Siedzę ostatnio i czytam tutejsze pamiętniki. Śledzę wykresy, analizuję, zazdroszczę i cieszę się. I widzę, że wszystko to co ja myślę i czuję jest obecne u wszystkich tutaj. Wiele pamiętników, które czytam opowiada moją historię i uczucia. Jest to dla mnie pokrzepiające. Przynajmniej wiem, że nie jestem z tym sama, i że wcale nie jestem gorszego sortu. Bo tak się często czuję. Gdyby nie mój mąż to pewnie by mnie tu nie było już. W ostatnich miesiącach przeszłam chyba coś na wzór załamania nerwowego. Zajadałam i zapijałam smutki. W pracy narobiłam sobie zaległości, dużo kasy poszło na alkohol i jedzenie. Parę razy nawet przyjechałam do pracy na kacu. Nie jestem z siebie dumna, wręcz przeciwnie. Ale myślę, że już jest dobrze. Już wychodzę na prostą. Po przeczytaniu wielu pamiętników, gdzie każda pisała że czuje i się boi, że nigdy nie zostanie mamą, a na końcu tych wpisów jest przeniesienie na fioletową stronę- moja wiara zaczęła wracać.
W zeszłym tygodniu podjęłam decyzję, że dokańczam ten kwas foliowy co mam i kończę z tą zabawą. Ale po wizycie u gina w piątek uznałam, że chyba znajdę jeszcze siły do walki. Co prawda endo (9 dc) cienizna, bo tylko 4 mm. Ale i tak z mężem będziemy próbować. Dostałam receptę na duphaston na wyregulowanie cyklu i zalecił mi Infolic combi. Dzisiaj po pracy jadę i kupuję. Oby pomogło i oby się udało.
Parę tygodni temu załapałam mega doła. Mąż pytał co się dzieje, a ja powiedziałam że w tym dniu nie mam humoru i nie mam ochoty na siłę się śmiać i udawać szczęśliwej, że po prostu mam zły humor. No i on to zrozumiał, że nie jestem z nim szczęśliwa. Tłumaczyłam mu, że to przez to że dostałam okres i przez niesprawiedliwość wszechświata. A on wtedy odpowiedział mi tak: "daj spokój z tą niesprawiedliwością chcę mieć dziecko ale ty się tym nie zamęczaj tak bo do końca życia będziesz nieszczęśliwa i mnie też nie uszczęśliwisz w ten sposób a życie ma się tylko jedno bo po śmierci nic nie ma więc ciesz się nim albo próbuj chociaż (...), kochanie wiem dziecko to wszystko ale ja będę z tobą choćby go nie było serio nie to nie trudno życie ale tylko jedno ono jest do przeżycia (...) jak będziesz takie teksty rzucać to zaczniemy się oddalać niestety bo ja uważam ze nie jedna chciałaby takie życie jakie mamy wiec dotknęło mi to ze nie jesteś szczęśliwa myślisz że tylko dziecko to wyznacznik szczęścia wiele kobiet ma kilka dzieci i też nie są szczęśliwe (...)."
Tu mi dał do myślenia. Co jest sensem życia? Czy jedynym co trzeba osiągnąć w życiu i da szczęście jest urodzenie dziecka? Różnie w życiu bywa. Zajście w ciążę nie gwarantuje, że urodzi się to dziecko. I że będzie zdrowe. Nie ma gwarancji, że będzie z Tobą zawsze. Mój ex doczekał się córki. Ale teraz w wieku niecałych dwóch lat okazało się, że mała ma nowotwór. Czy posiadanie dziecka, które każdego dnia może odejść z tego świata sprawia, że są szczęśliwi? Nikt z nas tego nie chce. Posiadanie dziecka nie jest sensem życia. Czas zacząć żyć swoim życiem, cieszyć się z tego co jest. Co jest lepsze- nie mieć dziecka czy doświadczyć tego cudu na krótki okres i go stracić przez chorobę/ wypadek? Liczę na najlepsze ale jestem przygotowana na najgorsze. Co ma być to będzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2019, 11:52
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2019, 03:39

