Mój M boi się mówić mi o takich rzeczach, bo wie że będę płakać i kilka dni będzie kiepsko. Niby mówi, że jemu też jest przykro jak kolejni koledzy w pracy mówią, że będą mieć dziecko. Może i tak jest... No ale może od początku...Mieszkam z mężem i babcią w domu na wsi, M pracuje a ja siedzę w domu. Już przestałam twierdzić, że też pracuję, ale szkoda strzępić język po próżnicy. Dziecko już dawno mogło by się pojawić. No ale jakoś go nie ma...
Za mną już dwa zabiegi laparoskopowe. Pierwszy miałam gdy byłam na pierwszym roku studiów, wtedy też od jednego z lekarzy usłyszałam, że jeśli w przeciągu pół roku od operacji nie zajdę w ciążę to już nigdy nie będę miała dzieci. Drugi zabieg miałam dwa lata temu, i wtedy lekarz mi powiedział, że zajdę w ciążę bez problemu. Niby miało to się stać w pół roku po zakończonej terapii hormonalnej. Minęło już trochę więcej czasu i nic.
Teraz zaczęłam łykać CASTAGNUS. Biorę dwie tabletki dziennie, bo ważę więcej niż 60kg.
M robił badania nasienia, ma stwierdzoną teratozoospermię. Lekarz powiedział, że jest szansa, że zajdę w ciążę. NO ale nadal nic się nie dzieję.
Sama przed sobą ukrywam fakt, że myślę cały czas o dziecku. Przed rodziną i znajomymi twierdzę, że my już nie będziemy mieć dziecka, a jednak to boli, jak diabli boli...
Chyba muszę pójść do gin, ostatni raz byłam u niego w zeszłym roku we wrześniu. Jakoś nie miałam czasu (a może i chęci), żeby się wybrać do niego. Zresztą co mam mu powiedzieć. Że nadal nie mogę zajść w ciążę? To już się staje trochę nudne. A może muszę zmienić po raz kolejny lekarza? Może w poniedziałek pojadę do niego (przyjmuje tylko w poniedziałki). Mam jeszcze czas żeby się zastanowić...
A tak z innej beczki. Zaczęłam łykać CASTAGNUS. Głównie ze względu na bardzo duże wahania nastroju przed @. Było nawet tak, że darłam się na M lub naszych ojców (pomagają nam w remoncie), za to np. że biorą za każdym razem czystą szklankę jak piją, albo nie odłożą na miejsce rzeczy którą biorą, albo przejdą za blisko mnie. Aż sama byłam tym zmęczona i łykałam tabletki na uspokojenie. Fakt ziołowe, ale @ zawsze się spóźniała.
Dzisiaj jakoś lepszy mam nastrój, może dlatego, że jutro sobota i M będzie w domu:)
Wczoraj jak przyszedł z pracy powiedziałam mu, że w przyszłym tygodniu będę miała dni płodne. Niby zero reakcji, ale kto go tam wie co mu w głowie siedzi. Szkoda, że nie mam jakiegoś detektora myśli, żeby czasami wiedzieć co myśli.
Muszę jakiegoś kota skombinować, inaczej to nie da rady.Dzisiaj M jest w domu więc już jest lepiej, mam dzisiaj do ogarnięcia kilka spraw więc dzień jakoś zleci.
Muszę jakiegoś kota skombinować, inaczej to nie da rady.Dzisiaj M jest w domu więc już jest lepiej, mam dzisiaj do ogarnięcia kilka spraw więc dzień jakoś zleci.
Chyba dzisiaj nie pojadę do gin. Jakoś nie nastawiłam się na wizytę, może za tydzień...
A co do myszy, to chyba już zdechła. Łapki jak M postawił tak stoją, więc musiała zadziałać trutka. Ufff
Chyba dzisiaj nie pojadę do gin. Jakoś nie nastawiłam się na wizytę, może za tydzień...
A co do myszy, to chyba już zdechła. Łapki jak M postawił tak stoją, więc musiała zadziałać trutka. Ufff
Remontów ciąg dalszy, we czwartek przychodzi ekipa do ocieplenia domu. Przynajmniej z zewnątrz będzie prawie gotowe. Już nie mogę się doczekać efektu końcowego. Teraz tylko jeszcze dokończyć środek i będzie ok.
Dzisiaj temperatura wyższa niż wczoraj, czyżby owulacja się zbliżała. Może warto teraz z M się postarać. Zobaczymy...
), wychodzę na taras patrzę a tu ekipa do ocieplenia domu. No więc trzeba się jakoś dobudzić, szybka kawa (z mlekiem oczywiści, inna mi przez gardło nie przejdzie), śniadanie dla babci i przy okazji dwie kanapki dla mnie. I mogę jakoś funkcjonować.A tak w ogóle to jakaś dziwna ta moja temperatura. Wczoraj był 36 stopni a dzisiaj 35,6. myślałam, że owulacja mi się zbliża a teraz już nie wiem co mam o tym myśleć.
Muszę się rozglądnąć za butami na zimę. Teraz można kupić zeszłoroczne modele za rozsądną cenę. Parę lat temu udało mi się kupić właśnie w takim okresie fajne kozaczki, ale niestety śnieg, sól oraz częste chodzenie w nich doprowadziły do zużycia.
Tak więc polowanie czas zacząć...
