Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: No cóż, mam (niestety!!!) 34 lat, mężatką jestem od 12 lat.Nie pracuję bo zajmuję się babcią bo sama nie da rady się sobą zająć, więc całymi dniami siedzę sama w domu.
Czas starania się o dziecko: Od 8 lat staramy się o dzidziusia,
Pierwszy Aniołek 8tc3d 17.11.2018
Moja historia: Pochodzę z małego miasta w górach. Tam chodziłam do podstawówki i liceum. Później były studia. Najpierw licencjackie, później magisterski. Pod koniec studiów ślub z chłopakiem którym byłam już 6 lat. Po studiach praca, dom i w końcu czas na dzidziusia. No i pojawia się problem...
Moje emocje: Już sama nie wiem co się we mnie dzieje. Przed znajomymi i rodziną gram pełną chęci do życia młodą osobę, mającą dużo planów i w ogóle wesołą. A gdy jestem sama mój świat to książki, tam przynajmniej coś się dzieje. Wiem jak mój dzień będzie wyglądał, codziennie tak samo.
No i kolejni znajomi będą mieć dziecko. Mój M boi się mówić mi o takich rzeczach, bo wie że będę płakać i kilka dni będzie kiepsko. Niby mówi, że jemu też jest przykro jak kolejni koledzy w pracy mówią, że będą mieć dziecko. Może i tak jest... No ale może od początku...
Mieszkam z mężem i babcią w domu na wsi, M pracuje a ja siedzę w domu. Już przestałam twierdzić, że też pracuję, ale szkoda strzępić język po próżnicy. Dziecko już dawno mogło by się pojawić. No ale jakoś go nie ma...
Za mną już dwa zabiegi laparoskopowe. Pierwszy miałam gdy byłam na pierwszym roku studiów, wtedy też od jednego z lekarzy usłyszałam, że jeśli w przeciągu pół roku od operacji nie zajdę w ciążę to już nigdy nie będę miała dzieci. Drugi zabieg miałam dwa lata temu, i wtedy lekarz mi powiedział, że zajdę w ciążę bez problemu. Niby miało to się stać w pół roku po zakończonej terapii hormonalnej. Minęło już trochę więcej czasu i nic.
Teraz zaczęłam łykać CASTAGNUS. Biorę dwie tabletki dziennie, bo ważę więcej niż 60kg.
M robił badania nasienia, ma stwierdzoną teratozoospermię. Lekarz powiedział, że jest szansa, że zajdę w ciążę. NO ale nadal nic się nie dzieję.
Sama przed sobą ukrywam fakt, że myślę cały czas o dziecku. Przed rodziną i znajomymi twierdzę, że my już nie będziemy mieć dziecka, a jednak to boli, jak diabli boli...
Nowy dzień, nowe myśli... Remont domu pełną parą, oczywiście wszystko nabiera tempa jak M wraca z pracy. Chyba zacznę poświęcać więcej czasu na wybieranie płytek, paneli i tym podobnych rzeczy. Będę miała zajęcie na jakiś czas.
Chyba muszę pójść do gin, ostatni raz byłam u niego w zeszłym roku we wrześniu. Jakoś nie miałam czasu (a może i chęci), żeby się wybrać do niego. Zresztą co mam mu powiedzieć. Że nadal nie mogę zajść w ciążę? To już się staje trochę nudne. A może muszę zmienić po raz kolejny lekarza? Może w poniedziałek pojadę do niego (przyjmuje tylko w poniedziałki). Mam jeszcze czas żeby się zastanowić...
A tak z innej beczki. Zaczęłam łykać CASTAGNUS. Głównie ze względu na bardzo duże wahania nastroju przed @. Było nawet tak, że darłam się na M lub naszych ojców (pomagają nam w remoncie), za to np. że biorą za każdym razem czystą szklankę jak piją, albo nie odłożą na miejsce rzeczy którą biorą, albo przejdą za blisko mnie. Aż sama byłam tym zmęczona i łykałam tabletki na uspokojenie. Fakt ziołowe, ale @ zawsze się spóźniała.
Dzisiaj jakoś lepszy mam nastrój, może dlatego, że jutro sobota i M będzie w domu:)
Wczoraj jak przyszedł z pracy powiedziałam mu, że w przyszłym tygodniu będę miała dni płodne. Niby zero reakcji, ale kto go tam wie co mu w głowie siedzi. Szkoda, że nie mam jakiegoś detektora myśli, żeby czasami wiedzieć co myśli.
