Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania oczekiwanie
Dodaj do ulubionych
1 2

13 listopada 2015, 08:29

wzielam sobie do serca rady EwaLauren i polasi i staram sie nie cisnieniowac za bardzo w kwestii serduszek, ale to jes dosyc trudne. z jednej strony wiem, ze mam teraz czas spokoju bo jest pol roku do inseminacji i powinnam wyluzowac i nie myslec za duzo o ciazy. a z drugiej caly czas mysle o tym, ze wlasnie zaczynaja sie plodne a my zadnych serduszek no i jak to tak. ale nie mam serca truc mojemu mezowi- widze ze jest zestresowany i zmeczony praca, no i pewnie jakbym go przyciesnela to byloby serducho ale nie o to chodzi.
generalnie mam chyba problem z wyluzowaniem. to samo tyczy sie wykresu i testow- obecny wykres wyglada jak fale Dunaju, w zyciu mi owulacji nie wyznaczy z takimi wahaniami temperatury, a testy owu wygladaja fatalnie, kreska testowa tak blada jak nigdy, az sie zastanawiam czy te testy nie sa jakies trefne, tak zle jeszcze nie bylo.
powinnam spisac juz ten cykl na straty i wyluzowac,no ale jak juz wspomnialam wczesniej, to trudniejsze nic myslalam.
no nic, trening czyni mistrza, moze w koncu uda mi sie osiagnac tak bardzo wyczekiwany stan luzu w dupie :P.

17 listopada 2015, 22:21

Czuję zal i smutek. Mój kochany nie poszedł dziś na trening bo nie był w n a jlepszej formie. No to ja sobie pomyślałam -super!jest szansa na serduszko! Na co on, że nie bardzo bo o 22 bierze udział w internetowym szkoleniu. Mo trudno, ale przed 22 się wyrobimy. Zaproponowała szybka akcje za kwadrans 22. I jak przyszło co do czego to on mówi ze jest zmęczony i najedzony. No jasna cholera!!!!!! Ja rozumiem, ciężko być gotowym na zawołanie, już się przekonaliśmy ze serduszka na sile nie wychodzą najlepiej. I ja nawet bym się n i e obrazila, gdyby zaproponował, że w ogóle idziemy na żywioł i serduszkujemy tylko kiedy mamy czas i ochotę. Ale do cholery, z drugiej strony cały czas mnie namawia, żebym robiła wszystkie badania, mierzył tempke i robiła testy. No więc zaraz, bo nie rozumiem, czy my opuszczamy czy cisniemy? Bo z tego co ja widzę to ja mam się starać i wszystkieg i pilnowac, a jak jaśnie pan, będzie miał ochotę, to łaskawie sie zgodzi na milosc. Jest mi t wraz okropnie przykro i mam ochotę się na niego wydrzeć ale nie mogę bo on ma to cholerne szkolenie online! !!!!!!niech to wszystko szlag. Kolejny cykl stał się ogromnym rozczarowaniem zanim się na dobre rozkrecil.

18 listopada 2015, 11:23

no dobra, emocje opadly, wracam do siebie. bylam wsciekla o to co wydarzylo sie wczoraj i o to, ze tak strasznie to przezywam. zdalam sobie sprawe ze jestem owulacyjnym gestapowcem. wlasnie teraz sobie pomyslalam- uf, co by nie bylo, dobrze, ze juz po tej owulacji, bo bedziemy mogli sie kochac tylko i wylacznie dla przyjemnosci, a nie ze swiadomoscia, ze trzeba to to robic tu i teraz, bo bejbis. i zrozumialam, jak duzo presji klade na kochanego, na siebie i na ten nieszczesny seks w okolicach owulacji.
naprawde musze nauczyc sie dystansu do tych spraw, bo mnie to zniszczy.
dlatego decyzja, ze w przyszlych cyklach nie bedzie zadnych temperatur, testow i suplementow to najlepsza mozliwa decyzja :)
dodatkowo pomagam sobie tym, ze w dni plodne akurat wyjezdzam na weekend do przyjaciolki, wiec owu-gestapowiec nawet nie bedzie mial szansy sie aktywowac :)

20 listopada 2015, 09:43

dzisiejsza porada z owu: "Joga zmniejsza poziom stresu i tym samym wspomaga płodność. Ćwiczenia jogi skupiają się na wolnych, głębokich oddechach, uczą pozycji, które uwalniają nagromadzone w ciele napięcia oraz poprawiają krążenie krwi. W rezultacie tego tętno tymczasowo zwalnia a ciało produkuje mniej hormonu stresu. Lekarze są zgodni, że wystarczą zaledwie dwie 45 minutowe sesje jogi w tygodniu, aby zmniejszyć poziom stresu i wspomóc płodność"
no ja mam nadzieje!:) chodze na zajecia juz od ponad miesiaca :)

