Chciałabym dać sobie szansę naturalnego zajścia w ciążę, żeby móc ją czuć w pełni, ale powoli dochodzę do wniosku, że raczej czeka mnie kuracja medykamentami. Wizyta na początku marca u ginekologa powinna mi coś więcej rozjaśnić. Może sama to zaproponuję? Jak coś się nie ruszy to prędzej postradam zmysły, ten stres jest tak wyniszczający, że czuję się jak wyprana szmacianka lalka. Jedynie pociesza fakt, że waga przestała tak skakać, dzisiaj rano 104 kg, to nawet -1 kg od ostatniej najmniejszej wagi.
Żeby jeszcze była owulacja...
Śniło mi się dzisiaj, że karmię piersią syna. I że było ich dwóch! Bardzo wyraźnie widziałam swoją pierś wkładaną mu do buźki... Przekopałam pół internetu, jeśli chodzi o senniki - w większości znalazłam informację, że zwiastuje również zajście w ciążę.
Nie wierzę w takie cuda...
Boże, daj mi siłę...
Wczoraj odebraliśmy Ersa i to było trudne doświadczenie - mały dwa razy nam wymiotował, potem dałam mu pół tabletki, w które się na szczęście zaopatrzyłam, i było lepiej. Najgorzej jeszcze z tym sikaniem i ma problem z piciem wody. Ale myślę, że do wszystkiego się przyzwyczai!
Od dzisiaj koniec samowolki, zostawiam sobie tylko do picia mio-inozytol i kompletnie nic więcej nie biorę! Dzisiaj ostatni raz kiedy wzięłam wit. D, inozytol będę pić na maxa i za jakieś 2 tygodnie znowu zbadam poziom testosteronu. Akurat przed wizytą u ginekologa. Oby to było od tego!
Dzisiaj znowu mi się śniło, że jestem w ciąży. A właściwie to śnił mi się mój pozytywny test ciążowy. A potem byłam w jakimś sklepie z mamą i swoim bratem i w trakcie rozmowy ze sprzedawcą mama powiedziała, że "córka jest w ciąży". A ja wtedy taka dumna odwróciłam się do nich z wielkim uśmiechem i podniesioną głową...
Czy to kiedykolwiek się spełni? Coraz częściej wątpię i już nie mam sił. Nie ma dla mnie szans na naturalną owulację Zobaczymy co ginekolog powie, wizyta niebawem, na początku marca.
Odnośnie moich spraw to nadal bez zmian. Chociaż wieczorem zauważyłam znowu jakieś delikatne plamienie (właściwie to trochę brunatnego śluzu). Wczoraj w ogóle miałam dużo śluzu, jakby kremowo-rozciągliwego. Dziwne bardzo to wszystko. Czasami odczuwam jakby ból miesiączkowy... Przestaję chyba spoglądać na rubrykę z numerem dnia cyklu, bo mnie to przeraża... Dzisiaj Małż w końcu wraca wcześniej z pracy, więc może go zmolestuję
Dzisiaj się dowiedziałam, że koleżanka z liceum jest w ciąży z trzecim dzieckiem... Pierwsze było totalną wpadką, potem wzięli ślub (razem z chrzcinami), a teraz znowu wpadka... Ona trzy, a ja zero Dlaczego to takie niesprawiedliwe
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lutego 2018, 08:21
Wracając jeszcze na spokojnie do wczorajszej wizyty. Gin wczoraj zapisał mi dalszą kurację metforminą w takich samych dawkach, ale dodatkowo dodał jakiś lek blokujący trochę testosteron. Zobaczymy co z tego wyjdzie, może faktycznie pomoże. W ogóle bardzo dziwna była ta wizyta, podczas USG nic mi nie powiedział co widzi chociaż widziałam, że coś uparcie ogląda we wszystkie strony. Dopiero później mi o pęcherzyku powiedział, że aż myślałam, że sobie ze mnie żartuje i robił mi drugi raz USG! Mam zdjęcie tego pęcherzyka W ogóle poruszyłam pewien temat odnośnie tych cyst, które mam przy jajnikach i stanowczo zaprzeczył, żeby one powstały z pęcherzyków owulacyjnych. Wydaje mi się, że mogę mu ufać jeśli chodzi o te kwestie, skoro jego specjalizacja to onkologia. W każdym razie, powiedział, że cysty są o zupełnie innej strukturze i z całą pewnością obok tej przy prawym jajniku jest zwykły, normalny pęcherzyk owulacyjny o wielkości 18 mm Mało się tam nie popłakałam ze szczęścia. Jest nadzieja, skoro coś rośnie, to znaczy że coś ruszyło! Dla mnie w tej chwili to jest najważniejsze. Nie pomyślałam nawet przez to wszystko, że coś może być na rzeczy mimo objawów - od wczoraj bolą mnie sutki i od rana miałam straaaaasznie dużo wodnistego śluzu (co nigdy mi się nie zdarzało). No i teraz żyjemy dalej, kurujemy się dalej i mamy się widzieć za 3 miesiące Po 3 miesiącach zobaczymy co tam się dzieje i jak to wszystko wygląda, a jeżeli nadal będzie kiepsko to powiedział, że będziemy się zastanawiać nad laparoskopią razem z kauteryzacją. Trochę mnie to zmartwiło, bo wolałabym nie musieć korzystać z takich rozwiązań, ale na razie nie zastanawiam się nad tym... Carpe diem!