Ale miałam pobudkę dzisiaj. Właściwie to już byłam na chodzie, poszłam do kuchni żeby zrobić śniadanie. Otwieram szafkę żeby wyrzucić śmieci do kosza, a tam mysz wyskakuje. Ja się drę jak oparzona, mysz lata jak na kręcony, M wypada z łazienki wystraszony. W strachu poleciałam na taras i nie chciałam wejść do kuchni. Dopiero M stanął koło mnie i jakoś zrobiłam śniadanie. Aż mnie brzuch rozbolał. Masakra jakaś Muszę jakiegoś kota skombinować, inaczej to nie da rady.
Dzisiaj M jest w domu więc już jest lepiej, mam dzisiaj do ogarnięcia kilka spraw więc dzień jakoś zleci.
Ale miałam pobudkę dzisiaj. Właściwie to już byłam na chodzie, poszłam do kuchni żeby zrobić śniadanie. Otwieram szafkę żeby wyrzucić śmieci do kosza, a tam mysz wyskakuje. Ja się drę jak oparzona, mysz lata jak na kręcony, M wypada z łazienki wystraszony. W strachu poleciałam na taras i nie chciałam wejść do kuchni. Dopiero M stanął koło mnie i jakoś zrobiłam śniadanie. Aż mnie brzuch rozbolał. Masakra jakaś Muszę jakiegoś kota skombinować, inaczej to nie da rady.
Dzisiaj M jest w domu więc już jest lepiej, mam dzisiaj do ogarnięcia kilka spraw więc dzień jakoś zleci.
No i poniedziałek, kolejny... M pojechał właśnie do pracy. Ja jeszcze chwilkę poleżę w łóżku a później "walka" z przetworami. Dzisiaj na tapecie pomidory. A Później będę musiała odespać noc, jakoś nie mogłam spać w nocy. Najpierw denerwował mnie telewizor, a później to już przewracałam się z boku na bok. Obudziłam się z bólem głowy. I pewnie temperatura też ma ciut wyższą niż normalna.
Chyba dzisiaj nie pojadę do gin. Jakoś nie nastawiłam się na wizytę, może za tydzień...
A co do myszy, to chyba już zdechła. Łapki jak M postawił tak stoją, więc musiała zadziałać trutka. Ufff
No i poniedziałek, kolejny... M pojechał właśnie do pracy. Ja jeszcze chwilkę poleżę w łóżku a później "walka" z przetworami. Dzisiaj na tapecie pomidory. A Później będę musiała odespać noc, jakoś nie mogłam spać w nocy. Najpierw denerwował mnie telewizor, a później to już przewracałam się z boku na bok. Obudziłam się z bólem głowy. I pewnie temperatura też ma ciut wyższą niż normalna.
Chyba dzisiaj nie pojadę do gin. Jakoś nie nastawiłam się na wizytę, może za tydzień...
A co do myszy, to chyba już zdechła. Łapki jak M postawił tak stoją, więc musiała zadziałać trutka. Ufff
Łykam CASTAGNUS i miałam niby być spokojniejsza, a nerwy mnie od samego rana noszą mnie tak, że sama nie wiem co z sobą zrobić. Wszystko mnie wkurza. Dobrze, że M jest w pracy, bo by mu ciężko ze mną było. Już nie wiem jak to wszystko ogarnąć.
Właśnie pojechała koleżanka, wypiłyśmy kawę, pogadałyśmy. Jej mała córcia wygłupiała się a my miałyśmy ubaw z niej. Umówiłyśmy się na jutro na wyjazd do miasta na spotkanie z innymi dziewczynami. Mam nadzieję, że będzie fajnie. Wczoraj zrobiłam pomidory w słoikach. Mam nadzieję, że nie popsują się, bo ostatnio coś mi nie wychodziły. Jeszcze zostały mi ogórki do ogarnięcia. Już w sumie końcówka, więc trzeba je wykorzystać, żeby w zimie było co jeść.
Remontów ciąg dalszy, we czwartek przychodzi ekipa do ocieplenia domu. Przynajmniej z zewnątrz będzie prawie gotowe. Już nie mogę się doczekać efektu końcowego. Teraz tylko jeszcze dokończyć środek i będzie ok.
Dzisiaj temperatura wyższa niż wczoraj, czyżby owulacja się zbliżała. Może warto teraz z M się postarać. Zobaczymy...