25 listopada 2015, 11:48

nie ciesza mnie wcale zblizajace sie Swieta. odsuwalam mysl o nich jak najdalej od siebie.
wiedzialam ze bedzie ciezko. Moja mama na pewno mi nie ulatwi sprawy. dzis napisala, ze postanowila sama zorganizowac wigilie i zaprosic swoja rodzine. To taka proba sprawdzenia mnie. Od 4 lat, czyli od kiedy jestesmy malzenstwem, rodzice mojego meza zapraszali moja mame na wigilie, zebysmy wszyscy mogli spedzic ten wieczor razem, na spokojnie, bez jezdzenia miedzy jednym domem a drugim.
w miedzy czasie moja mama- nieslusznie wg mnie- obrazila sie na rodzicow meza i powiedziala, ze nie chce miec z nimi nic wspolnego. w zeszlym roku z wielka laska pojawila sie na sniadaniu Wielkanocnym, ktore organizuje zona brata mojego tescia. tez zawsze o niej pamietaja pomimo, ze nie jest to dla nich zadna rodzina.
No i teraz moja mama robi wlasna wigilie, zeby sprawdzic, z kim spedze ten wieczor. z nia czy z moim mezem. na dodatek postanowila zaprosic cala swoja rodzine, chociaz wiadomo ze jej bracia spedzaja swieta ze swoimi rodzinami i raczej sie to nie zmieni.
wiec mama wie, ze raczej nikt nei bedzie mogl do niej przyjsc ale na bank sie obrazi smiertelnie jak wszyscy jej odmowia.
Mamm takich akcji serdecznie dosyc, sprawdzania na ile moze sobie ze mna pogrywac i stawiac mnie w sytuacjach bez wyjscia.
szczerze mowiac nie mam juz zupelnie ochoty sie z nia widziec.
zeby mi jeszcze na swieta dowalila i powiedziala, ze to ze nie moge miec dzieci to wylacznie moja wina, bo za bardzo angazuje sie w prace i co chwile wychodze gdzies z kolezankami (to mi wypomniala w ostatniej rozmowie).
jest mi cholernie przykro, bo swieta to czas ktory spedza sie w radosci, w rodzina, a mnie lzy plyna na sama mysl o tym.
na cale szczescie rodzina mojego meza jest naprawde swietna i wigilia u nich jest zawsze ciepla i rodzinna, wiec chyba pozostaje mi sie cieszyc tym co mam i nie dac sie zniszczyc tym zlym emocjom, na ktorych gra moja mama....

30 listopada 2015, 08:23

no i przywitalam kolejny cykl staran.
mial byc zupelnie odpuszczony, bez temperatur i suplementow, ale jednak wczoraj znow zaparzylam ziolka :) (tym razem bede je brac do owulacji).
zawzielam sie i postanowilam isc do lekarza. od kilku cykli obserwuje, ze malpa przychodzi kiedy jeszcze sa wysokie tempki. moim zdaniem to klopot z progesteronem. wiec chce go wydebic. znalazlam klinike kobiecego zdrowia tuz kolo mojego domu. musze teraz tylko dostac skierowanie od GP i mam nadzieje, ze jeszcze przed swietami uda umowic sie wizyte (znajac holenderskie podejscie, to nie moze byc tak latwo)
niedziele przecierpialam- przez malpe zle spalam i caly dzien mnie wszystko bolalo. wyjatkowo bolesnie to przechodze. ale za to psychicznie jest lepiej. juz nie bylo we mnie takiego buntu, ze mam to wszystko w nosie i odkladamy starania. troszke smuteczku sie pojawilo, ale wyjatkowo szybko powrocila wola walki. kochany tez wypytywal, kiedy plodne i ze koniecznie musimy dzialac :)
nasza droga do rodzicielstwa jest dluga i musimy sie z tym pogodzic.
z kazdym cyklem jakos jest latwiej- nie moge sie doczekac czasu, kiedy nie bede nerwowo odliczac dni fazy lutealnej i podniecac sie kazdym najmniejszym objawem. mam nadzieje, ze to przyjdzie. z czasem.
jesli chodzi o szukanie pozytywow z przyjscia malpy- no coz, przynajmniej moj porod nie wypadlby w okolicach wesela mojej przyjaciolki ;) wiec bede mogla tanczyc u niej do rana ;)

30 listopada 2015, 09:22

w zeszlym roku,w grudniu, zaczelam prowadzic swoj pierwszy wykres na OF.i prosze, zbliza sie rocznica! 14 cykli razem;) (od razu widac ze mam krotkie cykle skoro w 12 miesiacach zmiescilo sie ich 14 :) )
bardzo duzo sie dowiedzialam, nauczylam, ale szczerze licze na to, ze wiecje rocznic nie bedzie :D