Mierzę tempkę od tego poniedziałku (przerwałam w połowie cyklu i nie mam premium to zapisuję sobie póki co na flo) i są ładne wzrosty w porównaniu do wcześniejszych cykli, gdzie najwyższa jak osiągnęła 36,6 to już było wysoko a teraz jest w okolicach 36,8-36,9. Skusiłam się więc i zrobiłam wczoraj test ciążowy (czułość 10) i był bladzioch (wieczorem zrobił się wyraźniejszy- wiem wiem wg zasad nie powinno się odczytywać wyniku po dłuższym czasie). Dziś rano termometr mierzony dopochwowo pokazał spadek o 0,01 w porównaniu do dnia wczorajszego, natomiast identyczny termometr mierzony doustnie pokazał spadek o 0,21. Niemniej jednak dzisiaj powtórzyłam test, tym razem inny o czułości 25 i wyszła delikatna druga kreska. Ale na papierze przy podcieraniu zobaczyłam trochę krwi. Nie czuję żadnego bólu typowego dla miesiączki. Sporadycznie kilkuminutowe w ciągu ostatnich paru dni, ale w mniejszym stopniu niż w poprzednich cyklach. Cycki też mnie nie bolą jak przed 1 ciążą. Nie mam żadnych objawów, które by się pokrywały z tym co już przechodziłam. I teraz nie wiem co robić, nie chcę panikować ani dramatyzować (to moja druga ciąża- o ile rzeczywiście jest- pierwszą straciłam ale żadnych plamień ani krwawień nie miałam). Chyba nie mam wyjścia muszę się poobserwować do soboty, jak nic więcej się nie będzie działo to w sobotę polecę na betę, a w poniedziałek do lekarza.
Po prostu „uwielbiam” jak sobie ta natura ze mnie śmieszkuje. Ewidentnie znalazła sobie kozła ofiarnego. Najpierw uszczęśliwiła ciążą, później ją odebrała. Później @ była na chybił trafił, płodne wypadały akurat wtedy gdy z bzykanka nici. W tym cyklu byłam pewna, że jest bezowulacyjny i był jeden seks w 12 dc. Do 15 dc temperatura nic nie pokazała jakoby miała być owulacja. A teraz nie dość, że nie mam żadnych objawów na @ ani na ciążę, to testy mówią, że coś tam jest ale pojawiło się krwawienie. Co tu się odjebało w tym cyklu?
Progesteron -> 17,64 ng/ml (norma: I trymestr - 16,4 - 49)
Nie wiem, niby troszku lepiej jak przy pierwszej (wtedy Beta- 94,5 prog.: 15,7). No i chuj wie kiedy miałam owulację, bo jak tempka jej nie pokazała w przewidywanym czasie to pieprznęłam termometrem do szuflady

