X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Nie sądziłam, że mnie to spotka... 3 ivf. Wciąż walczę
Dodaj do ulubionych
‹‹ 11 12 13 14 15

8 lipca, 07:19

Jestem po histero. Dziś wyjście do domu. Przyjęcie miałam w czwartek, w piątek zabieg o 13 i dziś w 3 dobie wychodzę.
Na szczęście tym razem dobrze trafiłam. Szpital ma wypożyczony sprzęt jakiś z górnej półki, był tu profesor i ich szkolił.
No i załapałam się na ten super sprzęt. Trzeba przyznać, że robił wrażenie. Sala operacyjna wielka i nowa, taka amerykańska 🙂
Po zabiegu lekarz sam przyznał, że miałam szczęście że mają teraz ten sprzet bo bez tego musiałby mnie odesłać do innego szpitala. Polip był tak umiejscowiony ze normalnie by go nie Usunęli.
Udało się. Wycięty. Do tego było masę zrostów, mówił, że cała siatka i też udało się to uwolnić. Podali mi mój żel, dobrze że go kupiłam.
Mówił też, że widać gdzie miałam usuwaną tą przegrodę macicy bo ślad został. No i jedynie tych wycinków nie mam ale trudno.
Jeszcze się zastanowię czy to robić czy nie wybrać antybiotyku w ciemno.

No to chyba tyle. Reszty dowiem się z wypisu i mam nadzieję, że na wizycie kontrolnej będzie już pięknie w środku.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca, 12:02

20 lipca, 14:15

Byłam na kontrolnym usg po histeroskopii i dalej jest jakaś biała świecącą plama na macicy.
Ogólnie wygląda jak polip ale lekarz mówił, że to mogą być jednak zwapnienia po zabiegach. Ten co robił histero mówił, że mam ślad w macicy po tej przegrodzie woec może to jednak to.
Chyba nie jest możliwe żeby mi się nowy polip zrobił w tydzień po zabiegu. Choć z moim peszkiem to już sama nie wiem...
Narazie odpoczywam.
Córka chora na antybiotyku woec przeciągnęłam l4 i siedzimy w domu.
Boję się... Tego, że stracę robotę zamiar szykować się do transferu.
Jakby nie patrze to miesiąc w miesiąc jestem w szpitalu i na l4. Dramat pod względem jak to widzi pracodawca.
Ale jaki mam na to wpływ? Żaden.
Jeszcze tuż przed końcem umowy czeka mnie kolejna operacja, usunięcie pęcherzyka żółciowego.
No i tym samym wbijam sobie gwóźdź do trumny i podejrzewam, że nowej umowy mogę nie dostać. Ale miałam ostatnio atak tego pęcherzyka. 3h zwijałam się z bólu takiego, że bałam się, że mam zawał. Omdlenia i ból taki, że leżałam w środku nocy na płytkach w kuchni bijac się z myślami czy dzwonić po karetkę czy to wytrzymam. Wytrzymałam ale byłam w bardzo kiepskim stanie.
Teraz sierpień i wrzesień muszę ciągnąć bez żadnego zwolnienia i dać z siebie wszystko w pracy. Może jakoś zatre złe wrażenie.

19 sierpnia, 11:49

Niech ten sierpień już się kończy... Prawie co nic śni mi się, że jestem w zaawansowanej ciąży albo, że rodzę chłopca...
Niby człowiek już tak nie przeżywa ale te skrywane emocje i tak wychodzą na wierzch nawet we śnie...

28 września, 08:27

Czas mija nieubłaganie. Tak mi już tęskno do tych staraniach, że szok. To co kiedyś było koszmarem teraz jest mi takie potrzebne żeby żyć.
Naprawdę. To chyba uzależnia. A może to po prostu presja czasu? Chciałabym być matką nawet jeśli geriatryczną według wytycznych 🤣

A co u nas?
Córa rośnie, zaczęła gadać i każde słowo i zdanie tak strasznie cieszy i śmieszy, dyskutujemy ma wszelkie tematy nawet te trudniejsze. Cudowna jest.
Niestety mamy małe problemy gastryczne i czeka nas diagnoza na nietolerancję glutenu. Przeraża mnie to strasznie. Nie umiem trzymać żadnej diety, a jedzenie to dla mnie wielka przyjemność. Mam nadzieję, że to fałszywy alarm ale też że mimo wszystko jakoś sobie poradzimy.

