A jeśli będą dwie kreski... To w zasadzie też kłopoty :p. Tak gdybając... W styczniu podpisałabym umowę na czas nieokreślony, byłby jakiś macierzyński. A jak to będzie wiadome dyrekcji, to przecież nie podpiszą. Niby 2 mies tylko, można się nie zdradzać... Tyle że moja praca polega na dźwiganiu w znacznej mierze. Więc w zasadzie L4 na już. A umowa kończy się w styczniu, to będzie bez przedłużenia...
No ale takie problemy to jak te dwie kreski wyjdą. Na razie nie ma co.
Ale zaraz zwariuję chyba.czas się za coś zabrać i mniej myśleć
Ale mam takie podejrzenie, że tym razem coś się zaczęło dziać. Tylko równie szybko skończyło. No bo skąd śluz płodny w połowie II fazy, nigdy tego nie było. I piersi czasem bolały, owszem, ale przy zakładaniu stanika to nie.
Chcę poprosić rodzinnego o skierowanie do poradni genetycznej, podobno tak można... Zobaczymy co wyjdzie
Jestem kilka badań do przodu i kilka tys złotych do tyłu. Nic nie wynikło.
Okres się spóźnia drugi dzień. Może to nie oznaczać nic, a może wszystko.
Nie czuję się ani na ciążę ani na okres.
Zwariował cykl po histeroskopii.
Tak bardzo bym chciała być w ciąży... Mieć dzieciątko. I tak się łudzę. Że przecież brzuch nie boli nadal. Ale kilka brązowych plamek jest, temperatura niska... Raczej nie ma na co liczyć, okres w drodze
Czy to tylko hormony i bliżej owulacji będzie więcej nadziei .
Do jakichkolwiek statystyk trudno mi dotrzeć, więc nawet sobie nie mogę posprawdzać ile szanse mi rosną...
A najgorzej, że w pracy co trochę trzeba się urywać, na monitoringi, wizyty... i wszyscy pytają dlaczego.
Ostatnio to mi się po prostu nie chce.
Z jednej strony - super! Wreszcie coś wiadomo, niedługo konsultacja, dowiem się co i jak.
Ale z drugiej strony mamy internet.... No i czytam, że nie u wszystkich to powód niepłodności, że często nieoperacyjna, że znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo implantacji... No i nie wiem. Nie wiem czy ta diagnoza cokolwiek zmieni... Cokolwiek da.
Ale teraz się zastanawiam czy starania jeszcze mają sens. Duże ilości leków, nie wiadomo czy z jakimkolwiek skutkiem... I jaki jest długofalowy wpływ na organizm. Adopcja zarodka też z mocno niepewnym skutkiem.
Może po prostu nie mamy mieć dzieci. Może czas zakończyc starania.
Podejść do AD? A może odwiedzić jeszcze innego specjalistę? A może po prostu adopcja dziecka już gdzieś czekającego? A czas leci. I chyba nie ma najlepszych odpowiedzi. Ale może nie ma też złych?
Czy adenomioza jest jedynym problemem? No bo jeśli nie to, to co? Może ktoś zaproponuje inną metodą leczenia? Podobno niektórzy operują? A jeśli próbując dostać się do specjalisty stracę bezcenny czas? Już sama AZ przy tym tak niepewna.. z wiekiem lepiej nie będzie..I może dalej szukając stracę szansę na adopcję już urodzonego maleństwa .. bo właśnie wiek.
Nic nie wiadomo.
Jak to w życiu.
Loteria. Wybierz opcję i tak nigdy nie dowiesz się co by było gdyby wybrać co innego.
Wybieraj i bądź szczęśliwy.
Żeby to takie proste.
Może właśnie jest.
Cztery miesiące na diphereline - cztery miesiące menopauzy, żeby wyciszyć adenomiozę. Czas trudny i łatwy. Z jednej strony - osławione uderzenia gorąca, brak energii, wypadające włosy... Zmiana sylwetki; zeszczuplały biodra i uda.
Ale dla równowagi - bez czekania na owulację, potem na okres... Bez zastanawiania się czy może tym razem nie przyjdzie, rozważania czy ciut inne samopoczucie nie jest zwiastunem czegoś wielkiego. Wielki luz psychiczny, całkowite oderwanie się od tematu starań. Bo nie ma cyklu, owulacji okresu.
No i potem adopcja zarodka po raz pierwszy. Bezskutecznie. Cykl sztuczny, masa tabletek, zastrzyki... zmęczenie wieczne, życie z zegarkiem w ręku. 3 tygodnie L4. I nic.
Podejście drugie, cykl naturalny. Zrosty na żyłach, ale tabsów wcale, samopoczucie dużo lepsze, owulacja piękna jak zwykle i ... guzik. Dupa zbita. Transfer wypada na niedzielę klinika w niedzielę nie pracuje...
Więc znów w oczekiwaniu. Na kolejny okres, kolejną owulację, kolejny transfer... Z nadzieją, że nic się po drodze nie wykrzaczy.
5 września
Znikła gdzieś opcja dodawania wpisów 🤔
Ale.
Na teście pojawiła się blada kreska. Bardzo blada, ale jest, jak jeszcze nigdy w życiu.
Gdybym była teraz sobą sprzed 5 lat, z początku starań... Albo nawet sprzed dwóch. Cieszyłabym się że jestem w ciąży. Mówiłabym rodzicom, rodzeństwu... dałabym znać w pracy, że już mnie nie będzie.
Ale jestem teraz. Więc co - robię betę. Wychodzi dosyć niska. Więc nawet nie myślę, że jestem w ciąży. Po prostu nadal mam w sobie zarodek i tyle. Zobaczymy co będzie jutro, czy przyniesie jakąś odpowiedź... Nie cieszę się zbytnio. I nie wiem co powiedzieć w pracy. Będę w poniedziałek? W przyszłym tygodniu? (Na moim stanowisku nie można być w ciąży, to niebezpieczne).
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 września, 21:35
Za tydzień kontrola. Niepokoję się.
Bo dlaczego okres mimo progesteronu 20? Czy jestem zdolna być w ciąży?
I obawiam się że znów menopauza będzie wskazana, a źle to znoszę fizycznie i psychicznie. No, może fajnie schudłam :p
Zaskoczyło mnie, że jak beta zaczęła spadać, tak źle się czułam. Bałam się wyjść z domu, żeby się gdzieś nie przewrócić po drodze.
A teraz...
Z jednej strony, wydaje mi się że skoro biochem był, to może rzeczywiście następny raz się uda!
A z drugiej.. skoro był super zarodek, świetnie rokujący a i tak nic z tego... To mogła być jego wina? Czy mój organizm jakiś felerny?
Może po prostu nie mam być w ciąży.