Muszę znowu zacząć ćwiczyć i ograniczyć jedzenie. Chociaż ograniczenie to zły sposób. Lepszy może będzie jedzenie o jednakowych godzinach. Znowu przytyłam. Tak nie może być. Cały czas chodzę głodna. M śmieje się, że jak krowa cały czas buzią muszę ruszać.
No i jeszcze wczoraj przyjechał teściu. Jutro mamy wesele znajomych a ktoś musi zostać z babcią.
Chyba w tym miesiącu nie mam owulacji, bo patrząc na temperaturę to generalnie jakaś taka dziwna jest a poza tym od kilku dni obserwuję śluz i dopiero wczoraj coś cię zaczęło pojawiać.
Coś się dziwnie czuję. Boli mnie trochę podbrzusze. I tak w ogóle jakoś dziwnie jest. Ale to może przed imprezą.
Remont pełną parą, szkoda że o staraniach nie mogę tego samego powiedzieć. Teściu śpi z nami w pokoju i mąż się krępuje. Rano tylko jakieś szybkie serduszkowanie. A ja bym chciała coś więcej...
W sobotę byliśmy na weselu, było super. W niedziele były poprawiny. M się załatwił, no ale odpuściłam mu. Szkoda nerwów.
Temperaturę nadal mierzę. Teraz jakby wyższa. Ale może to kwestia tego, że to druga połowa cyklu. Teraz czekam na @. Ma być w okolicach 4 października.
Do lekarza nie pojechałam, jakoś nie mogłam się zebrać. Ale może się jeszcze kiedyś zbiorę. Na razie babcia nabawiła się jakiejś infekcji. Lekarz dał jej antybiotyk. Muszę jej przemycać tabletki w jedzeniu bo normalnie nie chce połykać. Jeszcze jeden dzień da rade ale później twierdzi, że jej nic nie pomaga i pluje. Gorzej niż z dzieckiem.
Poza tym mam ostatnio jakiegoś nerw na M. Właściwie nic się nowego nie dzieje. Poza tym, że kłócimy się o kolor drzwi wewnętrznych, nawet ostatnio stwierdziłam, że M woli zawracać sobie głowę głupotami, żeby nie myśleć o tym że nie mogę zajść w ciążę. Mówię mu, że samo się nie zrobi, że trzeba do jakiegoś lekarza pojechać. A on na to, że nie ma teraz czasu, bo remont, bo praca. Wariacja na kółkach.
Na weekendzie byliśmy na weselu. Były siostry M. Zaczęły gadkę na temat tego, że nie mamy dzieci. Stwierdziły, że czas już pomyśleć o adopcji. Mało mnie szlak nie trafił. M siedział i nawet słowem się nie odezwał. Myślałam, że go uduszę. Później powiedziałam mu, że następnym razem wyjdę z pokoju i niech on sam użera się ze swoimi siostrami.
No i powiedzcie, jak tu odizolować się od głupot i głupich ludzi.
Kati86 dziękuję za dobre słowo. Muszę stać się bardziej asertywna i zacząć myśleć o sobie.
Dzisiaj przyszła ekipa remontowa. Robią podbitkę na dach, no i później będą zaciągać tynk. Myślałam, że do końca tygodnia skończą, no ale na razie na to się nie zanosi.
Mam trochę roboty dzisiaj, ale jakoś nie mogę się zabrać. Na przyszły tydzień zaprosiłam moją siostrę, będziemy sprzątać grządki przed zimą. Już część zrobiłam, ale jeszcze trochę zostało do zrobienia. Właściwie to została najgorsza robota, zrywanie fasoli z tyk. Strasznie tego nie lubię. Ale jak przyjedzie siostra to będzie lepiej. Ona lubi takie zabawy.
Ogólnie złapałam dzisiaj zobojętnienie. Jak czytam wcześniejsze wpisy, to widzę jaka byłam nabuzowana. Dzisiaj to chyba nic nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi.
Dziwi mnie "Detektor oznak ciąży". Niby wskazuje, że prawdopodobieństwo, że jestem w ciąży wynosi 88%. A mam wszystkie oznaki zbliżającej się miesiączki. Tylko nie potrzebnie budzi we mnie nadzieję ten detektor.
Poza tym niedziela mija jakoś. Spotkałam się ze znajomymi. Pośmiałyśmy się, zjadłyśmy pizzę, one piły piwo a ja kawę i wodę (byłam kierowcą). Teraz leżę w łóżku z laptopem na kolanach. Zbieram siły na jutro. Chociaż nie wiem czy coś będę robić. Może jutro będę świętować dzień lenia? Rano będę wiedzieć co i jak. Trudno planować.
Ubrania do prasowania uśmiechają się do mnie. Pewnie poprasuje dzisiaj. Na razie jeszcze poleżę. M idzie do pracy. Więc będzie spokój. Wczoraj mnie zdenerwował. I nie mam ochoty z nim rozmawiać dopóki mnie nie przeprosi. A na to się chyba nie zanosi.
Ja się męczę kolejny dzień z @. Wczoraj myślałam, że się wykończę. "Lało" się ze mnie jak nie wiem co. Nie pamiętam kiedy ostatnio była tak obfita. Na szczęście dzisiaj jest już ok.

oj nie martw się znajdź sobie zajęcie żeby pomyśleć o czymś innym ... porób zdjęcia - masz piękne widoki, zapisz się na język, cokolwiek.