Czytam Twoje wpisy a bieżąco i wierzę że kiedyś Ci się uda. Ja już jestem trochę dalej niż Ty i w czasie starań i w "osiągnięciach". Chociaż aktualnie wolałabym być na Twoim etapie. Nie poddawaj się nigdy!
I jak tu człowiek może sobie coś zaplanować. Rano ledwo otworzyłam oczy a już usłyszałam, że ktoś wjechał na podwórko. Zwlekam się z łóżka, po omacku szukam szlafroka później okularów (bez nic jestem ślepa jak pień ), wychodzę na taras patrzę a tu ekipa do ocieplenia domu. No więc trzeba się jakoś dobudzić, szybka kawa (z mlekiem oczywiści, inna mi przez gardło nie przejdzie), śniadanie dla babci i przy okazji dwie kanapki dla mnie. I mogę jakoś funkcjonować.
A tak w ogóle to jakaś dziwna ta moja temperatura. Wczoraj był 36 stopni a dzisiaj 35,6. myślałam, że owulacja mi się zbliża a teraz już nie wiem co mam o tym myśleć.
Muszę się rozglądnąć za butami na zimę. Teraz można kupić zeszłoroczne modele za rozsądną cenę. Parę lat temu udało mi się kupić właśnie w takim okresie fajne kozaczki, ale niestety śnieg, sól oraz częste chodzenie w nich doprowadziły do zużycia.
Tak więc polowanie czas zacząć...
Za biegana, ale to może dobrze. Wczoraj rano dzwoni kuzynka "Ana, na dzisiaj jesteśmy umówione do kosmetyczki, a nie mamy auta i nie mamy jak dojechać do miasta!!!!!" Ja w panice bo babcia jeszcze nie jadła no i muszę zmienić jej pieluchomajtki. Mówię jej "Ty załatwiaj auto a ja ogarnę babcię". W 10 min się uwinęłam, ale i tak godzinę byłyśmy spóźnione. No i miałam mieć żel na paznokciach a skończyło się nie lakierze hybrydowym. No ale będzie. Do domu wróciłam autobusem bo kuzynka jeszcze fryzjera zaliczała. Ekipa dom ociepla. Może do końca przyszłego tygodnia się wyrobią.
Muszę znowu zacząć ćwiczyć i ograniczyć jedzenie. Chociaż ograniczenie to zły sposób. Lepszy może będzie jedzenie o jednakowych godzinach. Znowu przytyłam. Tak nie może być. Cały czas chodzę głodna. M śmieje się, że jak krowa cały czas buzią muszę ruszać.
No i jeszcze wczoraj przyjechał teściu. Jutro mamy wesele znajomych a ktoś musi zostać z babcią.
Chyba w tym miesiącu nie mam owulacji, bo patrząc na temperaturę to generalnie jakaś taka dziwna jest a poza tym od kilku dni obserwuję śluz i dopiero wczoraj coś cię zaczęło pojawiać.
Sobota. Właśnie wróciłam od fryzjera. Postarała się Anie. Czuję się super. Dzisiaj wesele znajomych. Będzie zabawa.
Coś się dziwnie czuję. Boli mnie trochę podbrzusze. I tak w ogóle jakoś dziwnie jest. Ale to może przed imprezą.
Remont pełną parą, szkoda że o staraniach nie mogę tego samego powiedzieć. Teściu śpi z nami w pokoju i mąż się krępuje. Rano tylko jakieś szybkie serduszkowanie. A ja bym chciała coś więcej...
Remontu ciąg dalszy. Zawirowania z drzwiami wejściowymi przechodzą ludzkie pojęcie. Zamówiliśmy je 4 tygodnie temu, miały być w zeszłym tygodniu ale nie przywieźli, miały być dzisiaj ale nadal ich nie ma, ale twierdzą, że będą jutro na 100%. Oby...
W sobotę byliśmy na weselu, było super. W niedziele były poprawiny. M się załatwił, no ale odpuściłam mu. Szkoda nerwów.
Temperaturę nadal mierzę. Teraz jakby wyższa. Ale może to kwestia tego, że to druga połowa cyklu. Teraz czekam na @. Ma być w okolicach 4 października.
Do lekarza nie pojechałam, jakoś nie mogłam się zebrać. Ale może się jeszcze kiedyś zbiorę. Na razie babcia nabawiła się jakiejś infekcji. Lekarz dał jej antybiotyk. Muszę jej przemycać tabletki w jedzeniu bo normalnie nie chce połykać. Jeszcze jeden dzień da rade ale później twierdzi, że jej nic nie pomaga i pluje. Gorzej niż z dzieckiem.
