X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Nieustająca walka o ten najpiękniejszy CUD.
Dodaj do ulubionych
1 2

21 stycznia 2015, 05:48

To już dziś.. histeroskopia.. oby poszło ok..

24 stycznia 2015, 17:47

Diagnoza po histeroskopii- jednorożna macica. Wykształcone dwa jajowody, lecz obydwa niedrożne.
Połączenie jednego z jajowodów przerośnięte błoną w miejscu, w którym jest w bardzo małym stopniu połączony z jamą macicy.
W czwartek kontrola i ustalenia co dalej. Wstępnie lekarz nakreślił 3 opcje: laparoskopia, laparotomia i/lub operacja celem naciecia jamy macicy i poszerzania jej ścian.
Na chwilę obecną psychicznie czuję się fatalnie. Plamienia i ból po histeroskopii powoli ustępują.

14 marca 2015, 12:05

"Po moim policzku spływa łza.. mała, samotna, bezbronna.. jak ja..."

To wszystko było i jest bez sensu... cała moja walka.. te wszystkie leki, którymi się faszerowałam by się udało.. te wszystkie badania, zabiegi i wreszcie sama procedura IVF..
zgasła moja cała nadzieja.. jesteśmy 6 lat w plecy ;(

9.02.2015 byłam u lekarza medycyny pracy.. myślałam, że szybko pójdzie, ale wizyta trochę trwała..
Poszłam jedynie po zaświadczenie, że dalej mogę pracować a tymczasem uzyskałam parę cennych informacji.
Pani doktor to kobieta z dużym doświadczeniem i ogromną wiedzą z wielu dziedzin. Zadała mi trochę pytań a potem mówiła.. miałam wrażenie jakby czytała ze mnie jak z otwartej księgi.. z każdym kolejnym jej słowem coraz trudniej było powstrzymywać mi łzy..
Opiszę Wam w skrócie o co chodzi.
Moja teściowa ma dwa ukochane koty, które traktuje jakby były jej dziećmi.. ja mam astmę i ogromną alergię na sierść. Odkąd tu zamieszkałam mój stan się sukcesywnie pogarsza, coraz częściej choruję, zupełnie jakby dopadła mnie niekończąca się infekcja.
Pani doktor powiedziała: "to, że od ponad 6 lat organizm co dzień ma kontakt z potężną dawką alergenów sprawia, że jest ustawiony w trybie walki o w miarę normalne funkcjonowanie. To, że walczy z atakiem alergenów sprawia, że od 6 lat co dzień organizm dostaje potworną dawkę stresu i co za tym idzie poziom kortyzolu jest bardzo wysoki i organizm przestaje normalnie funkcjonować - wysiadają po kolei organy i funkcje. Co więcej sprawiło to, że ma Pani nerwicę współczulno-naczyniową. Dopóki nie odetnie się Pani od czynnika silnie alergizującego z każdym dniem będzie coraz gorzej i w pewnym momencie zmiany będą nieodwracalne."
Mój organizm nastawiony jest na program walki z alergia i ciągłym stanem zapalnym, do którego doprowadza kontakt z alergenem.. Na koniec Pani doktor zapytała czy chcemy mieć dzieci. Odpowiedziałam, że bardzo pragniemy, ale mimo wielu działań w tym kierunku nie udaje nam się i sytuacja się pogarsza. Usłyszałam, że to nie dziwne bo mój organizm walczy o podtrzymanie funkcji życiowych, więc ostatnie co mogłoby się przydarzyć to ciąża i że jeśli już jakimś cudem się uda to nie donoszę tej ciąży mieszkając tu gdzie mieszkam. Dodała, że najlepsze co można uczynić to zmiana środowiska i zanim cofną się zmiany, które już nastąpiły minie trochę czasu.
Z Michałem ustaliliśmy, że nie będziemy mówić jego mamie o tym co powiedziała Pani doktor bo ona i tak nie zrozumie. Mój Skarb miał rację w 100%, jego słowa się potwierdziły.
Wczoraj było coś w tv o IVF i teściowa pyta co dalej z nami. nie wytrzymałam i powiedziałam jej o rozmowie z lekarzem. Domyślałam się, że nie dotrze to do niej, ale nie spodziewałam się tego co usłyszę.. Stwierdziła, że gadam głupoty bo ona miała też alergię i jej przeszła odkąd ma koty w domu. A potem dodała, że szukam sobie wymówki bo najwidoczniej nie chce mi się nic z tym zrobić by było lepiej.
Jak ona tak mogła.. :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2015, 12:19

10 lipca 2015, 17:11

9.07. Operacja laparo-histeroskopowa.
Rozpoznanie pooperacyjne: Zrosty wewnątrzmaciczne Ashermana, torbiel jajnika prawego, zrosty jajnikowo-jajowodowe obustronne, zrosty otrzewnowe.
Endometrioza jajników i śródotrzewnowa IV stopień wg ASRM

Podczas operacji usunięte zrosty wewnątrz macicy oraz otrzewnej, usunięta torbiel 4cm czekoladowa na prawym jajniku.. Pobrany materiał do histopatologii.