Co do starań to już się troszkę zaczynam szykować.
Biorę już b-complex methylowany, tam już mam kwas foliowy.
Do tego zestaw na odporność a tam wit d, cynk, selen.
Wieczorem hydroxyhlorochina, acard i metformax 500 ale czasami rano mam mdłości i zawroty głowy. Ponoć hydroxyhlorochina też obniża cukier i nie wiem czy łączenie tych leków nie wpływa na mnie tak niekorzystnie.
Cukier natomiast z rana po lekach 92-94 woec odstawić też nie chce, boję się, że będzie za wysoki.
Do tego jestem stałym bywalcem u dentysty.
Jakieś pomysły jak się lepiej przygotować?

7 października, 11:55

Środa. 4.10.
Siedze sobie na kibelku w pracy, telefon wzięłam bo wiecie... dłuższe posiedzenie, a tu dzwoni jakiś nr. Odbieram: chirurgia szpitala. Myślę no niech to szlag, zaraz mi termin przesuną i zaś pół roku czekania w dupe jeża. A tu babka pyta: czy zabieg wtedy i wtedy, no ja potwierdzam ale atmosfera już ogólnie 💩 i to z dwóch powodów 🤣 wiadomo po co dzwonią.
A tu nagle ona proponuję: a mogłaby być Pani u nas za 2h? To zrobimy zabieg jutro.
Ja w pracy środek dnia. Cała szafa spraw. Mówię: Pani! czekaj za 2h to nie dam rady ale zapytaj o której mogę być najpóźniej, ja też spróbuję ogarnąć rzeczywistość i jesteśmy pod telefonem.

Burza. W pracy młyn, u mnie ciężko tak zostawić robotę. Cała szafa spraw, które trzeba przenieść na innych pracowników co oczywiście wiąże się z pełną akceptacją innych. No i na biurku leży moje świeżo wydrukowane podanie o umowę, która mi się kończy za 3 tyg. Leży i czeka na dobry moment. Idę, zanoszę i informuje kierownika, że idę na operacje dzisiaj więc mnie chwilę nie będzie. Chyba nie zdążył przyswoić tej informacji ale podanie rzuciłam i poszłam ogarniać robotę. No nic, niech się dzieje wola nieba.
No to jeszcze co w domu. Stary 2 zmiany, nie ma co z dzieckiem zrobić. Ale ogarnęłam. Zerwałam się z roboty, odebrałam młodą, spakowałam torbę do szpitala i odstawiłam dziecko do babci. Mąż ma jutro rano po zaprowadzeniu do żłobka lecieć na krew i skorzystać z 2 dni wolnego.

No i tym sposobem wylądowałam w szpitalu na pełnym spontanie.

Dzis jestem już w domu. Właściwie to byłam wczoraj.
Schemat był taki środa przyjęcie popołudniu-czwartek operacja-piątek wyjście.

Ogólnie ciężko mi. Bardzo mnie boli.
Przyszłam już laparoskopia i cięcie cesarskie ale teraz boli dramatycznie mocno.
Zgłosiłam to lekarzowi to uznał, że możliwe, że uszkodził się jakoś nerw i musi samo minąć.
Naprawdę ciężko mi chodzić i oddychac.

Dziwnie tak ogólnie. Brakuje mi jakiegoś organu. Mam nadzieję, że to było jednak dobre posunięcie. Że to pozwoli mi żyć jeszcze długo w zdrowiu, a także urodzić kolejne dziecko. No i ogólnie, że już będzie lepiej.

Mam wrażenie, że jakieś fatum nade mną ciąży. Już mam dość chorowania. No ale teraz to nastrój mam posępny pewnie przez ból.

Dieta lekkostrawna przez pierwsze dni/tygodnie jak się uda.
Narazie jest ok.
Lekarz mówił, żeby jeść wszystko tylko uważać i patrzeć co mi szkodzi.
Wiadomo, że dziś nie zjem schabowego ale mam go zjeść normalnie np za 2 tyg. Tylko najpierw pół porcji i sprawdzać jak się czuje.

Także powoli, małymi kroczkami do normalności.

7 października, 11:55

Środa. 4.10.
Siedze sobie na kibelku w pracy, telefon wzięłam bo wiecie... dłuższe posiedzenie, a tu dzwoni jakiś nr. Odbieram: chirurgia szpitala. Myślę no niech to szlag, zaraz mi termin przesuną i zaś pół roku czekania w dupe jeża. A tu babka pyta: czy zabieg wtedy i wtedy, no ja potwierdzam ale atmosfera już ogólnie 💩 i to z dwóch powodów 🤣 wiadomo po co dzwonią.
A tu nagle ona proponuję: a mogłaby być Pani u nas za 2h? To zrobimy zabieg jutro.
Ja w pracy środek dnia. Cała szafa spraw. Mówię: Pani! czekaj za 2h to nie dam rady ale zapytaj o której mogę być najpóźniej, ja też spróbuję ogarnąć rzeczywistość i jesteśmy pod telefonem.