Kolejny dzień się zaczął. Pewnie znowu będzie tak samo. Czekam teraz na @. Ma się pojawić w sobotę. Nawet dobrze. Ogarnę sytuację w domu przed weekendem, więc w pierwszym dniu nie będę musiała się spinać.
Poza tym mam ostatnio jakiegoś nerw na M. Właściwie nic się nowego nie dzieje. Poza tym, że kłócimy się o kolor drzwi wewnętrznych, nawet ostatnio stwierdziłam, że M woli zawracać sobie głowę głupotami, żeby nie myśleć o tym że nie mogę zajść w ciążę. Mówię mu, że samo się nie zrobi, że trzeba do jakiegoś lekarza pojechać. A on na to, że nie ma teraz czasu, bo remont, bo praca. Wariacja na kółkach.
Na weekendzie byliśmy na weselu. Były siostry M. Zaczęły gadkę na temat tego, że nie mamy dzieci. Stwierdziły, że czas już pomyśleć o adopcji. Mało mnie szlak nie trafił. M siedział i nawet słowem się nie odezwał. Myślałam, że go uduszę. Później powiedziałam mu, że następnym razem wyjdę z pokoju i niech on sam użera się ze swoimi siostrami.
No i powiedzcie, jak tu odizolować się od głupot i głupich ludzi.
Też zawsze siedziałam cicho jak ktoś coś mówił :/ nie daj się, ja teraz żałuję że się nie odzywałam od razu tylko w domu kłótnia z mężem że on nic nie powiedział :/ To Ci ludzie powinni się wstydzić ze coś powiedzieli i zrozumieć że im tak nie wolno! nie daj się! ja teraz obiecałam sobie że na każdą zaczepkę zareaguję ostro i bez skrupułów... pozdrawiam i cały czas trzymam mocno kciuki :)
W poniedziałek była szwagierka, no co mi krwi na psuła. No masakra jakaś. Cały remont robimy źle. Kolor drzwi wejściowych za ciemny. I znowu ja wszystko musiałam wziąć na klatę. M był w pracy, więc olał całą sytuację. No i jak człowiek ma się nie denerwować... Powiedziałam M, że następnym razem jak będziemy mieli się spotkać z jego siostrami to ja rezygnuję. Nie zaciągnie mnie nawet siłą. Jak ma ochotę to sam niech się z nimi spotyka.
Kati86 dziękuję za dobre słowo. Muszę stać się bardziej asertywna i zacząć myśleć o sobie.
Dokładnie tak! Myśl o sobie!:) Zawsze ktoś z rodziny ma najwięcej do powiedzenia przy remontach/budowach wcale nie mając racji i nie uwzględniając naszych upodobań do kolorów bądź dodatków... Znam to z autopsji:) Więc głowa do góry i sztywno trzymaj się swojego zdania:) Pozdrawiam :)
Nie mogłam się dzisiaj obudzić. A teraz chodzę odbijając się od ścian. Lada dzień nadejdzie @. Nawet musiałam stanik większy założyć bo piersi mnie bolą. Jeden plus tego cyklu to to, że nie "wywaliło" mi brzucha. Ale generalnie nie lubię tych dni przed @. Jestem wykończona.
Dzisiaj przyszła ekipa remontowa. Robią podbitkę na dach, no i później będą zaciągać tynk. Myślałam, że do końca tygodnia skończą, no ale na razie na to się nie zanosi.
Mam trochę roboty dzisiaj, ale jakoś nie mogę się zabrać. Na przyszły tydzień zaprosiłam moją siostrę, będziemy sprzątać grządki przed zimą. Już część zrobiłam, ale jeszcze trochę zostało do zrobienia. Właściwie to została najgorsza robota, zrywanie fasoli z tyk. Strasznie tego nie lubię. Ale jak przyjedzie siostra to będzie lepiej. Ona lubi takie zabawy.
Ogólnie złapałam dzisiaj zobojętnienie. Jak czytam wcześniejsze wpisy, to widzę jaka byłam nabuzowana. Dzisiaj to chyba nic nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi.
Wczoraj miałam bardzo aktywny dzień. Mimo, że pogoda nie dopisała. Prawie cały dzień myłam wiaderka po tynku. Było zimno, wiał zimny wiatr no i woda też była zimna. Ale jakoś dałam radę. 20 wiaderek umytych, a ja mokra jak panna w poniedziałek wielkanocny. Fajne to to nie było. Dzisiaj tez czeka mnie mycie wiaderek, bo został jeszcze taras do otynkowania. I będzie ładny dom, chociaż z zewnątrz, no bo w środku to jeszcze daleka droga przed nami.