1 grudnia 2015, 09:56

poszlam dzis do huisarts zeby wyprosic skierowanie do innego ginekologa. przez jakis czas leczyli mnie w szpitalu w poliklinice nieplodnosci i ostatnim ich dzialaniem bylo HSG. potem powiedzieli ze wg modelu Hunaulta (!) mama 33,8% szans na naturalne zajscie w ciaze (wiem to wszystko bo wyslali list informacyjny do mojego lekarza pierwszego kontaktu, wiec teraz w koncu mam na pismie wszystko co dotad sie ze mna wydarzylo-YAY :)) poniewaz ja caly czas mam watpliwosci co do mojej fazy lutealnej, nie mialam porzadnego monitoringu cyklu oraz cierpie ciagle z powodu bolesnych miesiaczek, chce miec druga opinie. Moja pani doktor powiedziala ze da mi skierowanie do innego ginekologa, ale uwaza, ze ja za bardzo sie tym wszystkim przejmuje i w ogole wykresy sa bez sensu, ja sie za bardzo nakrecam i powinnam w tej chwili odpuscic, posluchac sie lekarzy ze szpitala i przez te pol roku probowac naturalnie bez myslenia o fazach lutealnych, progesteronach etc.
No i z jednej strony pewnie ma racje- ja w zasadzie caly czas jestem w trybie czuwania i pilnowania wszystkiego co dotyczy mojego cyklu.
no a z drugiej strony wnerwia mnie takie czekanie i nic nie robienie, od 1,5 roku nie udalo nam sie zaskoczyc, wiec co ma sie niby teraz zmienic?
ot, taki maly szok kulturowy miedzy podejsciem holenderskich a polskich lekarzy.
sprobuje skorzystac z obu podejsc- pojde do drugiego ginekologa, zobacze co mi zaproponuja i bede tez powoli luzowac, moze ten cykl to ostatni z mierzeniem jednak? albo w ogole przestane mierzyc w trakcie?
Dzis wieczorem joga, dobry moment zeby wsluchac sie w siebie i poszukac odpowiedzi tam w srodku.

15 czerwca 2016, 08:54

https://www.youtube.com/watch?v=1f0mPunv96k

sluchalam tego dzis rano i zdalam sobie sprawe ze u mnie tej wiary naprawde brakuje... niby sie staramy i przeciez pilnuje wszystkiego i chce miec dziecko, ale chyba sama nie do konca wierze, ze to sie w koncu uda...
ciekawe jest to ze nasze serduszkowanie jest duzo bardziej udane od czasu kiedy odpuscilam super cisnienie dotyczace ciazy. i po cichu liczylam ze to bedzie mialo pozytywny wplyw, no ale poki co efektow nie ma. juz nie wiem sama co o tym wszystkim myslec.
ostatnio rozmawialam z mezem, ze jeszcze rok poczekamy z inseminacja- jest nam teraz dobrze, poza tym duzo sie dzieje w zwiazku z przeprowadzka, jak troche emocje opadna i w pracy sie uspokoi to wrocimy to chodzenia po lekarzach.
jestem jakby w lekkiej schizofrenii:) z jednej strony chce juz teraz byc w ciazy i byc mama, bo juz czas, czuje ze to juz i nie ma na co czekac. a z drugiej strony mysle sobie ze nie ma sie co spieszyc, najmlodsza nie jestem, ale najstarsza tez nie, mozemy sie jeszcze nacieszyc zyciem lekkoduchow, kiedy nie mamy zadnych powaznych obowiazkow i mozemy jednego dnia zdecydowac ze nastepnego gdzies wyjezdzamy, pojsc na impreze i spac do poludnia etc...
i kazdego dnia jestem po jednej albo drugiej stronie. ech, bycie kobieta jest wykanczajace :P

10 lutego 2017, 08:47

dlugo nic nie pisalam, nie czulam potrzeby wyrzucenia z siebie czegos i chyba duzo sie tego nazbieralo. znow jestem w dolku. ciezko mi zachowac optymizm i wiare w to ze sie uda. powoli trace nadzieje, ze bedziemy mieli dziecko. czuje sie zaszczuta informacjami o ciazy z kazdej strony. nie umiem sie juz cieszyc czyims szczesciem. to wszystko boli za bardzo. nie wiem jak sobie z tymi emocjami poradzic i nie mam ducha ani sily zeby znow sie podniesc i dzialac. modlitwa nie pomaga- no bo tez z tym mam problemy. czuje sie bardzo sama w tym calym balaganie. kochany jest ze mna na tyle ile potrafi i niezmiennie powtarzam, ze jest najlepszym mezem na swiecie. strasznie sie staram, zeby te moje smutki nie wplynely na nasza relacje, bo jeszcze w tym wszystkim nam kryzysu malzenskiego brakuje...
1 2