Zaczęło się w niedzielę o 21, miałam skurcze, niby słabe, ale regularnie co 3 minuty. Poszłam się umyć i położyć, myślę przejdzie jak zawsze. Ale nie przeszło 🙈 O 23 obudziłam męża i pojechaliśmy do szpitala, w aucie skurcze już bolały dużo mocniej. Na IP okazało się, że rozwarcia brak 🫣 ale zostawią mnie na patologii ciąży i zrobią KTG. Na ktg skurcze pisały się co 1,5 minuty, więc położna podłączyła mi kroplówkę, żeby mi trochę ulżyć. o 1 rozwarcie było już na 3cm i krwawienie nie wiadomo skąd, juz bałam się, że znowu zrobią mi cc, ale wysłali mnie na porodówkę do położnych. Tam przelezalam pod ktg do 4 i przyszła położna zapytać czy chciałabym zzo, bo rozwarcie już na 5cm, wzięłam. Niestety nic mi nie pomogło w bólu, poza tym, że skurcze były co 5 minut, więc miałam chwilę oddechu 😂 Zadzwoniłam po męża, bo zapomniałam zrobić to wcześniej 🙈 Przenieśli mnie do pokoju narodzin. Super sprawa, pełno pomocy do rodzenia, ale ja nie mogłam z nich korzystać, bo krwawiłam, a lekarka bała się o bliznę po cc, więc musiałam leżeć 🫤. Przed 7 przyszła położna okazało się, że rozwarcie na 10 cm, ale muszę czekać na zmianę personelu. Mąż dojechał więc rodzimy, moja położna to złota kobieta, dokładnie mówiła mi co mam robić, mąż też pomagał (ani razu na niego nie nakrzyczałam 😂). W pewnym momencie w sali było z 6 osób, bo studentka z opiekunką, położne, lekarz 🫣 Mąż miał nic nie widzieć, a ostatecznie rodziłam na boku i widział cały cud narodzin, powiedział, że to było cudowne i fascynujące przeżycie ❤️ Skurcze parte to jakiś kosmos, ból nie do opisania, trwał jakieś 47 minut, na koniec powiedziałam położnej, że to było wspaniałe przeżycie 😂 Miałam jeden kryzsy i myślałam, ze nie dam rady, że nie chcę juz rodzić, ale dałyśmy radę. Młoda dostała 9 pkt, bo miała problemy adaptacyjne, ostatecznie trafiła do inkubatora 😔 Potem było jeszcze kilka innych problemów w tym żółtaczka i naswietlanie, więc ze szpitala wyszłyśmy dopiero w piątek 🙄 Teraz próbujemy nauczyć się życia na nowo 😂