Dziwi mnie "Detektor oznak ciąży". Niby wskazuje, że prawdopodobieństwo, że jestem w ciąży wynosi 88%. A mam wszystkie oznaki zbliżającej się miesiączki. Tylko nie potrzebnie budzi we mnie nadzieję ten detektor.
bo wiele oznak ciąży są takie same jak na okres :/ mnie na początku bolało podbrzusze nawet jak w czasie okresu... ale skończy się konto premium i skończy się detektor ;)
Przeczytałam Twój pamiętnik i czuję rodzaj dumy z Twojego powodu. Wiem, że cierpisz i jest Ci przykro. Tym bardzie podziwiam Twoją wytrwałość. Bije samotność z Twoich tekstów samotność i tęsknota i ciężka praca. Myślę, że jesteś piękną wewnętrznie kobietą pokonującą po cichu przeszkody. Mam głęboką nadzieję, że Ci się uda. Uściski.
No i przyszła @. No i zdycham. Ale jutro już będzie ok. Zaczął się kolejny cykl starań, który zapewne zakończy się tym samym, czyli kolejną miesiączką. No ale co się dziwię. Tak jest już od prawie 5 lat. Powinnam się przyzwyczaić. A jednak detektor oznak ciąży trochę zadziałał na moją podświadomość. Tylko szkoda, że w detektorze nie można zaznaczyć, że partner też ma problem, wtedy wynik byłby bardziej miarodajny. No ale cóż, poczekamy kilka cyklów i będziemy myśleć co dalej.
Poza tym niedziela mija jakoś. Spotkałam się ze znajomymi. Pośmiałyśmy się, zjadłyśmy pizzę, one piły piwo a ja kawę i wodę (byłam kierowcą). Teraz leżę w łóżku z laptopem na kolanach. Zbieram siły na jutro. Chociaż nie wiem czy coś będę robić. Może jutro będę świętować dzień lenia? Rano będę wiedzieć co i jak. Trudno planować.
Noc była tragiczna. Jeszcze nigdy wcześniej nie musiałam w nocy stawać, żeby się ogarnąć. Teraz najlepiej byłoby gdybym nie musiała w ogóle się ruszać. Najlepiej byłoby przeleżeć.
Ubrania do prasowania uśmiechają się do mnie. Pewnie poprasuje dzisiaj. Na razie jeszcze poleżę. M idzie do pracy. Więc będzie spokój. Wczoraj mnie zdenerwował. I nie mam ochoty z nim rozmawiać dopóki mnie nie przeprosi. A na to się chyba nie zanosi.
Mój M to potrafi podnieść ciśnienie na cały dzień. Ale dzisiaj to już przegiął. Mamy pod opieką jego babcię, która ma 90 lat i demencję starczą. Trzy dni z rzędu M musiał ją rano przebierać bo się posikała. I za każdym razem mówi jej, że jak nie będzie chodzić do łazienki to zaprowadzi ją do stajni. I dzisiaj już ją ciągnął w stronę drzwi. No mało mnie szlag nie trafił. W końcu wypaliłam do niego, że ona nie panuje po prostu już nad tym, zapytałam się czy jak byśmy mieli dziecko i posikało by się ono w majtki to też by wystawiła za drzwi. A on na to, że tak. To mu powiedziałam, że mama go musiała też wystawiać za drzwi jak był mały i, że może dobrze, że nie mamy dzieci, bo on sam zachowuje się jak gówniarz. Trzasnęłam drzwiami i więcej z nim nie rozmawiałam. Koszmar jakiś...
Dzisiaj dzień zaczął się spokojnie. Z babcią coś się dzieje. Jakaś taka zmieniona jest. Musimy ją obserwować. Jutro przyjeżdża teściu. Będzie trochę odpoczynku, zmieni nas trochę przy babci. W końcu to jego matka.
Ja się męczę kolejny dzień z @. Wczoraj myślałam, że się wykończę. "Lało" się ze mnie jak nie wiem co. Nie pamiętam kiedy ostatnio była tak obfita. Na szczęście dzisiaj jest już ok.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
oj nie martw się znajdź sobie zajęcie żeby pomyśleć o czymś innym ... porób zdjęcia - masz piękne widoki, zapisz się na język, cokolwiek.