18 lipca 2015, 21:36

Kochane chciałam Was zachęcić do złożenia swojego podpisu na petycji do Prezydenta o podpisanie ustawy o leczeniu niepłodności. Trzeba zebrać 5000 podpisów a mimo, że już od kilku dni trwa zbieranie wciąż jest ich mało.. Zapraszam Was do podpisywania u udostępniania dalej poniższego linka :)

https://secure.avaaz.org/pl/petition/Prezydent_RP_Bronislaw_Komorowski_Wzywamy_Prezydenta_RP_do_podpisania_ustawy_o_leczeniu_nieplodnosci/?nTfXAjb!

19 października 2015, 22:01

Nie pisałam nic... od lipca... aż mi głupio.. ale tyle się działo a poza tym nie chciałam zapeszać pewnych kwestii..

W 1,5 tygodnia po operacji dowiedzieliśmy się, że pojawiła się nowa torbiel. Dziadówa ta później w tydzień urosła do ponad 12 cm. Nie można było jej operować bo za wcześnie było od poprzedniej operacji.. Dostaliśmy antyki na dwa miesiące na wyciszenie jajników i wchłonięcie się dziadówy.
Po kolejnej z rzędu kontroli wreszcie dostaliśmy zielone światło na nową procedurę IVF i ruszyliśmy do walki.
Znów dni mijały podporządkowane do długo wyczekiwanego planu "od zastrzyku do zastrzyku". Najpierw wyciszanie, potem stymulacja, którą wydłużono.. O dziwo dużo lepiej znosiłam tą stymulację mimo, że większe dawki hormonów od początku były.. Na kontrolach lekarze doliczyli się ponad 13 pęcherzyków, poziom estradiolu wskazywał na minimum 9 dojrzałych.
14.10 Przyszedł czas na punkcję i konsylium lekarskie w naszej sprawie.
Pobrano 9 kumulusów. Decyzja po konsylium - konieczna histeroskopia pooperacyjna by sprawdzić czy ładnie zrosła się rekonstruowana ściana macicy oraz usunąć ewentualne nowe zrosty a jeśli się uda zrobić scratching by ułatwić maluszkom zagnieżdżanie się.
15.10. telefon od embriologa - na 9 kumulusów 6 miało wystarczająco dojrzałe komórki; zapłodniły się 4 z nich i czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.
Mija pierwszy dzień.. potem drugi.. potem trzeeeeci.. czwarty i wreszcie nadchodzi długo wyczekiwany 5 dzień - dzień informacji od embriologa. Z jednej strony bardzo pragnęłam wieści a z drugiej tak bardzo obawiałam się, że będą złe...
Dzisiaj mało zawału nie dostałam..
Dzwonię do kliniki na infolinię a tam Pani mówi, że my nie wpisani na konsultację telefoniczną.. Gdybym się sama nie upomniała to byśmy nic nie wiedzieli co z naszymi Bąblami.
No i sytuacja wygląda tak, że poryczałam się po telefonie od embriologa ;) mamy 3 Śnieżynki nasze kochane - 3AB, 3BB i 4AB :)
Jeden Bąbelasio dziś przestawał się rozwijać, więc jego nie oddają do zimowiska..
Teraz jeszcze tylko kilka dni luteiny i czekamy na @. 26.10 kontrola i ustalanie terminu histeroskopii (już wiem, że ma się odbyć w trybie CITO czyli pod koniec października/ na początku listopada). Musimy zapłacić jedynie za znieczulenie.

W ramach przyciągania dobrych myśli zmieniłam awatar i powtarzam sobie wciąż, że w głębi serca już jestem mamą. Teraz czekam, aż nasze maleństwa zakiełkują pod sercem :)

20 października 2015, 23:18

Dziś wpadliśmy na kontrolę na budowę..
Gdy sprawdzałam postępy w pokojach na górze znów dopadła mnie ta potworna pustka..
Marzyliśmy o wprowadzaniu się z maleńkim Bąbelkiem a najlepiej dwoma.. echh..
Z jednej strony cieszę się, że jeszcze około miesiąca i będziemy u siebie a z drugiej tak smutno, że będziemy tam sami..

6 stycznia 2016, 20:33

Kolejna próba...
Bąbelek 4BB trafił pod moje serduszko. Nie udało się.
Znów serce mi pękło na drobne kawałki...