Masakra tak bardzo chciałam tej ciąży a teraz się boję jak cholera, że będzie powtórka z "rozrywki"...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lutego 2019, 08:23
Liczę na najlepsze ale jestem przygotowana na najgorsze. Przynajmniej w teorii....
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lutego 2019, 08:23
Masakra... Z nerwów jest mi niedobrze- nie to nie są mdłości ciążowe, tych znowu nie czuję jak w poprzedniej ciąży. Wczorajszy dzień był zjebany. Pół dnia przepłakane, wieczorem z tych nerwów głowa mnie rozbolała tak, że myślałam że pęknie. Na szczęście miałam jeszcze te plastry chłodzące, więc nie musiałam brać żadnych tabletek.
Nie czuję tej ciąży. Sporadycznie jak brzuch zaboli jak na @ to oblewam się zimnymi potami myśląc, że to już koniec. Trwa to tylko kilka sekund.
Obudziłam się o 2 w nocy, temperatura lekko spadła- wczoraj było 37,16, dzisiaj 37,07. Kręciłam się do 3 z boku na bok, w końcu zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie melisę. Posiedziałam godzinę i wróciłam do łóżka. Udało mi się coś pospać jeszcze, ale i tak jestem ledwo przytomna.
Idę dzisiaj do lekarza. Nie chcę USG ale muszę je zrobić. W 9dc było tylko 4 mm endo. No i ten progesteron jeszcze... Błagam wszechświat, żeby tym razem mnie tak nie doświadczał. Nie wiem jak dam radę to udźwignąć jeśli historia się powtórzy. Nic a nic się nie cieszę jak przy pierwszej. Nikomu nie mam ochoty nic mówić. Wtedy ledwo powstrzymywałam język za zębami. Teraz z trudem powiedziałam nawet mężowi. Objawów dalej żadnych. Sutki tylko są tkliwe (wydaje mi się, że dzisiaj mniej jak w sobotę). I brzuch zdecydowanie rzadziej się odzywa jak wtedy. Najbardziej jednak z tego wszystkiego boję się drugiego łyżeczkowania. Ile ja bym dała żeby nie było tego zabiegu już nigdy więcej. Nic mnie tak nie przeraża jak myśl, że drugi taki zabieg sprawi że już nigdy nie zajdę w ciążę. Jeszcze nigdy niczego tak się nie bałam jak tego. Żebym chociaż miała już jedno dziecko. A ja ciągle czekam na to pierwsze. Boli jak widzę, że dziewczyny które już mają dzieci twierdzą, że świat się dla nich kończy bo nie mogą mieć 2/3/4 dziecka. Co one mogą wiedzieć o bólu, kiedy ciągle tracisz to pierwsze...
-po wizycie-
Jest tyci pęcherzyk w samym centrum macicy, endo 11 mm. Żadnych nieprawidłowości lekarz nie stwierdził. Lekko pobolewał brzuch po usg ale już minęło. Zapisał zapas duphastonu (co 12h po 1 tabletce) i mam się nie pokazywać przez 3 tygodnie. Ciekawa jestem czy dam radę w ogóle pójść na drugą wizytę. Absolutnie mi się nie śpieszy. Trochę się uspokoiłam, tak jak mój mąż powiedział- co ma być to będzie, nie mamy wpływu na to co się stanie. Prawda, mogę się zdrowo odżywiać, brać dupka i kwas foliowy, pić dużo wody, ale i tak nie mamy wpływu na to czy ciąża tym razem się uda.
Postanowiłam nie wykupywać premium. Już raz byłam na fioletowej stronie. Nie przyniosło mi to szczęścia. Wykupię premium z nowymi staraniami. Oby to było nie wcześniej jak za rok.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lutego 2019, 08:23
Albo sobie wmawiam albo czuję ustąpienie objawów. Piersi są ciut mniej tkliwe, wczoraj latałam co chwila do łazienki dzisiaj byłam raz. Przeziębienie ustępuje i brak innych objawów. Z jednej strony chcę polecieć na betę, sprawdzić jak sytuacja wygląda, z drugiej nie chcę tego robić bo beta nie powie czy urodzę to dziecko. Temperatura od 4 dni ma tendencję spadkową (dzisiaj 36,63 mierzone doustnie i 37,04 mierzone dopochwowo). Pogłębiły mi się zaburzenia snu i znowu miałam sen, że ta ciąża też się nie rozwinie. To omen czy zwykłe odzwierciedlenie stresu?
Czuję się jak w potrzasku.
Brak objawów ciąży. Tylko sutki trochę bolą jak się je dotknie. Poza tym nic. Ani mdłości, ani częstomoczu ani wyczulonego węchu, ani pobolewania brzucha. W pierwszej ciąży w tym czasie latałam co 15 minut do toalety, brzuch lekko pobolewał jak na @ i wyraźnie czułam różne zapachy- miałam wyczulony węch. Teraz nic jedno wielkie zero jeśli chodzi o objawy (oprócz sutków). Także tego... chyba czekamy na poronienie, bo już nie wierzę, że coś z tego będzie. Pójdę na betę w poniedziałek i w środę. Tak chyba, żeby wydać pieniądze i rozwiać wszelkie wątpliwości.

