Znow sie nie udalo. Wiem, ze nie powinnam sie tym za bardzo przejmowac, w koncu nie staramy sie az tak dlugo, w koncu to sie nie moze wydarzyc ot tak. Ale to trudniejsze niz myslalam. Kazdyc cykl, w ktorym pojawia sie owulacja wydaje sie byc tym cyklem. Po jej wystapieniu obeserwuje siebie prawie pod mikroskopem, zeby nic mi nie umknelo. Jestem bogatsza o nowe doswiadczenia i wiedze, ale ja chce byc bogatsza o fasolke!
Nie wiem jak sobie radza dziewczyny, ktore staraja sie juz kilka lat.
Ostatnio bylismy w szpitalu na badaniach w grudniu 2014. teoretycznie powinnismy czekac do grudnia tego roku, zeby wzieli sie na powaznie za nas i pomoc nam w zajsciu w ciaze. To bedzie tytaniczna praca zeby cierpliwie wytrwac do tego czasu....
och, juz nawet ovufriend zwrocil uwage na to, ze mam krotka faze lutealna. musze cos z tym zrobic- misja na ten cykl, znalezc tu lekarza, ktory mi z tym pomoze
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2015, 21:38
jesli moge zapytac, co u Ciebie wplywa na dlugi czas staran?
czuje ugle, bo cos sie dzieje, bo dzialam, a nie czekam az samo sie naprawi.
W koncu tez odpuscilam podejscie "to bedzie ten cykl!". Wiem, ze zanim te suplementy zaczna dzialac, to musi minac troche czasu, wiec spodziewam sie jakiejkolwiek (o ile) poprawy za 2-3 cykle. Co nie znaczy, ze nic nie bedziemy robic w miedzyczasie Ale przynajmniej czas po owulacji nie bedzie taki nerwowy.
O ile w ogole do owulacji dochodzi. ale to bedzie nastepny krok. Sprobuje zorganizowac monitoring(a tutaj to bedzie niezly wyczyn!) po 3 miesiacach od teraz.
no to do roboty!
Wiele z dziewczyn na ovu stara się już o drugie dziecko. Fajnie jest być razem z nimi w tych staraniach i czuć ich wsparcie. Ale stoimy chyba na trochę innych pozycjach. One już wiedzą, co to znaczy macierzyństwo.
Uff, no muszę sobie jakoś z tym wszystkim radzić i po prostu dalej robić swoje. Wiem, że jak za bardzo będę się przejmować to oszaleję. Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić
naprawde chce mi sie plakac. ale jest poniedzialek, jestem w pracy, musze sie opanowac
chyba po prostu chce z siebie tez zal wyrzucic, zeby isc dalej. ale podnoszenie sie po kazdej kolejnej porazce jest coraz trudniejsze. nie wiem, czy mam wystarczajaco sil, zeby przejsc przez to doswiadczenie.
moze w tym cyklu pozwole sobie na smuteczek i troszke marudzenia i nie bede udawac bohaterki....
PS. Swietnie, wlasnie sie okazalo, ze w przyszlym cyklu (zakladam ze juz zaczal sie nowy dzis) moj Maz akurat wyjezdza w czasie mojej prawdopodobnej owulacji. Co za "swietny" zbieg okolicznosci. Czy wszechswiat daje nam znac ze to wszystko nie ma sensu?
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2015, 16:05
a przed chwila kolezanka podeslala mi zdjecia swojego 3-miesiecznego synka. Jest smieszna kluska, robi minki - no jak to maluszek. I prawie rozplakalam sie przy monitorze, w pracy. Czy mnie to kiedys spotka? Czy w ogole, kiedykolwiek bede mama?
Wczoraj na spotkaniu z inna kolezanka rozmawialysmy o adopcji- okazalo sie, ze ona jest adoptowana, miala wspanialych rodzicow i dziecinstwo i w ogole jest bardzo za adopcja. Moze my tez powinnismy zaczac to rozwazac. Juz teraz. Przeciez proces adopcyjny jest dlugi, trudny i zmudny.
MOze czas pozegnac sie Holandia, wrocic do Polski i rozpoczac cala ta zabawe?