28 lutego 2016, 11:38

Ciąża rozpoczęta 4 lutego 2016.... Jak szybko iskierka się zapaliła tak szybko zgasła
27.02. sobota...
Z drżącym sercem jadę z M na pobranie krwi do laboratorium. Droga ta co zawsze jak prawie co miesiąc od tylu już lat..
W głowie tli się wciąż myśl, że skoro transfer naszych ostatnich śnieżynek był tak trudny a endometrium takie mizerne to na pewno nic z tego... Boli mnie brzuch coraz bardziej @ już kolejny dzień.. Pewnie endomenda się odzywa... dla formalności muszę znać wynik bety by wiedzieć czy mogę sięgnąć po mocne leki przeciwbólowe...
Jesteśmy w laboratorium, spotykamy znajomą z innej kliniki. Rozmawiamy o leczeniu, o zarodkach, o transferach.. Ludzie nam się przyglądają i przysłuchują uważnie...
Przyszła moja kolej, więc grzecznie siadam w fotelu pokazuję obie ręce a pielęgniarka wybiera sobie żyłkę... jedno ukłucie.. uff udało się za pierwszym razem.. ;) mój wzrok pada na pudełko z plasterkami a tam taki słodki plasterek z tygryskiem, więc mówię do Pani "o jaki fajny tygrysek" zdziwiona pyta "gdzie" więc pokazałam na pudełko ;) Uśmiecha się do mnie i po skończeniu pobierania pyta "to co? tygrysek na szczęście?" aż mi się ciepło zrobiło i bez wahania mówię "poproszę".
Po wyjściu z gabinetu chwalę się mężulkowi i koleżance pasującym do mej sukienki zielonym plasterkiem z tygryskiem.
Powrót do domu... a w domu awantura, którą rozpętała teściowa.. najgorsze jest to, że pewnych rzeczy nie słyszał M i zaatakował mnie potem jeszcze o tą awanturę, wiec pokłóciłam się też z nim... po pewnych tekstach teściowej nie wytrzymałam i wyszłam z domu.. łaziłam po parku i wałach wiślanych 2 godziny nie mogąc powstrzymać się od płaczu.. próbuję się pocieszać tym, że jeszcze troszkę i się wyprowadzimy. Rozmawiam z dwiema koleżankami, dają mi ogromne wsparcie.. brzuch boli coraz bardziej a mnie korci aby sięgnąć po silny p/bólowy no ale... w ciąży go nie można, więc się wstrzymuję w razie gdyby choć nadziei nie mam nawet krztyny...
Wracam do domu, ogarniam obiad dla siebie. M na budowie. Panowie z ekipy remontowej krzątają się po domu teściów a teściowa przy ich słodka jest dla mnie jak gdyby nigdy nic. Jakby nie tak dawno nie padły te wszystkie słowa z jej ust...
Ogarnęłam jedzenie i poszłam na górę. Patrzę na laptopa i otwartą stronę diagnostyki, jednak teraz jak nigdy wcale nie mam ochoty się logować by sprawdzić wynik. Ustaliliśmy z M, że czekam na niego, więc czekałam cierpliwie mimo, że wynik na bank już jest od minimum 2 godzin.

Gdy M wrócił proszę by usiadł koło mnie i zalogował się na stronę labu bo ja nie dam rady.. Dyktuję mu numer zlecenia, wpisuje moją datę urodzenia i otwiera się strona..
w miejscu wyniku uparcie kręci się kółeczko wskazujące na pobieranie danych...
gdy wreszcie kółko znika a moim oczom ukazuje się wynik 11,58 mówię "o ja pierdolę" na co M zdezorientowany "co jest??" roztrzęsiona zdejmuję bluzę bo aż mi się gorąco zrobiło, łzy ciekną jak grochy... mówię mu "beta pozytywna. jestem w ciąży!! przytul mnie! co prawda malutka jak na ten dzień ale pozytywna"
M nawet nie drgnęły usta w uśmiechu, cały czas mnie uspokajał a ja nie mogłam powstrzymać łez. Rozmawiamy.. Mówię mu, że może być tak, że to ciąża biochemiczna i beta może spadać.. odpowiedział tylko, że jeśli w poniedziałek jak zrobię badanie i beta wzrośnie to idę na L4 i nie ma "nie". Przyznaję mu rację.

Jesteśmy w trakcie 72 cyklu starań. Równe 6 lat walki i po raz pierwszy odkąd jesteśmy razem mamy pozytywną betę.
Ostatnio gdy rozmawialiśmy powiedziałam mu, że jeśli się nie uda to ja już nie mam siły walczyć bo endometrioza mnie niszczy i zabija psychicznie... a tu taki zwrot akcji, że nawet jeśli ta ciąża się nie utrzyma to będę walczyć dalej bo dostaliśmy znak, że możemy razem mieć dziecko...

Po kontroli u lekarza 02.03...
Niestety nie mam dobrych wieści.
Pan doktor nie daje nawet najmniejszych szans na utrzymanie tej ciąży...
Jest zbyt mały przyrost poziomu beta HCG, oraz zbyt cienkie endometrium..
Poza tymi dwoma aspektami organizm pięknie przygotowany do ciąży i nawet mi się po dwie torbielki zrobiły na obu jajnikach, które miały wspomóc gospodarkę hormonalną...
Doszło do implantacji, ale zarodek zdaniem doktora obumarł.
W najbliższych dniach beta może jeszcze rosnąć potem będzie spadać. Mam czekać na @ i zjawić się na kontrolę 1-3 dc.
Dziękuję Wam za wsparcie, kciuki i modlitwę


Ciąża zakończona 5 marca 2016.... Żegnaj Aniołku [*]

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2016, 14:18

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii
1 2