generalnie mam chyba problem z wyluzowaniem. to samo tyczy sie wykresu i testow- obecny wykres wyglada jak fale Dunaju, w zyciu mi owulacji nie wyznaczy z takimi wahaniami temperatury, a testy owu wygladaja fatalnie, kreska testowa tak blada jak nigdy, az sie zastanawiam czy te testy nie sa jakies trefne, tak zle jeszcze nie bylo.
powinnam spisac juz ten cykl na straty i wyluzowac,no ale jak juz wspomnialam wczesniej, to trudniejsze nic myslalam.
no nic, trening czyni mistrza, moze w koncu uda mi sie osiagnac tak bardzo wyczekiwany stan luzu w dupie .
naprawde musze nauczyc sie dystansu do tych spraw, bo mnie to zniszczy.
dlatego decyzja, ze w przyszlych cyklach nie bedzie zadnych temperatur, testow i suplementow to najlepsza mozliwa decyzja
dodatkowo pomagam sobie tym, ze w dni plodne akurat wyjezdzam na weekend do przyjaciolki, wiec owu-gestapowiec nawet nie bedzie mial szansy sie aktywowac
no ja mam nadzieje! chodze na zajecia juz od ponad miesiaca
wiedzialam ze bedzie ciezko. Moja mama na pewno mi nie ulatwi sprawy. dzis napisala, ze postanowila sama zorganizowac wigilie i zaprosic swoja rodzine. To taka proba sprawdzenia mnie. Od 4 lat, czyli od kiedy jestesmy malzenstwem, rodzice mojego meza zapraszali moja mame na wigilie, zebysmy wszyscy mogli spedzic ten wieczor razem, na spokojnie, bez jezdzenia miedzy jednym domem a drugim.
w miedzy czasie moja mama- nieslusznie wg mnie- obrazila sie na rodzicow meza i powiedziala, ze nie chce miec z nimi nic wspolnego. w zeszlym roku z wielka laska pojawila sie na sniadaniu Wielkanocnym, ktore organizuje zona brata mojego tescia. tez zawsze o niej pamietaja pomimo, ze nie jest to dla nich zadna rodzina.
No i teraz moja mama robi wlasna wigilie, zeby sprawdzic, z kim spedze ten wieczor. z nia czy z moim mezem. na dodatek postanowila zaprosic cala swoja rodzine, chociaz wiadomo ze jej bracia spedzaja swieta ze swoimi rodzinami i raczej sie to nie zmieni.
wiec mama wie, ze raczej nikt nei bedzie mogl do niej przyjsc ale na bank sie obrazi smiertelnie jak wszyscy jej odmowia.
Mamm takich akcji serdecznie dosyc, sprawdzania na ile moze sobie ze mna pogrywac i stawiac mnie w sytuacjach bez wyjscia.
szczerze mowiac nie mam juz zupelnie ochoty sie z nia widziec.
zeby mi jeszcze na swieta dowalila i powiedziala, ze to ze nie moge miec dzieci to wylacznie moja wina, bo za bardzo angazuje sie w prace i co chwile wychodze gdzies z kolezankami (to mi wypomniala w ostatniej rozmowie).
jest mi cholernie przykro, bo swieta to czas ktory spedza sie w radosci, w rodzina, a mnie lzy plyna na sama mysl o tym.
na cale szczescie rodzina mojego meza jest naprawde swietna i wigilia u nich jest zawsze ciepla i rodzinna, wiec chyba pozostaje mi sie cieszyc tym co mam i nie dac sie zniszczyc tym zlym emocjom, na ktorych gra moja mama....
mial byc zupelnie odpuszczony, bez temperatur i suplementow, ale jednak wczoraj znow zaparzylam ziolka (tym razem bede je brac do owulacji).
zawzielam sie i postanowilam isc do lekarza. od kilku cykli obserwuje, ze malpa przychodzi kiedy jeszcze sa wysokie tempki. moim zdaniem to klopot z progesteronem. wiec chce go wydebic. znalazlam klinike kobiecego zdrowia tuz kolo mojego domu. musze teraz tylko dostac skierowanie od GP i mam nadzieje, ze jeszcze przed swietami uda umowic sie wizyte (znajac holenderskie podejscie, to nie moze byc tak latwo)
niedziele przecierpialam- przez malpe zle spalam i caly dzien mnie wszystko bolalo. wyjatkowo bolesnie to przechodze. ale za to psychicznie jest lepiej. juz nie bylo we mnie takiego buntu, ze mam to wszystko w nosie i odkladamy starania. troszke smuteczku sie pojawilo, ale wyjatkowo szybko powrocila wola walki. kochany tez wypytywal, kiedy plodne i ze koniecznie musimy dzialac
nasza droga do rodzicielstwa jest dluga i musimy sie z tym pogodzic.