Jeśli chodzi o TE sprawy to jest cudownie. Wczoraj byłam na kontrolnym USG (nie wytrzymałabym w niepewności) i okazało się, że owulacja była i jest ciałko żółte! To było dla mnie mega zaskoczenie i nie spodziewałam się. Nawet gdyby się okazało, że nic z tego teraz nie wyszło to... była owulacja! Prawdziwa, naturalna owulacja! Nie wiem co pomogło bardziej - metformina czy świadomość, że nie staramy się teraz, czekamy na ruszenie mojego organizmu... Cały czas od tego 28 lutego (dzień dziwnego bólu) tak strasznie bolą mnie sutki, że nie można ich dotknąć w sumie. Najgorzej było na samym początku, te kilka pierwszych dni, kolejno trochę zelżało, ale dzisiaj znowu odczuwam.
Jeżeli chodzi o wykres temperatury (prowadzę w aplikacji na smartfonie) to jest dziwny. Po 1 - temperaturę zaczęłam mierzyć od 2 marca, czyli 2 dni po tym dziwnym bólu. Nie mam punktu odniesienia do temperatury sprzed bólu... Fakt, jest wysoka jak na mnie - obecnie ok. 36,4 a zazwyczaj nie przekraczała 36,1. Jeden raz miałam mega skok do 36,67, ale w sumie nie wiem... Po 2 - ten tydzień był ogólnie zwariowany, czasami nie mogłam spać, więc temperatura mogła wariować. Na urlopie też piliśmy jakiś alkohol, a on też może wpływać na temperaturę. Nie mogę się do końca nią sugerować. I tak najważniejsze, że owulacja była i jest potwierdzona badaniem USG. W ogóle gin śmiał się ze mnie, że z takim bólem sutków to nie musiałam nawet przychodzić na USG, żeby potwierdzać owulację hehe
Jeżeli wierzyć moim odczuciom, że cud stał się 28 lutego, to dzisiaj byłby 10 dpo... Czy mam objawy? W sumie nie, czuję się normalnie. Bolą mnie te sutki (cieszę się, bo to znak, że progesteron jednak cały czas jest wysoko), dzisiaj trochę ćmią jajniki, bolała głowa (może na pogodę) i bolały plecy. Temperatura w stosunku do wczoraj była o wiele niższa (ale przedwczoraj piliśmy z Małżem whisky, więc rano mogła być wyższa...), więc w sumie czekam na jutro.
Czy będę testować? Nie wiem. Kupiliśmy wczoraj z Małżem test, jeszcze przed wizytą, nie wiedząc, że pęcherzyk faktycznie pękł. Zobaczę jak rozwinie się sytuacja z temperaturą, może uda mi się wytrzymać te kilka dni. Tak naprawdę owulacja mogła być każdego dnia na przestrzeni tego 1,5 tygodnia między badaniami USG, ale nie sądzę żeby była późno. Ja stawiam na tego 28 lutego, bo od tego momentu zaczęłam mieć ten ból sutków, przeszła mi praktycznie całkowicie ochota na seks, no i nie powtórzył się więcej ból jajników (zero bólu).
Tak sobie myślę, że po prostu będzie co ma być. Jeśli się nie uda - nie będę rozpaczać. Najważniejsze, że organizm zaczyna działać! Była owulacja! To jest dla mnie najważniejsze
Nie da się nie nakręcać...
Nie da się cieszyć tym co się ma...
***
powiem Ci, że gdybym wiedziała że mi tak nie po drodze z tą ciążą, to bym pół roku wcześniej zaczęła się badać... próbuj :)