Burza. W pracy młyn, u mnie ciężko tak zostawić robotę. Cała szafa spraw, które trzeba przenieść na innych pracowników co oczywiście wiąże się z pełną akceptacją innych. No i na biurku leży moje świeżo wydrukowane podanie o umowę, która mi się kończy za 3 tyg. Leży i czeka na dobry moment. Idę, zanoszę i informuje kierownika, że idę na operacje dzisiaj więc mnie chwilę nie będzie. Chyba nie zdążył przyswoić tej informacji ale podanie rzuciłam i poszłam ogarniać robotę. No nic, niech się dzieje wola nieba.
No to jeszcze co w domu. Stary 2 zmiany, nie ma co z dzieckiem zrobić. Ale ogarnęłam. Zerwałam się z roboty, odebrałam młodą, spakowałam torbę do szpitala i odstawiłam dziecko do babci. Mąż ma jutro rano po zaprowadzeniu do żłobka lecieć na krew i skorzystać z 2 dni wolnego.

No i tym sposobem wylądowałam w szpitalu na pełnym spontanie.

Dzis jestem już w domu. Właściwie to byłam wczoraj.
Schemat był taki środa przyjęcie popołudniu-czwartek operacja-piątek wyjście.

Ogólnie ciężko mi. Bardzo mnie boli.
Przyszłam już laparoskopia i cięcie cesarskie ale teraz boli dramatycznie mocno.
Zgłosiłam to lekarzowi to uznał, że możliwe, że uszkodził się jakoś nerw i musi samo minąć.
Naprawdę ciężko mi chodzić i oddychac.

Dziwnie tak ogólnie. Brakuje mi jakiegoś organu. Mam nadzieję, że to było jednak dobre posunięcie. Że to pozwoli mi żyć jeszcze długo w zdrowiu, a także urodzić kolejne dziecko. No i ogólnie, że już będzie lepiej.

Mam wrażenie, że jakieś fatum nade mną ciąży. Już mam dość chorowania. No ale teraz to nastrój mam posępny pewnie przez ból.

Dieta lekkostrawna przez pierwsze dni/tygodnie jak się uda.
Narazie jest ok.
Lekarz mówił, żeby jeść wszystko tylko uważać i patrzeć co mi szkodzi.
Wiadomo, że dziś nie zjem schabowego ale mam go zjeść normalnie np za 2 tyg. Tylko najpierw pół porcji i sprawdzać jak się czuje.

Także powoli, małymi kroczkami do normalności.

17 października, 12:02

11 doba po operacji. Mam już ściągnięte szwy i czuje się Córa lepiej choć boli mnie w jednym miejscu. Wychodzi na to, że narzędzia uszkodziły mi nerwy, ma to się zregenerować.

I choć początkowo myślałam, że podejdę do transferu w kolejnym cyklu po laparo to jednak dam sobie miesiąc zapasu. Niech tam się wszystko dobrze w środku wygoi.
Na początku listopada zaczyna mi się już okres. To za wcześnie. Myślę, że jak pójdę w grudniowym cyklu to spokojnie wyrobię się przed świętami i ewentualną przerwą w klinice.

Rok temu mój szczęśliwy cykl z Igorkiem zaczął się 17 listopada. W tym roku jeśli nie będzie komplikacji to będzie przesunięcie o jakieś 2-3 tygodnie.

Dziwnie, że to już rok... Powinnam tulić w ramionach 2 miesięczne dziecko, a jak narazie zalewa mnie tęsknota... Ale też i nadzieja.

Nadzieja to takie dziwne uczucie. Trzyma nas przy życiu kiedy nie zostało już nic innego. Są momenty, że pragniemy jej się pozbyć, przestać mieć nadzieję, a są takie gdy w samotności pragniemy żeby przyszła, objęła nas ramieniem i powiedziała do uszka: "przejdźmy przez to razem".
Moja nadzieja już tu jest. Już razem idziemy.

27 października, 15:38

Omg mam anginę.
Ale ból, ja pierdziele. Ani szyja ruszyć ani śliny przełknąć. Do tego dreszcze i ból mięśni, jeszcze ucho daje znać.
Od dzisiaj antybiotyk ale potrzeba kilku dni na poprawę.
Mam 3 dni na kurację bo od poniedziałku wracam do pracy.

Moj żołądek na teraz nieźle kombo bo z jedzeniem jest problem ale prochy łykam na potęgę bo nie da się żyć. Dzisiaj Izę sprzedałam do mamy. Mam nadzieję, że się nie zarazi.
Ja sama nie wiem gdzie złapałam anginę siedząc w domu. Ale byłam w przychodni na badaniach, a później u lekarza.