Objawy ciążowe?- do wczoraj powiedziałabym, że bez zmian. Dzisiaj jednak zaczął mnie boleć krzyż i do tej pory 2 razy zabolało podbrzusze jak na @. Czy to dobrze czy źle? Nie wiem, jak nie przejdzie do piątku do zadzwonię do gina. Plamień żadnych nie mam, ale biorę duphaston (2x1) to nie wiem czy on by coś poradził gdyby np. miało dojść do poronienia? Pomimo wszystko zachowuję spokój i staram się nie panikować. Kolejna beta w poniedziałek. Czas pokaże.
Trochę jestem ogłupiała jak się liczy tą ciążę. Jeśli ostatnia @ pojawiła się 24.01 to ten dzień jest liczony jako 0t0d czy jako 1t0d? Mam dwie apki na telefonie, z których korzystałam w alternatywie dla ovufriend i jedna właśnie pokazuje na dzisiaj, że jest 5t5d a druga, że jest 6t5d. Tydzień różnicy to dosyć duża różnica w ciąży, zwłaszcza w tej wczesnej

Ok co do bólu krzyża to bolało cholernie ale po zmianie pozycji lub chwilowej gimnastyce przychodziła ulga. Teraz (o godz. 19) mam 37,8 stopni, gdzie normalnie o tej porze mam 36,8-37,2. Do tego szczypią mnie oczy to chyba mam stan podgorączkowy. Jak wstałam to "szarpnęło" mi prawym jajnikiem. Ale nie panikuję jeszcze zobaczę co będzie jutro. Oby było lepiej.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2019, 19:45
Przetrząsnęłam pół internetu i dowiedziałam się, że:
a) 1 dzień @ jest liczony jako 0t0d lub 0t1d.
b) Beta po osiągnięciu 6000 mIU/ml zaczyna zwalniać z przyrostem a od 7 tyg ciąży nie ma większego sensu jej mierzenie (a głupia ja źle policzyłam, że w poniedziałek powinna wynieść 70 tys.).
Niemniej jednak jutro pojadę po pracy na ostatnią betę, ale tylko dlatego że wczoraj miałam problemy. Cały dzień napierdalał mnie krzyż (przechodziło po położeniu się- dobrze jest mieć 1 osobowe biuro i kanapę

Rany niby jestem spokojna i naprawdę staram się nie panikować ani dramatyzować jak wczesniej. Różne myśli latają po głowie od myśli, że ta ciąża jest cudem po myśli, że za szybko się udała, poprzez że nie chcę już tej ciąży i się nią martwić i jednocześnie że chcę żeby się udała i dziecko rosło zdrowo. Oczywiście, że chcę żeby się udała i chcę mieć to dziecko. Ile ono radości wniesie do naszej rodziny. Moi rodzice to zwariują na punkcie wnuka/ wnuczki. To będzie ich pierwsze a widać, że już nie mogą się doczekać. Jednocześnie się boję i cieszę. Ciąża uczy cierpliwości trzeba czekać.
Sprawy się komplikują w pracy. W przyszłym tygodniu już trzeba odwiedzić lekarza. Mogę to zrobić w poniedziałek, środę lub piątek (piątek to już będzie początek 9 tygodnia). Dopuszczam możliwość wylądowania na zwolnieniu od razu po wizycie. W pracy natomiast jestem odpowiedzialna za aktualizację Bardzo Ważnego Dokumentu, którą trzeba zrobić "na już" z czego to "na już" ciągle przesuwa się w czasie. I szef zarządził spotkanie w czwartek 21.03 całego kierownictwa w sprawie tej aktualizacji. Wizyta na lekarza zostaje mi w takim razie na piątek. A planowałam poniedziałek najpóźniej w środę. Eh ciągle coś pod górkę. No i jeszcze próba utrzymania w sekrecie. Nie da się. Czasami muszę przejść przez kontrolę (bramki, promieniowanie te sprawy) no i byłam ugadana z dwiema kontrolerkami że sprawdzą mnie osobiście bez potrzeby przechodzenia przez bramki. Ale dzisiaj niestety żadnej z nich nie było więc musiałam poprosić kogoś innego. Nie wiem czy się domyśliła, że nie chcę przechodzić przez bramki z powodu ciąży i nie wiem czy można jej zaufać i czy zaraz cały zakład nie będzie huczał, że jestem w ciąży. Chciałam poczekać z informacją o ciąży do przynajmniej 12 tyg. Ale z każdym dniem gdzie już nie mogę odwlekać pewnych spraw robi się to coraz trudniejsze. Niepokoi mnie to, wiecie żeby nie zapeszyć. Chyba nie ma co się przejmować i po prostu zobaczyć jak sprawy się same rozwiążą. Co ma być to będzie.
Wszystko ok, maluch jest, serduszko biło(!), jestem niemal pewna, że nawet się poruszyło