Uff, dlaczego to wszystko takie trudne. I dlaczego emocje robia ze mna co chca....
uf, byle do wrzesnia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2015, 08:48
Ech, a moze te ponure mysli odejda ode mnie jak wroci moj B.? Juz czwartek, juz nieduzo zostalo do soboty;)
Bycie w dobrym humorze i pozytywne nastawienie to czasem ciezka praca
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/lomza-ze-stawu-wylowiono-zwloki-noworodka-policja-prosi-o-pomoc,568455.html
jak widze takie rzeczy to zupelnie nie wiem co mam robic. to jest niewyobrazalne ze sa matki, ktore traktuja tak swoje dzieci. i niewyobrazalne jest to, ze takim matkom trafiaja sie dzieci, a prawie- mamy, takie jak my, musza czekac miesiacami na szanse na malenstwo.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 sierpnia 2015, 09:22
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2015, 15:15
w zasadzie teraz te badania i starania to raczej z rozpedu niz z zywych checi. juz mam troche dosyc, jestem zmeczona i smutna. przestalam nawet modlic sie o dziecko. nie mam zalu do Boga, nic z tych rzeczy, po prostu przestalam czuc te palaca potrzebe macierzynstwa. nie wyobrazam sobie zycia bez dziecka, ale w tej chwili nie mam sily, nie moge wykrzesac z siebie entuzjazmu i wiary.
moze w nastepnym cyklu bedzie lepiej? zadnych wyjazdow, podrozy, bedziemy mieli czas dla siebie. a moze w nowym roku...moze... moze.....
teraz musze przebrnac przez ten cykl, przeczyscic rury, wyjasnic sprawe tarczycy, malymi kroczkami moze gdzies dojdziemy.
ach, cudownie byloby tam sie znalezc juz niedlugo....
ale napisalam dzis do meza, zeby- jak wroce do domu po pracy- sprowawdzil mnie na ziemie. Bo ja juz sobie Bog wie co wyobrazam. a jak przyjdzie malpiszon albo test pokaze biel vizira to beda lzy...
musze jeszcze pare dni wytrzymac. jesli malpa nie przyjdzie do wtorku to testuje.... to cala wiecznosc.....
troszke rano bylo smuteczek ale nic to, mam teraz pol roku nie myslenia i nie stresowania sie ciaza i powinnam, do diaska, zaczac z tego korzystac a nie w myslach wybierac sie juz na USG zeby zobaczyc czy pecherzyk jest dobrze umiejscowiony (no idiotka no )
takze moja droga mk- do skutku- przestan sie nakrecac! i ze spokojem czekaj na malpe tak jak to bylo ustalone na poczatku cyklu!
powoli tez odstawiam wszystkie suplementy- troche mam dosc garsci tabletek lykanych co rano. w tym cyklu odpadaja ziola ojca Sroki, w przyszlym cyklu bede brala tylko kwas foliowy.
Kiedys na OF byla taka porada, zeby traktowac zajscie w ciaze jak wygrana na loterii- jakos nigdy nie bralam tego na powaznie, ale teraz postaram sie miec do tego taki stosunek. nie spodziewam sie niczego, ale pozostawie w sercu iskierke nadziei na wygrana.
wydaje mi sie, ze moze to przez to, co wczesniej zjadlam- czulam jakis dyskomfort. nie zawsze jest tak, ze osiagam szczyt ale zawsze jest super przyjemnie. a wczoraj- naprawde nic. w ogole czulam sie tam tak lepko- zazwyczaj jest wilgotno i jest poslizg;) w koncu po to jem to zakichane siemie.
szczerze mowiac zastanawiam sie nawet czy kochany skonczyl czy udawal ze skonczyl, zeby sie tez juz nie meczyc. nie wiem zupelnie co o tym myslec. pierwsze serce w tym cyklu bylo cudowne- zreszta zawsze jest tak, ze po okresie rzucamy sie na siebie jakbysmy miesiacami nie byli razem. a potem jest roznie- ale nigdy nie bylo tak jak wczoraj!
staram sie nie dolowac, ale to jakis dziwny czas- w weekend mialam najgorszy czas w biegu od miesiecy, naprawde slabo mi poszlo. wczoraj najgorszy seks od miesiecy- jakie wtopy mnie jeszcze czekaja? i czym moja slaba forma jest spowodowana?
zaczelam brac zelazo- czy to ma jakis wplyw? (zaczelam je brac bo czulam ciagle zmeczenie i wyczytalam, ze zelazo na to pomaga).
ech, nie wiem co myslec. dzis dosyc intensywny dzien- kochany w delegacji, laduje wieczorem. ja po pracy mam joge. mam nadzieje, ze jakos to zleci i moze jutro znow sprobujemy i sprawdzimy, czy ja w ogole dzialam czyod tych staran juz sie zupelnie popsulam.....
Kochana nie załamuj się porażkami :) Z każdym dniem jesteś bliżej celu :) Ja staram się 3 lata, i nie załamuje się bo wierzę że nic nie dzieje się bez przyczyny :) trzymam kciuki i głowa do góry !!! :)
Kochana ja mam juz 40 lat, podobnie jak Ty znam meza 4 lata (2 lata po slubie). Zycze Ci, bys w kazdym nastepnym miesiacu widziala nadzieje, tak, nadzieje, NOWA nadzieje a nie porazke.