11 listopada, 18:22

Dramat z każdej strony. Po zakończeniu antybiotyku przez 12 dni od razu na nast dzień zaczęłam się gorzej czuć. Na początku osłabienie, ból mięśni, drapanko w gardle jakby mnie przewiało.
Po 2 dniach od nowa czopy ropne w gardle. Dziś umieram. Dostałam kolejny antybiotyk z infolinii od lekarza ale to wystarczy? Ani wymazu teraz ani nic. A wszystko boli, mięśnie, zimno mi, gardło strasznie... Boję się o Izę, ona też na antybiotyku bo ma ropne zapalenie ucha ale ma też mokry kaszel i furczy jej w klatce.
Nie wiem co mam robić.
W pon muszę iść do pracy, a ona do żłobka.
Po prostu jestem załamana.

Wizja transferu mocno się oddala. Dopóki tego nie wyleczę nie podchodzę bo na immunisupresji znowu mogę coś złapać.
Musze pilnie ogarnąć wizytę u laryngologa i niech wdraża konkretne działania.

No i bebech boli. Dalej boli mnie ten pępek i doszedł żołądek. Tamten antybiotyk ledwo zniosłam a teraz zaraz kolejny.
Tylko patrzeć aż dojdzie mi zapalenie grzybicze pochwy po takim kombo.
Rozkładam ręce i nie wiem co robić.

13 listopada, 13:03

Żyjemy. Antybiotyk zaczął działać i wczoraj już nie miałam gorączki. Także dziś poszłam do roboty choć opierdalam się jak mogę. Właśnie wcinam ciepłą zupkę ogórkową.
Jutro idę do laryngologa. Zobaczymy czy coś wdrożyć dodatkowo czy uzna, że antybiotyk który biorę będzie ok. Muszę z nią porozmawiać o tym ropniu i zaznaczyć, że do transferu wchodzę na immunisupresje i wolę uniknąć nawrotu. Czytałam trochę na necie, że nacinają takie gulki i uwalniają ropę żeby się wygoiło jak należy. Ale czy to przejdzie czy uzna że wymyślam to się okaże. Wolę poczekać miesiąc czy 2 na transfer ale być przygotowana jak należy.

Młodej załatwiłam opiekę jeszcze na 2 dni bo chyba przedłużę jej antybiotyk chociaż o dobę. Na szczęście intensywne inhalacje u niej też pomogły przez weekend i jest o niebo lepiej. Coś tam jej się odrywa ale to już zwykły mokry kaszel, nie męczy jej.

Naprawdę potrzebuje odpocząć. Mąż 2 zmiany i cały tydzień będę sama z córcia w domu. Ona się nudzi strasznie. Musimy zacząć odrobinę spacerować bo ostatnie tygodnie w domu załatwiły nasza odporność totalnie. Myślę, że wyjdę z nią dziś chociaż na 20-30 minut. Bo pójdzie do żłobka wyjdą na spacer i będzie od nowa chora. Już to znam.

Jeszcze tej nocy miałam taki refluks, że gorycz i żółć podchodziła mi do gardła chyba 20 razy. Próbowałam spać na siedząco, wzięłam leki IPP i wciąż przy każdym minimalnym ruchu wlewało mi się do buzi.
Gardło dziś boli jak cholera, w mostku piecze, typowa zgaga refluksowa ale chyba nigdy nie miałam tak źle.
Ponoć to jedno z powikłań usunięcia pęcherzyka. Wczoraj nic strasznego nie jadłam żeby było po złej diecie. No chyba, że ten antybiotyk mnie tak wykańcza. W sumie mam nadzieję, że skończę go brać i unormuje żołądek.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 listopada, 13:17

16 listopada, 16:57

Jestem po kontroli unlaryngologa
Na szczęście to nie ropień ale torbiele w migdałach przez to, że swoje już zniosły w chorobach.
Dr Zaleciła usunięcie migdałów ale sprawdzałam i na całym dolnym Śląsku terminy od 2025 🤦‍♀️
Wzruszyła mi tym migdalem tak, że okropnie bolało ale mówiła, że te torbiele jak się oderwać to mogą się zmniejszyć.
No i na takie ruszanie mam przyjść jeszcze za 2 tyg.

Narazie zostaje na antybiotyku i pozostaje trzymać kciuki żeby ta angina już nie wróciła.

17 listopada, 21:54

Rok temu zaczęłam cykl, w którym zaszłam w ciążę z Igorkiem. Są dni kiedy czuje tą ciążę i jej stratę każdą komórką swojego ciała.

Dzisiaj, 16:35

Grudzień. Bądź tym cyklem proszę 🙏
‹‹ 11 12 13 14 15