z kazdym cyklem jakos jest latwiej- nie moge sie doczekac czasu, kiedy nie bede nerwowo odliczac dni fazy lutealnej i podniecac sie kazdym najmniejszym objawem. mam nadzieje, ze to przyjdzie. z czasem.
jesli chodzi o szukanie pozytywow z przyjscia malpy- no coz, przynajmniej moj porod nie wypadlby w okolicach wesela mojej przyjaciolki wiec bede mogla tanczyc u niej do rana
bardzo duzo sie dowiedzialam, nauczylam, ale szczerze licze na to, ze wiecje rocznic nie bedzie
No i z jednej strony pewnie ma racje- ja w zasadzie caly czas jestem w trybie czuwania i pilnowania wszystkiego co dotyczy mojego cyklu.
no a z drugiej strony wnerwia mnie takie czekanie i nic nie robienie, od 1,5 roku nie udalo nam sie zaskoczyc, wiec co ma sie niby teraz zmienic?
ot, taki maly szok kulturowy miedzy podejsciem holenderskich a polskich lekarzy.
sprobuje skorzystac z obu podejsc- pojde do drugiego ginekologa, zobacze co mi zaproponuja i bede tez powoli luzowac, moze ten cykl to ostatni z mierzeniem jednak? albo w ogole przestane mierzyc w trakcie?
Dzis wieczorem joga, dobry moment zeby wsluchac sie w siebie i poszukac odpowiedzi tam w srodku.
sluchalam tego dzis rano i zdalam sobie sprawe ze u mnie tej wiary naprawde brakuje... niby sie staramy i przeciez pilnuje wszystkiego i chce miec dziecko, ale chyba sama nie do konca wierze, ze to sie w koncu uda...
ciekawe jest to ze nasze serduszkowanie jest duzo bardziej udane od czasu kiedy odpuscilam super cisnienie dotyczace ciazy. i po cichu liczylam ze to bedzie mialo pozytywny wplyw, no ale poki co efektow nie ma. juz nie wiem sama co o tym wszystkim myslec.
ostatnio rozmawialam z mezem, ze jeszcze rok poczekamy z inseminacja- jest nam teraz dobrze, poza tym duzo sie dzieje w zwiazku z przeprowadzka, jak troche emocje opadna i w pracy sie uspokoi to wrocimy to chodzenia po lekarzach.
jestem jakby w lekkiej schizofrenii:) z jednej strony chce juz teraz byc w ciazy i byc mama, bo juz czas, czuje ze to juz i nie ma na co czekac. a z drugiej strony mysle sobie ze nie ma sie co spieszyc, najmlodsza nie jestem, ale najstarsza tez nie, mozemy sie jeszcze nacieszyc zyciem lekkoduchow, kiedy nie mamy zadnych powaznych obowiazkow i mozemy jednego dnia zdecydowac ze nastepnego gdzies wyjezdzamy, pojsc na impreze i spac do poludnia etc...
i kazdego dnia jestem po jednej albo drugiej stronie. ech, bycie kobieta jest wykanczajace
Hej Słonko, jestes barszo dzielna, pewnie ze bardzo ciezko jest tak nagle wychamowac...jak jest nadal wykres, testy... Ale to chyba tak ma byc... Super z ta inseminacja. Troche czadu, troche lyzu, oboje dojdziecie do siebie, jeszcze Swieta...tez troche stresow i radosci... Moze nastepny cykl bedzie spontaniczny. A nie bierzesz pod uwage odpoczynku od termometru? Np. U mnie to po 10 dniach mocno spowodowalo odpuszczenie. Byl taki jeden miesiac, a nastepny po nim znow mierzylam, i wtedy sie udalo. Ale doslownie czulam co rano, jak nie mierzylam, ze jest stres i jak on mija. Normalnie jak chmura na niebie, co sie oddala. Fale Dunaju, ładnie nazwałas...
w tym cyklu mierze temperature zeby zobaczyc jak organizm poradzi sobie bez ziol. no i jak widac sobie nie radzi :) w przyszlym cyklu zdecydowanie odpuszcze. dzieki za wizyty i wsparcie kochana <3