Masakra ten stres co mnie trzymał jak weszłam do gabinetu. Naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać. Strach i nadzieja równoważyły się a intuicja nic nie chciała mi powiedzieć. Objawów ciążowych nadal brak. Czuję się "lekko" zupełnie nie czuję się ciążowo póki co. Cieszę się niesamowicie ale nadal jeszcze ostrożnie. W końcu to dopiero 9 tydzień. Nie spieszy mi się z niczym najważniejsze żeby maluch był zdrowy. Czekamy, moc jest z nami!
Od piątku, kiedy byłam u lekarza nie przestaje mnie boleć krzyż. Masakra jak mnie tam napierdala.... Myślałam, że to od materaca bo już stary i w ogóle i dzisiaj dla odmiany spałam na podłodze. Rano wstałam zadowolona bo nic nie bolało. Jak zakładałam spodnie to przeszył mnie taki "prąd" po krzyżu i miednicy że myślałam, że zaraz stracę czucie w nogach. I ból powrócił ze zdwojoną siłą, bardziej jakby rozprzestrzeniony. Ledwo jechałam autem a mam bardzo wygodne auto. I już nie wiem czy to od ciąży (ponoć zdarza się na takim etapie zwłaszcza przy tyłozgięciu macicy- a taką mam) czy może za mało się ruszam- większość dnia siedzę lub leżę, nawet w pracy.
I dzisiaj dodatkowo zauważyłam, że piersi stały się bardziej miękkie i mniej bolesne. Nawet zrobiły się ciut mniejsze, już nie wyskakują tak ze stanika. Mam nadzieję, że to tylko moja spanikowana głowa tak to odbiera i że ten objaw to tylko chwilowo bo niby powinny stawać się coraz twardsze

Oby było dobrze.
Poleciałam dzisiaj zrobić wyniki, które mi lekarz zalecił przy ostatniej wizycie (2 tyg. temu). Wyniki dobre, choć jak zwykle mocz coś nie bardzo do końca. Niemniej jednak poszłam dzisiaj na kolejną wizytę i lekarz uznał, że wyniki OK. Miałam się zjawić najwcześniej za tydzień u niego, ale że od paru miesięcy jeszcze zanim zaszłam w ciążę mam nagrany wyjazd do Aten na weekend, to chciałam się upewnić czy na pewno mogę podróżować. Przeciwwskazań nie ma, plamień nie ma, szyjka długa (4,4 cm) i zamknięta, serducho bije, maluch rośnie (już 10+2, CRL 34 mm), kosmówka cała, wszystko na USG wygląda jak należy. A w ogóle dzisiaj już posłuchaliśmy serducha

Oby było dobrze.
Czas trochę zleciał, chociaż cały czas mi się wydaje, że się dłuży. W piątek (12t1d) byłam na USG, maluch rośnie, serducho bije wszystko w normie jak należy. Aczkolwiek ciężko było go pomierzyć bo kompletnie nie chciał współpracować. Jakby czuł, że ktoś go podgląda. Nawet zrobił kilka kopniaków

Oby było dobrze.

Oby było dobrze.
Hej, Nie jesteś sama. Ja również przechodzę załamanie... W tym miesiącu miałam mieć kolejną inseminacje niestety lekarz nie poinformował mnie że na niektóre wyniki trzeba czekać co najmniej 2 tygodnie A bez nich ani rusz.. Także kolejny miesiąc bezskuteczny. Głowa do góry uda wam się wierzę w to !!