu zacytujcie.
Zaczęłam od wczoraj brać luteinę i nie skupiam się na tym, który dzisiaj dzień cyklu. Musiałam liczyć jak zaczęłam pisać wpis. Nie będę się nastawiać, będzie co ma być. Śniło mi się wczoraj, że byłam w IKEI i chodziłam po dziale dziecięcym, oglądałam łóżeczka, tapety, przewijaki. Takie sny mogę mieć codziennie.
AAAa no i wczoraj usłyszałam pierwszy raz w życiu, że jestem gruba (od brata). Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, to był dla mnie komplement. Całe życie byłam chuderlakiem i przez długi czas ważyłam 55kg przy wzroście 178cm. Nie mogłam przytyć ani kg. Wysłuchiwałam komentarzy typu: „ty chyba masz anoreksję”, „jesz coś”, „musisz więcej jeść”, „wiatr cię jeszcze nie porwał?”, itp. Odkąd zaczęłam się leczyć na niepłodność zaczęłam tyć, nie wiem od czego. Teraz ważę 64kg. Taka waga mi odpowiada.
Chyba mam problem. Wyszła mi opryszczka na wardze. Nie jestem pewna czy to to, bo nie boli, ani nie rośnie. Pojawiło się wczoraj wieczorem, trochę mrowiło, a dzisiaj już jest ledwo wyczuwalne i dużo mniejsze. Możliwe, że to opryszczka? Kupie sobie jakiś lek/plaster tak na wszelki wypadek. I tu właśnie pojawia się mój problem, bo nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek już miała to dziadostwo, a na początku ciąży jest bardzo szkodliwe jeżeli występuje po raz pierwszy. Dowiem się za parę dni czy jestem w ciąży czy nie. Póki co nie będę się martwiła na zapas bo i tak nic nie zmienię.
Dzisiaj Dzień Matki. Może jestem najgorszą córką jaką można mieć, ale nie zamierzam składać życzeń swojej. Wczoraj mieliśmy I rocznicę ślubu, dostaliśmy życzenia od teściowej, od mojej babci, od szwagierek, prawie od wszystkich, którzy uczestniczyli z nami w tym ważnym dniu, a moja matka co? Zadzwoniła wczoraj żeby mi powiedzieć, że w lidlu jest promocja na mięso!! To nie jest tak, że ona nie obchodzi żadnych okazji.. obchodzi, ale tylko swoje! Dzisiaj też pewnie liczy, że przyjadę z kwiatami, ale ja nie mam jej za co dziękować. Nie potrafię z nią rozmawiać, ona mnie nie słucha, nie stara się zrozumieć ani pomóc, tylko ocenia i nakazuje co mam robić, a jak postępuje inaczej niż ona mówi to już jestem ta zła.
Może dane mi będzie kiedyś obchodzić to święto. Nie chciałabym być dla swojego dziecka taką matką jaką ja mam, chociaż wiem, że to nie jest prosta rola. Postaram się zrobić wszystko żeby moje potomstwo mnie kochało i szanowało.
Objawy: opryszczka, ból jajnika, wieczorny/poranny ból kręgosłupa, ból głowy, osłabienie, dużo śluzu
Zadzwoniłam jednak wczoraj do mamy z życzeniami, stwierdziłam, że nie będę taka jak ona. Bądź co bądź urodziła mnie i wychowała, dawała jeść, dbała o to żebym była czysta i się uczyła. Największy zarzut mam o to, że nie przytulała mnie, nie rozmawiała ze mną, nie chwaliła, tylko oceniała, miała dużo pretensji, ale nie będę tego teraz roztrząsać.
Wieczorem, jak już układałam się do snu złapałam za telefon i naoglądałam się zdjęć matek z dziećmi, dosłownie wszyscy znajomi powstawiali zdjęcia z pociechami i podpisem jak to cudownie być mamą. Najbardziej ruszyły mnie za serce zdjęcia świeżo upieczonych mamusiek, takich kilkudniowych.. nie wytrzymałam i popłakałam się. Nagrałam wzruszający filmik, w którym zwracam się bezpośrednio do mojego przyszłego dziecka. Wylałam na tym filmiku morze łez, ale było mi to potrzebne. Może go skasuje, albo zostawię, jeszcze nie wiem.
Dzisiaj mam dobry dzień. Jest piękne słońce. Wczoraj opieliłam truskawki, już nawet kilka nadaje się do zjedzenia wyciągnęłam paletki do badmintona i namówiłam męża na grę. Zgrzałam się i zmachałam, ale było super. Musimy to powtórzyć.
W piątek mężu jedzie na badanie SCD (fragmentacji DNA plemnika)
Obudziłam się dzisiaj w innym łóżku. Jesteśmy u znajomych. Wczoraj zrobiłam test żeby wiedzieć czy mogę się napić. Biało. Chyba nie spodziewałam się innego wyniku, zawsze to samo, straciłam już nadzieję. Od rana pobolewa mnie brzuch, we wtorek powinnam dostać okres.
Mój mężczyzna był w piątek oddać nasienie, to jego trzeci raz, jestem z niego taka dumna, że nie protestuje, że działa. Za 3 tyg wynik, nie mogę się doczekać.
A ja spróbuje się umówić do immunologa.
Niby dzisiaj dzień miesiączki. Na razie cisza, nie zrobiłam nawet testu. Nie czuję żebym była w ciąży więc odpóściłam sobie testowanie. Nie chcę znowu oglądać tej bieli, to starsznie frustrujące.
Dzisiaj się popłakałam w pracy. Dobrze, że mam takie wspaniałe dziewczyny z biura, które mnie pocieszały nie wiedząc tak na prawdę z jakiego powodu. Dowiedziałam się, że dziewczyna, która w styczniu wróciła do nas z urlopu macierzyńskiego znowu jest w ciąży!! I to nie z tego powodu było mi cholernie przykro, bo dzieci to szczęście, to cud. Przy pierwszej ciąży mówiła, że to wpadka, że ona nie chce dzieci i ogólnie nie była zadowolona. Nie zmieniło jej się po urodzeniu dziecka, zapierała się że na pewno kolejnego nie będzie, że to jedno jej wystarczy, że ona dzieci nie lubi itd. Nie wiem czy jej się zmieniło, czy to kolejna wpadka, nie wnikam, ale poczułam jakbym dostała młotkiem w łeb. Kiedy 4 miesiące temu mówiła, że na pewno nie zdecyduje się na kolejne dziecko poczułam ulgę, że mam jeszcze czas, że teraz na pewno będę następna. Nawet teraz łzy napływają mi do oczu kiedy sobie pomyślę o jej ciąży
Edit: Zapomniałam napisać, że wczoraj mama zadzwoniła z życzeniami na Dzień Dziecka. Bardzo się cieszę z tego powodu, to krok naprzód w naszej relacji. Życzyła mi spełnienia tego największego marzenia!! O losie... plisss
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 czerwca 2020, 20:55
Odnosząc się do Twojego opisu to zdecydowanie pai homo jest przeszkodą, mam pai w heterozygocie, straciłam trzy ciąże, jedną w 11tc i dwie biochemiczne, obecnie jestem w czwartej od początku na heparynie mam ją brać do rozwiązania, do tej pory jest wszystko ok. Teoretycznie powinnaś brać heparyne od dnia owulacji. Sprawdzałaś może immunologię? Tu też często siedzą chochliki.
Dostałam heparynę, mam ją brać od pozytywnego testu razem z acardem. Teraz tylko trzeba się wstrzelić w dobry moment. Gratuluję ciąży i życzę dużo zdrówka, niech wszystko dobrze się zakończy :)